search
REKLAMA
Recenzje

ANDROID. Zapomniane science fiction o sztucznej inteligencji

Film fantastycznonaukowy Aarona Lipstadta z 1982 roku.

Maciej Kaczmarski

12 stycznia 2024

REKLAMA

Android dostał cztery nominacje do rozmaitych nagród (w tym do prestiżowej Saturn Award), a australijski dziennik „The Age” uznał go za najlepszy film science fiction A.D. 1982.

Jest rok 2036. Na odległej stacji kosmicznej żyje i pracuje doktor Daniel wraz z asystentem Maxem 404. Doktor Daniel to genialny naukowiec i wynalazca, konstruktor androidów nieodróżnialnych od istot ludzkich, a Max stanowi jego najdoskonalsze jak dotąd dzieło. Pięcioletni robot o fizycznych cechach dorosłego mężczyzny i umysłowości dziecka nie ma zbyt wiele do roboty na stacji, toteż czas spędza głównie na studiowaniu ludzkich obyczajów i ziemskiej kultury: ogląda stare filmy (w tym Metropolis Fritza Langa i To wspaniałe życie Franka Capry), słucha starych przebojów, gra w gry wideo i zgłębia tajniki ludzkiej sfery seksualnej. Tymczasem doktor Daniel usiłuje ukończyć swój najnowszy twór, czyli żeńskiego androida imieniem Cassandra – mimo zakazu mocodawców, którzy zdelegalizowali sztuczne życie po krwawej rebelii robotów w Monachium. Jedyne, czego naukowiec potrzebuje do uruchomienia Cassandry, to obecność prawdziwej kobiety. Zrządzeniem losu na stację kosmiczną trafia trójka poszukiwanych przestępców, w tym piękna Maggie, w której zakochuje się Max. Okazuje się, że intencje doktora Daniela dalekie są od szlachetnych.

Android powstał pod auspicjami studia New World Pictures założonego przez braci Gene’a i Rogera Cormanów i specjalizującego się w niskobudżetowych produkcjach nastawionych na szybki zysk. Jednym z elementów modus operandi Rogera Cormana był recykling rekwizytów, scenografii, scen i członków ekipy technicznej, a nawet aktorów. W praktyce oznaczało to, że różne filmy były często realizowane przez tych samych ludzi i w tych samych dekoracjach. Android „odziedziczył” po innych obrazach ze stajni NWP m.in. scenografię oraz część personelu wykonawczego (w tym… Jamesa Camerona, który w owym czasie pracował dla Cormana jako modelarz). Nie powinno więc dziwić, że zdjęcia do debiutanckiego filmu Lipstadta trwały tylko cztery tygodnie, montaż – trzy, a koszty produkcji nie przekroczyły miliona dolarów. Kiedy jednak Android trafił na ekrany kin w USA i nie przyniósł oczekiwanych zysków, Corman stracił zainteresowanie i odsprzedał prawa do filmu producentom Rupertowi Harveyowi i Barry’emu Opperowi; ten drugi był bratem Dona Keitha Oppera – współscenarzysty Androida i odtwórcy roli androida Maxa.

Max w interpretacji Oppera to trochę Charlie Chaplin, trochę Buster Keaton: nieporadny, naiwny i nieco pierdołowaty chudzielec pełen dobrych chęci, co skrzętnie wykorzystują zarówno przestępcy przybyli na stację, jak i doktor Daniel. Demoniczny uczony to jeden z wielu szwarccharakterów w galerii ról Klausa Kinskiego, który kradnie każdą scenę. Dla odmiany aktorzy, którzy wcielili się w zbiegów – Brie Howard, Norbert Weisser i Crofton Hardester – nie wychodzą poza średnią filmu klasy B, do którego granic Android wielokrotnie się zbliża, ale w jakiś cudowny sposób nigdy ich nie przekracza. Film jest bowiem niewątpliwie tani, ale nie tandetny (znakomita jest początkowa sekwencja zrealizowana w technice animacji poklatkowej w duchu Jana Švankmajera); niespójny, ale niegłupi; na przemian poważny i farsowy; całkiem oryginalny i zarazem pełen gier z konwencją science fiction oraz odniesień do popkultury; po części hołd dla Metropolis, po części pastisz Frankensteina (także Narzeczonej Frankensteina); trochę space opera z laserowymi pistoletami, trochę dramat poruszający kwestie etyczne i filozoficzne, a trochę opowieść o dojrzewaniu.

Ten ostatni wątek jest tu najciekawszy, a przynajmniej najmocniej zarysowany. Oto bowiem Max, odkrywszy w sobie ludzki pierwiastek, przechodzi bolesną drogę inicjacji – od ufnego dziecka do pozbawionego złudzeń dorosłego, który swoje cele osiąga podstępem, zabójstwem i zdradą. Nie bez powodu jeden z krytyków pisał, że film Aarona Lipstadta jest „czymś w rodzaju Buntownika bez powodu w wersji science fiction, fantazją o dzieciach buntujących się przeciwko swoim rodzicom. W tym przypadku dzieci są androidami, a rodzic – szalonym naukowcem” [1]. Max żyje w zamkniętym, bezpiecznym (do czasu) środowisku cieplarnianym, a do dyspozycji ma tylko stare filmy, nagrania i gry. Gdy android pozna prawdę o swym „ojcu” i wraz z „siostrą” zbuntuje się przeciwko niemu w przewrotnej scenie finałowej, z własnej woli będzie chciał opuścić ten sztuczny raj. Być może skojarzenia z Biblią są na wyrost w przypadku niskobudżetowego amerykańskiego science fiction, ale nasuwają się same podczas seansu Androida – dziwnego filmu, w którym można odnaleźć rodowód choćby Ex Machiny (2014) Alexa Garlanda.


[1] J. Baltake, On Film, It Looks Like A Long, Hot Summer, w: „Philadelphia Daily News”, 6 lipca 1984.

Maciej Kaczmarski

Maciej Kaczmarski

Autor książek „Bóg w sprayu. Filozofia według Philipa K. Dicka” (2012) i „SoundLab. Rozmowy” (2017) oraz opowiadań zamieszczanych w magazynach literackich „Czas Kultury” i „Akcent”. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Trans/wizji” i „Gazety Magnetofonowej” oraz na portalach Czaskultury.pl i Dwutygodnik.com.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA