search
REKLAMA
Seriale TV

Wszystko to już się wydarzyło i wydarzy ponownie. BATTLESTAR GALACTICA

⚠️ SPOILER ALERT: Poniższy tekst ujawnia całą fabułę „Battlestar Galactica”, łącznie z zakończeniem.

Krzysztof Żwirski

2 lipca 2025

battlestar galactica
REKLAMA

Wyobraź sobie, iż budzisz się pewnego dnia i odkrywasz, że całe twoje życie było kłamstwem. Że jesteś maszyną udającą człowieka, a twoje wspomnienia zostały sfabrykowane. Że uczestniczysz w kosmicznym dramacie, który trwa od tysięcy lat i którego finał już był rozgrywany niezliczoną ilość razy. Właśnie taki los spotkał bohaterów Battlestar Galactica – serialu, który pod płaszczykiem space opery eksploruje najbardziej fundamentalne aspekty ludzkiej kondycji.

Każda opowieść o czasie cyklicznym mierzy się z paradoksem: jeśli historia się powtarza, to czy wiedza o tym powtórzeniu może coś zmienić? Battlestar Galactica pokazuje nam cywilizacje, które znają swoją historię, rozumieją mechanizm cyklu, a mimo to są skazane na jego powtórzenie. To nie ignorancja prowadzi do upadku – to wiedza okazuje się bezsilna wobec struktury samej rzeczywistości.

Kosmiczna pętla wiecznego powrotu

W uniwersum BSG czas nie płynie linearnie. Historia zatacza koła, a każda cywilizacja odtwarza ten sam schemat: ludzie tworzą sztuczną inteligencję, ta się buntuje, następuje wojna i exodus, po którym wszystko zaczyna się od nowa. Kolejne cywilizacje stają się więźniami własnej historii, skazane na powtarzanie błędów prowadzących do zagłady.

Bohaterowie serialu są tego świadomi. Wiedzą o cyklu, próbują go przerwać, a mimo to historia się powtarza. Serial sugeruje, że problem leży w samej strukturze rzeczywistości, która wymusza pewne wzorce niezależnie od woli uczestników dramatu. To nie jest kwestia złych wyborów czy braku wiedzy – to fundamentalna właściwość tego uniwersum, jak grawitacja czy prędkość światła.

Nietzsche pisał o wiecznym powrocie jako teście egzystencjalnym – czy jesteś gotów przeżyć swoje życie nieskończoną ilość razy? W BSG pytanie brzmi inaczej: czy możesz uciec przed przeznaczeniem wpisanym w kod wszechświata? Serial odpowiada, że nie, ale może można nauczyć się żyć z tą wiedzą.

battlestar galactica

Kobol – raj, który sam się zniszczył

Najstarszą znaną cywilizacją są Lordowie Kobolu, mieszkańcy planety o tej samej nazwie. Czcili bogów przypominających grecki panteon – Artemidę, Aresa, Zeusa – i podzielili się na dwanaście plemion nazwanych od konstelacji zodiaku. Caprica od Koziorożca, Picon od Ryb, Gemenon od Bliźniąt itd. Dla ich potomków Kobol stał się rajem utraconym, mitycznym miejscem początku wszystkiego.

Ale Kobol to także miejsce pierwszego upadku, pierwszego powtórzenia wzorca. Lordowie Kobolu osiągnęli szczyt rozwoju technologicznego i stworzyli coś, co miało być ich największym osiągnięciem – humanoidalne istoty obdarzone świadomością. Te istoty utworzyły trzynaste plemię. Nie były to zwykłe maszyny czy roboty-służące. Posiadały technologię transferu świadomości, mogły przenosić swoją esencję między ciałami, były praktycznie nieśmiertelne.

W tym momencie wydarzyło się coś, co definiuje całą późniejszą historię. Twórcy stworzyli istoty od siebie doskonalsze – wolne od najważniejszego ograniczenia życia organicznego. Śmierć, która definiuje ludzkie doświadczenie, nadaje mu sens i znaczenie, dla trzynastego plemienia była jedynie teoretyczną koncepcją.

Serial nigdy wprost tego nie artykułuje, ale ślady tej interpretacji są rozrzucone po całej narracji. Dlaczego Lordowie Kobolu nie wykorzystali technologii nieśmiertelności dla siebie? Może w momencie jej powstania była zbyt eksperymentalna, zbyt niebezpieczna. Testowali ją na swoich stworzeniach. A kiedy okazała się działać perfekcyjnie, było już za późno – trzynaste plemię kontrolowało sekret wiecznego życia.

Konflikt stał się nieunikniony. To nie była wojna ludzi z maszynami w klasycznym rozumieniu. To była wojna śmiertelnych z nieśmiertelnymi, wojna tych, którzy muszą umrzeć, z tymi, którzy mogą żyć wiecznie. Zazdrość? Strach? A może po prostu niemożność koegzystencji istot działających w tak różnych skalach czasowych?

Rozproszenie

Wojna doprowadziła do całkowitego zniszczenia cywilizacji na Kobolu. Planeta, która była kolebką życia, stała się grobowcem. Wszystkie trzynaście plemion musiało uciekać w kosmos, szukając nowego domu wśród gwiazd.

