Fragmenty
Polski film na festiwalu w Cannes – to brzmi dumnie! W tym roku w konkursie krótkometrażowym w sekcji Quinzaine des Réalisateurs została zaprezentowana dyplomowa etiuda Agnieszki Woszczyńskiej pt. Fragmenty. Mówiąc krótko, mieliśmy godnego reprezentanta.
Na kanapie obok siebie siedzą Ania (Agnieszka Żulewska) i Adam (Dobromir Dymecki). Nie rozmawiają, nie patrzą na siebie, nawet się nie przytulają. Oboje wpatrzeni są w telewizor. Są razem, ale osobno, każde z nich żyje w swoim własnym świecie, gdzie nie ma miejsca na tę drugą osobę. Gdyby mogli zapewne by się rozwiedli, ale nie mogą, przecież kredyt hipoteczny sam się nie spłaci. Inną sprawą jest to, że nie są w stanie się rozstać, bo to oznaczałoby konieczność rozmowy, a tego również nie potrafią. Nikt ich nie nauczył rozmawiać. Żyją samotnie obok siebie.
Ania i Adam są młodym małżeństwem, prawdopodobnie kiedyś się kochali. Po czasie jednak w związku coś się wypaliło i przestało prawidłowo funkcjonować. Pozornie mają udane życie, jakiego wielu innych trzydziestokilkulatków mogłoby im pozazdrościć; mają dobrze płatną pracę, mieszkają w eleganckim apartamencie, z przyjaciółmi spotykają się na kolacjach w drogich i modnych restauracjach, lecz to jedynie fasada.
Życie Anki i Adama stało się monotonne, większość z dni wygląda dokładnie tak samo: poranny jogging, śniadanie, kawa, praca, kolacja, a następnie – jeżeli wystarczy sił – wieczorny seks. I tak od poniedziałku do piątku. Nawet zbliżenie nie sprawia im satysfakcji, to tylko mechaniczny stosunek, pozbawiony uczucia, uprawiany jakby wyłącznie z obowiązku lub przyzwyczajenia. Uderzająca jest pustka i chłód panujący w ich mieszkaniu. Niby wszystko jest wyczyszczone na głęboki połysk oraz poukładane, ale to kamuflaż, ewidentnie czegoś brakuje, w tych czterech ścianach egzystują obcy sobie ludzie.
Agnieszka Woszczyńska w wywiadach podkreśla, że nie miała zamiaru zrobić filmu będącego obrazem pokolenia zagubionych dwudziesto czy trzydziestolatków, ale chciała opowiedzieć konkretną historię. Obawiam się jednak, że – co bardzo smutne – Fragmenty to doskonały portret jakiejś części współczesnych młodych ludzi, generacji egoistów, traktujących innych nie jak partnerów, lecz jako konkurentów. To nie ich wina, tak zostali wychowani. Nie nabyli umiejętności szczerej rozmowy z drugim człowiekiem, zamiast tego nauczono ich walki w wyścigu szczurów; im apartament większy i znajduje się na wyższym piętrze oraz jest ma lepszy widok z okna na tętniące życiem miasto, tym wyższy status społeczny. To jest ich życiowy cel, rodzina i szczęście rodzinne jest gdzieś obok, na drugim lub dalszym planie.
Fenomenalna jest scena w restauracji, gdzie grany przez Sebastiana Stankiewicza bohater wybucha płaczem podczas rozmowy na temat agencji towarzyskich. W ułamku sekundy z wesołego i wygadanego gościa przemienia się w człowieka upadłego, przegranego pomimo zapewne sowitego stanu konta. Za pieniądze można kupić seks, ale nie da się nabyć miłości oraz szczerej i bliskiej relacji z drugą osobą. A może nigdy nie miał czasu na poznanie swojej drugiej połówki, bo był zbyt zajęty robieniem kariery?
We Fragmentach obraz mówi sam za siebie, dialogi są oszczędne i minimalistyczne, niczym wystrój mieszkania głównych bohaterów. Produkcja nie byłaby tak udana, gdyby nie Bartosz Świniarski i jego ascetyczne oraz estetyczne kadry. Zdjęcia uwodzą widza i doskonale oddają atmosferę panującą pomiędzy małżeństwem; dystans, chłód, obojętność. Świniarski otrzymał zasłużoną nagrodę na festiwalu „Łodzią po Wiśle”, gdzie zdjęcia określono mianem światowych, niosących emocje i tworzących spójną wizje filmu. Całkowita racja.
Na sukces dzieła pracowali także aktorzy, Agnieszka Żulewska oraz Dobromir Dymecki to dzisiaj jedni z najlepszych polskich aktorów młodego pokolenia. Żulewska już dawno przestała kojarzyć się wyłącznie z serialami, zapracowała na własne nazwisko, a etiudy z jej udziałem są nagradzane. Mam nadzieję, że w końcu doczekamy się pełnometrażowej fabuły, w której będzie miała okazję w pełni zaprezentować swoje umiejętności, bo ostatni długi metraż z udziałem Agnieszki to kiepskie Sanctuary, gdzie co prawda dwoiła się i troiła, ale nie miała co grać, a widzom pozostało jedynie podziwianie jej pięknych nóg.
Zapamiętajcie Dymeckiego, bo chociaż w kinie jeszcze nie miał okazji mocno zaznaczyć swojej obecności, to na pewno wkrótce będzie o nim głośno. Absolutny talent, zresztą jeżeli ktoś z was widział chociaż jeden odcinek serialu teatralnego Klątwa. Odcinki z czasu beznadziei duetu Strzępka/Demirski, w którym urodzony w Łodzi aktor wciela się – wybaczcie określenie, lecz tę kreację trzeba opisać tak dosadnie – we wkurwionego Jezusa Chrystusa, ten doskonale wie, o czym mówię.
Fragmenty są smutne i przy tym niestety bardzo autentyczne. Reżyserka i scenarzystka w jednej osobie stworzyła obraz mówiący sam za siebie. Strzałem w dziesiątkę okazała się rezygnacja z typowej fabuły, na rzecz pokazania tytułowych fragmentów z życia młodego małżeństwa. To, co głównym bohaterom nie daje spokoju oraz rozsadza ich od środka, zostało opowiedziane w spokojny i stonowany sposób.
To historia ludzi nie potrafiących ze sobą rozmawiać i bojących się zmian, rozpoczęcia życia na nowo. Boją się też ratować to, co im zostało. Przymykają oczy i udają, że wszystko jest w porządku. Wyborne jest zakończenie; bohaterom pozostaje tylko posprzątanie po kolacji, bo na uporządkowanie własnego życia nie mają odwagi.