Beka z kina. Najczęściej PARODIOWANE filmy

Jeśli zdarzyło wam się słuchać czyjegoś narzekania na współczesne kino, to na jakieś 99,9% usłyszeliście to jedno, piękne zdanie. „Bo przecież wszystko już było”. Świadomi postmodernistyczni twórcy kina byliby zachwyceni taką konkluzją. W końcu ich flagową umiejętnością jest replikowanie schematów i elementów, które wystąpiły już wcześniej. Z jednej strony wielość powtarzających się fabuł potrafi przyprawić o ból głowy, a z drugiej: stanowi możliwość umiejętnego wyśmiania powszechności znajomych tropów. Temu właśnie się dzisiaj przyjrzymy, a dokładniej wdzięcznemu gatunkowi, jakim jest parodia. Które filmy były na tyle rozpoznawane i przeszły do masowej świadomości, że twórcy komediowo zaczęli je obśmiewać na miliony sposobów? Pomyślmy chwilę nad tym, co najchętniej jest parodiowane i dlaczego. Na pewno już teraz przychodzi wam do głowy kilka pomysłów. Ja postaram się to uporządkować.
„Gwiezdne wojny”
Od czego tutaj w zasadzie zacząć… George Lucas, co by nie mówić o samej jakości jego wielu filmów, zapisał się w historii kina tym, że nie bał się ryzykować. Zaprezentował światu swoją szaloną, ekscentryczną wizją na świat łączący cechy science fiction, westernu i baśni. Chewbacca – włochaty bohater wydający dziwne ryki, mały uroczy robot R2-D2, złoczyńca w czarnym hełmie z charakterystycznym przytłumionym głosem. Każdy z tych elementów nadaje się do parodii jak mało które inne. Bez wątpienia żadne inne uniwersum nie było tyle razy wyśmiewane jak Gwiezdne wojny właśnie. Bo najłatwiej wyśmiewać to, co charakterystyczne, zawierające pewien spójny zestaw specyficznych cech. A cykl Lucasa zdecydowanie to ma.
Przykładowe filmy parodiujące Gwiezdne wojny: Kosmiczne jaja, Asterix i Obelix: Misja Kleopatra, specjalne odcinki Family Guya i Fineasza i Ferba.
„Matrix”
Sceny akcji dzielą się na te przed i po Matrixie. Tak samo parodie dzielą się na te, które powstały w erze powszechności żartów z efektu bullet time i na te z czasów, kiedy jeszcze nikt nie wiedział co to. „Obrót kamery” wokół Neo krzyczącego: „Trinity!” należy traktować jako klasykę klasyki. I idealnie nadaje się do parodii – pokazała to zarówno Fiona w Shreku, jak i morderca z pierwszej części serii Straszny film. Temat, co prawda nieumyślnie, sparodiował także Patryk Vega w swojej autobiograficznej Niewidzialnej wojnie, gdzie rzekomo pomysł na efekt bullet time został mu bezczelnie ukradziony przez siostry Wachowskie… To także jest zabawne, ale w inny sposób.
„Szklana pułapka”
Zacznę od kwestii jednego z najlepszych tłumaczeń w historii: Spy hard – Szklanką po łapkach. Swego czasu, jeśli już ktoś zaczynał parodię jakiegoś filmu i chciał mieć pewność sukcesu, to tylko z Leslie Nielsenem na pokładzie. Aktor nieco wcześniej wyśmiał serię Zabójcza broń w cyklu Naga broń. Tutaj natomiast sięgnął po serię, która zrobiła z Bruce’a Willisa wielkoformatową gwiazdę – Szklaną pułapkę. Do szlachetnego grona parodii akcyjniaka dodajmy jego przeróbki musicalowe, celebracje parodystyczne na YouTube, które cytują słynne teksty na czele z: „Yippie Ki Yay” i „Now I have a machine gun. Ho, ho, ho”.
„Indiana Jones”
Indiana Jones, o którym słyszał prawie każdy, to postać wymyślona przez George’a Lucasa. Bohater ujęty w obiektywie Stevena Spielberga zachwyca do dzisiaj. Reżyser przy premierze Poszukiwaczy zaginionej Arki był w swoim najlepszym okresie twórczym. Wychodziło mu wtedy absolutnie wszystko. Obecnie, jeśli ktoś z Hollywood robi klasyczny film przygodowy z odkrywaniem grobowców w tle, musi się liczyć z porównaniami ze strony widowni i krytyki z tym słynnym cyklem. Scena z goniącą bohatera kulą została zreinterpretowana na potrzeby wielu animacji: od Toy Story po Iniemamocnych. A motyw przebranego w brązowy płaszcz i kapelusz awanturnika z lassem w ręku jest idealny do podjęcia na wesoło po wielokroć. I chyba nigdy się to kinu nie znudzi.
„Egzorcysta”
Jak uleczyć obowiązkową traumę po tak epokowym, przerażającym horrorze jak Egzorcysta? Chyba całkowicie się nie da. Można jedynie próbować w mniej i bardziej udanych komediach. Tych gorszych jest niestety więcej. Same kontynuacje arcydzieła Williama Friedkina mocno się pogubiły i nie umiały nie popaść w śmieszność. Z tych gorszych parodii wymieńmy Egzorcystę 2 i ½ ze wspomnianym już Leslie Nielsenem, Straszny film 2 i To już jest koniec. Z lepszych? Tutaj chyba trzeba sięgnąć po kultowe seriale i ich odcinki poświęcone Egzorcyście: od Simpsonów po Family Guya.
„Diuna”
Pewnie już słyszycie w głowie motyw muzyczny Hansa Zimmera: rozpoznawalny okrzyk czy zaśpiew kobiecy, który już na zawsze będzie kojarzony z rozległymi pustyniami Arrakis. Sam ten dźwięk obśmiano w niedawnym Kaskaderze. Znalazł się tam zwiastun fikcyjnego akcyjniaka z Jasonem Mamoą. Dzieło to prezentowało się niczym Diuna po botoksie i substancjach psychoaktywnych. Nawet mityczne czerwie przechodzą już powoli do historii jako ważny element popkultury. Niedawno w ramach absurdalnego numeru musicalowego na gali Oscarowej Conan O’Brien zaprosił na scenę wielkiego pustynnego robaka, by zagrał na pianinie. Później zaś w swoje… ykhm… ręce?… paszczę?… wziął harfę i grał równie pięknie. Na przyszłe lata z pewnością znajdzie się wielu komików, którzy będą nabijać się z tego, jak ważna dla współczesnych kinomanów jest ta seria.
„Ojciec chrzestny”
„Nie zwiesz mnie ojcem chrzestnym. W dniu ślubu mej córki prosisz, bym mordował za pieniądze” – powiedział nieprawdopodobnie ucharakteryzowany Marlon Brando na planie filmu Coppoli i prawdopodobnie był ostatnią osobą, która wymawiała te słowa na poważnie. Kino mafijne bez Ojca chrzestnego to jak kino science fiction bez Odysei kosmicznej. Jasna sprawa. Otwierająca sekwencja jest cytowana chyba najczęściej – nie tylko przez fanów w codziennych rozmowach, ale i w kinie, także familijnym. Pamiętacie prezencję krecika ze Zwierzogrodu? Z pewnością miał konszachty z rodziną Corleone. Pełnoprawną, choć nieudaną parodią Ojca chrzestnego jest Mafia! od twórcy Nagiej broni Jima Abrahamsa.
„Dobry, zły i brzydki”
Sergio Leone zapytany, dlaczego jego nurt nazywa się spaghetti westerns, odpowiedział kiedyś, że lasso, którego używają kowboje, ma kształt makaronu… Co? Podgatunek nigdy nie traktował się specjalnie poważnie. Od początku była to zgrywa z amerykańskiego Dzikiego Zachodu i zabawa formułą. Niemniej trzecia część trylogii dolarowej dorobiła się licznych humorystycznych adaptacji. Ekstremalnie bliskie najazdy kamery na twarze i ikoniczna muzyka Ennio Morricone stanowią gotowy żart do niezliczonych parodii westernów. Nic nie jest bardziej ikoniczne i westernowe niż 3-godzinny perfekcyjny film Sergia Leone.
„James Bond”
Jeśli jakaś seria ma w swojej historii 25 filmów (plus 2 nieoficjalne), to nie może się ona obejść bez żadnych parodii. Brytyjski agent na służbach jej królewskiej mości przez ponad 60 lat trwania sagi zdefiniował kino szpiegowskie na niemal wszystkie możliwe sposoby. Filmy z Rogerem Moorem prowadziły romans z komedią i wyśmianiem całej konwencji. Daniel Craig z kolei wrócił do stonowanej elegancji i podejścia całkowicie na serio. Z najważniejszej parodii z prawdziwego zdarzenia wymienić należy być może jedyny udany aktorski projekt Mike’a Myersa – trylogię Austina Powersa. Z kolei niezapomniana muzyka i intro stanowią do dzisiaj wielką inspirację dla kolejnych reżyserów komediowych. Podobnie jest zresztą z nieco bliźniaczą ścieżką dźwiękową z Mission: Impossible – stanowiącej żart sam w sobie.
„Obcy – 8. pasażer Nostromo”
Na tej liście nie mogło zabraknąć horroru, który powstał częściowo dzięki sukcesowi Gwiezdnych wojen. Kluczowym składnikiem tego wyjątkowo udanego kosmicznego kina grozy jest design tytułowego potwora – ksenomorfa spod ręki szwajcarskiego artysty H.R. Gigera. Coś tak charakterystycznego jak ta właśnie postać nadaje się idealnie do stworzenia farsy. Kreatywnością w humorystycznym ukazaniu tejże bestii wykazał się mistrz filmu parodystycznego, czyli Mel Brooks, w swoich Kosmicznych jajach. Na warsztat wziął najbardziej przerażającą scenę obiadu z Johnem Hurtem. Aktor zgodził się na występ i tutaj. Z jego klatki piersiowej również wyskoczyło coś na kształt ksenomorfa. Całe szczęście stworek nie miał złych zamiarów. W swoim komediowym wydaniu zaskakuje widzów musicalowym występem. Absurd w stanie czystym.