Szybka Piątka #26 – Największe filmowe zaległości (ha, przyznać się!)
Po nieprzyzwoicie długiej przerwie wracamy z Szybką Piątką! Wznawiamy cykl od nieco wstydliwego tematu czyli filmowych zaległości. Jesteśmy zdeklarowanymi kinomanami i oddychamy X muzą. To nasza pasja, ale każdy z nas ma wciąż sporo do nadrobienia. Pewnie zdziwicie się jakich klasyków, przebojów i hitów nie oglądnęliśmy. Wydawałoby się, że niektóre tytuły po prostu należy znać. Okazuje się jednak, że w historii kina nie ma “świętych krów”. Każdy sam tworzy sobie historię kina, każdy trochę inaczej ją postrzega, dla każdego z nas coś innego jest ważne. Nie traktujcie tego jako alibi, bo źle czujemy się z tym, że nie widzieliśmy Ben-Hura, Whiplash, Grobowca świetlików, Nocnego kowboja, Osiem i pół, Lawrence’a z Arabii czy Dobrego, złego i brzydkiego. To skandal ich nie znać!
TUTAJ PRZECZYTASZ DOTYCHCZASOWE ZESTAWIENIA SZYBKIEJ PIĄTKI
Nadszedł czas, by wyrzucić z siebie te nasze grzeszki. O to przed Wami nasza spowiedź. Spowiedź ludzi zakochanych w kinie, osób dla których jest to najważniejsza ze sztuk.
A Wy? Macie jakieś filmowe zaległości? Zachęcamy do przyznawania się w komentarzach 🙂
Maciej Niedźwiedzki
1.Dobry, zły i brzydki
Nigdy nie byłem fanem westernów, ale klasykę trzeba znać. Wręcz wypada. Filmu Leone nigdy jednak nie widziałem. Podobnie zresztą jak pozostałych kilku innych ważnych filmów wyreżyserowanych przez Włocha. Przeraża mnie długość tego filmu. Clinta Eastwooda bardzo cenię, ale dalej nie znam jego prawdopodobnie najbardziej ikonicznej roli. Trochę głupio.
2. Ścieżki chwały
Wielbię Kubricka za cztery filmy: Mechaniczną pomarańczę, Dr Strangelove, Barry’ego Lyndona i Lśnienie (Odyseję widziałem, ale rzadko do niej wracam) Ciągle mi to wystarcza i gdy tylko mam ochotę oglądnąć cokolwiek amerykańskiego reżysera to sięgam, po któryś z tych tytułów. Zabrzmi to dość arogancko, ale nie bardzo interesują mnie jego pozostałe filmy. Wiem jednak, że Ścieżki chwały to absolutna czołówka kina wojennego. Wiem, że to klasyk. Ogromna luka w moim CV kinomana.
3. Okręt
Momentalnie rozpoznaję motyw muzyczny z filmu Petersena. To jeden z tych kilku natchnionych filmowych utworów. Prawdziwie majestatyczna muzyka, która dla mnie funkcjonuje jakby poza samym dziełem. Nigdy nie sięgnąłem po film, z którego się wywodzi. Nie bardzo też ciągnie mnie to spędzenia trzech godzin na pokładzie klaustrofobicznego statku. To nie moje filmowe klimaty. Leniwy ze mnie miłośnik kina. RECENZJA
4. Przed wschodem słońca
Linklatera odkryłem dopiero przy okazji kapitalnego Boyhood. Wcześniej raczej nie kojarzyłem tego nazwiska, nie wiedziałem jaki rodzaj kina ten reżyser uprawia. Wciąż nie znalazłem momentu, by obejrzeć jego słoneczną trylogię. Przez to dalej nie mogę docenić dorobku tego reżysera. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy w rozmowach w samych superlatywach opowiadam o Boyhood i po chwili wychodzi na jaw, że nie wiem czym Linklater zasłynął wcześniej.
4. Iron Man
Wybrałem Iron Mana, ale prawdę powiedziawszy nie widziałem większości produkcji Marvela. Te, które znam całkowicie do mnie nie przemawiają. Nie potrafię odnaleźć się w tym uniwersum. Nie wiem czy się tymi historiami emocjonować czy traktować jako komedię. Nie wiem czego ode mnie chcą te filmy. Nie wątpię, że cykl Marvela to ważny kulturowo fenomen i gigantyczne zjawisko w popkulturze, w którym powinienem się orientować. Jest ono jednak w moim życiu praktycznie nieobecne. W ramach dygresji pozwolę sobie wspomnieć, że z wielkich blockbusterów ostatnich lat nie obejrzałem żadnej części Igrzysk śmierci.
Rafał Oświeciński
1. Faraon
Gdyby tworzyć ranking najbardziej wpływowych dzieł kina polskiego, to film Jerzego Kawalerowicza z pewnością byłby w czołówce. Rozumiem, że na podstawie polskiej powieści (bardzo dobrej), ale forma i treść są wybitnie hollywoodzkie, czyli na tle naszej kinematografii nietypowe, i na tym polu ekranizacja zdaje się być konkurencją dla wielkich widowisk typu „Kleopatra” czy „Ben-Hur”. Już sama tego typu konstatacja powinna wystarczyć za motywację do obejrzenia, ale cóż, nie było okazji mimo dziesiątek seansów telewizyjnych, dostępności filmu na dvd i blu-ray… Obiecuję sobie, że zaliczę, bo po prostu trzeba.
2. Metropolis
Popis wyobraźni i jednocześnie wspaniała treść. Tyle w teorii, bo jednak boli mnie, że ani „Metropolis” nie widziałem, ani innych filmów Fritza Langa („Nibelungi”, „Doktor Mabuse”), mimo tego, że zdaję sobie sprawę z ich znaczenia dla historii kina. Niewybaczalne. RECENZJA
3. Ben-Hur
Kolejny klasyk, którego pojedyncze sceny mam przed oczyma, mimo że nigdy ich nie widziałem. Jego znaczenie jest nie do przecenienia – arcydzieło wielokrotnie cytowane, stawiane za wzór kina sandałowego i dopiero „Gladiator” Ridleya Scotta odniósł porównywalny sukces. Seans korci mnie tym bardziej, że są dostępne znakomite wydania blu-ray z odświeżoną wersją filmu.
4. Siedmiu wspaniałych
Jeśli westerny, to Sergio Leone i Clint Eastwood. Prawie wszystko poza nimi nie ma takiej siły rażenia. Prawie, bo jednak kilka westernów wybitnych było, których ta dwójka nie podpisała, a wśród nich niewątpliwie „Siedmiu wspaniałych”, których jednak nie widziałem. Pewnie, że żałuję, tym bardziej, że moja ignorancja wynikała z głupich skojarzeń z przygodami Johna Wayne’a (widziałem to i owo, więcej nie zniosę), a z tego co wiem, Wspaniali byli dla westernu swoistym otwarciem dla nowej, brutalniejszej konwencji. Przy najbliższej okazji muszę zaległość nadrobić.
5. Pożegnanie z Afryką
Powieść znakomita – także z punktu widzenia faceta, który po książkowe romanse nie sięga. Wiem o znakomitej roli Meryl Streep i o tym, że film to tak samo wysoka jakość jak książka Karen Blixen. 7 Oscarów, Sidney Pollack na reżyserskim krześle, Afryka – dlaczego tego nie widziałem?!
Karolina Chymkowska
1. Moja lewa stopa
Nie wątpię ani przez sekundę, że to wielka rola Daniela Day-Lewisa, ale jak dotąd nie znalazłam w sobie ochoty, by ten film obejrzeć.
2. Marnie
Niektóre filmy Hitchcocka widziałam po kilka razy, cenię je sobie bardzo, a przecież gdyby wymienić dziesięć najbardziej znanych tytułów, Marnie musiałaby się wśród nich znaleźć. Nie mam pojęcia, dlaczego nigdy nie pojawiła się na moim radarze.
3. Fanny i Aleksander
Muszę kiedyś wykroić 312 minut z życia i w końcu nadrobić tę zaległość, chociaż przyznaję, że poetyka Bergmana nigdy nie należała do moich ulubionych.
