search
REKLAMA
Zestawienie

Słońce, plaża i potwory, czyli 7 filmów KLASY B idealnych na LETNIE WIECZORY

Kino klasy b i ciepłe wieczory to idealne letnie połączenie.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

13 lipca 2021

REKLAMA

Bez bicia przyznaję się, że kocham bardzo złe filmy. Jest ich tak wiele, bo każda dekada ma coś ciekawego do zaoferowania, nie mówiąc już o filmowych trendach wyznaczanych przez dzieła dziś określane mianem kultowych. A ponieważ za oknem afrykańskie upały, to mam dla Was kilka filmów klasy B, które będą pasowały idealnie do tej jakże wakacyjnej otoczki. O części z nich pewnie nie słyszeliście, dlatego daję Wam możliwość zapoznania się z prawdziwymi perełkami ery VHS i nie tylko. Czy dodalibyście jakieś tytuły do niniejszej listy?

The Horror of Party Beach (1964)

Jak lato, to plaża, jak plaża, to młodzież opalająca się na piasku i tańcząca do najnowszych hitów prosto z radia. A jak plażowicze, to i musi pojawić się seria tajemniczych morderstw, w które uwikłane jest nieznane nikomu stworzenie. Okazuje się, że aby przetrwać, musi żywić się ludzką krwią, więc szanse na to, iż zabije znów jednego z niczego niespodziewających się plażowiczów, są dość wysokie. Jeśli uwielbiacie klasyczne monster movies z lat 60., to ta produkcja Was nie zawiedzie. Oczywiście nie oczekujcie od niej wysokich standardów, jednak jak na tego typu film przystało, mamy kampowy klimat, który niejednego widza przykuje do telewizora czy laptopa. Nie możecie także mieć zbyt wygórowanych oczekiwań, identycznych jak w stosunku do współczesnych produkcji. Jeśli oczekujecie gore, flaków i hektolitrów krwi, tutaj tych elementów nie znajdziecie. Jeśli jednak czekacie na gościa przebranego w gumowy kostium, który wygląda, jakby w ustach miał hot-dogi, to jest to produkcja zdecydowanie dla Was. Mamy vibe lat 60, zabawę i brak powagi, czyli wszystko, co potrzebne w wakacyjny wieczór.

Island Claws (1980)

Jeśli klasyczny Florida Man nie robi na was większego wrażenia, to co powiecie na ośmiometrowe kraby, czyli efekt nieudanego eksperymentu właśnie na Florydzie? Wprawdzie produkcja powstała na przełomie lat 70. i 80., ale wszystko, co widzimy na szklanym ekranie, aż krzyczy „lata 50.”. Dzięki temu dostajemy kolejnego kampowego klasyka, który śmieszy i jest idealnym pomysłem na letni seans. Jeżeli nastawiacie się na film o zabójczych krabach, nawiązujący do klasyka gatunku, czyli Arachnofobii, to niestety nie tędy droga. Produkcja hołduje wspomnianym filmom z lat 50., gdzie filmowcy wyolbrzymiali do granic absurdu zagrożenia związane z promieniowaniem zarówno dla zwierząt, jak i ludzi. Atak krabów nie będzie więc straszny dla nikogo, poza osobami, które krabów autentycznie się boją. Dzięki temu otrzymujemy sceny akcji po brzegi wypełnione humorem. Przykładowo jedna z postaci zostaje przygnieciona przez samotną nogę kraba i natychmiast umiera. Tego typu zdarzeń jest dużo więcej. Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu, to zachęcam do nadrobienia zaległości.

Pająki (2007)

Polski tytuł filmu to Pająki, jednak niech on was nie zmyli, bo w rzeczywistości mamy do czynienia z lodowymi pająkami. Jeśli zakładacie po samym tytule, że będzie to film wybitny, to muszę was rozczarować. To przede wszystkim film science fiction o lodowych pająkach, niczym z powieści George’a R.R. Martina. Pytanie tylko, czy jest to produkcja tak zła, że aż dobra? Znalazła się ona na niniejszej liście, gdyż przed afrykańskimi upałami najlepiej uciec do miejsca pokrytego śniegiem, gdzie można np. uczyć się jeździć na nartach, dopóki na horyzoncie nie pojawią się genetycznie zmutowane pająki. Film zaczyna się jak klasyczny monster movie, w których kilka niczego niespodziewających się postaci pobocznych pada łupem tytułowych pająków. Ale dalej robi się jeszcze lepiej! Nie będę zdradzać szczegółów, ale wyobraźcie sobie, że pająki powstały przy pomocy techniki CGI tak złej, że aż złej. Niestety na niekorzyść filmu przemawia ujawnienie głównych antagonistów, po niespełna dwóch minutach bowiem widzimy pająki w całej ich komputerowej okazałości. Jednak problemy scenariuszowe, tragiczne CGI, dziwny montaż oraz wiele zabawnych scen sprawiają, że to pomieszanie z poplątaniem zasługuje na choć jeden seans.

Titanic II (2010)

Legendarne Studio Asylum znów w akcji, dzięki czemu świat zobaczył kolejną niskobudżetową produkcję żerującą na filmie wszystkich filmów, czyli Titanicu Jamesa Camerona. Jeśli powiecie mi, że spodziewaliście się tego, to możecie być pewni, że Wam nie uwierzę. Shane Van Dyke (wnuk legendarnego aktora Dicka Van Dyke’a) występuje w potrójnej roli: aktora, scenarzysty i reżysera, prowadząc zmęczonych upałami widzów ku morskiej katastrofie. W tej jakże niefortunnej podróży dołączają do niego twarze znajome fanom bardzo złego kina, czyli Brooke Burns, aktor weteran Bruce Davison oraz Marie Westbrook, znana m.in. z filmu Dracula’s Curse z 2006 roku. Hasło przewodnie filmu to „100 lat później piorun uderza dwa razy”. I już na tym etapie widzimy, że twórcy nie bardzo wiedzą, co robią. Fabuła skupia się na kursie luksusowego liniowca o nazwie SS Titanic II, który wypływa w dziewiczy rejs 100 lat po zatonięciu swojego poprzednika. Płynąc w odwrotnym kierunku, nie unika zderzenia z górą lodową, która pęka na skutek globalnego ocieplenia. A reszta jest już historią. To bez wątpienia jeden z tych filmów, które należą do kategorii tak złych, że aż dobrych, i które ochłodzą Was w te gorące dni. Niech Bóg błogosławi obsadę i całą ekipę, którzy naprawdę się starali, dzięki czemu uzyskujemy przedramatyzowany efekt komiczny. Pozycja warta polecenia.

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Gracja Grzegorczyk-Tokarska

Chociaż docenia żelazny kanon kina, bardziej interesuje ją poszukiwanie takich filmów, które są już niepopularne i zapomniane. Wielka fanka kina klasy Z oraz Sherlocka Holmesa. Na co dzień uczestniczka seminarium doktoranckiego (Kulturoznawstwo), która marzy by zostać żoną Davida Lyncha.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA