search
REKLAMA
Ranking

GDZIE DWÓCH SIĘ BIJE… Najlepsze pojedynki 1 na 1

Jacek Lubiński

31 maja 2017

REKLAMA

Mano a mano, faccia a faccia, do pierwszej lub ostatniej krwi, o honor albo na śmierć i życie. Pojedynki były kiedyś codziennością – obecnie stanowią atrakcję spotykaną głównie między linami ringu albo właśnie na dużym ekranie. Być może dlatego lubimy sobie popatrzeć, jak dwóch chłopa okłada się bronią białą, względnie pięściami po mordach. Z reguły są to faceci, choć i niewiasty potrafią czasem pokazać pazury. Poniżej przykłady jednych z najlepszych, względnie najciekawszych filmowych pojedynków.

Obowiązują trzy zasady: same fizyczne, a więc bez broni zabijającej na odległość, wymyślnych czarów lub futurystycznych urządzeń, bez typów sportowo-turniejowych, które zajęłyby z pewnością drugie tyle miejsca i bez faworyzowania uczestników. Gong!

 

Chaney vs Street

Ciężkie czasy

W debiucie reżyserskim Waltera Hilla walk jest dużo. Jednak swą czystością najbardziej imponuje ta finałowa – o wszystko, gdzieś w opuszczonym magazynie, w którym staje naprzeciw siebie dwóch mistrzów ulicznych pojedynków. Bez koszulek, bez wspomagaczy, bez trzęsącej się kamery i wzmagającej sztucznie napięcie dramatycznej muzyki w tle. Ot dwóch, zdrowych chłopów, siarczyste ciosy pięściami i okazjonalne kopniaki w duchu fair play, do momentu, aż któryś padnie pierwszy. Prosty, ale skuteczny minimalizm w starym stylu.

 

Tang Lung vs Colt

Droga smoka

Bruce Lee i Chuck Norris. Razem. W jednej scenie. Tyle wystarczy za rangę pojedynku. Szczególnie że o ile w momencie powstania był on jedynie przyjemną ciekawostką, z czasem tylko zyskał na swojej zajebistości. Po 44 latach od śmierci Bruce’a i w dwie dekady po tym, jak Chuck trzasnął obrotowymi drzwiami, to już nawet nie jest kult nad kulty i pozycja obowiązkowa w każdym podręczniku dobrego bicia – to jest po prostu TO! Nawet biorąc pod uwagę, że kotek w tle odrobinę kradnie dla siebie show, a rozgrzewka wojowników wydaje się być ciekawsza od ich faktycznej potyczki…

https://www.youtube.com/watch?v=TYHZEu7Y7DU

 

Maximus Decimus Meridius vs Tygrys z Galii

Gladiator

Niewolnik z przypadku i wytrawny strateg wojenny kontra zasłużony jedynie w bojach na arenie emeryt. Niby wynik takiego pojedynku można z góry przewidzieć, ale nie oznacza to, że będzie on nudny. Zwłaszcza jeśli dodamy do tego wypełnione widownią Koloseum oraz niespodzianki w postaci wyskakujących znienacka tygrysów, które również czekają, aż komuś powinie się noga. Być może całość jako taka mogłaby być nieco dłuższa, a i brakuje tu też jakiejś kropki nad i, która wyniosłaby ten pojedynek na absolutne wyżyny. Ale też i nie ginie on w tym epickim widowisku, dokładając cegiełkę do jego spektakularności.

 

Luke Skywalker vs Darth Vader

Gwiezdne wojny: Część V – Imperium kontratakuje

Ojciec i syn stają naprzeciw siebie – ten ostatni w dodatku bezwiednie rusza do boju. Już sam ten fakt sprawia, że chociaż nie jest to ich jedyne starcie ani tym bardziej samotny przykład dobrego pojedynku w uniwersum Lucasa, to najlepiej definiuje całą sagę, będąc w niej wciąż najlepszym, najbardziej dramatycznym i emocjonującym starciem dwóch stron mitycznej Mocy, ucznia i mistrza. Trudno bez tego ikonicznego momentu – zaskakującego i rewelacyjnie zainscenizowanego również wizualnie – w ogóle wyobrazić sobie Gwiezdne wojny.

https://www.youtube.com/watch?v=C-DeI3ohVbY

 

Panna Młoda vs Elle Driver

Kill Bill 2

I trochę damskiej rywalizacji. Jednooka, zazdrosna i sadystyczna Elle versus mszcząca się za śmierć najbliższych ******* Kiddo, to bezpardonowa potyczka zarówno jajników, życiowych priorytetów, jak i czystych zdolności walki wręcz, wnóż oraz katanami. Nie brakuje krwi, ran ciętych, ciętych ripost, nagłych rewelacji z przeszłości godnych wspomnianych wcześniej wojen wśród gwiazd oraz niesmacznego, a przy tym wyjątkowo ironicznego zakończenia. A wszystko to w ograniczającej swobodę ruchów, niewielkiej, obskurnej przyczepie Budda, który wciąż dogorywa na podłodze. Palce lizać (choć może nie dosłownie).

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA