search
REKLAMA
Filmowy profiler

Filmowy profiler #18. Travis Bickle. Taksówkarz

Karolina Chymkowska

24 kwietnia 2017

REKLAMA

Taksówkarz. Weteran. Samozwańczy strażnik. Travis Bickle.

Taksówkarz

Zawód taksówkarza to dla seryjnego mordercy całkiem niezła ścieżka kariery. Jest niewidzialny, ponieważ ludzie zazwyczaj nie zwracają na niego uwagi, a z drugiej strony – automatycznie zakładają, że można mu zaufać. Wielu z nich traktuje go trochę jak księdza w konfesjonale albo anonimowego barmana i zwierza mu się ze swoich prywatnych spraw. Obecność taksówki nigdzie nie budzi zdziwienia, kierowca zna miasto, zna najlepsze i najszybsze drogi ucieczki i odizolowane miejsca, gdzie nikt mu nie przeszkodzi, bądź takie, gdzie najlepiej będzie porzucić ciało.

Kierowcą taksówki był przez dłuższy czas David Berkowitz, syn Sama, który latem 1976 roku w Nowym Jorku zabił sześć osób i ranił wiele innych. Świetnie znał topografię miasta i niejednokrotnie właśnie dzięki temu wyprzedzał policję o krok. Warto dodać, że Berkowitz był weteranem wojny w Korei, mógł się pochwalić wzorową służbą i był też znany jako doskonały snajper. Ostatecznie został schwytany dzięki… mandatowi.

Paul Durousseau The Jacksonville Serial Killer

Paul Durousseau, zwany też The Jacksonville Serial Killer, zamordował siedem kobiet między 1997 a 2003 rokiem – dwie z nich były ciężarne. Większość swoich ofiar poznał, jeżdżąc taksówką w firmie Gator City Taxi Company, chociaż swój zbrodniczy proceder zaczął wcześniej. Jego działanie zawsze wyglądało podobnie: wzbudzał zaufanie swoich ofiar, śledził je w drodze do mieszkania, włamywał się, wiązał kobiety, gwałcił i dusił. W 1992 roku zaciągnął się do armii, stacjonował w Niemczech i lokalna policja podejrzewa, że zabił wówczas wiele kobiet, czego nigdy jednak nie zdołano mu udowodnić.

Kolejny przykład to Christopher Halliwell, Brytyjczyk skazany za jedno morderstwo popełnione na dwudziestodwuletniej Sian O’Callaghan w 2011 roku. Podejrzewa się go jednak o wiele więcej, i nie bez powodu: już w więzieniu przyznał ostatecznie, że cztery lata przed zbrodnią, za którą go skazano, dopuścił się gwałtu i morderstwa. Wskazał też miejsce, gdzie pochował zaginioną w 2007 roku Becky Godden-Edwards. Policja zwyczajnie nie wierzy, że na kilka lat zapadł tak po prostu w letarg. Halliwell był taksówkarzem specjalizującym się w zleceniach na długie trasy. Jest też przypadek Russella Ellwooda z Nowego Orleanu. Skazano go za zamordowanie Cheryl Lewis, była ona jednak jedną z dwudziestu sześciu kobiet znalezionych martwych na bagnach Luizjany między 1991 a 1997 rokiem. Szacuje się, że Ellwood mógł zamordować co najmniej piętnaście z nich. Wpadł, ponieważ nie mógł się oprzeć pokusie, by kilkukrotnie podjeżdżać swoją taksówką na miejsce zbrodni i ponapawać się wspomnieniami.

Christopher Halliwell i jego ofiara Becky Godden

Dla Travisa taksówka jest drogą ucieczki. Stara się być maksymalnie zajęty przez całą dobę, kiedy bowiem koncentruje się na tym, co robi: na jeździe, na światłach miasta, na pasażerach, którzy niewiele go obchodzą, ale przynajmniej zapełniają pustkę – nie myśli i przede wszystkim nie wspomina. Na początku filmu widzimy, jak Travis stara się do perfekcji opanować technikę znieczulania się: alkoholem, długimi godzinami pracy, prochami czy jałowymi posiedzeniami w kinie dla dorosłych. Już wtedy tyka w nim jednak bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się pogodny, sympatyczny, nieszkodliwy. Na własne życzenie zanurza się dzień w dzień w ciemnych sprawkach z tylnego siedzenia. Obserwuje brud z bliska z perspektywy anonimowego nieobecnego. Bo na taksówkarza nie zwraca się przecież uwagi.

Weteran

Pragnienie, by stać się częścią struktury prawa i porządku, jak policja, FBI czy wojsko, to rzecz stosunkowo często spotykana w biografiach seryjnych morderców. Czasami, kiedy nie uda im się z powodzeniem przejść przez testy psychologiczne, szukają sobie namiastek, na przykład zatrudniając się w ochronie. Są też jednak tacy, którzy nie tylko zaangażowali się w karierę wojskową, ale również brali udział w wojnie. Skojarzenie nasuwa się natychmiast: czy trauma wojenna mogła wywołać w nich pragnienie zabijania, uczynić z nich potworów?

Bliższa obserwacja dowodzi jednak, że to zbyt pochopne założenie. Gary Ridgeway, Green River Killer (co najmniej siedemdziesiąt jeden ofiar, skazany za zabicie czterdziestu dziewięciu osób) służył co prawda w Wietnamie, ale walki z bliska nawet nie zobaczył, zajmując się głównie służbą zaopatrzeniową. Leonard Lake, który w parze z Charlesem Ng zabił co najmniej jedenaście osób, podczas dwóch tur w Wietnamie nigdy nie oddalał się zbytnio od radia, nie biorąc udziału w czynnej walce. Jego partner Ng to też zresztą były żołnierz piechoty morskiej, którego z armii wyrzucono z hukiem.

Arthur Shawcross lubił opowiadać zmyślone historie o swoim udziale w wojnie w Wietnamie

Kuriozalny jest przypadek Arthura Shawcrossa. Gdyby wierzyć jego opowieściom, w Wietnamie nie tylko doświadczał horroru, ale i sam się do niego przyczyniał, mordując kobiety i pod ostrzałem przybijając ich głowy do drzew, by wróg wiedział, z kim ma do czynienia. W rzeczywistości nigdy nie brał udziału w walce, jednak jego konfabulacje już wówczas zapowiadały, kim się w przyszłości okaże: brutalnym mordercą, który zabił czternaście osób między 1972 a 1989 rokiem. Roy Norris, aby zaciągnąć się do piechoty morskiej, rzucił nawet szkołę. I on również w Wietnamie nie miał okazji chwycić za broń. Wraz z partnerem Lawrencem Bittakerem zyskał przydomek Tool Box Killer. Był bezwzględnym sadystą i dręczycielem, który długo torturował swoje ofiary, zanim pozwolił im w końcu umrzeć. William Bonin (Freeway Killer, w zasadzie jeden z kilku, którzy dzielili ten sam przydomek) w Wietnamie służył w siłach powietrznych i został uhonorowany medalem. Zabił co najmniej dwadzieścia jeden osób, w większości autostopowiczów.

I na koniec jedyny z tej długiej listy, który podczas służby w Wietnamie faktycznie doświadczył czynnej walki, Ronald Gene Simmons. Spędził w wojsku dwadzieścia jeden lat, uhonorowano go licznymi odznaczeniami, przeszedł na emeryturę w stopniu starszego sierżanta. Wiele wskazuje na to, że długoletnia służba, stanowiąc oś jego życia, trzymała Simmonsa poniekąd w ryzach, ponieważ po odejściu z wojska stoczył się błyskawicznie. Wykorzystywał seksualnie swoją córkę, która urodziła jego dziecko, zaś w Boże Narodzenie 1987 metodycznie wymordował wszystkich członków swojej rodziny: żonę, pięcioro dzieci, trzyletnią wnuczkę, a potem kolejnych, którzy przyjechali ze świąteczną wizytą. Następnie poszedł do baru na drinka, kupił sobie piwo i siedział w otoczeniu martwych ciał, pociągając z butelki i oglądając telewizję. Kilka dni później odwiedził kilka firm, w tym kancelarię adwokacką, gdzie pracowała dziewczyna, która odrzuciła jego awanse. Po tym, jak zastrzelił kilka osób i ranił kilka pozostałych, spokojnie usiadł na krześle i gawędził z sekretarką do czasu przyjazdu policji. Skazano go na karę śmierci, wyrok został wykonany w 1990 roku.

Ronald Gene Simmons miał piękną kartę służby wojskowej

Wymieniłam tu tylko weteranów z Wietnamu, wojskowych epizodów w karierach morderców dałoby się przytoczyć o wiele więcej, jednak pośród nich procent tych, którzy faktycznie doświadczyli czynnej walki, jest bardzo niewielki. Może zresztą jest w tym sens – wielu z nich nigdy nie dostało okazji, żeby “legalnie” zaspokoić swoje potrzeby, podczas gdy żądza zabijania tylko narastała, potęgując frustrację, której może dowodzić chociażby bezpodstawne przechwalanie się spragnionego “prawdziwej akcji” Shawcrossa.

REKLAMA