SYGNAŁ. Intrygujące, oldskulowe science fiction
Jest to jego drugi pełny metraż, wciąż – nie do końca udany, ale poruszone w nim kwestie oraz imponujący rozmach techniczny osiągnięty niewielkimi środkami finansowymi pozwalają ufać, że twórca ten wkrótce będzie jednym z wizjonerów kina science fiction. Nie zapowiada się jednak (chyba że praktyka uczyni mistrza), by został on równie wielkim scenarzystą.
W filmie Sygnał dwaj studenci uniwersytetu technologicznego zostają wciągnięci w pułapkę zastawioną przez tajemniczego hakera. Nie mogąc oprzeć się pokusie odkrycia jego tożsamości, lub chociażby wizji spotkania się twarzą w twarz ze swoim nemezis, postanawiają udać się we wskazane przez niego miejsce. A miejscem tym jest opuszczona szopa gdzieś na środku amerykańskiego pustkowia. Główny bohater, któremu towarzyszyć będziemy w trakcie opowieści, Nic, porusza się o kulach z powodu choroby, a jego przyjaciel – Jonah – to raczej outsider. Towarzyszy im dziewczyna Nica. Gdy dojeżdżają na miejsce, zaczynają się dziwne zjawiska. Bohaterowie tracą przytomność, ekran wyczernia się, a widz zostaje wciągnięty w serię jeszcze dziwniejszych wydarzeń. Masa tu ślepych zaułków – jedne stanowią atrakcję, inne, niestety, świadczą o brakach Eubanka jako scenarzysty.
Tak więc scenariusz jest najsłabszym elementem całości. Mówi się, że jeśli scenariusz leży, to i cały film leży i z tą tezą nie mam zamiaru polemizować. Jednak Sygnał nie jest fabularnym koszmarkiem – po prostu wiele mu brakuje do bycia solidnym. Historia ma swoje zwroty i prowadzi zarówno przez ciekawe, jak i wydumane, przeciągnięte sceny. Zmierza do finału, który nie zaskakuje, ale też nie zostawia jakiegoś szczególnego niedosytu. Właściwie to dostajemy to, czego oczekujemy – i dobrze. Wiele dobrego nie można również powiedzieć o postaciach. Słabo zarysowane charaktery, mało widoczna więź między bohaterami i nieco senne aktorstwo całej trójki nie pomagają w rozsmakowaniu się w historii, ale i tutaj nie jest tylko źle – wszyscy mają swoje słabości, które próbują pokonać i które pozwalają spojrzeć na nie przychylniejszym okiem. A pokonywanie słabości to jeden z tematów filmu. Jest jednak coś, co podtrzymuję tę historię – znakomicie uchwycone uczucie alienacji i nierealności. Od początku możemy domyślać się, co jest podstawą tego wszystkiego, co przytrafia się bohaterom, a jednak te dziwne tropy, mylące fakty i niepasujące elementy mocno oddziałują na wyobraźnię. Gdyby tylko było tu trochę więcej konfliktu, trochę więcej scenopisarskiego „mięsa” a nieco mniej dróg na skróty, film mógłby stać się wyznacznikiem niskobudżetowego sci-fi. W obecnej formie jest jedynie ciekawym doświadczeniem – po obu stronach kamery.
Samo oglądanie filmu Sygnał jest trochę jak czytanie jakiegoś dziwnego, egzotycznego komiksu sci-fi znalezionego w szafce z pamiątkami z lat 90. Wszystko świetnie wygląda i trąci myszką w bardzo sympatyczny sposób, nie będąc przy tym kiczem. Co chwilę widzimy lub czujemy, że coś nie pasuje do całości. Kasetowy magnetofon w erze cyfryzacji i globalnego Internetu? Samochód rodem z czasów, gdy miejsce akcji mogli przemierzać raczej dziadkowie głównych bohaterów niż oni sami? Ciągłe zmiany kierunków, geograficzne błędy i mieszanina różnych miejsc z mapy Stanów Zjednoczonych? Jeśli zamiarem Eubanka było wprawienie widza w podobną konsternację, jaką przeżywają jego bohaterowie, to chwyt się udał. Zresztą te dziwności działają nie tylko na korzyść fabuły filmu Sygnał, ale też pomagają stworzyć świetną atmosferę i nadają całości „oldschoolowego” klimatu.
Tym, co pozwala odczuć prawdziwy zachwyt podczas seansu filmu Sygnał, jest warstwa wizualna filmu. Budżet wyniósł zaledwie cztery miliony dolarów i są to cztery miliony ulokowane w odpowiednich ludziach. Eubank i jego ekipa stworzyli przemyślaną wizję świata, na którą składają się ikonografia pustynnego krajobrazu; stylowy, surowy design tajemniczego laboratorium; oszołamiające efekty specjalne, wśród których na pierwszy plan wysuwają się dziwaczne, mechaniczne protezy kończyn; oraz wystudiowana, ciesząca oko aranżacja kadrów. Scenografia i CGI filmu Sygnał stoją na najwyższym poziomie i mogłyby śmiało konkurować z hollywoodzkimi superprodukcjami. Co najważniejsze jednak, reżyser ani na chwilę nie wpada w przesadni zachwyt technologią i nie bombarduje efektami na każdym kroku. To, co najlepsze, zostawia na sam koniec, stopniując wrażenia. Doprawdy, jest tu na co patrzeć! Geometrycznie ustawione obrazy przywodzą na myśl najlepsze kadry Kubricka, ale nie są jedynie ślepymi kalkami – wykorzystano je do opowiedzenia innych historii i wywołania innych emocji. Efektowne sceny demolki i cielesne mutacje bohaterów przypominają japońskiego giganta anime Akira. Pachnie również Matrixem (i nie chodzi tylko o występ Laurence’a Fishburne’a), ale znów – nie chodzi o kopiowanie czy nawet pożyczanie, lecz o pozbawiony nostalgii hołd dla klasyki. Nie jest też tak, że Sygnał jest pustą wydmuszką wykalkulowaną na podniecenie oka. Efekty w filmie Sygnał służą historii, a nie odwrotnie. Zgodnie z zasadą trzech aktów, najlepsze zostaje na sam koniec. W ten sposób opowieść o podróży trójki outsiderów przeradza się w rasowy spektakl kombinujący ze sobą akcję i techniczną maestrię. Trudno przecenić pracę specjalistów od komputerowo i trickowo wygenerowanych obrazów, zarówno pod względem pomysłów, jak i ich realizacji.
Faktem jest także, że tempo filmu Sygnał mogłoby być odrobinę szybsze – można nawet zaryzykować stwierdzenie, że Sygnał sprawdziłby się lepiej jako krótsza forma, pozbawiona części elementów, które i tak nie za bardzo radzą sobie w kontekście całości. Rozumiem jednak również próbę stworzenia pełnometrażowego, autorskiego obrazu. Tym bardziej, że Eubank – scenarzysta (do spółki ze swoim bratem – Carlylem oraz współautorem tekstu Davidem Frigerio) traktuje archetypową fabułę jako bazę do poruszenia kilku ciekawych problemów wynikających z teoretycznego spotkania człowieka z obcą cywilizacją. Szkoda jednak, że wykorzystuje swoich bohaterów jedynie jako nośniki idei i nie pozwala widzowi ich w pełni polubić lub bardziej się nimi przejmować.
Sygnał to film nierówny, chociaż zadowalający. Nie wiem, czy Eubank był świadomy niedociągnięć scenariusza i próbował je wynagrodzić ciekawymi pomysłami, czy raczej na odwrót – miał w głowie kilka wielkich idei i dopisał do nich historię. Niezależnie od intencji, wyszło naprawdę intrygująco, chociaż przypuszczam, że nie dla każdego. Bez jakiegokolwiek zainteresowania gatunkiem, lepiej w ogóle nie podchodzić. Ale fani science fiction oraz niezależnego kina znajdą tu wiele dobrego i być może będą chcieli jeszcze.