search
REKLAMA
Archiwum

BEZ KOŃCA (1984)

Witold Paczkowski

16 grudnia 2017

REKLAMA

W czerwcu 2006 roku obchodzimy rocznicę wydarzeń związanych z ruchem społecznym, jakim była Solidarność. W wielu innych krajach taka uroczystość jest pretekstem do świętowania, a w Polsce niestety okazją do sporów i narzekań. Przykre jest to, iż ludzie, którzy brali udział w tych wydarzeniach, dzisiaj darzą się nienawiścią. Ale nie chcę pisać o współczesności, tylko o filmie, który moim zdaniem odzwierciedla dokładnie stan, w jakim ten ruch społeczny znalazł się dzisiaj.

Kiedy w roku 1976 Wajda realizował Człowieka z marmuru, dawał świadectwo powstawania potężnego ruchu społecznego. Solidarność wyłoniła się wkrótce potem, ku zaskoczeniu światowej opinii, jako ogromny impuls społeczny. Ten ruch został zdławiony, ale nie zniknął. Nastąpiło to dopiero w 1981 roku przez wojskowy zamach stanu generała Jaruzelskiego.
W 1983 roku Krzysztof Kieślowski realizuje film Bez końca z udziałem aktora Jerzego Radziwiłowicza, grającego właśnie w Człowieku z marmuru dwie postacie: Birkuta (bohatera, ofiarę pracy socjalistycznej, i jego syna). Daleki od tamtej zwycięskiej energii Antek, adwokat, którego odtwarza Radziwiłowicz w filmie Kieślowskiego, już na początku informuje o swojej śmierci.

Siedem lat później entuzjastyczne przekonanie o dynamice zmian i rozkładzie władzy ustąpiło równie silnemu przekonaniu, że Polska w każdej dziedzinie znajduje się na równi pochyłej, w obliczu ponurych i zniechęcających perspektyw. Patrząc wstecz, można by odkryć w tym braku nadziei impuls do bardziej radykalnych ruchów i spontanicznych strajków. Zapowiedź takiego odrodzenia w Bez końca jest dostrzegalna jedynie na spodzie, w reakcji na wewnętrzną porażkę bohaterów filmu pokonanych przez depresje i agonię.

Rzadko kiedy w kinie widzieliśmy bardziej mroczny i pesymistyczny obraz narodowej rzeczywistości. Kieślowski obraca swój film przeciwko władzy, jednak w perspektywie całkowicie odmiennej od filmu opozycyjnego. Zazwyczaj taki film ukazuje sytuacje nie do przyjęcia, ale do naprawienia i środki naprawy, o które walczy. Bez końca o nic nie walczy, oprócz być może śmierci (te ataki serca, te wypadki samochodowe, to zatrucie gazem).

Narracja tego filmu, od samego początku rozwijająca się w nieomal wszechobecnej atmosferze śmierci, później wzbogaca się nowymi problemami, których ewentualne rozwiązanie ciągle siłą rzeczy odsyła do przeszłości i dla których nie ma dobrych wyjść. Ula czuje się moralnie odpowiedzialna za polityczny proces, w którym występował jako adwokat jej zmarły mąż. Prawem paradoksu jej pragnienie pójścia do przodu w celu rozwikłania tej sytuacji nieustannie ciągnie ją do tyłu. Poszukując nowego adwokata do prowadzenia sprawy, trafia na starego wygę, nader pragmatycznego, który ostatni proces sądowy prowadził przeszło trzydzieści lat temu. Nie jest tak, że poszukiwanie prawdy wszystko rozjaśnia. Co więcej, dynamika życiowa, która miałaby z tego dążenia powstać, wytraca się, zanim jeszcze zostanie wyzwolona. Ula troszczy się również o własną przyszłość. Pierwszym mężczyzną, budzącym jej sympatię, jest amerykański turysta, który ma ręce podobne do Antka. Pierwszym, który wyznaje jej miłość, jest Polak, emigrant z Kanady, dawny przyjaciel Antka. Również w tym przypadku najmniejsze próby spojrzenia w przyszłość kończą się na reminiscencjach z przeszłości.

Plany amerykańskie ograniczają postacie do ich bezpośredniego otoczenia. Zatomizowane społeczeństwo jest odbierane jedynie przez anonimowe odgłosy miasta, które słychać przez cały film. Degrengolada niepostrzeżenie dotyka wszystkich bohaterów; ich ciała, dobra i dusze. Istoty i rzeczy, do których był przywiązany Antek, są przedstawione w jednej z pierwszych sekwencji: jego dziecko, żona, książki, to wszystko i ci wszyscy, dla których jego obecność była istotna. Postać Antka jeszcze odzwierciedliła się w witrynie jego biblioteki. Później ta obecność staje się wspomnieniem za pośrednictwem znaków bardziej anegdotycznych (rakieta tenisowa, zdjęcia paszportowe), zanim ostatecznie nie zdegraduje się do postaci śladu za pomocą przedmiotów nieistotnych (zbiór muszelek wyrzuconych przez Ulę do śmieci). Obrzęd katolicki staje się seansem spirytystycznym, który ma sprowadzić na jego uczestników zapomnienie o ich zmarłych, a potem zapomnienie o „głodzie” (religijność na zasadzie karykatury odzyskuje swoją funkcję opium dla ludu). Muzyka Preisnera, chociaż zachowuje swoja rytmikę, harmonię i swój tragiczny charakter, nie jest ani trochę gniewna, boska, jednocząca. Ten utwór spokrewnia się z ogólną szarzyzną, a zatem chrześcijański azyl, który jednoczył przeciwieństwa, też się rozpada.

Upływ czasu podlega ścisłej kontroli. Połączenia z zegarynką są na podsłuchu. Jedyne, co pozostaje, to… śmierć. Duch Antka tworzy sumujący i puentujący kontrapunkt filmu. Antek jest świadkiem rzeczywistości, nie mogąc jej specjalnie zakłócić. To duch introwertywny. Jego uczuciowa rola polega na tym, że nie pozwala o sobie zapomnieć (interweniuje, kiedy jego żona pragnie zatrzeć wspomnienia o nim drogą hipnozy). Jego rola społeczna ogranicza się do eliminowania najgorszego wyjścia (podejmując strajk głodowy, zaprzestaje swojej samobójczej akcji tuż po pojawieniu się ducha).

Dzięki duchowi Antka w tle Jerzy Radziwiłowicz staje się znowu rzecznikiem Solidarności; w najcięższych czasach, tym razem wojskowej dyktatury. Czekać, patrzeć i chronić minimum. Różnica polega na formacie. Dowiadujemy się, że zanim Antek został adwokatem, chciał zostać sędzią. Film Bez końca i jego bohaterowie zajmują pozycję obronną, podczas gdy Człowiek z marmuru pragnął suwerenności.

Chociaż od powstania filmu minęło kilkadziesiąt lat, to jego wymowa odpowiada niestety stanowi ducha współczesnego Polaka. Polaka, który jest rozczarowany i zniechęcony obrazem narodowej rzeczywistości. Słowo solidarność jest dzisiaj frazesem, który stracił swój właściwy sens i wartość. Jest słowem-wytrychem, używanym przez polityków do realizacji własnych celów, dalekich od tego, z czym Solidarność powinna się kojarzyć. Prawdziwa wartość tego słowa ginie w natłoku mniejszych i większych gierek politycznych.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA