DOWÓD. Anthony Hopkins i Gwyneth Paltrow w kameralnym filmie
Podstaw matematycznych i logicznych zasad w filmach amerykańskich na próżno szukać. Wielu reżyserów porywało się na matematykę z motyką i wielu ta motyka z ręki była wytrącana. Albo przez publiczność, albo przez krytyków. Co innego w Europie, gdzie swoje wielkie, ale i trudne dzieła w zawiły, matematyczny sposób przedstawia Peter Greenaway, bądź, choć w nieco prostszy sposób, Mike Figgis. Odmienną od tworzenia matematycznych dowodów filmowych sprawą jest kręcenie o matematyce i jej badaczach. W tej dyscyplinie królują już Amerykanie z Buntownikiem z Wyboru, Pięknym Umysłem i Nieskończonością w reżyserii Matthew Brodericka. Gdzieś pomiędzy te dwa rodzaje filmów – o matematycznej konstrukcji i o matematykach, wpisuje się najnowszy obraz znanego brytyjskiego reżysera Johna Maddena, kojarzonego z takimi produkcjami jak Jej Wysokość Pani Brown czy Zakochany Szekspir.
Film jest ekranizacją dramatu scenicznego Davida Auburna pod tym samym tytułem. Reżyser, zanim podjął się jego ekranizacji, wcześniej dokonał interpretacji sztuki, wystawiając ją na deskach londyńskiego West Endu. Jak w filmie, tak i w przedstawieniu główną rolę zagrała Gwyneth Paltrow. I chociaż scenariusz niekiedy odbiega od oryginału, recenzenci teatralni chętnie porównują dwie interpretacje Maddena, tę filmową i tę z desek scenicznych. Gwyneth Paltrow, Catherine, zagrała tu córkę sławnego niegdyś ze swoich naukowych dokonań profesora matematyki Roberta (Anthony Hopkins), teraz mieszkającego z nią w odosobnieniu chorego umysłowo staruszka. Film snuje się na dwóch płaszczyznach, teraźniejszej i przeszłej. Przeszłość stanowią wspomnienia Catherine, w których pojawia się chorujący ojciec. Film rozpoczyna się tuż po śmierci profesora. Catherine jest roztrzęsiona tym faktem, nie daje sobie rady z nowo zaistniałą sytuacją, kiedy ni stąd, ni zowąd wokół niej pojawiają się przystojny student matematyki Hal (Jake Gyllenhaal) i jej dawno niewidziana siostra Claire (Hope Davis). Mieszkająca długi czas tylko z chorym ojcem Cate jest rozdrażniona i nie podobają się jej wszelkie nowe pomysły siostry i Hala. W studencie widzi jedynie złodziejaszka, który pod przykrywką szukania pośród stosów notatek jej ojca nowej, rewolucyjnej teorii, chce ukraść odkrycie Roberta i podpisać się pod nim. Siostrze zarzuca zaś kompletny brak zainteresowania chorym ojcem, kiedy jeszcze żył, i nadmierną opiekuńczość w stosunku do niej samej. Pewnego poranka Catherine daje Halowi klucz do szuflady, w której schowała notes z przełomowym dowodem matematycznym. Student jest nim zachwycony. Jednak gdy Catherine wyjawia, że to ona jest autorką tego dowodu, nikt nie chce jej uwierzyć.
Choć film może się wydać nieco przegadany, to kreacje aktorskie stoją na wysokim poziomie. Najlepszy duet stanowią tu dwie siostry, Catherine i Claire. Mają tak różne charaktery, że trudno je nazwać siostrami. Catherine, poirytowana każdą wypowiedzią Claire, szydząca z niej, ale i miotająca się między własnymi problemami, z których urojona myśl o odziedziczeniu choroby psychicznej po ojcu jest największym. Starsza od niej Claire to kobieta sukcesu z Nowego Jorku, przy tym niestety infantylna i małostkowa, nie potrafiąca się powstrzymać od śmiechu nawet na stypie ojca. Aktorstwo Gwyneth Paltrow można spokojnie określić jako nieprzeciętne, choć potykające się o kiepskie niekiedy dialogi, np. w scenie wykłócania się o to, kto odnalazł notes w szufladzie. Postać profesora została zagrana przez jednego z najlepszych aktorów filmowych i oczywiście niczego nie można jej zarzucić. Stoi na najwyższym poziomie, lecz jest to postać pozostająca gdzieś w cieniu wydarzeń filmu. Na pierwszym planie jest Catherine, bo to jej dramat został poddany oglądowi. Natomiast Jake Gyllenhal stara się grać w miarę ambitnie. Widać, że próbuje dorównać takim gwiazdom jak Hopkins czy Paltrow i wychodzi mu to znośnie. Dziwnie jednak obsadzono tego playboya w roli skromnego studenta matematyki. Jak to zjadliwie napisała Nora Lee w swojej recenzji, jedyne, co pozostanie po tym filmie, to zwiększony współczynnik feminizacji na studiach matematycznych w USA.
Na końcu nasuwa mi się pewne pytanie. Czego Dowodem John Madden chce dowieść? W filmie raz po raz znaleźć można dość wyraźne dziury scenariuszowe. Ot, choćby kłótnia i brak możliwości stwierdzenia, kto jest autorem rewolucyjnej idei, którą w pisanym ręcznie notatniku odkrył Hal. Czy rzeczywiście w dobie wysoko rozwiniętych metod poszukiwawczych policji jest to jakiś problem? Podobnie zachowanie Cate jest niekiedy bardzo zastanawiające, wręcz niepasujące do tej postaci.
Oglądając ten film można odnieść wrażenie, że jest podobny do dzieła Rona Howarda. Ojciec Cate jak ulał pasuje do życiorysu Johna Nasha. Z tym że Madden koncentruje się tu na dramacie córki osoby chorej psychicznie, a nie na postrzeganiu świata przez samego schizofrenika, jak to jest u Howarda. Niestabilność psychiczną bohaterki podkreślają trzęsące się ujęcia, często kręcone z ręki, oraz muzyka Stephena Warbecka utrzymana w stylistyce Philipa Glassa, z tematem opartym o rytmiczne wybijanie głuchego dźwięku, jakby na metronomie. Muzyka brzmi interesująco, jednakże temat główny jest moim zdaniem nazbyt eksploatowany.
Madden, realizując Dowód, dorzucił do kategorii filmów o dramatach chorych naukowców swoje trzy grosze. Czy film jest dobry? Jest, choć ma wiele potknięć. Są sceny wręcz fatalne, np. na stypie, czy też drewniane dialogi Cate i Hala, oraz wybitne, jak scena, w której Cate czyta swojemu ojcu jego rzekome odkrycie naukowe. Na wysokim poziomie stoi gra aktorska, ale emocje nie są u widza tak wydobywane, jak na przykład w Pięknym umyśle. Dowód jest filmem kameralnym, który można obejrzeć raz i wkrótce o nim zapomnieć. Nie nakłaniam specjalnie do obejrzenia go w kinie. Za parę miesięcy spokojnie, w domowym zaciszu, będzie można go zobaczyć na DVD.
Tekst z archiwum film.org.pl (02.02.2006).