REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #63. Najlepsze sekwencje otwierające
REKLAMA
…czyli nie czołówki, które już kiedyś przerabialiśmy. Teraz skupimy się na tak zwanych prologach tudzież wstępach do filmowych opowieści. Co prawda dobrego twórcę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna, ale umówmy się, że to właśnie pierwsze minuty filmu są dla widza najbardziej kluczowe. Rzecz jasna, na wasze typy czekamy w komentarzach.
Maciej Niedźwiedzki
- Gladiator – klimat, mrok, siła i honor. Mimo że jesteśmy świadkami kolejnego triumfu rzymskich wojsk, to cała sekwencja w Germanii przesiąknięta jest dekadencją, wrażeniem przesilenia i wyczerpania. Sama bitwa to mistrzostwo reżyserskiej inscenizacji, w której chaos wydarzeń nie wpływa na przejrzystość i wymowność filmowej narracji. Rewelacyjny Russell Crowe, którego każda linijka dialogu to istne złoto i podniosła muzyka Zimmera sprawiają, że od pierwszych minut Gladiator jawi się jako dzieło największego kalibru.
- Egzorcysta – otwierająca sekwencja w Iraku to praktycznie film w filmie. Friedkin wypełnia go mistycyzmem, symbolami i obrazami, które później powracają ze zdwojoną siłą. Max von Sydow kapitalnie tworzy portret doświadczonego, ale zmęczonego fizycznie i mentalnie księdza, a Friedkin w spełniony sposób buduje wrażenie osaczenia, tajemnicy, niepokoju i zagrożenia. Jakże udana zapowiedź wielkiej konfrontacji wieńczącej film.
- Blue Velvet – mój ulubiony film Davida Lyncha. Reżyser w pierwszej sekwencji zwodzi nas obrazami sielanki i błogości. Pokazuje świat wyciągnięty rodem z reklam proszków do prania, potwierdza powszechną idealistyczną fantazję o perfekcyjnych amerykańskich przedmieściach. W ostatnim ujęciu wchodzi jednak pod podszewkę, robiąc zbliżenie na robactwo kłębiące się pod bezbłędnie skoszonym trawnikiem. Zasiewa tym samym w widzu ziarno niewiary i ciekawości.
- Ziemia obiecana – najlepszy polski film i najlepsze otwarcie. Trzech ubranych we fraki marzycieli mknie z kieliszkami z szampanem przez las. Przepięknie i dynamicznie nakręcona scena, magnetyczni Olbrychski, Pszoniak i Seweryn oraz kwestia, która przeszła do historii: “Ja nie mam nic, ty nie masz nic, on nie ma nic. To razem właśnie mamy tyle, w sam raz tyle, żeby założyć wielką fabrykę!“. Andrzej Wajda miał tyle, w sam raz tyle, żeby stworzyć skończone arcydzieło.
- Incepcja – Nolan od razu, bez jakichkolwiek wyjaśnień, rzuca nas w sam środek akcji. Musimy zorientować się w panujących tam regułach. To niezwykle przebojowe otwarcie. Zaskakujące, wzbudzające ogromną ciekawość i prowokujące do licznych pytań: o strukturę przedstawionego świata, o położenie i motywacje bohaterów, o logikę zdarzeń. Incepcja od pierwszych sekund zasiewa w głowie przyjemny mętlik.
Jacek Lubiński
- Pewnego razu na Dzikim Zachodzie – to zarazem czołówka i prolog. To najlepiej zagospodarowane napisy początkowe w historii kina. Na oko nie dzieje się tutaj nic. Ogląda się to jednak wyśmienicie nie tylko za sprawą solidnego aktorstwa drugoplanowych legend gatunku, lecz także dzięki odpowiednio dozowanemu humorowi, jaki skutecznie rozluźnia bohaterów oraz widza. A potem dochodzi do pierwszego zaskoczenia przy akompaniamencie nieśmiertelnego motywu na harmonijkę. Wieńczący to wszystko pojedynek w emocjonujący sposób rozpoczyna jeden z najpiękniejszych filmów w dziejach dziesiątej muzy.
- Król Lew – jedno z najbardziej niezapomnianych kinowych przeżyć. Oto bez żadnego ostrzeżenia uderza w nas jednocześnie wschodzące afrykańskie słońce, jak i potężna muzyka Hansa Zimmera. Potem w zachwycie obserwujemy przepięknie narysowany krąg życia, zwieńczony ikonicznym, rytualnym gestem podniesienia ku górze przyszłego władcy sawanny. Magia i moc!
- Social Network – świetnie odegrana, doskonale napisana, znakomicie zainicjowana scena randki i jednoczesnego zerwania. To cała podstawa dla dalszych poczynań przyszłego twórcy Facebooka. Nie jest to może najlepsza scena z dwugodzinnej fabuły, ale to pyszny jej przedsmak. Palce lizać.
- Trainspotting – świeża. Zabójczo trafna. I porażająca bijącym z ekranu autentyzmem. Szare, biednie wyglądające ulice. Wychudzone postaci przypominające żywe trupy. I sytuacja kryzysowa, niemalże bez wyjścia. A w tle agresywne Lust for Life Iggy’ego Popa.
- Matrix – klimat, który można ciąć siekierą. Tajemnica, której dajemy się ponieść. Trinity wyprawiająca cuda w obcisłym wdzianku. Wszechobecny, zielonkawy posmak. Ciemne okulary. I pamiętny efekt bullet time. Rzadko który film zawiera całą swoją esencję w początkowych ujęciach bez jednoczesnego wykładania na stół wszystkich kart.
P.S. A TUTAJ trochę więcej moich typów.
Maja Budka
- Urodzeni mordercy – około siedmiominutowa sekwencja rozgrywa się w przydrożnym barze, gdzieś na pustkowiu przeciętym na pół drogą numer 666. W tym czasie główni bohaterowie filmu, Mike i Mallory Knox, urządzają istny krwawy rozpierdol, by całą swój występ zwieńczyć fajerwerkami i miłosnymi piruetami. Wszystko to przy dźwiękach świetnie dobranej muzyki. Widz z miejsca dostaje solidnego plaskacza w twarz, orientując się, że czeka go istna szaleńcza jazda bez trzymanki.
- Wściekłe psy – Quentin Tarantino to mistrz dialogów, potrafi zaciekawić nawet najbardziej prozaiczną rozmową – o burgerach czy napiwkach właśnie. Grupka niepozornych złodziei konsumuje śniadanie w zwyczajnej amerykańskiej knajpce. Najpierw debatują o piosence Like a Virgin Madonny, następnie przedmiotem dyskusji stają się napiwki. Ośmiominutowa sekwencja, która nie nudzi ani przez chwilę, a idealnie wprowadza w klimat filmu. Reżyser mistrzowsko operuje tu powagą oraz czarnym humorem.
- Bękarty wojny – kolejny popis Quentina Tarantino. Film również rozpoczęty sceną dialogową, tym razem nie ma tu jednak miejsca na humor i swobodę. Rozmowa Francuza z niemieckim pułkownikiem poprowadzona jest wolno, w idealnej, przeszywającej ciszy. Mozolnie poprowadzona scena, wolne najazdy, zbliżenia idealnie budują napięcie. W finale zaś następuje długo wyczekiwany, głośny punkt kulminacyjny.
- Shrek 2 – tę sekwencję znam na pamięć, za młodu oglądałam ją zawsze z tą samą ekscytacją. Przypomniana zostaje historia dobrze nam znana z pierwszej części – królewna zamknięta w najwyższej komnacie w najwyższej wieży czeka na swojego wybawcę. Narratorem zostaje tajemniczy Książę z Bajki, który na swym rumaku mknie przez lodowce i pustynie, by obudzić Fionę swym boskim książęcym pocałunkiem. Zaskakująco rozpoczęta kontynuacja świetnej animacji.
- Kabaret – film Boba Fosse’a swą strukturą naśladuje przedstawienie kabaretowe. Nic więc dziwnego, że rozpoczyna się powitalną piosenką Willkommen. Widz zostaje wrzucony do zadymionego piekiełka Kit Kat Klub, w którym niepodzielnie rządzi demoniczny konferansjer. Najpierw osobiście wita się z widzem, patrząc prosto w kamerę, by następnie powitać swą berlińską widownię i rozpocząć spektakl. Wesołe i wyuzdane sceny kabaretowego podziemia kontrastują z przeplatanymi obrazami beztroskiego i słonecznego Berlina. Idealne wprowadzenie w miejsce akcji.
REKLAMA