Publicystyka filmowa
Filmy idealne dla fanów INCEPCJI. Nie tylko science fiction
Filmy, które mają wielopoziomową strukturę, często bazują na twiście – jak w Incepcji.
Tekst pierwotnie opublikowany 13.09.2023
Inaczej filmy, które mają wielopoziomową strukturę, często bazują na twiście, którego widz nie potrafi i nie powinien się domyślić, jeśli chce, żeby dany tytuł filmowy zrobił na nim niezapomniane wrażenie. Z reguły można je zrobić tylko raz. Potem to już seanse bardziej analityczne, przypominające tamto jedyne w swoim rodzaju wrażenie. Z Incepcją jest podobnie, chociaż bardziej niż na twistach bazuje ona na wielopoziomowej strukturze narracyjnej.
I takie filmy pełne tajemnic, które się odkrywa z każdą nową projekcją, powinny spodobać się fanom produkcji Christophera Nolana. Niedawno pisałem o filmach, które poleciłbym miłośnikom Interstellara. Były nieco bardziej umocowane naukowo, mniej tajemnicze, mniej bazujące na zwrotach akcji. Tym razem wymienione tytuły pozostawiają niedosyt dużo bardziej – męczące niedopowiedzenie, które każe widzom szukać na własną rękę odpowiedzi w stylu – czy ten bączek przestał się kręcić, czy kręcił się w nieskończoność.
„Przypadek” (1981), reż. Krzysztof Kieślowski
Co się stanie, kiedy bączek upadnie, a co, gdy będzie kręcił się w nieskończoność? Mamy tu dwie możliwości, podobnie zresztą jak u Kieślowskiego, z tą jednak różnicą, że kiedy Witkowi (Bogusław Linda) ucieka pociąg po raz drugi, spotyka na dworcu Olgę, która zmienia jego życie, lecz… i tutaj mamy twist. Przypadek z pewnością przypadnie do gustu fanom Incepcji, chociaż nie jest produkcją science fiction.
Obrazuje jednak, od czego nasze życie może zależeć, nawet jego realność. Kieślowski i Nolan eksplorują temat losu i decyzji, podkreślając, że często nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków naszych działań, chociaż uwielbiamy sobie wyobrażać, że leży to w granicach możliwości naszych decyzji.
„Fight Club” (1999), reż. David Fincher
Nazywam ten film czasem produkcją jednego twistu. Zastanawiam się również, co by było, gdyby ten twist nie istniał. Fight Club to opowieść o bezimiennym narratorze, który cierpi na chroniczną bezsenność i znudzenie swoim życiem. Jego codzienność to monotonia, biurokracja i konsumpcja. Wszystko zmienia się, gdy spotyka on tajemniczego Tylera Durdena, anarchistycznego geniusza, który wprowadza go w subkulturę tajnych walk bokserskich.
Film ten jest nie tylko opowieścią o przemocy i anarchii, ale również głębokim komentarzem na temat społeczeństwa konsumpcyjnego i ducha czasów, w których żyjemy. Fight Club bada pytania o tożsamość, alienację i poszukiwanie sensu w życiu, jednakże robi to w sposób, który nie jest ani łatwy, ani przyjemny. Film konfrontuje widza z brutalnością, nihilizmem i destrukcją, co sprawia, że jest to szokujące doświadczenie, zwłaszcza że źródłem jego jest wyłącznie nasz umysł, a nie obiektywnie istniejąca rzeczywistość.
„Mulholland Drive” (2001), reż. David Lynch
Nie ulega wątpliwości, że filmy Christophera Nolana nie są tak surrealistyczne, jak Davida Lyncha, jednak mają jedną wspólną cechę – wielowarstwowość. Ich realność nie ulega wątpliwości, nawet jeśli reżyser udaje, że jakieś wydarzenia dzieją się namacalnie. Nolan kręci po prostu bardziej przystępnego Lyncha, aczkolwiek równie zmuszającego do poseansowych analiz. Lynch natomiast nie liczy się z realizmem.
Łączy elementy nieraz na zasadzie sprzeczności, o czym widz doskonale wie, lecz przyjmuje tę konwencję, bo posiada zdolność wyobrażania sobie nierealistycznych światów na jakby jeszcze wyższym poziomie, gdyż przecież sam film jest światem fikcji. Tak więc miłośnicy szkatułkowej Incepcji z pewnością zainteresują się osobliwą narracją w Mulholland Drive i wręcz szokującym racjonalny namysł przedstawianiu faktów.
„Zakochany bez pamięci” (2004), reż. Michel Gondry
Zakochany bez pamięci jest przykładem filmu, w którym wątki SF zostały osadzone w kinie obyczajowym bez szkody dla obydwu gatunków. Michel Gondry eksperymentuje z formą filmową, łącząc różne warstwy czasu i rzeczywistości świata przedstawionego w sposób, który przypomina zagmatwane, ale fascynujące łamigłówki. Film nieustannie bawi się naszymi oczekiwaniami i pozwala nam zastanawiać się nad tym, co jest prawdą w kontekście miłości, a może w ogóle nad tym, co jest rzeczywistością? Główny bohater Joel próbuje zachować wspomnienia o Clementine, mimo że cały jej portret myślowy w jego umyśle zaczyna zanikać. Pojawia się więc zasadne pytanie o to, co tak naprawdę definiuje miłość – czy to wspomnienia, emocje, czy coś więcej? Bo jeśli nic więcej, to miłość jest tylko stanem chemicznym mózgu.
„eXistenZ” (1999), reż. David Cronenberg
Sen tak potraktowany przez Christophera Nolana jest pewnego rodzaju fetyszem. David Cronenberg jest mistrzem prowokowania u widza nieznanych pokładów fascynacji erotycznych właśnie takimi osobliwymi fetyszami, jak sen, a nawet konsola do gier komputerowych lub sposób relacji z nią głównych bohaterów, czyli Allegry Geller (Jennifer Jason Leigh) oraz Teda Pikula (Jude Law). Jest coś zmysłowego w scenach, w których Allegra trzyma na kolanach organiczną konsolę do gier, i w scenach, w których z wielką precyzją i jednoczesną gracją zakłada połączenie rdzeniowe Tedowi. To taka sfera seksualna odbierana wizualnie z całkowitej przyszłości, nieznana nam, osobnikom przywiązanym do fizycznych kontaktów.
„Primer” (2004), reż. Shane Carruth
Osobliwy, hermetyczny film science fiction, leżący trochę bliżej dokumentu niż produkcji fabularnej. Trudno jest się związać emocjonalnie z występującymi w nim postaciami. TO naukowcy, którzy są tak wciągnięci w swoje wynalazki, że przejawia się to aż w ich wyglądzie – przypominają pracowników biurowych jakiejś firmy zajmującej się doradztwem finansowym. Trochę odbiera im to powagę. Poza tym okres, gdy budują maszynę, jest przedstawiony nieznośnie monotonnie. Widać, że scenarzystom zabrakło naukowych teorii, żeby zdefiniować, jak działa wehikuł czasu. Większość użytych opisów bazuje na słowach typu „ten”, „to”, „coś” itp.
Typowe pustosłowie, gdy się nie ma nic konkretnego do powiedzenia. Natomiast część, gdy główni bohaterowie wkręcają się całkowicie w walkę z czasowymi paradoksami (w tym z samymi sobą w innej czasowej linii), jest najciekawsza. Liczba szkatułkowych wątków jest tak wielka, że mało kto po pierwszym seansie zrozumie wszystko, po drugim pewnie też. Tak więc jest to idealny film dla fanów Incepcji.
„Przypadek 39” (2009), reż. Christian Alvart
Mało jest filmów grozy, które jednocześnie są thrillerami psychologicznymi. Może Przypadek 39 jest produkcją „tańszą” pod względem wyprodukowania, ale porusza głęboko takie sfery ludzkiej natury, że można się tą historią naprawdę przejąć. Tytuł mądrze eksploruje tematykę nadprzyrodzonych zjawisk, zła i moralności. Wprowadza widza w atmosferę napięcia i grozy, a także stawia pytania o to, jak daleko można się posunąć, aby ocalić życie dziecka. Mimo że odbiór filmu przez krytyków nie był jednoznacznie pozytywny, Przypadek 39 przyciągnął uwagę miłośników filmów grozy i thrillerów.
Co zaś do relacji tej produkcji z Incepcją, warto zwrócić uwagę na pewien typ narracji, która sugeruje widzowi coś, co w fabule wcale nie musi mieć miejsca, natomiast dzieje się w głowie odbiorcy.
„Twisted Metal” (2023), reż. m.in. Kitao Sakurai
Anthony Mackie dostał tę rolę chyba po znajomości. Nie ma w nim niestety zbyt wiele charyzmy, a adaptacja bardzo specyficznej gry, jaką jest Twisted Metal, która ma już charakter retrokultowy, wymaga aktorów o niezwykłym talencie oraz szalonej przeszłości. O wiele lepszy byłby tu np. chociażby Eddie Murphy. Niemniej Mackie jakoś sobie radzi, bo otoczony jest postaciami z o wiele większą siłą oddziaływania niż on sam. Jakoś więc się za nimi chowa, przybiera maskę, bo inni dominują. Jak zawsze w przypadku kina reżyserowanego przez Christophera Nolana, trzeba mieć szansę, by od niego odpocząć, od wszystkich tych ciężkich tematów, które reżyser analizuje. Twisted Metal jest znakomitą odskocznią dla fanów Incepcji.
„Donnie Darko” (2001), reż. Richard Kelly
To, co czyni Donnie Darko tak niezwykłym filmem, to nie tylko opowieść o mentalnym chaosie głównego bohatera, ale także obecność tajemniczej postaci w kostiumie królika z nazwą Frank, która staje się przewodnikiem Donniego w jego zaburzonym świecie. Frank ostrzega Donniego przed nadchodzącym końcem świata i wprowadza go w serię niemożliwych do przewidzenia wydarzeń.
Film jest pełen symboliki, zagadek i teoretycznych rozważań. Scenarzysta i reżyser Richard Kelly tworzy równocześnie mroczną, niepokojącą atmosferę oraz przemyca liczne odniesienia do literatury, filozofii i kultury popkultury. Donnie Darko to film, który nagina granice czasu, rzeczywistości i psychiki, podobnie jak Incepcja. Jednym z najbardziej fascynujących aspektów filmu jest jego zdolność do wywoływania spekulacji i debat. Kto lub co jest Frankiem? Czy Donnie przeżywa rzeczywiste wydarzenia, czy jest to tylko efekt jego choroby psychicznej? Co oznacza koniec świata, o którym mówi Frank? Wszystkie te pytania i teorie, które krążą wokół Donnie Darko, sprawiają, że film ten staje się przedmiotem dyskusji dla fanów na całym świecie. W wypadku Incepcji widzowie również spekulują, nie tylko o bączku. Na pewno nie jest to film dla każdego. To psychologiczna podróż w mroczne zakamarki ludzkiej psychiki bez jednoznacznych i stricte racjonalnych odpowiedzi.
BONUS: „Zbrodnie po sąsiedzku” (2021–), twórcy: John Hoffman, Steve Martin
Jestem fanem Nolana, ale to nie oznacza, że bezkrytycznym. Nolan jest twórcą, któremu blisko do reżyserskiego geniuszu, który ma odwagę iść własną ścieżką, mimo że niektórzy widzowie potrafią nazwać np. Interstellara filmem dla „niedojrzałej dzieciarni”. Wspominam o Zbrodniach po sąsiedzku, bo jest to inteligentnie napisany serial, co z pewnością miłośnicy Nolana zechcą docenić, ale nie tylko z tego powodu. Otóż formuła Zbrodni jest na tyle ciekawa, że Nolan mógłby sprawdzić się w podobnym produkcie streamingowym. Kto wie, czy kiedyś nie zechce poeksperymentować.
