Park Jurajski
20 lat temu Steven Spielberg dokonał niemożliwego. Cofnął wskazówki zegara o 65 mln lat i zabrał nas w magiczną podróż do zaginionego świata – świata, którym rządziły dinozaury.
Dla dzieciaka, którego półki uginały się pod ciężarem figurek rozmaitych gadów, a szuflady pełne były czasopism o paleontologii, to było jak spełnienie marzeń. Z różnych niezależnych ode mnie przyczyn nie dane mi było zobaczyć „Parku Jurajskiego” w kinie. Seans zafundowałem sobie rok później na pirackiej kasecie VHS. Zebraliśmy się z kolegami wokół 21′ telewizora marki Funai i totalnie odpłynąłem… Decyzja o wypuszczeniu skonwertowanego do 3D filmu na jego 20-lecie była jedną z najlepszych kinowych wiadomości, jakie usłyszałem w 2012 roku. Zobaczyć klasykę na dużym ekranie? Tego nie można było przepuścić!
Co napisać o filmie, o którym powiedziano już wszystko? Przecież tę historię zna prawie każdy. Naukowcy z firmy InGen pod wodzą milionera Johna Hammonda wydobywają z komara zatopionego w bursztynie DNA dinozaura. DNA, które w połączeniu z kodem genetycznym współczesnych płazów daje możliwość przywrócenia wymarłych zwierząt. Oczywiście ludzie nie byliby sobą, gdyby nie chcieli bawić się w Boga, a przy okazji zarobić. Na kilka dni przed otwarciem parku właściciel zaprasza na wyspę trójkę konsultantów: paleontologa, dr. Alana Granta, paleobotanika, dr Ellie Sattler, oraz matematyka, specjalistę ot teorii chaosu – dr. Iana Malcolma. Wspomniana trójka razem z wnukami Hammonda udaje się na wycieczkę objazdową po wyspie. Niestety awaria zasilania doprowadza do tego, że gady opuszczają swoje wybiegi.
„Park Jurajski” to obraz przełomowy. Produkcja, w której zagrało dosłownie wszystko. Mimo że film różni się w kilku aspektach od książki i brakuje w nim naukowych analiz, a całość jest nieco złagodzona, ogląda się go znakomicie. Świetni są aktorzy, zarówno ci dorośli, z genialnym, niesamowicie naturalnym Goldblumem na czele, jak i dzieciaki, które w odróżnieniu od większości młodocianych aktorów – nie są irytujące. Pozostali nie zostają w tyle, podchodzący z dystansem Neill, śliczna Dern i pełen wiary Attenborough. Każda postać, niby jest oparta o stereotypy, a jednak ma jakieś unikalne cechy, dzięki, którym staje się szalenie autentyczna. Poziom trzyma tempo akcji, zapadająca w pamięci muzyka z nieśmiertelnym motywem przewodnim oraz przede wszystkim efekty specjalne. Film to kamień milowy w tej dziedzinie, nadal bije na głowę większość dzisiejszych produkcji! Animatronika w połączeniu z CGI sprawia, że dinozaury wydają się autentycznie niebezpieczne. Każdy, kto chociaż raz widział zwężającą się źrenicę T-Rexa, zapamięta tę scenę do końca życia. Oglądając „Park Jurajski” nawet teraz, 20 lat po jego premierze, pod względem technicznym nie można się przyczepić praktycznie do niczego. Stan Winston i jego ekipa wykonali kawał bardzo dobrej roboty, słusznie nagrodzonej Oscarem.
Oprócz tego Spielberg tworzy konsekwentnie cały pełen szczegółów świat. Wszystko ma swoje miejsce, nic nie jest jedynie ozdobą czy pustą wydmuszką cieszącą oczy. Reżyser nie traktuje widza jak idioty, a wszystko, co dzieje się na ekranie, pozostaje w związku przyczynowo-skutkowym. Aby rzecz zadziałała, trzeba coś w tym kierunku zrobić, np. przejść z punktu A do punktu B. Niby oczywiste, a jednak bardzo często pomijane. Wszystko to sprawiło, że „Park Jurajski” szturmem zdobył kina na całym świecie, co zresztą potwierdziły wyniki box office. Film zarobił prawie miliard dolarów i do tej pory znajduje się w pierwszej dwudziestce najbardziej kasowych produkcji w historii kina. Oprócz Oscara za efekty specjalne, film otrzymał statuetki za najlepszy dźwięk i montaż dźwięku. Wszystko to było jednak niczym w porównaniu z uwielbieniem widzów, którzy „Parkiem Jurajskim” byli oczarowani i zachwyceni. Słusznie! Spielberg potrafi wydobyć dziecko z dorosłego, zachwycić, a adaptacja powieści Crichtona jest tego doskonałym przykładem. Dziełem, które mimo upływu lat wciąż ogląda się znakomicie.
Obejrzenie filmu w zremasterowanej wersji 3D to wręcz obowiązek każdego szanującego się kinomana, tym bardziej, że wypada ona świetnie! Dla osoby, dla której będzie to pierwszy kinowy seans jest to coś niesamowitego. Widać przede wszystkim szczegóły, które umykają kiedy produkcję Spielberga oglądamy w TV. Obraz jest głęboki i ostry, ale na szczęście nic nie wylatuje w naszą stronę z ekranu. Nie jestem pewien, ale niektóre efekty komputerowe również wyglądają na delikatnie podrasowane. To fantastyczne jak człowiek daje się wciągnąć w prezentowany świat. Jak popiera Malcolma, kiedy mówi o tym, że życie znajdzie sposób, cieszy się razem z Ellie, kiedy ta po raz pierwszy widzi Triceratopsa i czuje strach podczas ataku T-Rexa. Kiedy bohaterowie pierwszy raz widzą wyspę, a w tle pojawia się motyw przewodni, autentycznie miałem ciarki! Dałem się ponieść i czerpałem radość z seansu, porównywalną do tej, kiedy to razem z kolegami widziałem to dzieło po raz pierwszy.
„Park Jurajski” sprawił, że ludzie ponownie oszaleli na punkcie dinozaurów. Producenci, widząc, że pieniądze płyną nieprzerwanym strumieniem, zadbali, by charakterystyczne logo ze szkieletem na czerwonym tle pojawiło się praktycznie na wszystkim. Kolorowanki, pudełka śniadaniowe, plecaki, kubki, zabawki, albumy z naklejkami i masa innych przedmiotów związanych z filmem Spielberga sprzedawała się znakomicie.
Dużą popularnością cieszyły się także komiksy wydawane przez Topps Comics oraz IDW Comics, wśród których, oprócz adaptacji filmowych, furorę robiły serie takie jak “Jurassic Park: The Devils in the Desert” i “Return to Jurassic Park.” Powstało także sporo gier komputerowych na różnego rodzaju platformy, wśród których z pewnością wyróżnić można „Jurrasic Park: Operation Genesis”. Produkcja pojawiła się w 2003 roku na komputerach stacjonarnych oraz Playstation 2 i Xbox.
Gra była przedstawicielem popularnego gatunku tzw. tycoonów i skupiała się na zarządzaniu parkiem rozrywki, którego główną atrakcją są oczywiście dinozaury. Zadaniem gracza było utrzymanie parku, rozwijanie infrastruktury, inwestowanie w badania oraz reagowanie na sytuacje ekstremalne. Oprócz tego dostaliśmy możliwość zwiedzenia własnych włości pieszo, jako klient, jeepem na safari czy też helikopterem.
Nie mogło zabraknąć również parków rozrywki sygnowanych charakterystycznym logiem. Do tej pory powstały trzy takie obiekty, w Universal Studios w Hollywood, Japonii oraz Singapurze. Niedługo dołączy do nich kolejny, wybudowany w Dubaju. Są to głównie aquaparki stylizowane na wyspę dinozaurów i bawiące się wykorzystywaniem motywów z filmów.
„Park Jurajski” doczekał się dwóch sequeli – „Zaginionego świata” oraz „Parku Jurajskiego III”. Dla celów pierwszej produkcji Michael Crichton zrobił coś, co zdarzyło mu się po raz pierwszy i ostatni – napisał kontynuację swojej powieści. Tekst na scenariusz przerobił David Koepp, wrzucając do niego przy okazji kilka patentów, które wypadły przy realizacji części pierwszej.
Od momentu wypadku na Isla Nublar minęły 4 lata. Okazuje się jednak, że istnieje druga, bliźniacza wyspa, na której istniało jeszcze jedno laboratorium hodujące dinozaury. John Hammond prosi dr. Malcolma o jej zbadanie. Ten początkowo odmawia, jednak kiedy okazuje się, że znajduje się tam jego narzeczona, postanawia wyruszyć. Niestety siostrzeniec milionera, Ludlow, wysyła na wyspę własną ekipę. Myśliwych, których zadaniem jest złapanie kilku dinozaurów i przywiezienie ich na kontynent, gdzie będą atrakcją w kolejnym parku rozrywki.
Kontynuacja okazała się filmem słabszym od części pierwszej. Kulał przede wszystkim pełen nielogiczności i naciąganych zdarzeń scenariusz. Zawiodła także część obsady. Goldblum stracił gdzieś swoją naturalność, zaś Julianne Moore była wyjątkowo irytująca i bezbarwna. Na szczęście drugi plan z Vincentem Vaughnem, Petem Postlethwaitem i Peterem Stormare skutecznie nadrabiał braki postaci wiodących. Szkoda również, że film został okaleczony na stole montażowym, przez co momentami wydaje się nieco chaotyczny. Na szczęście fantastyczne efekty oraz dobre tempo akcji sprawiają, że ogląda się go bardzo przyjemnie. Jest w „Zaginionym świecie” także kilka scen perełek, które można oglądać w nieskończoność – atak tyranozaurów na przyczepę, przemarsz stegozaurów czy raptory w wysokiej trawie to obrazy, które trudno wymazać z pamięci.
Mimo mieszanych opinii film zarobił ponad 600 mln dolarów, a Akademia ponownie doceniła Stana Winstona i jego załogę nominacją do Oscara za najlepsze efekty specjalne. Tym razem statuetka powędrowała jednak do ekipy odpowiedzialnej za „Titanica” Jamesa Camerona, który w 1997 roku całkowicie zdominował galę.
Produkcję nominowano także do Złotych Malin w kategoriach film niebezpieczny dla zdrowia i życia publicznego(!?), najgorszy remake lub sequel oraz najgorszy scenariusz. Na szczęście „nagrody” powędrowały do kogoś innego, bo „Zaginiony świat”, pomimo wielu niedociągnięć, jest filmem wartym zobaczenia. Wpływy sprawiły, że realizacja sequela była jedynie kwestią czasu.
Szukający funduszy dr Grant daje się namówić małżeństwu Kirby na wyprawę na wyspę Isla Sorna, gdzie znajdują się pozostałości po laboratoriach InGenu. To, co początkowo wydaje się wycieczką, okazuje się misją ratunkową, gdyż podczas lotu na paralotni na wyspie rozbił się ich 14-letni syn.
„Park Jurajski III” jest filmem słabym. Źle zagranym, z irytującymi bohaterami, wśród których przoduje Tea Leoni, oraz mnóstwem rażących błędów logicznych. Momentami można odnieść wrażenie, że całość składa się z „odpadków” po części pierwszej i drugiej. Nie ma w tym krzty oryginalności, ani jednego motywu, który zapadłby w pamięć na dłużej, ale mimo tego ogląda się go całkiem nieźle. Efekty w dalszym ciągu robią wrażenie, a akcja pędzi na złamanie karku, dzięki czemu jesteśmy w stanie przymknąć oko na wszystkie głupoty, których na ekranie jest co niemiara.
Niestety – to nie wystarczyło. Wpływy z kas były dużo mniejsze niż zakładano, przez co temat ucichł na kilka dobrych lat. Co prawda raz na jakiś czas podczas przeszukiwania sieci można było natknąć się na nieśmiałe zapowiedzi części czwartej, były to jednak informacje niepotwierdzone. Pierwsze konkrety pojawiły się w lipcu 2012 roku, prognozowano, że film mógłby mieć premierę 2 lata później, co zresztą zostało potwierdzone na początku tego roku.
Wiadomo już, że scenariusz napiszą Rick Jaffa oraz Amanda Silver, czyli osoby odpowiedzialne za bardzo udany remake „Planety Małp”, zaś za kamerą stanie Colin Trevorrow. Reżyser, który ma na swoim koncie tylko jeden projekt pt. „Na własne ryzyko”, czyli nieźle przyjętą komedię romantyczną z elementami science fiction. Trzeba przyznać, że powierzanie tak uznanej marki w ręce nowicjusza jest pomysłem szalenie ryzykownym, jednak Spielberg, który razem z Frankiem Marshallem został producentem filmu, apeluje o więcej zaufania.
Historia w dalszym ciągu owiana jest tajemnicą, nie wiadomo także, czy Sam Neill, Laura Dern i Jeff Goldblum powtórzą swoje role. Jack Horner, światowej sławy paleontolog, który na planie pojawi się w charakterze eksperta, zdradził jednak, że w filmie obejrzymy całkiem nowego przeciwnik T-Rexa. Cóż, mając w pamięci część trzecią, trudno powiedzieć, żeby była to dobra wiadomość. Niemniej pozostaje czekać na dalsze informacje i przecieki, a także cieszyć się wchodzącą dzisiaj do polskich kin wersją 3D, bo cofa nas ona w czasie do 1993 roku i przypomina jak to jest być dzieckiem. Fascynuje tak samo jak za pierwszym razem.