search
REKLAMA
Seriale TV

THE KILLING. Kiedy remake wcale nie jest gorszy od oryginału

Karol Barzowski

25 czerwca 2017

REKLAMA

Pilot The Killing (polski tytuł Dochodzenie) obejrzałem tylko dlatego, że pisałem tekst o filmie porównywanym do tego serialu. Plan był prosty – wyłączyć, kiedy tylko zapoznam się z klimatem oraz głównymi bohaterami i zająć się artykułem. Jak to się skończyło? Po pilocie z marszu wziąłem się za kilka kolejnych odcinków. Nagle zorientowałem się, że jest grubo po północy, niby miałem sporo do roboty, ale jedyne, co mnie interesowało, to znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto zabił Rosie Larsen.

Rzecz dzieje się w Seattle. Detektyw Sarah Linden świętuje ostatni dzień pracy. Po wielu zawirowaniach życiowych wreszcie wychodzi na prostą u boku narzeczonego, za którym wyjechać ma do słonecznej Kalifornii. Rzeczy już wysłane lub spakowane, bilet na samolot czeka, do biurka Linden na policji przymierza się przeniesiony z obyczajówki Stephen Holder. Ot, trzeba będzie załatwić kilka formalności i wysiedzieć do końca dnia. Ale w lesie zostaje znaleziony zakrwawiony różowy sweter i karta debetowa. Pani detektyw postanawia sprawdzić nazwisko właściciela karty i szybko udać się na lotnisko. Jednak podczas rozmowy z mężczyzną okazuje się, że od poprzedniego wieczora nie miał on kontaktu z nastoletnią córką. Znalezione ubranie należy do niej. Dziewczynę uznaje się za zaginioną. Poszukiwania nie trwają długo – w okolicznym stawie zatopiony został samochód, a w bagażniku znajduje się ciało Rosie.

Linden nie jest dobrą matką, daleko jej do idealnej przyjaciółki. Nie sprawdziłaby się też jako żona. Jest za to świetną policjantką – taką, która zrobi wszystko, aby wyjaśnić sprawę, choćby miało się to odbyć kosztem jej własnego szczęścia. Kobieta będzie przebukowywać swój bilet, licząc, że wspólnie z Holderem szybko znajdą zabójcę Rosie. Jednak to dochodzenie będzie inne od wszystkich.

Serial, który miał swoją premierę w stacji AMC w kwietniu 2011 roku, jest tak naprawdę remakiem duńskiego Forbrydelsen. Jak zwykle – jeśli w Europie powstała ciekawa produkcja, Amerykanie przerabiają ją na swoją modłę, byle tylko widzowie w Stanach nie musieli się męczyć z czytaniem napisów. Co z tego powstaje? Głównie marne kopie, gorsze od oryginału właściwie w każdym pojedynczym aspekcie. Ale The Killing jest wyjątkiem od tej reguły. Odpowiedzialna za tę adaptację Veena Sud (co ciekawe, wcześniej na koncie miała co najwyżej solidne Dowody zbrodni oraz… reality-show MTV, The Real World) odwaliła kawał dobrej roboty.

Ja zapoznałem się z wersją duńską po amerykańskiej, więc nie jestem najlepszą osobą do dokonywania szczegółowych porównań, ale wielu fanów oryginału nie tylko chwali The Killing, a wręcz preferuje ten remake. Nie możemy tu mówić o przeniesieniu 1:1 – nie dość, że główni bohaterowie zostali skonstruowani inaczej, to mniej więcej od połowy pierwszego sezonu historia idzie różnymi torami. Jedną z głównych zalet Forbrydelsen jest atmosfera – skandynawska aż do przesady. Zdaję sobie sprawę z tego, jak to brzmi, ale w wersji amerykańskiej ten umownie “skandynawski”  klimat jest jeszcze lepszy. W Seattle mają jedną pogodę: ciemno, szaro, pada. Dzięki wybitnej stronie technicznej (te zdjęcia!) aż czuć tę wilgoć, chłód, przemoczone ubrania. Ciężko znaleźć tu optymizm i nadzieję. Twarze ludzi są jakby zawsze napięte, zmartwione, smutne.

W The Killing nie uświadczycie tych słynnych amerykańskich, śnieżnobiałych uśmiechów, modnych stylizacji, perfekcyjnych fryzur i makijaży. Linden jest wiecznie zmęczona (po rozpoczęciu śledztwa ta kobieta chyba zresztą nigdy nie śpi, a żywi się jedynie kawą), blada, ubrana w wybitnie nietwarzowy sweter z wzorkami. Mireille Enos świetnie oddała osobowość tej bohaterki – skomplikowanej, dręczonej przeszłością, a jednocześnie skupionej na jednej rzeczy, a więc złapaniu mordercy Rosie. W ogóle psychologia postaci stoi w tym serialu na bardzo wysokim poziomie. Nie ma tu osób tylko złych lub tylko dobrych – wszyscy, w tym dwójka prowadzących dochodzenie policjantów, plasują się w tym najciekawszym, nie czarnym, nie białym, ale szarym (a jakże!) obszarze. Każdy ma coś za uszami. Tym trudniej odgadnąć, kto stoi za zabójstwem Rosie. Sprawcą może być tak naprawdę każdy, typy zmieniają się z odcinka na odcinek, a ta zagadka wciąga bardziej i bardziej. Zwłaszcza że historia pokazywana jest z trzech różnych punktów widzenia.

Oprócz Linden i Holdera obserwujemy też rodzinę Rosie oraz kandydującego na burmistrza miasta Darrena Richmonda (to w samochodzie należącym do jego sztabu znaleziono zwłoki). Mamy tu więc nie tylko sam wątek śledztwa, ale też motyw radzenia sobie z traumą czy kwestie polityczne. W trzecim sezonie dochodzą problemy społeczne – m.in. narkomania i prostytucja wśród bezdomnych nastolatków. W czwartym dostajemy zaś możliwość podglądania restrykcyjnej szkoły wojskowej.

Teraz, po sześciu latach od premiery, można by już wymienić kilka seriali kryminalnych, w których do wyjaśnienia jednej sprawy potrzebny był cały sezon, czasem i dwa. Wtedy jednak (poza Miasteczkiem Twin Peaks) takich przykładów wiele nie było. The Killing ogląda się trochę jak bardzo długi film. Ta produkcja wciąga bez reszty, i to nie tylko samą historią, ale też klimatem. Rozmaite wątki (w tym jeden związany z polską mafią) nie służą jedynie za kolejne ślepe uliczki – każdy z nich coś do tego serialu wnosi. Oczywiście, jak to z takimi długimi opowieściami bywa, uważny widz znajdzie tu błędy logiczne, ale nie ma ich wiele, a wyjątkowa atmosfera otaczająca całość nie pozwala się nimi za bardzo przejmować. Pod względem realizacyjnym ten serial to prawdziwa perełka. Za część odcinków odpowiadają nawet znani reżyserzy, jak choćby Jonathan Demme (Milczenie owiec), Patty Jekins (Monster, Wonder Woman) oraz Agnieszka Holland.

REKLAMA