SYGNAŁ. Science fiction, w którym kosmos nie jest głuchy, lecz my tak [RECENZJA]
Dostępny na platformie Netflix Sygnał to spokojnie rozwijające się science fiction od niemieckich twórców. Po Paradise wiele sobie obiecywałem po kolejnej produkcji fantastyczno-naukowej od naszego zachodniego sąsiada. Za Odrą mają pomysły, którym należy się lepsza wizualna realizacja, ale to wrażenie pozostało mi właśnie po Paradise. Teraz znów pomysł nie zawiódł, a realizacja jak na europejski miniserial SF okazała się o wiele bardziej kunsztowna. Historia dostała również więcej czasu na rozwinięcie, a to ważne. Nie na tyle jednak dużo (4 odcinki), żeby ucierpieć z powodu serialowej rozwlekłości narracji, co jest bardzo uciążliwe zwłaszcza dla gatunku science fiction. Sygnał to zaskakująco wciągająca przygoda na Ziemi, a Ziemia jest w kosmosie. Zbyt często wyobrażamy sobie, że jest odrębnym, ludzkim światem, co celnie wypunktowano w Sygnale. Aż przyszedł mi na myśl Kontakt Roberta Zemeckisa, który miał podobnie krytyczną wymowę.
My jednak głusi bywamy na rzeczywistość, bo kulturowa nakładka nam ją przesłania. Wolimy posługiwać się w interpretacji otoczenia wypróbowanymi szablonami, nawet w dziedzinie kosmosu, niż zaryzykować jakąś teorię, która zagrozi naszemu bezpieczeństwu, chociaż często jest ona tylko myślowym eksperymentem. Sygnał to taki właśnie eksperyment myślowy dla widzów, którzy jako wytłumaczenie przyjmą to bardziej oczywiste, a które uznają za wyjątkowo nieprawdopodobne. Podpowiedzi w fabule mają dużo. Historia zaginionej astronautki Pauli (Peri Baumeister) zaprezentowana jest na wszystkich płaszczyznach, żeby ją dobrze zrozumieć, lecz ostateczna decyzja, które rozwiązanie uznać za prawdziwe należy do widzów. I w tym tkwi cała magia tego serialu. Podobnie z główną koncepcją. Nikt wcale nie chce ukryć przed widzami, co jest w tajnych dokumentach i co kryje się w znalezionym przez Paulę komunikacie z powtarzającymi się słowami „Halo”. Sedno fabuły tkwi w tym, co ludzie chcą zrobić z tym komunikatem, jak się zachowują w obliczu zagłady albo po prostu w obliczu weryfikacji wszystkich naszych ludzkich wyobrażeń. Chcemy, żeby były zweryfikowane? Czy będziemy gotowi na taką prawdę? To oczywiste, że nie. Jesteśmy wciąż zbyt niedojrzałym gatunkiem, a rozwój technologii wcale nam nie pomaga w tym, żeby iść dalej. Na drodze stoi ideologia. Dopiero jej wyrugowanie na rzecz czysto racjonalnego oglądu pozwoli nam przyjąć kosmiczną obcość nie jako wrogość.
Sygnał jest miniserialem. Składa się z 4 godzinnych odcinków, w których fabuła podawana jest w dwóch wątkach. Jeden biegnie zgodnie ze strzałką czasu, a drugi przeciwnie do niej. Z odcinak na odcinek dowiadujemy się coraz więcej, aż w 4. linie czasowe się łączą, tworząc już spójną akcję. Głównymi bohaterami są Sven (Florian David Fitz) i Charlie (Yuna Bennett), ojciec i córka, którzy zostają wciągnięci w tajemniczy i niebezpieczny ciąg zdarzeń, mogący doprowadzić do zrewolucjonizowania życia na Ziemi. Serial wykorzystuje wiele gatunków – głównie science fiction, ale i dramat psychologiczny, film kryminalny, thriller oraz miejscami nawet elementy komediowe. Główne plany są dwa – stacja kosmiczna oraz Ziemia. Oba zasługują na uwagę, bo są kunsztownie zaprojektowane. Nie czuć już, żeby w czymkolwiek kino europejskie odstawało od amerykańskich szerokich wizji fantastyczno-naukowych. A na dodatek twórcy Sygnału bardzo szanują widza, zapewniając mu wysoki poziom napięcia od pierwszych minut aż do zaskakującego finału, którego trudno się domyślić, chociaż gdy już wszystkiego się dowiadujemy, wydaje się, że ktoś zrobił nam niezły żart. A byliśmy strasznie naiwni, że nie domyśliliśmy się wszystkiego w pierwszym odcinku. Mam nadzieję, że po obejrzeniu końcówki widzowie poczują jeszcze coś – racjonalnie uzasadnioną złość w stosunku do ludzkiego rodzaju, a pomoże w tym z pewnością wiedza potoczna na temat działalności ONZ oraz rozwiązywania przez społeczność międzynarodową problemu niedawnej pandemii Covid-19, który nie wiedzieć czemu nagle zniknął z przestrzeni publicznej. Wszystkie te odniesienia, jak i wiele innych, znajdziemy w serialu, a wymyślona historia science fiction niezwykle zręcznie pokazuje naszą wielonarodową głupotę lub jak to jest w serialu określone – niegodność i niedojrzałość do kontaktu z żadną obcą cywilizacją.
Produkcja Sygnał nie jest idealna. Muzyka niekiedy wydaje się zbyt ckliwa, a wstawki z Paulą przywodzą na myśl romans, a nie fantastykę naukową. Niedociągnięcia widać również w zakresie wizualnym, ale to zapewne było spowodowane skromnym budżetem. Twórcy byli jednak tego świadomi, więc wykorzystali maksymalnie możliwości techniczne CGI w zakresie kwot, które były dla nich dostępne. Nie można tego powiedzieć jednak o wątkach w fabule, zwłaszcza tych pobocznych. Jeśli będziecie oglądali, zwróćcie uwagę na urwany temat dwójki policjantów, którzy z powodzeniem mogli się przydać w dalszej części fabuły. Podobnie urwany został temat starszej kobiety-prepersa, która schowała się w schronie i nic więcej z tego nie wynikło, a od pierwszego odcinka sugerowano, że ma ona do odegrania o wiele większą rolę w wydarzeniach. Czarny charakter też wydaje się nieco przewidywalny, a w finale już bardzo bolą jego głupie decyzje. No i co z działaniami niemieckiego rządu – były i nagle ich zaprzestano? Wszystko to jednak detale, bo mam nadzieję, że prócz finałowego twistu widzowie docenią wysoką jakość aktorstwa, ciekawe ukazanie relacji ojca z córką, która jest osobą niesłyszącą, oraz sceny kręcone na stacji kosmicznej, gdzie rozgrywa się całkiem niezła intryga sensacyjna. Sygnał zostaje w pamięci, a właściwie w emocjach, gdzie czuć niewygodny bunt, że istnieje tak krytycznie prawdziwe odniesienie serialu do rzeczywiści, i to bynajmniej nie pozytywne, a przecież to produkcja science fiction. Obawiam się jednak, że miną jeszcze setki lat, nim globalnie wyciągniemy jakieś wnioski i naprawdę zmienimy świat, tylko czy wtedy to „Halo” okaże się faktycznie naszą szansą, czy bolesnym przywitaniem z apokalipsą?