search
REKLAMA
Recenzje

PROCEDER. Hej, kolo, Chada puszcza w miasto solo…

Jakub Koisz

19 września 2019

REKLAMA

Okazuje się, że historia Tomasza Chady to materiał na film, mimo że obwieszczenie jego powstania nazwano wprost „kanibalizowaniem tragedii” do czego, na szczęście, twórcy, czyli bracia Węgrzyn, nie odnosili się za często w mediach. Historia powstania Procederu jest nieco bardziej skomplikowana – pomysł na zekranizowanie spektakularnej zabawy w ciuciubabkę z policją pojawił się, zanim życie napisało ostatni akt tej historii. W oficjalnej wersji (i nie mamy podstaw, aby wysnuwać innych wniosków) raper wyskoczył z okna, a następnie umarł w szpitalu. Gdyby Proceder zajmował się teoriami spiskowymi, byłby wodospadem banialuków. Na szczęście reżyser postanowił zająć się po prostu – człowiekiem. Nie udało się stworzyć dzieła bez problemów, ale to całkiem realistyczny obraz aspiracji muzycznych u mężczyzny naznaczonego szaleństwem, kompleksem DDA i sprzecznościami.

Tomek mieszka z samotnie wychowującą go od lat matką, a ich relację obserwujemy na przestrzeni dwóch dekad, przesiatkowanych kolejnymi odsiadkami więziennymi aspirującego rapera. Powód jest prosty – życie to nie bajeczka, a zarabiać jakoś trzeba, więc Chada całkiem wcześnie łapie kontakty ze zorganizowanym światkiem przestępczym. Nie wiem, jako fan szczerego, ulicznego rapu, czy tak wyglądałą prawda, ale słuchając muzyki wyobrażam sobie, że jakoś podobnie – ciągłe zobowiązania wobec przestępczego życia, rachunki, a międzyczasie drżąca (w pozytywnym i negatywnym tego słowa znaczeniu) kariera. Chada miał bowiem talent to klejenia słów, a dzięki specyficznej barwie głosu i szczerości udało mu się zdobyć poklask wśród miłośników kultury hip-hopowej. Gdzieś między tym wszystkim ważne stają się narkotyki przyjmowane w ilości hurtowej, podtrzymywanie mitu poety przeklętego, miłostki, a na końcu – szaleństwo i dualizm tak duże, że znikąd w tym wszystkim pomocy. Proceder świetnie oddaje zjazdowość, ale nie wali ona po pysku dosłownością – wyciszony i spokojny koniec wyczuwalny jest nawet w poprzedzających go scenach komediowych.

I świetnie z tym dualizmem radzi sobie Piotr Witkowski, najjaśniejszy punkt filmu obok siarczystych, dobrze zmontowanych ujęć, które bez chałtury oddają ducha warszawskiej Pragi. Aktor był dla mnie terra incognita – jakiś tam chłopak z seriali, za bardzo szczerzący się blondyn, a na zdjęciach prywatnych często w jasnych koszulach, których nie ubrałbym ja, a co mówić warszawski raper. Gdzie i kiedy to niby stało obok Chady? Odszczekuję jednak wszystko, bo chociaż nie widziałem w nim samego Tomka, to dostrzegalne jest wszystko to, co sobą reprezentował i składało się na popkulturowy obraz rapera ze Step Records – mamy pewność siebie, ale i chłopięce zagubienie, jest tu gniew, ale też i spokój, który widać w wywiadach. Mamy koksa (chociaż objętości beztłuszczowego mięsa Chady nasz Witkowski nigdy raczej nie osiągnie, mimo że wyraźnie przybyczył), ale też i popielatego, nawciąganego prochem recydywistę. Wszystko to tworzy postać pełną niuansów, która – zaryzykuję – działa w większości dzięki pewności siebie aktora i więcej w tym męskości niż w jakiejkolwiek postaci z filmów Patryka Vegi. Na papierze bowiem mamy przeskoki karierowe, nieco kulejące tło (chociaż zdarzy się kilka zaskoczeń, między innymi zupełnie nowa jakość Małgorzaty Kożuchowskiej, odmłodzonej samą grą aktorską, a nie komputerem), ale równoważy to spora ilość włożonego serca.

Nie sposób się nie uśmiechnąć, gdy portretowani są producenci ze Step Records, którzy dorzucili swoje monety do powstania tego filmu, ale z drugiej strony – wieczny uciekinier i bawidamek Chada musiał mieć na sobą kumatych biznesmenów tej branży, bo ciągnęli jego projekty nawet wtedy, gdy ten odsiadywał wyrok. Wydaje się jednak, że w zupełności dla narracji wystarczyłoby ukazanie wyłącznie ich kompetencji producenckich, bo mimo wyciągniętych zewsząd dłoni spuszczanie w toaletę szans od losu też świetnie wpisuje się w charakterologię tej strapionej postaci. Wszystko to w rytm utworów muzycznych, do których twórcy mieli dostęp – pomijana jest więc spora część kariery Chady, szczególnie jej początków.

Proceder to obraz nierówny, stopiony w grzechach hagiografii, ale zadający ciekawe pytanie. Czasami nieco za bardzo zapuszczający się w rejony teorii spiskowych, ale bije z niego ogromna chęć opowiedzenia historii boskiego mutanta, zbyt rzadkiego, żeby nie być usłyszanym, ale też zbyt dziwnego, aby żyć.

W najlepszych swoich elementach film Węgrzynów przypomina Straight Outta Compton – miks niegroźnej mitologii, producenckiego pilnowania, aby opowiadać „sztywniutko” o „sztywniutkich” sprawach, ale również miłości do postaci. I podobnie jak amerykański protoplasta – jest w tym miejsce na sporo dobrze sfilmowanego oraz całkiem dynamicznego kina akcji, ciekawej zabawy światłami i konsekwentnie utrzymanego tonu. Paradoksalnie na bazie czegoś zapowiadającego się jako najbardziej wykalkulowany twór w tegorocznym polskim rozdaniu zrodziło się niewyrachowane oraz pewnie stojące na nogach kino gatunkowe.

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/