Filmowy profiler #18. Travis Bickle. Taksówkarz
Taksówkarz. Weteran. Samozwańczy strażnik. Travis Bickle.
Taksówkarz
Zawód taksówkarza to dla seryjnego mordercy całkiem niezła ścieżka kariery. Jest niewidzialny, ponieważ ludzie zazwyczaj nie zwracają na niego uwagi, a z drugiej strony – automatycznie zakładają, że można mu zaufać. Wielu z nich traktuje go trochę jak księdza w konfesjonale albo anonimowego barmana i zwierza mu się ze swoich prywatnych spraw. Obecność taksówki nigdzie nie budzi zdziwienia, kierowca zna miasto, zna najlepsze i najszybsze drogi ucieczki i odizolowane miejsca, gdzie nikt mu nie przeszkodzi, bądź takie, gdzie najlepiej będzie porzucić ciało.
Kierowcą taksówki był przez dłuższy czas David Berkowitz, syn Sama, który latem 1976 roku w Nowym Jorku zabił sześć osób i ranił wiele innych. Świetnie znał topografię miasta i niejednokrotnie właśnie dzięki temu wyprzedzał policję o krok. Warto dodać, że Berkowitz był weteranem wojny w Korei, mógł się pochwalić wzorową służbą i był też znany jako doskonały snajper. Ostatecznie został schwytany dzięki… mandatowi.
Podobne wpisy
Kolejny przykład to Christopher Halliwell, Brytyjczyk skazany za jedno morderstwo popełnione na dwudziestodwuletniej Sian O’Callaghan w 2011 roku. Podejrzewa się go jednak o wiele więcej, i nie bez powodu: już w więzieniu przyznał ostatecznie, że cztery lata przed zbrodnią, za którą go skazano, dopuścił się gwałtu i morderstwa. Wskazał też miejsce, gdzie pochował zaginioną w 2007 roku Becky Godden-Edwards. Policja zwyczajnie nie wierzy, że na kilka lat zapadł tak po prostu w letarg. Halliwell był taksówkarzem specjalizującym się w zleceniach na długie trasy. Jest też przypadek Russella Ellwooda z Nowego Orleanu. Skazano go za zamordowanie Cheryl Lewis, była ona jednak jedną z dwudziestu sześciu kobiet znalezionych martwych na bagnach Luizjany między 1991 a 1997 rokiem. Szacuje się, że Ellwood mógł zamordować co najmniej piętnaście z nich. Wpadł, ponieważ nie mógł się oprzeć pokusie, by kilkukrotnie podjeżdżać swoją taksówką na miejsce zbrodni i ponapawać się wspomnieniami.
Dla Travisa taksówka jest drogą ucieczki. Stara się być maksymalnie zajęty przez całą dobę, kiedy bowiem koncentruje się na tym, co robi: na jeździe, na światłach miasta, na pasażerach, którzy niewiele go obchodzą, ale przynajmniej zapełniają pustkę – nie myśli i przede wszystkim nie wspomina. Na początku filmu widzimy, jak Travis stara się do perfekcji opanować technikę znieczulania się: alkoholem, długimi godzinami pracy, prochami czy jałowymi posiedzeniami w kinie dla dorosłych. Już wtedy tyka w nim jednak bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydaje się pogodny, sympatyczny, nieszkodliwy. Na własne życzenie zanurza się dzień w dzień w ciemnych sprawkach z tylnego siedzenia. Obserwuje brud z bliska z perspektywy anonimowego nieobecnego. Bo na taksówkarza nie zwraca się przecież uwagi.
Weteran
Pragnienie, by stać się częścią struktury prawa i porządku, jak policja, FBI czy wojsko, to rzecz stosunkowo często spotykana w biografiach seryjnych morderców. Czasami, kiedy nie uda im się z powodzeniem przejść przez testy psychologiczne, szukają sobie namiastek, na przykład zatrudniając się w ochronie. Są też jednak tacy, którzy nie tylko zaangażowali się w karierę wojskową, ale również brali udział w wojnie. Skojarzenie nasuwa się natychmiast: czy trauma wojenna mogła wywołać w nich pragnienie zabijania, uczynić z nich potworów?
Bliższa obserwacja dowodzi jednak, że to zbyt pochopne założenie. Gary Ridgeway, Green River Killer (co najmniej siedemdziesiąt jeden ofiar, skazany za zabicie czterdziestu dziewięciu osób) służył co prawda w Wietnamie, ale walki z bliska nawet nie zobaczył, zajmując się głównie służbą zaopatrzeniową. Leonard Lake, który w parze z Charlesem Ng zabił co najmniej jedenaście osób, podczas dwóch tur w Wietnamie nigdy nie oddalał się zbytnio od radia, nie biorąc udziału w czynnej walce. Jego partner Ng to też zresztą były żołnierz piechoty morskiej, którego z armii wyrzucono z hukiem.
Kuriozalny jest przypadek Arthura Shawcrossa. Gdyby wierzyć jego opowieściom, w Wietnamie nie tylko doświadczał horroru, ale i sam się do niego przyczyniał, mordując kobiety i pod ostrzałem przybijając ich głowy do drzew, by wróg wiedział, z kim ma do czynienia. W rzeczywistości nigdy nie brał udziału w walce, jednak jego konfabulacje już wówczas zapowiadały, kim się w przyszłości okaże: brutalnym mordercą, który zabił czternaście osób między 1972 a 1989 rokiem. Roy Norris, aby zaciągnąć się do piechoty morskiej, rzucił nawet szkołę. I on również w Wietnamie nie miał okazji chwycić za broń. Wraz z partnerem Lawrencem Bittakerem zyskał przydomek Tool Box Killer. Był bezwzględnym sadystą i dręczycielem, który długo torturował swoje ofiary, zanim pozwolił im w końcu umrzeć. William Bonin (Freeway Killer, w zasadzie jeden z kilku, którzy dzielili ten sam przydomek) w Wietnamie służył w siłach powietrznych i został uhonorowany medalem. Zabił co najmniej dwadzieścia jeden osób, w większości autostopowiczów.
I na koniec jedyny z tej długiej listy, który podczas służby w Wietnamie faktycznie doświadczył czynnej walki, Ronald Gene Simmons. Spędził w wojsku dwadzieścia jeden lat, uhonorowano go licznymi odznaczeniami, przeszedł na emeryturę w stopniu starszego sierżanta. Wiele wskazuje na to, że długoletnia służba, stanowiąc oś jego życia, trzymała Simmonsa poniekąd w ryzach, ponieważ po odejściu z wojska stoczył się błyskawicznie. Wykorzystywał seksualnie swoją córkę, która urodziła jego dziecko, zaś w Boże Narodzenie 1987 metodycznie wymordował wszystkich członków swojej rodziny: żonę, pięcioro dzieci, trzyletnią wnuczkę, a potem kolejnych, którzy przyjechali ze świąteczną wizytą. Następnie poszedł do baru na drinka, kupił sobie piwo i siedział w otoczeniu martwych ciał, pociągając z butelki i oglądając telewizję. Kilka dni później odwiedził kilka firm, w tym kancelarię adwokacką, gdzie pracowała dziewczyna, która odrzuciła jego awanse. Po tym, jak zastrzelił kilka osób i ranił kilka pozostałych, spokojnie usiadł na krześle i gawędził z sekretarką do czasu przyjazdu policji. Skazano go na karę śmierci, wyrok został wykonany w 1990 roku.
Wymieniłam tu tylko weteranów z Wietnamu, wojskowych epizodów w karierach morderców dałoby się przytoczyć o wiele więcej, jednak pośród nich procent tych, którzy faktycznie doświadczyli czynnej walki, jest bardzo niewielki. Może zresztą jest w tym sens – wielu z nich nigdy nie dostało okazji, żeby “legalnie” zaspokoić swoje potrzeby, podczas gdy żądza zabijania tylko narastała, potęgując frustrację, której może dowodzić chociażby bezpodstawne przechwalanie się spragnionego “prawdziwej akcji” Shawcrossa.