Tekst pierwotnie opublikowany 2.06.2023 roku.
O Seksmisji, Łowcy androidów i Anihilacji pisałem już wielokrotnie, więc tylko wspomnę ich tytuły, bo idealnie pasują do tematu. Podobnie jest z Coś, Matrixem, Powrotem do przyszłości, E.T., Parkiem Jurajskim, 12 małpami, Planetą małp, Mechaniczną pomarańczą i Terminatorem 2. W tym zestawieniu skupię się jednak w większości na tytułach nie mniej interesujących, lecz wciąż czekających na odkrycie przez większe grono widzów. Pewnie nigdy to nie nastąpi, a te fantastyczne tytuły na zawsze pozostaną ciekawostkami, które odkrywa się na bardziej zaawansowanych etapach poznawania SF. A może się mylę. Chciałbym, bo poniższe filmy niosą ze sobą mądrą refleksję nad naszym gatunkiem, a nie są tylko efekciarskim pokazem, co mogą wymyślić ekipy od efektów specjalnych.
Nie jest to drogie SF. Nie jest to SF nakręcone z rozmachem. Nie jest to wreszcie SF, które ma szansę na zapoczątkowanie szerszego uniwersum. Jest to SF kameralne, egzystencjalne z rozwalającym umysł zakończeniem. Stwierdzam to z przykrością, ale w fantastyce rzadko się zdarza taka kulminacja, jak w Archiwum. Nawet w Ex Machinie, o której zaraz wspomnę. W stosunku do Archiwum spotkałem się z osobliwymi zarzutami, że film jest zbyt wolny, skupiony na opisywaniu emocji, zamiast technologii, a zakończenie w ogóle nie jest fantastyczno-naukowe. To jednak nie kino akcji, nie kosmiczny film sensacyjny o walce z robotami i kontrolującą je AI. To produkcja naukowo ujmująca opis ludzkich emocji i desperackie próby odtworzenia ich w maszynie, co paradoksalnie jest możliwe.
Pamiętam, że idąc do kina na ten film, zbyt wiele się po nim nie spodziewałem. To miał być kolejny obraz o relacji człowieka z robotem. Już jednak na początku zaskoczyła mnie kameralność przedstawienia problemu transhumanizmu oraz równoczesne skondensowanie emocji na bardzo małym, prostym planie zdjęciowym z zaledwie 4 aktorami. To wystarczyło, żebym zaczął przeżywać tę opowieść tak intensywnie, jak tylko się da. Jeden seans to o wiele za mało. Dopiero za drugim i trzecim razem można odkryć całą tę mnogość uczuć, które pokazują aktorzy, zwłaszcza Alicia Vikander i Oscar Isaac. Co zaś do Avy, jej obecność faktycznie wywołuje jakiś taki niepokój na najgłębszym poziomie naszego gatunkowego jestestwa.
Niektórzy widzowie musieli się naprawdę zdenerwować, kiedy dotarli do końca, ale o to właśnie chodzi, żeby się zdenerwować, bo w końcu koniec nie sprawia nikomu przyjemności, o ile jest on zdrowy psychicznie. Tu nie chodzi o żaden artyzm otwartego zakończenia ani o brak pomysłu na doprowadzenie fabuły do końca. Chodzi o koniec. Nasza cywilizacja może się po prostu skończyć i żaden spektakularny powód tego końca nie spowoduje. Zbieramy tych czynników kończących przez lata wiele, aż nadto, żeby wszystko się skończyło. Jak się więc to stanie? Problem w tym, że nie będzie konkretnego powodu. Czy to jednak nie wystarczy, żebyśmy panicznie się takiego zakończenia obawiali?
Filmy science fiction rzadko schodzą pod wodę. Trzeba mieć na taką fabułę i dobry pomysł, i doświadczenie nie tylko w zakresie filmu. James Cameron ma je bardzo rozległe – reżyser, fizyk, zapalony oceanolog, który nie bał się zejść na dno Rowu Mariańskiego. Dlaczego by więc jeszcze przed tą niebezpieczną wyprawą nie zrealizować filmu o niezgłębionej, podmorskiej otchłani. Tak zrobił, a był to czas w jego twórczości chyba najbardziej kreatywny fabularnie. Otchłań wygląda naprawdę jak produkcja rozgrywająca się na nieznanej, złowrogiej w stosunku do człowieka planecie, ale to Ziemia, tylko wodny świat. I to jest właśnie ten nieliczny przypadek, który należy obejrzeć w wersji kinowej, a nie reżyserskiej, bardzo przez to naiwnej. Czasem wycinanie scen ma jednak sens.
Jedyny przykład anime w tym zestawieniu, który jednak wypada znać każdemu, kto interesuje się gatunkiem. Specjalnie napisałem, że wypada, bo jest to specyficzny kawałek kina, nawet w zakresie japońskich animacji. Właśnie z takich anime reżyserzy filmów aktorskich czerpią inspiracje, nadając jednak bohaterom o wiele więcej emocji. Akira dzieje się w przyszłości, w Tokio. Jest to świat zmechanizowany, w którym emocji jest wiele, lecz dziwnym trafem aż tak mocno w kierunku widza się nie przebijają. To właśnie problem Akiry – oschłość, papierowość, lecz z drugiej strony efektowność, piękno wizji, co się w anime z tych czasów nie zdarza. Są miłośnicy tej opowieści, tak więc jest ona w tym zestawieniu, bo niewątpliwie nie da się jej w historii gatunku ominąć i uznać za złą.