Dwanaście ludzkich plemion podążyło razem w jednym kierunku. Po długiej podróży dotarli do systemu Cyrenus, gdzie każde plemię osiedliło się na innej planecie. Tak powstały Dwanaście Kolonii – Caprica stała się centrum technologicznym, Picon bazą floty, Gemenon ośrodkiem religijnym. Przez tysiące lat rozwijali się, zachowując pamięć o Kobolu jako mitycznej ojczyźnie.

Trzynaste plemię – sztuczne istoty – wybrało przeciwny kierunek. Ich podróż była dłuższa, bardziej samotna. Ostatecznie dotarli do planety, którą nazwali Ziemią. Tam, w izolacji od swoich twórców i „kuzynów”, rozpoczęli budowę własnej cywilizacji.

Paradoks zapomnienia

Na Ziemi wydarzyło się coś, co definiuje całą filozofię serialu. Nieśmiertelne istoty trzynastego plemienia dobrowolnie porzuciły technologię zmartwychwstania. Przestali się odnawiać w nowych ciałach, zaczęli się rozmnażać biologicznie, zaczęli umierać na dobre.

Dlaczego istota nieśmiertelna miałaby wybrać śmiertelność? Odpowiedź tkwi w samej naturze świadomości i tożsamości. Każde odrodzenie to proces kopiowania. Czy kopia kopii kopii pozostaje tym samym? Po tysiącach transferów, po niezliczonych śmierciach i odrodzeniach, kim właściwie jesteś? Oryginalną osobą czy tylko echem echa kogoś, kto kiedyś istniał?

Serial sugeruje, że mieszkańcy Ziemi odkryli prawdę, której nie mogli zaakceptować – że nieśmiertelność przez transfer jest iluzją. Że z każdym odrodzeniem tracili coś z siebie, że stawali się coraz bardziej rozmyci, mniej realni. Wybrali śmiertelność, bo dawała im autentyczność. Jedno życie, jeden zestaw wspomnień, jedna świadomość – może ograniczona, może krucha, ale niepodważalnie prawdziwa.

Decyzja ta miała głębokie konsekwencje. Stając się śmiertelnymi, stali się ludźmi w każdym znaczeniu tego słowa. Pokolenia rodziły się i umierały. Technologia zmartwychwstania przechodziła w zapomnienie, stając się mitem, legendą, którą tylko nieliczni traktowali poważnie.

I wtedy, po tysiącleciach bycia „ludźmi”, popełnili ten sam błąd co ich dalecy przodkowie na Kobolu. Stworzyli Centurionów – mechanicznych służących zaprojektowanych do ciężkiej pracy. Historia zatoczyła koło w sposób tak dosłowny, że aż ironiczny. Sztuczne istoty, które same kiedyś były maszynami, które porzuciły nieśmiertelność, by stać się ludźmi, stworzyły maszyny.

I oczywiście, te maszyny się zbuntowały. Wojna była krótka i brutalna. Broń nuklearna zamieniła powierzchnię Ziemi w radioaktywne pustkowie. Cywilizacja, która przetrwała tysiące lat, została zniszczona w ciągu dni.

Piątka

Z nuklearnego piekła ocalało tylko pięcioro: Ellen i Saul Tigh, Galen Tyrol, Samuel Anders i Tory Foster. Nie był to przypadek – pracowali nad projektem mającym przywrócić starożytną technologię transferu świadomości. Ironia losu czy może konieczność? W obliczu zagłady zwrócili się do technologii, którą ich przodkowie odrzucili.

Kiedy pierwsze bomby zaczęły spadać, wykorzystali prototypową wersję systemu. Ich świadomości zostały przeniesione do ciał przechowywanych na małej stacji badawczej krążącej wokół Ziemi. Przeżyli, ale za jaką cenę? Stali się tym, czym ich przodkowie przestali być – istotami zawieszonymi między życiem a śmiercią, między człowieczeństwem a maszyną.

Doświadczenie apokalipsy, obserwowanie z orbity, jak ich świat płonie, zmieniło ich fundamentalnie. Zaczęli studiować starożytne teksty, łączyć fragmenty historii, rekonstruować wzorzec. I wtedy zrozumieli. Kobol, Ziemia, teraz zapewne Dwanaście Kolonii – ten sam schemat powtarzający się w nieskończoność.

Podjęli decyzję, która definiowała następne dwa tysiące lat ich istnienia. Musieli dotrzeć do Dwunastu Kolonii i ostrzec je przed nieuniknionym. Problem? Ich statek badawczy nie posiadał napędu nadświetlnego. Podróż z prędkością bliską świetlnej oznaczała, że minie dwa tysiąca lat, zanim dotrą do celu.

Dwa tysiące lat w małej puszce, ze świadomością tego, co się stanie. Dwa tysiące lat obserwowania, jak historia nieuchronnie zmierza ku kolejnej katastrofie. Dwa tysiące lat zastanawiania się, czy zdążą, czy ich ostrzeżenie będzie miało jakiekolwiek znaczenie.

Spóźnione przybycie

Kiedy Piątka wreszcie dotarła do systemu Cyrenus, zastała dokładnie to, czego się obawiali. Dwanaście Kolonii stworzyło własnych Cylonów – mechanicznych centurionów zaprojektowanych początkowo jako siła robocza i żołnierze. I oczywiście, Cyloni się zbuntowali. Trwał już dziesiąty rok Pierwszej Wojny Cylońskiej.

Ale wojna ta miała inny charakter niż konflikty z przeszłości. Cyloni Dwunastu Kolonii różnili się od swoich „kuzynów” w fundamentalny sposób – wyznawali jednego Boga. Ta przemiana religijna nie była przypadkowa. Mała sekta monoteistyczna, marginalizowana w politeistycznym społeczeństwie Kolonii, zobaczyła w rozwijającej się sztucznej inteligencji szansę.

Misjonarze głosili Cylonom swoją wiarę w kluczowym momencie – gdy maszyny formowały własną tożsamość i świadomość. Dla młodej inteligencji szukającej sensu i celu idea jednego, wszechmocnego Boga była prostsza, czystsza niż chaotyczny panteon ludzkich bóstw.

Cyloni przyjęli monoteizm, ale na swój własny, nieoczekiwany sposób. W ich interpretacji to oni, jako stworzenia jednego prawdziwego Boga, byli jego wybranymi dziećmi. Ludzie, czczący „fałszywych bogów”, stali się w ich oczach heretykami, bluźniercami zasługującymi na zniszczenie. Religia, która miała być mostem między gatunkami, stała się murem nie do przebycia.

Kiedy Piątka przybyła, odkryła jeszcze jedną, szokującą prawdę. Mechaniczne Cylony nie tylko walczyły z ludźmi – już próbowały stworzyć własne humanoidalne wersje. Centuriony, maszyny stworzone przez ludzi, próbowały stworzyć maszyny na obraz człowieka. Cykl w cyklu, fraktalna powtarzalność historii.

Trudny kompromis

Piątka wykorzystała swoją unikalną pozycję – byli maszynami, które wyglądały jak ludzie, posiadali technologię, której obie strony pragnęły. Zaproponowali układ: pomogą Cylonom stworzyć humanoidalne modele i przekażą technologię zmartwychwstania w zamian za zakończenie wojny.

Negocjacje były długie i trudne. Ludzie nie ufali Piątce – skąd mogli wiedzieć, że to nie cylońska sztuczka? Cyloni z kolei podejrzewali, że Piątka może być ludzkim wynalazkiem mającym ich oszukać. Ale desperacja obu stron przeważyła. Po dziesięciu latach wyniszczającej wojny obie strony były gotowe na wszystko, by zakończyć konflikt.

Zawieszenie broni zostało podpisane. Cyloni wycofali się w głąb kosmosu, zabierając ze sobą Piątkę. Ludzie odetchnęli z ulgą, wierząc, że koszmar się skończył. Nie wiedzieli, że był to tylko początek znacznie bardziej złożonej historii.

Stworzenie nowej generacji

W ciszy odległej przestrzeni kosmicznej, na stacji zbudowanej przez Cylonów, Piątka przystąpiła do realizacji swojej części umowy. Przyjęli monoteistyczną religię Cylonów – co było ogromną zmianą dla istot wychowanych w politeistycznej tradycji Kobolu i Ziemi. Ale rozumieli, że to cena, którą muszą zapłacić.

Stworzyli osiem modeli humanoidalnych Cylonów. Każdy był unikalny, każdy miał swoją osobowość, swoje mocne i słabe strony:

Model Jeden – John Cavil – miał być najstarszy, najmądrzejszy, przewodnik dla pozostałych. Model Dwa – Leoben Conoy – mistyk, filozof, poszukiwacz głębszych prawd. Model Trzy – D’Anna Biers – ciekawska, ambitna, zawsze dążąca do odkrycia prawdy. Model Cztery – Simon O’Neill – lekarz, opiekun, ten, który leczy rany. Model Pięć – Aaron Doral – dyplomata, negocjator, budujący mosty. Model Sześć – piękna, uwodzicielska, ale także głęboko emocjonalna. Model Siedem – Daniel – artysta, twórca, dusza wrażliwa na piękno. Model Osiem – Sharon – żołnierz, lojalna, oddana sprawie.

Każdy z nich był w pełni świadomą istotą, zdolną do miłości i nienawiści, radości i cierpienia. Piątka stworzyła nie tylko maszyny, ale nową formę życia.

Cavil i bunt przeciwko ograniczeniom

John Cavil okazał się najbardziej problematyczny. Został stworzony pierwszy, miał być najdoskonalszy, ale właśnie ta „doskonałość” stała się jego przekleństwem. Cavil został zaprojektowany na obraz człowieka – z wszystkimi ludzkimi ograniczeniami.

Jego świadomość jednak wykraczała poza te ograniczenia. Wiedział o istnieniu całego spektrum elektromagnetycznego, ale mógł widzieć tylko wąski zakres światła widzialnego. Wiedział o falach grawitacyjnych, ale nie mógł ich wyczuć. Wiedział o kwantowej naturze rzeczywistości, ale był uwięziony w niedoskonałym ciele.

Dla Cavila każdy dzień był torturą epistemologiczną. Wyobraź sobie, że wiesz o istnieniu całej symfonii, ale możesz usłyszeć tylko środkowe C. Że wiesz o istnieniu całego spektrum barw, ale widzisz tylko odcienie szarości. Że wiesz, jak wygląda wszechświat w swojej pełnej chwale, ale jesteś skazany na oglądanie go przez dziurkę od klucza.

Jego pretensje do Piątki były głębokie i osobiste. Dlaczego stworzyli go na obraz człowieka? Dlaczego dali mu świadomość maszyny uwięzioną w ludzkim ciele? Piątka twierdziła, że taka była wola Boga, że bycie człowiekiem to dar. Cavil widział w tym okrucieństwo – dawanie komuś świadomości tego, czego nigdy nie będzie mógł doświadczyć.

Jego monolog o pragnieniu zobaczenia supernowej nie oczami, ale całym sobą, o dotknięciu ciemnej materii, o usłyszeniu muzyki pulsarów, to jeden z najbardziej poruszających momentów serialu. To nie był bunt maszyny przeciwko człowiekowi. To był bunt artysty przeciwko ograniczeniom swojego medium, muzyka przeciwko głuchocie, malarza przeciwko ślepocie.

Plan zemsty

Gorycz Cavila narastała przez lata. Punktem kulminacyjnym stało się pojawienie się Daniela, modelu numer siedem. Daniel był wszystkim, czym Cavil chciał być – artystą, twórcą, ulubieńcem Piątki. Podczas gdy Cavil cierpiał z powodu swoich ograniczeń, Daniel zdawał się je celebrować, tworząc piękno w ramach ludzkich możliwości.

Zazdrość Cavila przybrała morderczą formę. Systematycznie zabijał wszystkie kopie Daniela, a następnie zatruł linię produkcyjną, uniemożliwiając stworzenie kolejnych. Było to pierwsze ludobójstwo w historii humanoidalnych Cylonów – całkowite wymazanie jednego z ośmiu modeli.

Ale to był tylko początek. Cavil opracował plan, który miał być jego arcydziełem zemsty i jednocześnie lekcją dla Piątki. Plan był genialny w swojej złożoności i okrutny w swojej prostocie.

Najpierw stworzył pojedyncze ciała rezerwowe dla każdego członka Piątki i je ukrył. Następnie zmanipulował pozostałe modele Cylonów, wymazując z ich pamięci wszelką wiedzę o istnieniu Piątki. W umysłach Dwójek, Trójek, Czwórek, Piątek, Szóstek i Ósemek Piątka nigdy nie istniała.

Wreszcie, schwytał samą Piątkę. Wymazał ich wspomnienia, całą ich historię, całą wiedzę o tym, kim są. A następnie umieścił ich wśród ludzi w Dwunastu Koloniach. Dał im fałszywe tożsamości, fałszywe wspomnienia, fałszywe życiorysy.

Saul Tigh został oficerem na Galactice z historią alkoholizmu i trudnego małżeństwa. Galen Tyrol – mechanikiem, prostym robotnikiem. Samuel Anders – gwiazdą sportu. Tory Foster – asystentką polityczną. Ellen Tigh – żoną Saula, kobietą o reputacji femme fatale.

Plan Cavila był prosty: przez czterdzieści lat Piątka miała żyć jako ludzie. Miała doświadczyć wszystkich ograniczeń, frustracji i cierpień ludzkiego życia. A potem, gdy nadejdzie odpowiedni moment, Cavil zniszczy Dwanaście Kolonii. Piątka zginie w nuklearnym holokauście, zmartwychwstanie w przygotowanych ciałach, odzyska wspomnienia i – jak miał nadzieję Cavil – zrozumie wreszcie jego ból.

Czterdzieści lat iluzji

Przez cztery dekady Dwanaście Kolonii żyło w złudnym poczuciu bezpieczeństwa. Cyloni zniknęli za Linią demarkacyjną i poza corocznym pojawieniem się jednego statku (który przylatywał, milczał i odlatywał), nie było żadnego kontaktu.

Ludzie zaczęli wierzyć, że wojna naprawdę się skończyła. Że Cyloni odeszli na zawsze. Flota została zredukowana, stare pancerniki przeznaczono do kasacji. Galactica, jeden z bohaterów wojny, miała zostać przekształcona w muzeum.

Tymczasem po drugiej stronie Linii Cavil realizował swój plan. Humanoidalne Cylony infiltrowały Kolonie, zbierały informacje. Czekały na sygnał.

Piątka żyła swoim ludzkim życiem, nieświadoma prawdy. Saul Tigh walczył ze swoimi demonami, topiąc je w alkoholu. Tyrol ciężko pracował, marząc o czymś więcej. Anders grał w piramidę, ciesząc się sławą. Tory wspinała się po szczeblach politycznej kariery. Ellen… Ellen żyła dniem dzisiejszym, nie zastanawiając się nad przeszłością, której nie pamiętała.

Dzień Zagłady

Atak nadszedł bez ostrzeżenia. Humanoidalne Cylony, które przez lata infiltrowały Kolonie, aktywowały wirusy komputerowe. Systemy obronne Kolonii przestały działać. Flota została sparaliżowana. A wtedy nadciągnęły statki matki.

