search
REKLAMA
Recenzje

TIME. Ten, w którym Sean Bean nie ginie

Trzyodcinkowy miniserial w reżyserii Lewisa Arnolda to klasyczna historia zbrodni i kary.

Agnieszka Stasiowska

11 grudnia 2021

time-sean bean-stephen graham-main
REKLAMA

Wśród nowych produkcji, które w ostatnim czasie trafiły na platformę HBO GO, brytyjski Time (proponowany polskim widzom pod niezbyt trafnym tytułem Czas) z pewnością się wyróżnia. Zaledwie trzyodcinkowy miniserial w reżyserii Lewisa Arnolda to klasyczna historia zbrodni i kary.

Mark Cobden jest nauczycielem, który nie radzi sobie z alkoholem. Pewnego wieczoru na mocnym rauszu siada za kółkiem i powoduje wypadek, w którym ginie rowerzysta. Proces kończy się dla Cobdena wyrokiem czteroletniej odsiadki (tytułowy „time”) w więzieniu Craigmore. Mark wpada w więzienną rzeczywistość już w karetce transportującej go na miejsce. Od tej pory konflikty między osadzonymi, narkotyki, kontrabanda, skomplikowana siatka wzajemnych przysług i przypadki samookaleczeń wśród więźniów staną się jego codziennością. Dręczony wyrzutami sumienia Cobden z jednej strony próbuje zająć jakieś miejsce w więziennej mikrospołeczności, z drugiej stara się odnaleźć w sobie tego człowieka, którym był, zanim alkohol przejął nad nim kontrolę. Lawiruje ostrożnie pomiędzy typami takimi jak agresywny Johnno czy wpływowy Jackson Jones, jednocześnie zaś swoim zachowaniem budząc sympatię przedstawicieli służb więziennych.

time-sean bean

W roli Marka Cobdena oglądamy Seana Beana i nie, wyjątkowo najważniejsze nie jest, czy zginie. Tym razem zresztą zostawił na innym planie filmowym swoją typową zadziorność i postać, którą tworzy, jest wycofana, niemalże bierna. Tak miało być – Cobden trafia do Craigmore w silnym poczuciu odpowiedzialności za popełniony czyn. Nie potrafi pozbyć się wspomnienia potrąconego rowerzysty leżącego na jezdni, nie potrafi wyrzucić z głowy rzuconych na rozprawie ostrych słów zrozpaczonej wdowy. Bean jako Cobden całym sobą pokazuje ciężar winy, jaki osiadł na jego duszy – przygarbiony, poszarzały, ze spuszczonym wzrokiem. Patrząc na niego, nie sposób nie odczuwać współczucia, tym bardziej, że o jego ofierze wiemy niewiele, jednocześnie oglądając rozpad życia – także rodzinnego – sprawcy tragedii. Momentami można wręcz zapomnieć o tym, że Cobden nie siedzi za niewinność, a wtedy widza ogarnia wręcz poczucie niesprawiedliwości, jaka spotkała spokojnego nauczyciela. Trudno bowiem pozbyć się wrażenia, że nie powinien trafić do jednej placówki z niektórymi z osadzonych.

Beanowi w roli głównej towarzyszą Stephen Graham (Irlandczyk, Na wodach północy) jako strażnik więzienny Eric McNally oraz Siobhan Finneran (Downton Abbey) jako kapelanka Marie-Louise. McNally teoretycznie jest postacią drugoplanową, jednak Graham sprawia, że na ekranie jest równorzędny Cobdenowi, momentami nawet kradnąc mu show. Strażnik zmaga się z własnymi demonami – jego syn zostaje skazany na pobyt w więzieniu, co dla Erica skutkuje układem, który nie może skończyć się dobrze. McNally musi zdecydować, czy przyjąć propozycję Jacksona Jonesa, narażając własną karierę i wolność, aby ochronić syna przed prześladowaniem. Stephen Graham świetnie pokazuje wątpliwości, które targają jego bohaterem, za pomocą oszczędnych środków stopniowo prowadząc tę postać do ostatecznego załamania. Finneran z kolei jako Marie-Louise to ludzka twarz wymiaru sprawiedliwości w jego najbardziej podłym wydaniu – współczująca, zaangażowana, chętna do pomocy. Ciekawie jest widzieć cyniczną O’Brien w tak odmiennej roli.

time-finneran-czas

Dramat Arnolda to nie kolejny wyciskacz łez. Reżyser nie raz prowadzi widza przez sceny, które łatwo mogłyby stać się ckliwe i wzruszające w ten nieco żałosny, hollywoodzki sposób, jednak zawsze w porę się wycofuje. Jedno niedomówienie więcej, jedno spojrzenie mniej – Time jest niemal dyskretny w pokazywaniu głębszych emocji, one pojawiają się po drugiej stronie ekranu. Widz współczuje Cobdenowi, sympatyzuje z nim, trzyma kciuki za jego przetrwanie. Z narastającym poczuciem frustracji i bezsilności obserwuje walkę McNally’ego z sobą samym i wadliwym systemem, z niedowierzaniem obserwując, jak uczciwy funkcjonariusz zostaje postawiony przed wyborem bez wyboru.

Nakręcony w nieczynnym więzieniu Shrewsbury Time to prosta opowieść o poczuciu winy, odkupieniu i resocjalizacji. Bez fajerwerków i drastycznych scen pokazuje przytłaczającą więzienną rzeczywistość, która pomimo wysiłków wielu ludzi nie zawsze – a nawet rzadko – daje szansę na powrót na łono praworządnego społeczeństwa. W miniserialu BBC na równi z parą głównych bohaterów występują wady systemu penitencjarnego, który degeneruje nie tylko osadzonych, ale i tych, którzy są jego częścią.

Seans Time – a seria jest na tyle krótka, że można przeznaczyć na nią jeden wieczór – pozostawia z kilkoma pytaniami bez odpowiedzi. Zakończenie bowiem nie daje pełnej satysfakcji – mimo podnoszącej na duchu sceny końcowej widz pozostaje w otoczeniu niewesołych myśli o tych, którym nie są w stanie pomóc wszystkie Marie-Louise tego świata.

Agnieszka Stasiowska

Agnieszka Stasiowska

W filmie szuka różnych wrażeń, dlatego nie zamyka się na żaden gatunek. Uważa, że każdy film ma swojego odbiorcę i kiedy nie przemawia do niej, na pewno trafi w inne, bardziej skłonne ku niemu serce.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA