Serialowe uniwersum. Firefly
Firefly to jeden z bardziej pechowych seriali amerykańskich, ale zarazem też jeden z bardziej kultowych. Choć można się sprzeczać, ile lat powinno minąć od premiery jakiegoś dzieła, by dało się je uznać za kultowe, w przypadku Firefly nie trzeba było wiele. Dziś, piętnaście lat po emisji, to produkcja, o której każdy, kto interesuje się chociaż odrobinę serialami, dużo słyszał i najczęściej już ją oglądał.
Do stworzenia Firefly zainspirowała Jossa Whedona książka Michaela Shaary Gettysburg (oryg. The Killer Angels), za którą Shaara wygrał nagrodę Pulitzera w 1975 roku. W powieści autor opisywał wydarzenia bitwy pod Gettysburgiem z perspektywy różnych bohaterów, koncentrując się także na przegranych. Podobny punkt widzenia przyjął w Firefly Whedon – skupił się na ludziach nie mogących pogodzić się z porażką, próbujących odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Świat serialowy kojarzył Jossa Whedona wówczas przede wszystkim z Buffy i jej spin-offem Aniołem ciemności. Mimo że miał na koncie dwa hity, oba wciąż jeszcze emitowane, stacja Fox wyraźnie nie miała zaufania do jego wizji i Whedon musiał bardzo dużo rzeczy zmienić, by projekt w ogóle zrealizowano. Szefowi nie podobało się na przykład, że główny bohater jest ponury i chwilami trochę niesympatyczny. Pomyśleć, że ta sama stacja dwa lata później wypuściła Doktora House’a…
Scenariusz, który Joss Whedon przedstawił jako pilot, zatytułowany Serenity, również nie spotkał się ze zbyt ciepłym przyjęciem. Szefowie stacji byli do tego stopnia niezadowoleni z pomysłu Whedona, że w piątek po południu zapowiedzieli mu, że jeśli w poniedziałek nie przyniesie nowego scenariusza, nie ruszą z produkcją. Whedon wraz z producentem i scenarzystą Timem Minearem poświęcili cały weekend, by napisać zupełnie inny, nowy odcinek, zatytułowany The Train Job, który ostatecznie wyemitowano jako pilot, a Serenity ukazało się pod koniec pierwszego sezonu, ni w pięć, ni w dziewięć.
Podobne wpisy
Jakby tego było mało, nikt nie zadbał o odpowiednią promocję serialu. Emisję zaplanowano na piątki, kiedy oglądalność zawsze jest najsłabsza. Odcinki powinny były ukazywać się według kolejności ustalonej przez Whedona, by historia była spójna i logiczna, lecz stacja to zlekceważyła i nadawała odcinki niemal losowo. Na dodatek zwiastun serialu był mylący i tandetny, sugerując, że Firefly to komedia w kosmosie. Zresztą oceńcie sami: