Publicystyka filmowa
OGLĄDASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ. 5 filmów, które mogą wpędzić w depresję
OGLĄDASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ to zbiór pięciu filmów, które w mroczny sposób eksplorują ludzkie lęki i przygnębienie.
Przełom października i listopada to tradycyjnie czas kojarzony z mrokiem, ponurą aurą i obumieraniem przyrody. Dlatego w wielu kulturach na ten czas przypadają święta takie jak Halloween, dziady czy Dzień Zaduszny, związane z zaświatami i duchami zmarłych przodków. Atmosfera tych dni sprzyja zadumie, jest też niekiedy bardzo przygnębiająca, ponieważ kojarzy się głównie ze smutkiem i przemijaniem. W dzień Wszystkich Świętych przypada jednak również dzień wolny od pracy, co może sprzyjać popołudniowym lub wieczornym seansom filmowym. Nie każde jednak dzieło filmowe zapewnia swobodną rozrywkę i poprawę humoru – w kinematografii roi się od przykładów filmów ciężkich, depresyjnych, które oglądane w takim momencie mogą dodatkowo spotęgować posępny nastrój jesienno-cmentarnej apatii.
Z tego bogatego dorobku wybrałem pięć filmów o silnie pesymistycznym przekazie oraz klimacie, których być może lepiej nie oglądać w listopadowy długi weekend, jeśli nie chce się dodatkowo przytłoczyć negatywnymi myślami. Jeśli jednak ktoś uważa z kolei, że jest to idealny moment na trudny, depresyjny seans – niech potraktuje to zestawienie jako listę rekomendacji.
Droga (2009, reż. John Hillcoat)
Ekranizacja wybitnej powieści Cormaca McCarthy’ego to historia wędrówki ojca i syna przez postapokaliptyczne pustkowia oraz ich codziennej, coraz trudniejszej walki o przetrwanie. Droga to kameralny i przejmujący obraz, przygniatający emocjonalnym ciężarem dramatu dwójki bohaterów. Nad ich relacją ciąży tragiczna historia, a nad całością posępna wizja degeneracji ludzi w obliczu nieokreślonej katastrofy i jej skutków. Nawet jeśli film z Viggo Mortensenem i Kodim Smitem-McPhee nie rozdziera tak mocno jak książkowy pierwowzór, to zobrazowanie wizji McCarthy’ego jest niesamowicie przygnębiającym obrazem, poruszającym skutecznie najbardziej podstawowe struny uczuciowe u odbiorców.
Równie silne wrażenie co rozpaczliwe próby granego przez Mortensena ojca, by zapewnić synowi bezpieczeństwo i namiastkę szczęścia, robi tu nihilistyczny portret rodzaju ludzkiego, przedstawionego jako słaby, drapieżny i zdolny do bardzo szybkiego osunięcia się w atawistyczny, okrutny pragmatyzm. Dodatkową robotę robią tu zdjęcia, utrzymane w szarej, spranej konwencji, doskonale podkreślającej przedstawiany brud i rozpad znanego nam świata.
Nosferatu wampir (1979, reż. Werner Herzog)
Jeden z najważniejszych filmów Wernera Herzoga i kolejny po Aguirre, gniew boży wybitny owoc jego współpracy z Klausem Kinskim. Nosferatu wampir to oryginalny remake klasycznej Symfonii grozy F.
W. Murnaua i jedna z najbardziej posępnych ekranizacji Drakuli Brama Stokera. W interpretacji Herzoga i Kinskiego Nosferatu to groteskowo wręcz demoniczny, pogrążony w depresji samotnik, łaknący ludzkiego kontaktu i jednocześnie cierpiący z powodu swojej brzydoty oraz inności. Jeden z najbardziej pamiętnych antagonistów w historii kultury jest więc w tym filmie nie tyle czarnym charakterem, ile tragiczną postacią nieszczęśliwej kreatury skazanej na zło i cierpienie, które w rozpaczliwym geście przenosi na innych. Największą według mnie zasługą Herzoga jest właśnie to, że opowiadając klasyczną historię o transylwańskim księciu ciemności, wydobywa z niej egzystencjalny lęk i melancholię, podkreślaną przez genialną grę Kinskiego oraz wysmakowaną, posępną estetykę zaczerpniętą z tradycji ekspresjonizmu niemieckiego.
W efekcie Nosferatu wampir to film, który straszy nie tyle fantastycznym motywem wampira, ile przesycającym całą historię fatalizmem, przez który film ten jest jednym z najbardziej depresyjnych obrazów spośród horrorów.
Zmierzch (1999, reż. Fred Kelemen)
Fred Kelemen to kojarzony z nurtem filmowego neomodernizmu twórca mający na koncie m.in. zdjęcia do Człowieka z Londynu i Konia turyńskiego Béli Tarra. Szczytowymi osiągnięciami Niemca jako reżysera są dwa filmy z końca lat 90. – Mróz oraz Zmierzch. Obydwa cechują się kontemplacyjną, melancholijną atmosferą i dominującym pesymizmem w portretowaniu świata oraz zamieszkujących go ludzi, jednak pod względem ciężkiego klimatu tym mocniejszym filmem wydaje mi się właśnie Zmierzch.
Akcja filmu rozgrywa się na przestrzeni jednego wieczora i nocy, a ramę dla fabuły stanowi nieszczęśliwy związek Antona oraz Leni, którzy po otwierającej film kłótni wyruszają każde z osobna w podróż przez mroki nocy – dosłownie i metaforycznie. Trudno znaleźć w filmie Kelemena choćby promyk optymizmu. Wszyscy ludzie, z Antonem i Leni na czele, są ułomni, brudni i nieszczęśliwi, w rozpaczliwy sposób miotając się w pozbawionym nadziei na lepsze jutro świecie. Zmierzch to posępna, nihilistyczna podróż przez kolejne obrazy upadku i brudu, nawet na chwilę niedający nadziei na przerwanie procesu głębokiego rozkładu moralnego, którego doświadczają bohaterowie.
To gęsty i czarny jak smoła film ukazujący najciemniejsze oblicza człowieka, pogrążonego w bezsensownym cyklu narodzin i umierania. Doświadczenie seansu jest równocześnie hipnotyczne, jak i skrajnie przygnębiające, dlatego lepiej nie podchodzić do filmu Kelemena bez antydepresantów.
One More Time with Feeling (2016, reż. Andrew Dominik)
Pozornie film ten jest tylko muzycznym dokumentem poświęconym powstaniu kolejnej płyty Nicka Cave’a i zespołu The Bad Seeds, z osobistą tragedią muzyka (utrata syna) w tle. Jednak dla Andrew Dominika, twórcy Zabójstwa Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda standardowy format jest zaledwie punktem wyjścia dla intensywnej wiwisekcji traumy i procesu zmagania się ze stratą.
Wysmakowane wizualnie One More Time with Feeling niepostrzeżenie dociera do samego serca żałoby przeżywanej przez Cave’a oraz jego rodzinę i w intrygujący sposób przedstawia skomplikowaną relację pomiędzy życiem osobistym a twórczością i artystyczną kreacją, której mistrzem jest Cave. Film cechuje nieustanne napięcie emocjonalne, wywołujące regularnie ciarki i eksplodujące niespodziewanie w scenach bezpośrednio podejmujących temat zmarłego syna wokalisty. Film Dominika to wyjątkowo intensywne i wyczerpujące psychicznie studium osobistej tragedii, silnie poruszające oraz w ogólnym wydźwięku równie frapujące, co przygnębiające. Nick Cave nigdy nie wydawał mi się tak bardzo ludzki, jak po seansie One More Time with Feeling, przy czym jego człowieczeństwo objawiło się tu w najbardziej bolesny z możliwych sposobów.
Miłość (2012, reż. Michael Haneke)
Pozostając w klimacie osobistej straty, jako ostatnią propozycję w zestawieniu przywołam słynną Miłość Michaela Hanekego. Inspirowana doświadczeniem pochodzącym z własnej rodziny historia opowiedziana przez austriackiego reżysera to stylowa i poruszająca wizja zmagania z przemijaniem. Centrum filmu jest cichy dramat Georges’a, którego ukochana żona Anna w wyniku choroby stopniowo traci kontakt z rzeczywistością i możliwości normalnego funkcjonowania. Rozpisana na wybitne role Jeana-Luisa Trintignanta i Emmanuelle Rivy, którzy tworzą jedne z najlepszych kreacji w swoich długich karierach, Miłość zmusza nas do zadania sobie fundamentalnych pytań o sens życia, śmierć i istotę uczuć do drugiej osoby.
Film jest równocześnie boleśnie prawdziwy i poetycki, co zapewnia mu miejsce w kanonie klasyki filmowej, ale równocześnie jest to seans dojmujący smutkiem, jakim przepełniona jest opowieść wiekowego małżeństwa. Najważniejszym, a zarazem najboleśniejszym sensem filmu Hanekego jest fakt, że portretowane w Miłości starość, utrata i śmierć czekają w końcu każdego z nas. I ta pesymistyczna perspektywa sprawia, że nagrodzony Złota Palmą film zaliczam do najbardziej smutnych arcydzieł kina.
W niniejszym zestawieniu świadomie pominąłem filmy o tematyce wojennej i związanej z czarnymi kartami historii. Te tytuły zasługują na osobne zestawienie, a smutek wywoływany przez nie uruchamia nieco inne mechanizmy w widowni niż w powyższych tytułach, wybranych według klucza egzystencjalno-melancholijnego.