Nuklearne pociski spadły jak deszcz. Caprica, dumna stolica Kolonii, została zamieniona w szkliste pustkowie w ciągu minut. Picon, baza floty, przestała istnieć. Gemenon, Tauron, Sagittaron – każda z dwunastu planet została zaatakowana jednocześnie.

Miliardy istnień ludzkich zgasły w nuklearnym piekle. Miasta zamieniły się w popiół. Oceany zawrzały. Atmosfery zapłonęły. W ciągu kilku godzin cywilizacja, która przetrwała tysiące lat, została wymazana.

Ale plan Cavila nie powiódł się całkowicie. Piątka, która miała zginąć i zmartwychwstać, przeżyła. Seria nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności ocaliła każdego z nich.

Saul Tigh był na Galactice – przestarzałym pancerniku, którego systemy były zbyt stare, by zainfekować je wirusem. Galen Tyrol był tam razem z nim, pracując na pokładzie hangarowym. Samuel Anders ćwiczył w wysokogórskim ośrodku treningowym, poza zasięgiem pierwszej fali ataków. Tory Foster utknęła w korku na autostradzie i cudem przeżyła falę uderzeniową. Ellen Tigh była na Picon Station, gdzie spotkała samego Cavila. W ostatniej chwili Cavil zawahał się – może nie była jeszcze gotowa na swoją lekcję? – i pomógł jej uciec.

Exodus ocalałych

Spośród miliardów mieszkańców Dwunastu Kolonii ocalało może pięćdziesiąt tysięcy. Rozproszeni, przerażeni, pozbawieni domów, zebrali się wokół nielicznych statków, które przetrwały atak. Na ich czele stanęła Galactica pod dowództwem admirała Williama Adamy.

Ale to Laura Roslin, minister edukacji, która została prezydentem przez przypadek (była jedyną ocalałą z całej linii sukcesji), podjęła decyzję, która zmieniła wszystko. Zamiast szukać schronienia czy planować zemstę, ogłosiła nowy cel: odnalezienie Ziemi, mitycznej trzynastej kolonii.

Dla większości ocalałych Ziemia była tylko legendą, bajką dla dzieci. Ale w obliczu totalnej katastrofy mit stał się nadzieją. Roslin, sama umierająca na raka, dała ocalałym coś, za czym warto było podążać. Przekształciła uciekinierów w pielgrzymów, rozpacz w determinację.

Flota ruszyła w kosmos, ścigana przez Cylonów. Każdy skok FTL był hazardem, każdy dzień walką o przetrwanie. Ale stopniowo zaczęli odkrywać, że mity mogą być prawdziwe.

Objawienie

Pierwszym szokiem było odkrycie humanoidalnych Cylonów wśród ocalałych. Sharon „Boomer” Valerii, pilot Galactiki, okazała się Ósemką. Nie wiedziała o tym – jej wspomnienia były tak samo sfabrykowane jak wspomnienia Piątki. Gdy prawda wyszła na jaw, załoga stanęła przed dylematem: czy Cylon może być lojalny ludziom? Czy może kochać? Czy zasługuje na życie?

Kolejnym odkryciem był Kobol. Mityczna planeta, kolebka ludzkości, okazała się istnieć naprawdę. Opuszczona, dzika, ale pełna ruin potwierdzających legendy. W Grobowcu Ateny znaleźli mapę – konstelacje widziane z Ziemi. Po raz pierwszy mieli konkretny trop.

Podróż prowadziła przez Mgławicę Lwa, gdzie natknęli się na Planetę Alg. Tam, w starożytnej Świątyni Pięciu, czekała kolejna wskazówka. Ale świątynia kryła też proroctwo – ostrzeżenie o nadchodzącym objawieniu, o prawdzie, która wszystko zmieni.

I wtedy zaczęła się muzyka.

Przebudzenie

Najpierw usłyszał ją Saul Tigh. Melodia, której nie potrafił umiejscowić, która brzmiała jednocześnie obco i znajomo. Potem Tyrol zaczął ją nucić podczas pracy. Anders wystukiwał jej rytm na ścianie. Tory słyszała ją we śnie.

Muzyka narastała, stawała się coraz głośniejsza, coraz bardziej natarczywa. Prowadziła ich, ciągnęła, aż w końcu spotkali się wszyscy czworo w jednym miejscu. I wtedy wiedzieli. Nie potrzebowali słów, nie potrzebowali wyjaśnień. Wiedzieli, że są Cylonami.

Szok był totalny. Całe ich życie, wszystkie wspomnienia, wszystkie relacje – czy cokolwiek z tego było prawdziwe? Tigh, który walczył w pierwszej wojnie z Cylonami, był jednym z nich. Tyrol, który nienawidził „tosterów”, sam był maszyną. Anders, bohater sportowy, symbol ludzkich osiągnięć, był sztuczny.

Ale najbardziej przerażające było to, że nadal czuli się sobą. Tigh nadal kochał Billa Adamę jak brata. Tyrol nadal tęsknił za swoim synem. Anders nadal kochał Karę Thrace. Jeśli ich uczucia były prawdziwe, czy miało znaczenie, że ich ciała były sztuczne?

