LAURA
Mój bardzo dobry kolega wytknął mi niedawno, że czytając moje recenzje, zwłaszcza z cyklu Czarno na białym, ma problem ze stwierdzeniem, czy opisywany film mi się podobał, czy nie. Że brakuje w nich jednoznacznego wyrazu uwielbienia, czegoś, co potwierdzałoby, dlaczego piszę o danym tytule, a nie innym. Oczywiście za każdym razem staram się uzasadnić swoją ocenę oraz obecność tekstu w cyklu, ale prawdą jest, że nie wszystkie publikacje mojego autorstwa dotyczą dzieł przeze mnie hołubionych. I tak na przykład potrafię docenić Śmiertelny pocałunek Roberta Aldricha, dostrzec jego wartość tak dla gatunku, jaki reprezentuje, jak i dla kina, lecz nie nazwałbym się największym fanem tego filmu. Napisałem o nim swego czasu, nie kryjąc się z krytyką, co zostało zauważone.
Co jednak zrobić, gdy w tekście brakuje entuzjazmu, choć wszystkie słowa wydają się na swoim miejscu i mają odzwierciedlać zachwyt autora? Myślę, że najlepszym sposobem jest napisanie o tym wprost. Niech zatem pierwszy tekst w tym roku będzie tak przejrzysty, jak to tylko możliwe.
Gdybym miał wskazać swój ulubiony film noir, odpowiedź zawsze będzie ta sama – to Laura Otto Premingera z 1944 roku.
Tytułowa bohaterka zostaje zastrzelona z dubeltówki w swoim mieszkaniu. Śledztwo prowadzi detektyw Mark McPherson, który swoje pierwsze kroki kieruje do uznanego dziennikarza, Waldo Lydeckera, najlepszego przyjacielem denatki, jej powiernika, od którego słyszymy, że nikt nie znał Laury lepiej niż on. Dowiadujemy się, w jaki sposób starszy mężczyzna pomógł ambitnej dziewczynie pracującej w agencji reklamowej stać się ważną postacią, liczącą się w branży i na salonach. Wkrótce policjant przesłuchuje również jej narzeczonego, eleganckiego, ale szemranego Shelby’ego Carpentera. McPherson próbuje rozwiązać zagadkę śmierci Laury, znaleźć jej mordercę, ale nie potrafi ruszyć śledztwa do przodu. Jest pod wyraźnym urokiem ofiary i nim się spostrzega, zakochuje się w niej.
Kryminałów, w centrum których kryje się historia miłosna, trochę już kino zrodziło, lecz arcydzieło Premingera kryje w sobie więcej niespodzianek, niż uśmiercenie tytułowej bohaterki, zanim jeszcze film się rozpocznie. Właściwie to nie ona najbardziej interesuje reżysera. Laura jawi się jako kobiecy ideał, choć – nieprzypadkowo – ma w tym swój udział fakt, że nie żyje. Jest w tym coś wyjątkowo niezdrowego i perwersyjnego, ale uczucie, jakim McPherson (Dana Andrews, znany z Nocy demona) obdarza zmarłą wydaje się przede wszystkim przejawem romantycznej natury bohatera. Poznaje ją lepiej, niż gdyby ta żyła; służą mu nie tylko relacje i wspomnienia jej przyjaciół, ale zwłaszcza osobiste listy, pamiętnik, również obraz wiszący w jej mieszkaniu, odzwierciedlający jej urodę w sposób doskonały. Sam reżyser już o to zadbał – zamiast kazać namalować portret grającej tytułową bohaterkę Gene Tierney, wykorzystał jej zdjęcie, powiększył je, a następnie poprosił o „poprawienie” go farbami olejnymi. Dzięki temu, jak również licznym retrospekcjom, postać ta nie daje się tak łatwo pogrzebać, stając się dla McPhersona miłosnym obiektem, czymś więcej niż wspomnienie czy duch.
Kim natomiast jest dla Lydeckera i Carpentera? Ten drugi, bawidamek o wątpliwej reputacji i twarzy Vincenta Price’a, doskonale wie, że związek z Laurą przede wszystkim mu się opłaci, co wcale nie przeszkadza mu w romansowaniu na boku. Nawet po jej śmierci udaje, że w grę wchodziło prawdziwe uczucie, nie przyznając się nawet do zerwanych przez nią zaręczyn. Inaczej sytuacja wygląda z Waldem, wyniosłym, przeświadczonym o swoim talencie, geniuszu i pozycji, z perspektywy którego oglądamy historię życia jego protegowanej. Sam Lydecker jest postacią wartą tego filmu, zakochaną w samym sobie, a być może bardziej jeszcze w Laurze. Tyle że swoje uczucia do niej sprytnie demaskuje, będąc „jedynie” najlepszym przyjacielem, który doskonale wie, w co dziewczynę ubrać, jaką ma mieć fryzurę, z kim ma się zadawać. W równym stopniu fascynujący, odpychający, a nawet budzący współczucie; grający go Clifton Webb zasłużenie wyróżniony został nominacją do Oscara, jedną z pięciu dla Laury (jedyna statuetka trafiła w ręce autora czarno-białych zdjęć, Josepha LaShelle’a).
Preminger, znany z późniejszej Anatomii morderstwa (1959) oraz omawianego w naszym cyklu Bunny Lake zaginęła (1965), nie boi się mówić o ciemnej stronie ludzkiej natury. Intryga interesuje go w mniejszym stopniu niż postacie, którymi rządzą ich obsesje. Uczucia McPhersona, Lydeckera, a nawet Carpentera do Laury decydują o tym, kim ci mężczyźni są w rzeczywistości, ujawniając ich skrywane namiętności. I nawet w przypadku policjanta, głównego bohatera przecież, którego oczami oglądamy całą sprawę, reżyser nie pozostaje bezkrytyczny – ukazywany od początku jako bohater spokojny, opanowany, a przede wszystkim bezstronny, w pewnym momencie daje się ponieść emocjom, całkiem niepotrzebnie uderzając niedoszłego męża zmarłej. Można nawet odnieść wrażenie, że śledztwo wykorzystuje dla własnej korzyści, aby udowodnić, że byłby lepszym partnerem dla Laury niż pozostali mężczyźni.
Genialność filmu Premingera polega zresztą na tym, że McPherson dostaje szansę, aby bezpośrednio rywalizować z Lydeckerem i Carpenterem. A dzieje się tak dzięki niesamowitemu zwrotowi akcji w drugiej połowie filmu.
Nietypowe to kino noir. Ciekawsze są tu relacje między postaciami niż zagadka, przemoc jest właściwie poza kadrem, a stawką miłość nieboszczki. Ale Laurę nawet po latach ogląda się znakomicie, dzięki nadającym tempo historii dialogom oraz fabularnym woltom. Najważniejsze jest chyba jednak przeświadczenie, że miłość jest silniejsza niż śmierć.
Romantyczny ton góruje nad cynizmem typowym dla tego gatunku, sprawiając, że już w chwili powstania było to dzieło wybijające się na tle innych.
Co ciekawe, choć film Premingera nie doczekał się (na szczęście) oficjalnego remake’u, identyczny punkt wyjścia można odnaleźć w… Déjà Vu Tony’ego Scotta (2006). Tam również śledczy zakochuje się w nieżyjącej kobiecie, badając sprawę jej śmierci. Podobieństw jest więcej, choć w Laurze elementów kina science fiction nie uświadczymy. Jest natomiast zjawiskowa Gene Tierney, którą wszyscy pożądają. Wystarczy spojrzeć w jej hipnotyczne oczy, aby zrozumieć dlaczego.
korekta: Kornelia Farynowska