4. Nocny kowboj
Powieść czytałam, a zważywszy na moje niegasnące uwielbienie dla Dustina Hoffmana, film powinnam mieć zaliczony już dawno temu. Z całej piątki ten akurat brak chyba najbardziej mnie dziwi. RECENZJA
5. Lawrence z Arabii
Nie wiedzieć czemu, nie jestem w stanie przeskoczyć poza czołówkę. Klątwa jakaś. Samą czołówkę widziałam dziesiątki razy, a potem zawsze, ale to zawsze coś mi staje na przeszkodzie. Dzwoni telefon. Muszę niespodziewanie wyjść. Zasypiam snem sprawiedliwego. I tak za każdym razem. RECENZJA
Jacek Lubiński
1. Skarb Sierra Madre
Mój Święty Graal – w dodatku nie do końca pasujący do zestawienia, gdyż teoretycznie moje śliczne oczy miały przyjemność już ten film zarejestrować w wieku szczenięcym. Po latach głowa jednak nie przyznaje im racji, we wspomnieniach pustka konkretnych scen, dialogów, wydarzeń. Serce wciąż jednak pamięta o tej zaległości – przeciwnikiem pozostaje jedynie czas i drożejący dolar. Nadejdzie jednak taki dzień, w którym nie będę już potrzebował żadnych śmierdzących odznak, by dopełnić przeznaczenia…
2. Dotyk zła
Kolejny klasyk noir, który swego czasu przegrał pierwszeństwo z “Trzecim człowiekiem”. Do tego drugiego nie raz w dodatku udało mi się wrócić, a “Dotyk zła” jak był, tak pozostał na liście “do nadrobienia” do dziś. Cytując jednak innego klasyka – w końcu jutro też jest dzień.
3. Samuraj
Ciężko nadążyć za kryminalnym dorobkiem Alaina Deloina – oczywiście tym filmowym. Tak właśnie, gdzieś pośród seansów “Klanu Sycylijczyków” i “Scorpio” zawieruszyły mi się przygody Jefa Costello. Co ciekawe, długo utrzymujący się na liście 250 najlepszych filmów IMDb tytuł niedawno wypadł poza stawkę. Biorę to za dobry znak. Teraz również ode mnie zależy, czy tam wróci. A to mobilizuje.
4. Spragnieni miłości
W życiu, jak każdy, zawsze byłem jej spragniony. W kinie Wong Kar Waia jakoś mniej fascynująca mi się wydawała. Pocztówkowe obrazki i klimatyczna muzyka z pewnością mają swój urok, ale snujący się po kadrach i kontemplujący aktorzy już mniej mnie pociągają. Dlatego film ten nigdy nie wszedł na listę priorytetów. Ale gdy nadarzy się okazja, z pewnością nie odmówię ślicznej Maggie Cheung skraść mi (i Tony’emu Leung) serce. RECENZJA
5. Pogorzelisko
Czyli film, który rozsławił nazwisko Villeneuve’a. Biorąc pod uwagę, że doceniam mocno wszystko, co nakręcił później, jest więcej niż możliwe, że to właśnie ten film z całej listy nadrobię najszybciej. I podejrzewam, że będzie to pyszny deser po wybornym “Sicario”, tajemniczym “Wrogu” oraz wciągającym “Labiryncie”. Już zacieram ręce.
Dawid Gawałkiewicz
1. Whiplash
Mam swój mały folder w zakładkach w Firefoxie, gdzie zapisuje obrazy „do obejrzenia”. Mimo, że z roku na rok oglądam coraz więcej filmów, zebrało się tam trochę zaległości. Kolejność nie jest przypadkowa, bo uszeregowana priorytetami. Na początku oczywiście „Whiplash”, obsypany nagrodami, a ja wciąż go nie widziałem. Wstyd, wstyd, po prostu wstyd. RECENZJA
2. Fisher King
Mam kręćka na punkcie Robina Williamsa, strasznie żałuje, że już nie żyje. W związku z tym oglądam systematycznie kolejne filmy z tym aktorem. O „Fisher King” słyszałem dużo dobrego, zresztą dziesięć nagród, w tym Oskar i osiemnaście nominacji mówi samo za siebie. Zastanawiam się tylko czy Williams przebije swoją kreacje z mojego ukochanego „Buntownika z Wyboru”.
3. Prochy Angeli
Troje znajomych, niezależnie od siebie poleciło mi ten film. Zbieram się żeby go obejrzeć gdzieś od początku dwa tysiące czternastego i marnie mi idzie. Dramat obyczajowy, z kilkoma nagrodami, czyli coś co bardzo lubię, Zwiastun również był zachęcający. Dlaczego jeszcze „Prochów Angeli” nie obejrzałem? Nie wiem. Chyba najwyższa pora się zmobilizować!
4. Star Trek
I to dosłownie wszystko z tej serii. Seriale, starsze filmy, nowsze filmy. Nic, nic oglądałem. Jestem fanboyem Gwiezdnych Wojen, tak to sobie tłumaczę. Podobno „Star Trek” jest naprawdę fajnym uniwersum, z masą lepszych i gorszych obrazów. Trochę jednak przytłacza mnie jego wielkość. Podejrzewam, że musiałbym strawić dziesiątki godzin, by docenić ten świat. Dlatego pewnie pozostanie to moją zaległością do której nie będę się przyznawał.
5. Biała wstążka
Mam problem z tym filmem. Czternaście nagród, dwanaście nominacji. Sygnał, że warto go obejrzeć. Opinie siedmiu znajomych, którym się „Biała wstążka” bardzo, bardzo podobała. Niestety słyszałem opinie, że jest to bardzo „ciężki” obraz, więc pewnie przez długie lata zostanie moją życiową zaległością. Ciekawe czy za dekadę się nie zestarzeje, może wtedy będę miał ochotę po niego sięgnąć.
Jan Dąbrowski
1.Wszystko za życie
Podróże kształcą, jednak opowieść o człowieku, który u progu kariery pozbywa się swojego dobytku i jedzie w siną dal autostopem – cóż, brzmi dość naiwnie. Oczywiście musi w tym wszystkim być pewna głębia, jednak jeszcze nie zasiadłem do nadrabiania tego filmu. Za każdym razem, kiedy trafiam na ten tytuł, odruchowo szukam sobie innej pozycji do nadrobienia. Nie jest też bez znaczenia, że od każdego znajomego słyszałem, że jest świetny/fajny/ciekawy, ale akurat w tym przypadku nikt nie potrafił zachęcić mnie, choć odrobię. RECENZJA
2. Siedmiu samurajów
Nawet nie chodzi już o to, że klasyk, że wypada, etc – autentycznie mam na uwadze to niedopatrzenie (niestety, dość duże), a jednak coś mnie blokuje. Chyba najbardziej to, że zaległość takiego formatu wypadałoby obejrzeć w stosownych okolicznościach, najlepiej będąc wyspanym i mieć przyboczną kawę w zanadrzu. Przydałaby się odpowiednia sala (najlepiej kinowa). A jeszcze…. I do tego….
3. Full Metal Jacket
W pewnym momencie zacząłem mieć serdecznie dosyć oglądania wojny. No, może poza tymi w odległej galaktyce. W każdym razie ufam Kubrickowi, a Modine i D’Onofrio to zdolni panowie – ale po prostu otwierając lodówkę zacząłem obawiać się czołgów, karabinów, etc. Reżyser jest dla mnie tutaj znakiem jakości, więc jestem spokojny, że film się nie zestarzeje, nim do niego usiądę.
4. Polowanie
Nie załapałem się do kina, w międzyczasie zawsze pojawia się coś pilniejszego do obejrzenia, nawet ostatnio miałem nadrobić. I towarzystwo jest i chęci. A czas się znaleźć musi, najlepiej jeszcze w tym roku – bo potem znowu wysyp premier, także tych oskarowych. I znowu nie będzie kiedy. Poza tym Mikkelsen to jest zawsze argument, żeby obejrzeć film. (Ok, prawie zawsze – grał przecież w tych koszmarnych Trzech muszkieterach Andersona. Dumas się w grobie przewraca.) RECENZJA
5. Tańcząc w ciemnościach
Lubię i cenię twórczość von Triera, wybiórczo lubię Björk. A jak mi jeszcze wszyscy dookoła mówią, że arcydzieło, to dodatkowo robię się podejrzliwy. Pewnie mi się spodoba i dołączę do tych zachwytów. Potrzeba czasu i miejsca. Może dobry pomysł na postanowienie noworoczne?
Radosław Pisula
1. Ojciec chrzestny III
Nie jestem wielkim fanem dwóch pierwszych części trylogii, widziałem kupę lepszych filmów, ale ciężko polemizować z kulturowym statusem tych oscarowych gangsterniaków. Z tego powodu nigdy nie potrafiłem zabrać się za zwieńczenie sagi. Nie chcę oglądać starego Michaela – dla mnie jego historia kończy się w dwójce. Za zwieńczenie opowieści mogę uznawać co najwyżej Człowieka z blizną, mogącego być dla filmów Coppoli kampową woltą fabularną. Bo nikt nie spodziewa się kokainowej inkwizycji w domu Dona Corleone. Obudźcie mnie, gdy pojawi się Ojciec chrzestny w kosmosie.
2. Imperium Słońca
Po prostu wstyd mi być człowiekiem w tej chwili. Jutro oglądam. Ostatni wielki Spielberg, z którym nigdy nie było mi po drodze. Oczywiście gdzieś kiedyś coś tam się ugryzło z seansu, ale co to za miłość przez dziurkę od klucza?
3. Malcolm X
Fascynująca postać, świetny aktor, nieprzewidywalny reżyser (jeśli chodzi o jakość, bo treść to trochę inna bajka) w swoich najlepszych latach. Zawsze siedzi gdzieś z tyłu głowy – że może już trzeba, najlepiej teraz, bo to arcyważna część amerykańskiego dziedzictwa. I zawsze znajdzie się coś innego. Z zaległościami jest ten problem, że nigdy ich nie dogonimy i trzeba wybierać, kogo dzisiaj chcemy minąć. Malcolm nadal jest w dobrej formie.
4. Życie Carlita
Nie wiem dlaczego nie widziałem tego filmu. Tematyka, Pacino, De Palma (którego uwielbiam) – na papierze ma wszystko, ale w głowie jeszcze nie siedzi.
5. Grobowiec świetlików
Polecany milion razy, na pewno ważny i pełen emocji. Ale tak to jest w życiu, że niektóre polecanki znikają w czasie, jak łzy na deszczu. A mam to nawet na DVD…
Darek Kuźma
1. Siedmiu samurajów
Mam całkiem sporo filmowych zaległości do nadrobienia i wmawiam sobie nieustannie, że rozkładanie ich w czasie ma większy sens, niż obejrzenie wszystkich jeden po drugim. Największą z nich jest bodajże „Siedmiu samurajów”, epos Akiry Kurosawy, który wpłynął nie tylko na europejskich twórców i amerykańskie westerny, ale w gruncie rzeczy na całe kino. Wiedząc o nim tyle, ile obecnie wiem, a także znając wiele produkcji, które mniej lub bardziej rozsądnie z niego zrzynały, nie potrafię ciągle zmusić się do seansu. Kiedyś „Siedmiu samurajów” obejrzę i mam nadzieję, że będę w stanie odpowiednio go docenić. Całe to czekanie musi mieć jakiś sens…
2. Podróże Sullivana
Może się wydawać, iż film Prestona Sturgesa nie jest aż tak wielkim dziełem, iż warto go żałować, ale to wierutna bzdura. Jestem święcie przekonany, że „Podróże Sullivana” są obrazem znakomitym, wielowymiarowym, jednym z tych, dla których warto sięgać raz za razem po amerykańską klasykę. Po pierwsze, dlatego że uwielbiam kino made by Preston Sturges. Po drugie, słodko-gorzka komedia o hollywoodzkim reżyserze, który na własnej skórze doświadcza różnicy między sztuką filmową a „sztuką życia”, wydaje się idealnie wpasowywać w moją wrażliwość. Po trzecie, w gruncie rzeczy to nie wiem, czemu jeszcze tego nie obejrzałem – ja jakiś głupi jestem czy co…
3. Lawrence z Arabii
Wielka, ogromna, gigantyczna wręcz zaległość filmowa, ale na swoją obronę pragnę nadmienić, iż widziałem obszerne fragmenty „Lawrence’a z Arabii”. Trudno stwierdzić, czy te najważniejsze, w szczególności w przypadku filmu, o którym wszyscy piszą, że składa się z kluczowych scen w historii kina, ale zawsze to coś… Wracając jednak do tematu, film Davida Leana jest tak znany i uwielbiany, że po prostu boję się go oglądać i nie zrozumieć/nie docenić/nie krzyknąć z zachwytu na napisach początkowych, końcowych i kilkadziesiąt razy w trakcie seansu. Kiedyś się przełamię i odważę, skoro nawet android u Ridleya Scotta (nie, nie ten, o którym myślicie…) potrafi się „Lawrence’em z Arabii” zauroczyć. Ale jak mawiał inny bohater Scotta – jeszcze nie teraz…
4. Osiem i pół
Znam „Osiem i pół” doskonale, wiem, o czym opowiada, z jakich scen się składa, jakie metafory zawiera, do czego nawiązuje, kto się nim inspirował, kto bezczelnie zrzynał. Tyle że… nie widziałem samego filmu. Nie zadaję sobie jednak z tego powodu egzystencjalnych pytań typu „co robić?”, „jak żyć?” czy „dlaczego akurat 42?”, lecz czekam spokojnie na odpowiedni nastrój do takiego kina. Chciałbym również nadrobić wcześniej kilka innych zaległości z Felliniego, żeby obejrzeć „Osiem i pół” tak, jak radzą wszyscy znajomi uwielbiający twórczość włoskiego reżysera – na samym końcu. Ha, a sądziliście, że nie będę miał fantastycznej wymówki! RECENZJA
5. M – Morderca
W tym wypadku nie mam niestety żadnej, nawet naciąganej wymówki, bowiem niemiecki ekspresjonizm wielbię od dawien dawna. I mimo że „M – Morderca” Fritza Langa powstał już po zakończeniu najlepszego dla tego wspaniałego nurtu okresu, jestem przekonany, że jest filmem wybitnym. Po prostu to wiem, i nikt nie wmówi mi, że mogę się mylić. Tym bardziej boli mnie ta zaległość, że jestem wielkim fanem Petera Lorre’a, którego „M – Morderca” jest podobno aktorskim opus magnum. Ale że życie nie jest sprawiedliwe i nie istnieje sposób na rozciąganie doby bądź rozumne oglądanie kilku filmów jednocześnie, niemiecki seryjny morderca dzieci będzie musiał na mnie jeszcze chwilę poczekać…
Krzysztof Walecki
1. Braveheart – Waleczne serce
Nie przychodzi mi do głowy żadne wytłumaczenie, dlaczego do dnia dzisiejszego nie widziałem arcydzieła Gibsona. Że za długi? Wysiedziałem na dłuższych filmach. Że znam zakończenie? Co z tego? Że Gibson jest obecnie na cenzurowanym? Nie dla mnie. Ale przemóc się, włączyć i obejrzeć – to ponad moje siły.
2. Tańczący z wilkami
Drugi klasyk lat 90-tych, wielki oscarowy zwyciężca i Kevin Costner w najlepszym momencie swojej kariery. Ale ponownie – wielka filmowa zaległość bez jakiegokolwiek usprawiedliwienia. Być może była jakaś chwila w moim życiu, która sprawiła, że postanowiłem zignorować istnienie, tak “Tańczącego”, jak i “Braveheart”. Póki co wyczekują na półce w nadziei, że kiedyś po nie sięgnę.
3. Casablanca
Przykład filmu, o którym wiem wszystko, więc po co go oglądać, prawda? Już raz nacisnąłem PLAY, ale coś mi przeszkodziło i musiałem odłożyć na czas bliżej nieokreślony spotkanie z Rickiem w jego klubie.
4. Nieznajomi z pociągu
Znam wiele znakomitych filmów Hitchcocka, również trochę niezbyt udanych, ale tego klasyka nigdy nie widziałem. Wielokrotnie oglądałem fragmenty i czytałem o nim już tyle razy, że nie dostrzegam powodu, aby “Nieznajomi” mieli mi się nie spodobać. Ale póki go nie obejrzę, nie będę wiedział na pewno.
5. Lawrence z Arabii
Trochę z premedytacją odkładam seans filmu Davida Leana na później. Nie chcę go oglądać na komputerze, ani na małym telewizorze. Potrzebuję dużego ekranu, najlepiej kinowego, bo w kościach czuję, że “Lawrence” jest tego wart.