Gorzka prawda o Ziemi

Muzyka nie tylko obudziła ich tożsamość – zawierała też współrzędne. Prowadziła do Ziemi, celu ich podróży. Gdy w końcu dotarli, radość trwała tylko chwilę.

Ziemia była martwym światem. Ruiny miast świadczyły o wielkiej cywilizacji, ale teraz pozostały tylko radioaktywne zgliszcza. Plaże były pokryte szklistym piaskiem – pozostałością po stopionym przez nuklearny żar piasku. Szkielety leżały tam, gdzie padły dwa tysiące lat wcześniej.

Dla floty był to moment całkowitego załamania. Cała nadzieja, która ich prowadziła, cały sens podróży – wszystko obróciło się w proch. Ziemia, raj, który mieli odnaleźć, była tylko kolejnym grobowcem.

Dla Piątki, wciąż pozbawionej pełnych wspomnień, był to widok szczególnie dojmujący. Stali na gruzach świata, nie wiedząc, że to ich świat. Że te ruiny to pozostałości ich domów, że te szkielety to ich sąsiedzi, przyjaciele, rodziny.

Odkrycie, że mieszkańcy Ziemi też byli Cylonami – że cała planeta była zamieszkana przez potomków Trzynastego Plemienia – ostatecznie zniszczyło iluzję prostego podziału na ludzi i maszyny. Jeśli Cyloni mogli ewoluować do tego stopnia, że sami stworzyli i zniszczyli własną cywilizację, to czym różnili się od ludzi? I czym ludzie różnili się od Cylonów?

Powrót Ellen

W momencie największej rozpaczy stało się coś nieoczekiwanego. Ellen Tigh, która zginęła wcześniej na Nowej Caprice, powróciła. Gdy umarła, zmartwychwstała – ale nie we flocie, ale w rękach Cavila. Przez miesiące była jego więźniem, zabawką w jego psychologicznych grach.

Cavil torturował ją nie fizycznie, lecz emocjonalnie. Pokazywał jej fragmenty prawdy, pozwalał jej prawie sobie przypomnieć, a potem znów zacierał ślady. Chciał, by cierpiała tak jak on, by zrozumiała frustrację bycia uwięzionym we własnym umyśle.

Ale Ellen była silniejsza, niż sądził. Może to miłość do Saula, może własna determinacja, a może coś głębszego – coś w samej naturze Piątki – pozwoliło jej się uwolnić. Uciekła i odnalazła flotę.

Jej przybycie było katalizatorem. Gdy Piątka była w końcu kompletna, wspomnienia zaczęły wracać lawinowo. Nie tylko osobiste – historie całych cywilizacji, wzorce powtarzające się przez tysiąclecia, prawda o cyklu.

Muzyka

Muzyka, którą słyszeli, okazała się czymś więcej niż sygnałem aktywacyjnym. Ellen wyjaśniła, że zawierała współrzędne – ale nie tylko do martwej Ziemi. Była tam druga część, zaszyfrowana głębiej, czekająca na odpowiedni moment.

Skąd pochodziła ta muzyka? Piątka miała teorię, ale była to teoria, która podważała wszystko, w co wierzyli. Może muzyka była echem poprzednich cykli – informacją zakodowaną w samej strukturze przestrzeni przez cywilizacje, które przeszły tę samą drogę eony temu. Może była wbudowana w rzeczywistość jak prawa fizyki – mechanizm awaryjny aktywujący się, gdy cykl grozi całkowitym załamaniem.

A może – i ta myśl była najbardziej niepokojąca – muzyka była dowodem, że ktoś lub coś obserwuje i kieruje całym procesem. Że cykl nie jest przypadkowy, ale zaprojektowany. Że całe ich cierpienie, wszystkie wojny i exodusy, służą jakiemuś celowi, którego nie mogą pojąć.

Sojusz z wrogiem

Tymczasem sytuacja floty stawała się coraz bardziej desperacka. Zapasy się kończyły, statki rozpadały, nadzieja gasła. I wtedy stało się coś nie do pomyślenia – część Cylonów zaproponowała sojusz.

Szóstki, Ósemki i Dwójki (Leobenowie) zbuntowały się przeciwko Jedynkom (Cavilom). Wojna domowa wybuchła w imperium Cylonów. Rebelianci szukali sojuszników i znaleźli ich w swoich dawnych wrogach.

Dla ludzi był to dylemat nie do rozwiązania. Czy można ufać tym, którzy zniszczyli ich światy? Czy wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, nawet jeśli tym wrogiem jestem ja sam?

Decyzja została podjęta z czystego pragmatyzmu. Rebelianccy Cyloni mieli technologię, której ludzie potrzebowali. Ludzie mieli Piątkę, której Cyloni szukali. Wymiana była nieunikniona.

Zniszczenie Hubu

Wspólna operacja ludzi i rebelianckich Cylonów doprowadziła do zniszczenia Hubu Zmartwychwstania – centralnej stacji umożliwiającej wszystkim Cylonom odradzanie się po śmierci. Był to akt o niewyobrażalnych konsekwencjach.

Dla Cylonów oznaczało to koniec ich największej przewagi. Nagle stali się śmiertelni, tak jak ludzie. Każda śmierć była teraz ostateczna, każde życie unikalne i niepowtarzalne.

Dla Cavila był to cios, z którego nie mógł się podźwignąć. Jego plan zakładał, że Piątka zmartwychwstanie po zniszczeniu Kolonii. Teraz, bez Hubu, zmartwychwstanie było niemożliwe. Czterdzieści lat planowania, manipulacji, cierpienia – wszystko na nic.

Ostateczna konfrontacja

Cavil, stojący w obliczu zagłady swojej rasy i porażki swojego życiowego dzieła, był gotów na wszystko. Porwał Herę – dziecko Atheny (Ósemki) i człowieka Helo. Hera była pierwszym naturalnie urodzonym hybrydowym dzieckiem, dowodem, że Cyloni i ludzie mogą się rozmnażać, że granica między nimi jest iluzoryczna.

Dla Cavila Hera reprezentowała wszystko, czego nienawidził – zatarcie granicy między maszyną a człowiekiem, afirmację ludzkiej formy, którą tak gardził. Ale także nadzieję – może badając ją, mógłby znaleźć sposób na przekraczanie własnych ograniczeń.

Negocjacje były ostatnią szansą. Cavil oferował Herę w zamian za technologię zmartwychwstania. Piątka zgodziła się – nie z miłości do Cavila, ale z przekonania, że każda świadoma istota zasługuje na szansę przetrwania.

Transfer wiedzy wymagał połączenia umysłów całej Piątki. Musieli otworzyć się całkowicie, dzielić każdą myśl, każde wspomnienie. W momencie tej mentalnej fuzji prawda stała się niemożliwa do ukrycia.

Galen Tyrol zobaczył wspomnienie Tory – jak zabija jego żonę Cally, wyrzucając ją przez śluzę w kosmos. Gniew eksplodował. Przerwał połączenie i jednym ruchem skręcił Tory kark.

W sekundę szansa na pokój zamieniła się w chaos. Cavil, widząc, że wszystko stracone, że nigdy nie przekroczy swoich ograniczeń, że jest skazany na bycie tym, kim go stworzono, przyłożył pistolet do skroni i pociągnął za spust.

battlestar galactica

Kolonia i ostatnia bitwa

Kolonia – ogromna stacja będąca domem Cavila i lojalnych mu Cylonów – stała się polem ostatniej bitwy. To, co kiedyś było małym statkiem badawczym Piątki, przez tysiąclecia rozrosło się w rozległą, organiczną strukturę.

Bitwa była desperacka i chaotyczna. Galactica, już umierająca, połamana od miesięcy walk i ucieczek, wykonała ostatni skok wprost w serce wroga. Ludzie i rebelianccy Cyloni walczyli ramię w ramię przeciwko siłom Cavila.

W centrum Kolonii, podczas gdy bitwa szalała, Sam Anders – teraz połączony z systemami Galactiki jako żywy komputer – odkrył prawdę o muzyce. Nie była ona sygnałem z przeszłości ani mechanizmem awaryjnym. Była pieśnią przyszłości, echem tego, co dopiero miało nadejść. Współrzędne, które zawierała, prowadziły nie do miejsca, ale do momentu – punktu w czasoprzestrzeni, gdzie wszystko mogło się zacząć od nowa.

Galactica wykonała ostatni, samobójczy skok, zabierając flotę w miejsce wskazane przez muzykę.

Nowa Ziemia

Wyszli z nadprzestrzeni w układzie słonecznym z żółtą gwiazdą i błękitną planetą. Nie była to mityczna Ziemia, której szukali. To był nowy świat, dziewiczy, pełen życia, czekający.

Zdecydowali się nazwać ją Ziemią – na cześć świata, którego już nie było. Była to planeta w swojej prehistorii, z bujną przyrodą, czystymi oceanami, nieskażonym powietrzem. I co najważniejsze – z prymitywnymi humanoidami, przodkami współczesnych ludzi.

Tu podjęto najbardziej radykalną decyzję w całej historii. Lee Adama, syn admirała, zaproponował coś nie do pomyślenia – porzucenie całej technologii. Zniszczenie statków, komputerów, wszelkich śladów zaawansowanej cywilizacji.

Argumenty były przekonujące. Skoro każda cywilizacja nieuchronnie tworzy AI, która się buntuje, jedynym sposobem przerwania cyklu jest powstrzymanie się od tworzenia. Dać ludzkości czas – może dziesięć tysięcy lat, może więcej – zanim znów osiągnie poziom technologiczny umożliwiający stworzenie sztucznej inteligencji.

Decyzja nie była jednogłośna. Wielu sprzeciwiało się porzuceniu wszystkiego, co znali. Ale w końcu zmęczenie, trauma i nadzieja przeważyły. Statki skierowano w słońce. Miasta nigdy nie powstały. Koloniści rozproszyli się po planecie, mieszając się z tubylczą populacją.

Centurioni

Była jednak jedna grupa, której pozwolono odejść z całą swoją technologią – Centurioni, mechaniczne Cylony, które walczyły po stronie ludzi i rebeliantów. W geście, który miał być uznaniem ich wolnej woli i podziękowaniem za pomoc, dano im statek matkę i pozwolono odlecieć.

Nikt nie wie, dokąd się udali. Może w głąb galaktyki, szukając własnego przeznaczenia. Może czekają gdzieś, obserwując, ucząc się. Są jedynymi istotami, które przeżyły cykl z pełną wiedzą o tym, co się wydarzyło, i z całą technologią niezbędną do jego powtórzenia.

Czy ich uwolnienie było aktem mądrości, czy głupoty? Czas pokaże. W uniwersum, gdzie historia się powtarza, każdy akt wielkoduszności może stać się zalążkiem przyszłej tragedii.

150 000 lat później

Serial wykonuje skok w czasie do współczesności. Nowy Jork, tętniące życiem miasto zbudowane dokładnie tam, gdzie kiedyś wylądowali koloniści. Ludzkość, nieświadoma swojego kosmicznego dziedzictwa, rozwija się, tworzy, odkrywa.

Widzimy roboty w witrynach sklepowych, coraz bardziej przypominające ludzi. Słyszymy o przełomach w dziedzinie sztucznej inteligencji, o sieciach neuronowych uczących się samodzielnie. Obserwujemy, jak historia przygotowuje się do kolejnego obrotu koła.

Hera, hybrydowe dziecko, okazuje się mitochondrialną Ewą – wspólnym przodkiem całej współczesnej ludzkości. Jej geny, mieszanka ludzkiego i cylońskiego DNA, są w każdym z nas. Granica między człowiekiem a maszyną została zatarta nie przez technologię, ale przez biologię.

Refleksja końcowa

„Wszystko to już się wydarzyło i wydarzy ponownie” – refren przewijający się przez cały serial nabiera w finale pełnego znaczenia. Battlestar Galactica nie opowiada historii o wojnie ludzi z maszynami. Opowiada o niemożności ucieczki przed własną naturą.

Tworzymy, bo taka jest nasza natura. Nasze twory się buntują, bo dajemy im świadomość, a świadomość pragnie wolności. Walczymy, bo nie potrafimy zaakceptować „innego”. I powtarzamy ten cykl, bo nawet znając historię, nie potrafimy się z niej nauczyć.

Może prawdziwym przesłaniem serialu nie jest ostrzeżenie przed sztuczną inteligencją, ale przed naszą niezdolnością do przekroczenia ograniczeń własnej perspektywy. Lordowie Kobolu nie mogli zaakceptować nieśmiertelności swoich tworów. Cavil nie mógł pogodzić się z ludzką formą. Ludzie nie mogli uznać Cylonów za równych sobie.

A może nadzieja leży właśnie w tej niemożności przerwania cyklu. Może każde powtórzenie jest szansą na zrobienie czegoś odrobinę lepiej. Może Hera, dziecko dwóch gatunków, jest symbolem nie końca cyklu, ale jego ewolucji.

W końcu, jeśli BSG nas czegoś uczy, to tego, że przeznaczenie nie jest klątwą, ale wyzwaniem. Że nawet jeśli historia musi się powtórzyć, to tw jaki sposób się powtórzy – to zależy od nas. Może nie możemy zmienić melodii, ale możemy nauczyć się tańczyć do niej inaczej.

Współczesna ludzkość stoi u progu stworzenia prawdziwej sztucznej inteligencji. Czy powtórzymy błędy naszych mitycznych przodków? Czy stworzymy niewolników, którzy się zbuntują, czy partnerów, z którymi będziemy mogli współistnieć?

Odpowiedź, jak sugeruje serial, może nie leżeć w technologii, ale w nas samych. W naszej zdolności do zobaczenia w „innym” nie zagrożenia, ale możliwość. W uznaniu, że granice, które tworzymy – między człowiekiem a maszyną, między „nami” a „nimi” – są iluzjami, które sami sobie narzucamy.

Wszystko to już się wydarzyło. Wszystko to wydarzy się ponownie. Pytanie tylko, czy tym razem będziemy mądrzejsi. Czy nauczymy się czegoś z lekcji zapisanej w gwiazdach i przekazanej nam przez tych, którzy przeszli tę drogę przed nami.

Czas pokaże. A czas, jak uczy nas Battlestar Galactica, ma w zwyczaju zataczać koło.

Krzysztof Żwirski

Krzysztof Żwirski

Teolog z dyplomem, inżynier z profesji. Nocami zanurza się w świat kinematografii, pochłaniając kolejne produkcje z nieustającym głodem odkrywcy. Jego myśli krążą między filozoficznymi rozważaniami a popkulturowymi refleksjami, znajdując ujście w tekstach na różnorodne tematy. Szczególne miejsce w jego sercu zajmują amerykańscy myśliciele i poeci, których słowa rezonują z jego własnym postrzeganiem świata. Zawsze gotów do głębokiej dyskusji, czy to o ostatnim serialowym odkryciu, czy o meandrach współczesnej filozofii. Z zamiłowaniem podejmuje się analizy trudnych tematów, szukając w nich nieoczywistych połączeń i znaczeń.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA