Seriale ANULOWANE z absurdalnych powodów
Śmierć któregoś z członków obsady? Pandemia COVID-19? A może zbyt słaba oglądalność czy spory pomiędzy showrunnerami? Istnieje wiele powodów, dla których nawet i uwielbiane przez nas seriale kiedyś się kończą. Oprócz zaciekawienia widza i kulturalnego aspektu tworzenia danego dzieła jasne jest, że producenci mają przed sobą jeszcze jedno, często najważniejsze zadanie – sprawić, aby serial zakończył się finansowym sukcesem. Kiedy jednak w perspektywie jest rychła klęska czy dawny płomień jakiejś historii z czasem się wypala, nawet i najbardziej absurdalne powody wystarczą do tego, by odwołać całe przedsięwzięcie i zostawić fanów samym sobie. A jeszcze gorzej, kiedy taka decyzja zapada z dnia na dzień, bez żadnego fabularnego uprzedzenia, a ostatni sezon produkcji kończy się potężnym cliffhangerem… Znacie to uczucie? Założę się, że zdecydowanie nie jest wam ono obce. Oto lista najgłupszych powodów, dla których zdecydowano się anulować popularne niegdyś seriale (a przy tym złamać serce ich fanom).
„Ellen” (1994–1998)
Nie chodzi wbrew pozorom o The Ellen DeGeneres Show, ale o sitcom, który w latach 1994–1998 emitowano w Stanach Zjednoczonych, a którego główną bohaterką była właśnie słynna amerykańska prezenterka telewizyjna. Moglibyśmy przypuszczać, że o ostatecznym wycofaniu produkcji zadecydowała jej jakość czy konflikty między producentami, jednak tym razem w grę weszła duma odbiorców serialu i ich nietolerancja. Gdy w 1997 roku Ellen DeGeneres dokonała lesbijskiego coming outu, oglądalność Ellen drastycznie spadła. Można więc powiedzieć, że ten znany kiedyś sitcom był pierwszą telewizyjną ofiarą homofobii.
„Robin Hood” (2006–2009)
Myśleliście, że tylko scenarzyści Gry o tron mieli fantazję pozbyć się wszystkich drugoplanowych postaci serialu? Cóż, w przypadku Robin Hooda twórcy poszli o krok dalej i uśmiercili nawet i tego tytułowego bohatera już po trzech sezonach. Jonas Armstrong, aktor wcielający się w Robina, podobnie jak Henry Cavill w Wiedźminie postanowił uciekać z tonącego już statku, a jego rola przy dobrych wiatrach przeszłaby w ręce kogoś innego. Postanowiono jednak spróbować nieco bardziej inwazyjnej i szalonej wizji, pozbywszy się Robin Hooda z serialu o Robin Hoodzie! Odważny, lecz na dłuższą metę nierealny pomysł przerósł twórców serialu, którzy zdecydowali, że bez poprzedniego aktora nie ma sensu kontynuować prac nad produkcją.
„Freaks & Geeks” (1999–2000)
Freaks & Geeks stało się kultowe dopiero na długo po premierze, gdy po raz pierwszy pojawiło się na ekranie telewizorów w USA w 1999 roku, była to bowiem mocno niszowa produkcja, ot dla tytułowych freaków właśnie. Główny producent serialu Judd Apatow wzorował się na własnym okresie dorastania, chcąc pokazać bohaterów w najbardziej prawdziwy, nieudziwniony i niepodkoloryzowany sposób. Nie spodobało się to innemu producentowi: Garethowi Ancierowi, który wciąż podsuwał Apatowowi nowe pomysły na poprowadzenie fabuły, jakie ten konsekwentnie ignorował. Według Anciera, aby zwiększyć oglądalność produkcji, należało wprowadzić szereg kolosalnych zmian, m.in. dodać do charakterystycznych cech postaci nieco pikanterii i rozruszać serial fabularnie. Konflikt między obydwoma producentami doprowadził w końcu do rozwiązania, z którego chyba żaden z nich nie mógł być w pełni zadowolony – Freaks & Geeks zniknęło z ramówki po zaledwie 12 odcinkach. Co dobre, zostaje jednak zawsze z tyłu głowy, dlatego nawet po kilku dekadach od premiery serialu z Lindą Cardellini i Jamesem Franco, ich bohaterowie wciąż żyją w sercach fanów.
„Clone High” (2002–2003)
Clone High – kreskówka dla dorosłych zadebiutowała w Kanadzie w 2002 roku, a już wkrótce po raz pierwszy mogli się z nią zapoznać amerykańscy telewidzowie. Serial portretował grupę najsłynniejszych ludzi z całego świata – polityków, władców, bohaterów narodowych – w ich sklonowanej formie. Wizja reżyserska umieściła ich wszystkich razem w jednym liceum i zmusiła do współpracy. Potencjał Clone High doceniło wielu znanych artystów, takich jak Zach Braff, John Stamos czy Jack Black, którzy użyczali postaciom swojego głosu. Produkcja była, nie dość powiedzieć, mocno odważna i lekką ręką wykorzystywała światowe autorytety, zmieniając je w niekiedy nawet i komiczne postacie. Szczególnie nie spodobało się to dziennikarzom z Indii, którzy uznali za obraźliwy wizerunek Mahatmy Gandhiego, pojawiający się w jednym z odcinków. Co ciekawe, serialu nie wyświetlano wtedy jeszcze w samych Indiach, lecz wzburzenie tamtejszej opinii publicznej zdecydowanie oddaliło tę perspektywę. Twórcy Clone High zmuszeni byli więc oficjalnie przeprosić władze Indii, a ostatecznie zdecydowali się także zdjąć serial z anteny. I tak niszowa, lecz dobrze prezentująca się kreskówka po zaledwie jednym sezonie straciła okazję na rozwój. Jednak po aż dwóch dekadach Clone High otrzymało od HBO drugą szansę i wiosną 2023 roku z nowymi odcinkami zadebiutowało na platformie.
„Deadwood” (2004–2006)
Wszystko albo nic. Do tego ostatecznie sprowadziła się dysputa między HBO a twórcą serialu Deadwood Davidem Milchem. Mężczyzna chciał bowiem, by jego dzieło doczekało się wznowienia na pełen czwarty sezon składający się z 12 odcinków, jednak producenci wykonawczy optowali za skróceniem serii o połowę. Groteskowy upór obu stron doprowadził w końcu do totalnej klęski wizerunkowej serialu, który w ogóle nie otrzymał swojego finałowego sezonu, nawet jego pomniejszonej wersji. Poza tym na tamten moment HBO szukało do swojej oferty pomysłów na nowe, bardziej porywające historie, a zbędne okazało się dla nich pokładanie finansów w niszowym westernie.
„Batman” (1966–1968)
Brak komunikacji zaważył nad tym, że wersja live action historii o Batmanie nie otrzymała swojego czwartego sezonu. Niskie wyniki oglądalności show zmusiły stację ABC do zaprzestania kręcenia, jednak pałeczkę miała przejąć od niej NBC, również zainteresowana produkcją serialu. Co poszło nie tak? Powód bzdurny i trudny do pojęcia, a jednak uniemożliwiający dalsze dyskusje nad ewentualnym powrotem na plan. W momencie, gdy ABC zrezygnowała z Batmana, a NBC wciąż wahała się, czy przyjąć propozycję i nie dawała konkurencji klarownej odpowiedzi, szefowie tej pierwszej wydali polecenie zniszczenia scenografii do Batmana, aby zrobić miejsce na plan nowego projektu. Kiedy zaś NBC, niepoinformowana o zajściu, zdecydowała się na przejęcie praw do ekranizacji komiksu, nie było co zbierać – plan już w zasadzie nie istniał. I tym sposobem w ciągu zaledwie kilku tygodni ideę o kontynuacji serialu zmieciono tak, jak całą batmanowską przestrzeń ze studia.
„Angel” (1999–2004)
Tym razem sprawę załatwiła duma szefów Warner Brothers, którzy – wycofując z emisji ten popularny serial – dosłownie strzelili sobie w kolano. Spin-off Buffy the Vampire Slayer świetnie radził sobie w słupkach oglądalności i był na dobrej drodze do otrzymania swojego szóstego już sezonu. Showrunner serialu Angel za bardzo pospieszył się jednak z wysuwaniem oczekiwań wobec studia, co wyprowadziło z równowagi jego właścicieli. Ówczesny CEO Warner Brothers Jordan Levin, zamiast wznowić serial na kolejną jego odsłonę, postanowił ukarać grubiańskie zachowanie Jossa Whedona i zdjął Angela z anteny. Cóż za subtelne pokazanie twórcom, kto tu rządzi.
„Profit” (1996–1997)
Serial Profit skończył się, zanim tak naprawdę się zaczął. Stacja Fox wypuściła cztery pierwsze odcinki serii, po czym zdecydowała wycofać tytuł z ramówki. Dlaczego? Emisja pierwszego sezonu wywołała w widzach reakcje, których twórcy z pewnością nie spodziewali się w aż takiej skali. Do stacji spływać zaczęły listy z zażaleniami dotyczącymi głównego bohatera serialu Jima Profita, który według nich był postacią szkodliwą, zbyt mroczną i konieczne było pozbycie się jej z ekranów ich telewizorów. Niekończące się telefony i korespondencja od odbiorców przekonały w końcu i samego szefa Fox Network Ruperta Murdocha, który – zamiast ratować tytuł – postanowił się go całkowicie wyrzec. Trudno z dzisiejszej perspektywy uwierzyć, że wbrew pozorom niewinne dzieło anulowano z tak błahego powodu. Szczególnie kiedy w ostatnich dekadach mieliśmy do czynienia z produkcjami takimi jak Gra o tron, Squid Game czy Wikingowie, które aż kipiały brutalnością i dostarczyły nam jednych z największych antybohaterów w historii telewizji.