Wojna

Tobias Lindholm kilkukrotnie udowadniał już, że nie ma zamiaru być wobec widzów delikatny. Jego intencją nie jest zabranie publiczności w świat wyidealizowany, komfortowy, lecz uświadomienie jej, jak brutalna potrafi być rzeczywistość, w której żyjemy. Z drugiej strony nie chce także nękać widza i pozostawiać go w poczuciu beznadziei, jak często robią to m.in. Michael Haneke czy Bruno Dumont. Przy okazji nominowanej do Oscara Wojny, wchodzącej wkrótce na nasze ekrany, przypomina nam jednak, że nawet najpiękniejszy happy end może być podszyty goryczą.
Kino duńskie przeżywa obecnie boom porównywalny chyba jedynie do tego, co dwadzieścia lat temu swoimi wczesnymi filmami wywoływali członkowie Dogmy 95: Lars von Trier czy Thomas Vinterberg. Dziś na ustach wielu widzów są twórcy tacy jak Nicolas Winding Refn czy Tobias Lindholm właśnie, którzy nie boją się sięgać w swych filmach po niewygodne tematy i eksperymentalne techniki wizualne. Wojna to dopiero trzecie pełnometrażowe dzieło w dorobku twórcy, który w 2012 roku zachwycił świat znakomitym Porwaniem, opowiadającym historię duńskiego statku, który zostaje opanowany przez somalijskich piratów. Między tą produkcją a najnowszym filmem Lindholma odnaleźć można zresztą liczne podobieństwa, zwłaszcza na płaszczyźnie emocjonalnej.
Wojna to opowieść o stacjonującym w Afganistanie oddziale duńskiej armii, który podczas jednego z rutynowych patroli trafia pod talibański ostrzał. Będąc w potrzasku i chcąc ocalić podwładnych, dowódca Claus Michael Pedersen (w tej roli Pilou Asbæk) podejmuje ryzykowną decyzję. Żołnierzom udaje się przeżyć, jednak nagięcie przepisów przez dowódcę oddziału nie pozostaje bez konsekwencji – tym bardziej, że jego działania doprowadzają do śmierci cywili. Pedersen musi zmagać się nie tylko z własnymi rozterkami, ale także z zarzutami stawianymi mu przez wymiar sprawiedliwości. Przyspieszony powrót do domu nie sprawia bohaterowi spodziewanej radości – jak wielu żołnierzy wracających z misji rozpamiętuje tragiczne sytuacje z linii frontu, a jednocześnie musi zmagać się z konsekwencjami swych decyzji. Choć jego działania ocaliły życie ludzi będących pod jego dowództwem, Pedersen nie może zaznać spokoju. Ciężar niejasnej moralnie sytuacji wydaje się go przygniatać.
Moralność to wiodący motyw Wojny, co oczywiście nie jest w tego rodzaju kinie niczym nowym – rozterki sumienia od zawsze towarzyszyły żołnierzom na linii frontu, bez względu na to, czy chodziło o II wojnę światową, czy konflikt w Wietnamie. Lindholm zmienia jednak konwencję – zestawiając dynamikę pierwszej części filmu z chłodnym rozrachunkiem wypełniającym jego drugą połowę, reżyser uwypukla różnice w postrzeganiu tych samych zdarzeń w zależności od perspektywy. Ambitna pani prokurator nigdy nie zrozumie motywacji głównego bohatera, bo nigdy też nie stanie na linii ognia z brzemieniem odpowiedzialności za kilkunastu ludzi. Pedersen nie może pogodzić się ze śmiercią cywili, ale sprawia wrażenie człowieka, który za każdym razem podjąłby tę samą decyzję, nawet jeśli los stukrotnie stawiałby go w podobnej sytuacji. W pierwszej części Wojny dowódcy kilkukrotnie przypominają żołnierzom, że ich misja ma charakter stabilizacyjny, a ich działania mają pomóc cywilom w odnalezieniu spokoju. Te słowa wybrzmiewają niczym echo potężnej reprymendy, gdy główny bohater zmaga się z ogromnymi wyrzutami sumienia. To właśnie świadomość celu tej misji sprawia, że Pedersen nie może pogodzić się ze swoją decyzją, ani całkowicie jej potępić.
Wojna w wielu aspektach przypomina Porwanie – ciężar moralnych wyborów bohaterów jest trudny do zniesienia, choć spoczywa na zupełnie innych postaciach. W poprzednim dziele Lindholma z owym brzemieniem zmagał się prezes firmy, do której należał porwany statek, w tym – żołnierz stacjonujący w odległym kraju. Decyzje obu mogły ocalić ludzi lub doprowadzić do ich śmierci – pierwszy z nich podejmował je na odległość, negocjując z piratami, drugi musiał decydować błyskawicznie, będąc w centrum wydarzeń. W Porwaniu dużą rolę odgrywały pieniądze, w Wojnie zupełnie nie mają one znaczenia – a jednak presja, która spoczywa na obu bohaterach, wydaje się niemal identyczna. Obaj znajdują się w sytuacjach, które wymagają od nich niezachwianej wiary w słuszność własnego postępowania – i w krytycznym momencie wykazują się nią. Mimo to ostateczny rezultat jest daleki od oczekiwanego – zarówno w Porwaniu, jak i w Wojnie nie obywa się bez ofiar, pomimo najlepszych intencji bohaterów. Co ciekawe, Lindholm w obu filmach korzysta z tych samych aktorów – Asbæk jest pierwszoplanowym wykonawcą we wszystkich dotychczasowych pełnych metrażach tego reżysera (także w R z 2010 roku), podobnie jak Søren Malling (prezes firmy w Porwaniu, adwokat Pedersena w Wojnie). Obsadowe wybory Duńczyka to także świadome posunięcie – gdy obejrzy się oba te tytuły, ciężar moralny spoczywający na bohaterach wydaje się dziwnie znajomy.
Najnowsze dzieło Tobiasa Lindholma było jednym z tytułów nominowanych w tym roku do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Nie miało szans w starciu z dziełem tak wstrząsającym jak Syn Szawła, ale z pewnością zasługuje na uznanie – jest ważnym głosem w dyskusji nad słusznością obecności wojsk sprzymierzonych na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza nad zasadnością niektórych prowadzonych tam działań. Pozwala też lepiej zrozumieć tragizm sytuacji, w jakich wielokrotnie znajdują się wysłani do Afganistanu czy Iraku żołnierze. Wojna to dramat z krwi i kości, w którym tytułowy konflikt jest jedynie pretekstem do rozważań nad moralnością i człowieczeństwem.
korekta: Kornelia Farynowska