Anulowane SEQUELE filmów SCIENCE FICTION
Twórcy nieraz odważnie zakładają dla swoich filmów dłużej trwającą przyszłość w postaci sequeli, a wyniki finansowe pierwszych części boleśnie weryfikują te plany. Tak się stało w przypadku większości wymienionych tutaj produkcji. Dla widzów to może nic straconego, jeśli tylko plany realizacji kolejnych części nie mają wpływu na całość historii, a dokładnie, jeśli twórcy aż tak nie zaufali w powodzenie i gładką realizację sequeli, że nie dopowiedzieli niektórych wątków, tylko zostawili je na potem. Można by też pospekulować, czy gdyby zostały one zrealizowane, to kino zyskałoby jakieś kultowe tytuły, może nawet lepsze niż pierwowzory. Co do dwóch przykładów, byłaby na to szansa – Obcy 5 i Ucieczka z Ziemi.
„Seria Niezgodna: Ascendant”
Plany były poważne. Seria filmów Niezgodna pojawiła się w 2010 roku, w dobrym czasie dla postapokalipsy. Triumfy w tym czasie święciły filmy z uniwersum Igrzysk śmierci, więc Niezgodna wykorzystała ten moment. Powstała na podstawie serii trzech książek autorstwa Veroniki Roth. W filmach wystąpili w rolach głównych Shailene Woodley i Theo James, stając się ulubieńcami publiczności, jednak coś się złego stało w trzeciej części – Wiernej. Zysk okazał się niewielki. Wierna obejmowała pierwszą połowę trzeciej książki. Miała być nakręcona jeszcze druga – to oczywiste. Materiał źródłowy w książce Roth najwyraźniej jednak nie był przygotowany na tak podzieloną adaptację. Krytycy w przypadku Wiernej zwracali uwagę również uwagę na zmęczenie materiału fabuły, brak oryginalności filmu, słaby rozwój postaci i słabe efekty specjalne, Wszystko to niewątpliwie doprowadziło do odwołania planowanego czwartego i ostatniego filmu pt. Ascendant. Planowano nawet przeróbkę czwartej części, jako ostatnią dla niej deskę ratunku, na film telewizyjny. Ten projekt również porzucono. Ani studio Lionsgate, ani aktorzy nie byli nim zainteresowani.
„Terminator: Ocalenie 2”
Świat Terminatora dzieli się na rzeczywistość Jamesa Camerona i wszystko to, co nastąpiło po jego odejściu, gdy na scenie pojawił się Jonathan Mostow. Od tego momentu uniwersum zanotowało wyraźny spadek jakościowy i finansowy. Trochę w tym prawdy, ale też trochę irracjonalnych emocji widzów, przywiązanych do stylistyki Camerona. Terminator: Ocalenie był próbą restartu serii. Wyreżyserował go jednak Joseph Nichol, reżyser w porównaniu z Jamesem Cameronem praktycznie nieznany. Recenzje były, delikatnie mówiąc, średnie, lecz zyski nie aż tak małe, żeby anulować kolejną część. Terminator: Ocalenie miał za zadanie rozpocząć kolejną trylogię w ramach serii. Nic z tego nie wyszło. Decyzję o anulowaniu kolejnej produkcji podjęto, tłumacząc, że sprzedaż była za mała, a na dodatek firma produkcyjna Halcyon zbankrutowała.
„Terminator Genisys 2”
W 2015 znów spróbowano przywrócić do życia uniwersum z o wiele lepszym jakościowym skutkiem. Dla wielu jednak było to wciąż zbyt odtwórcze i niemrawo naśladujące pomysły Jamesa Camerona. Terminator: Genisys, który miał być pełnoprawnym restartem fabuły, pomijając twórczość Camerona, postawił na gwiazdy. Nie licząc Arnolda Schwarzeneggera, wystąpiła w nim Emilia Clarke i Jason Clarke, Emila Clarke dostała arcytrudne zadanie, stworzenia postaci Sary Connor na nowo, z czego wywiązała się zaskakująco dobrze. Pomimo jej talentu jej udział został uznany za bardzo dziwny wybór. Fani oczekiwali kogoś bardziej charakterologicznie podobnego do Lindy Hamilton. Film ogólnie poniósł porażkę ideową, ale nie finansową. Przy 155 milionach dolarów kosztów, zarobił 440, co można uznać za dobry wynik. Nie wystarczyło to na przekonanie producentów, żeby nakręcić Genisys 2.
„E.T. II: Nocturnal Fears”
A w ten pomysł trudno mi uwierzyć, gdyż to zamknięta historia, bardzo ukochana, jedyna w swoim rodzaju, niekontynuowalna. Czego się jednak nie robi dla przedłużenia sukcesu? Ów wyjątkowy sukces sprawił, że Spielberg i współautorka scenariusza Melissa Mathison chcieli zrobić bezpośrednią kontynuację, E.T. Właściwie zaczęli ją robić. Założeniem kontynuacji był powrót Elliota i jego przyjaciół z pierwszego filmu, którzy zostali porwani i nawet torturowani przez nieznaną rasę złych istot pozaziemskich. E.T. miał pomóc im w ucieczce. Scenariusz, który został ostatecznie porzucony przez Spielberga, który zdecydował, że kontynuacja „nie zrobi nic innego, jak tylko pozbawi oryginału niewinności”. Miał rację, jestem o tym przekonany. Obcy torturujący dzieci i pojawienie się E.T. w finale nie byłoby zbyt atrakcyjne dla publiczności, zwłaszcza tej młodszej.
„Godzilla 2”
Doceńmy Emmericha za odwagę. Godzilla z 1998 roku była w zasadzie pierwszą prawdziwą próbą amerykańskiego reżysera stworzenia filmu akcji z Godzillą w roli głównej. Przypomnijmy sobie treść, gdzie znajduje się okienko do kontynuacji – całkiem sensowne zresztą. W filmie Godzilla pochodziła z Polinezji Francuskiej, gdzie przez lata przeprowadzano testy nuklearne, w wyniku których doszło do mutacji stworzeń takich jak legwany, co doprowadziło do stworzenia wielkiego potwora. W końcu Godzilla drogą morską zawitała do Nowego Jorku i nieco zdezorientowana obecnością takiego dużego skupiska ludzi zaczęła siać w mieście spustoszenie. Nim zginęła, zdążyła złożyć jaja w zburzonym Madison Square Garden. Biolog Nick (Matthew Broderick) i francuski funkcjonariusz wywiadu Phillipe (Jean Reno) długo szukali sposobu na wydostanie potwora z miasta, a także zniszczenie jaj jeszcze przed wykluciem się młodych. W końcu wojsku udał się uwięzić potwora na jednym z mostów miasta i go zastrzelić, jednocześnie niszcząc Madison Square Garden i wszystkie znajdujące się w nim jaja, z wyjątkiem jednego. Pod koniec filmu coś z tego jaja się wykluło, co jest właśnie tym okienkiem do zrobienia sequela. Wytwórnia Tristar miała realne plany jego realizacji. W założeniach jedyne ocalałe dziecko Godzilli miało walczyć z innym potworem w Australii. Problem w tym, że Emmericha przygniotły negatywne opinie i wynik finansowy pierwszego filmu, więc porzucił sequel. Zamiast tego pomysły z kontynuacji znalazły się w serialu animowanym, który był emitowany na antenie Fox Kids od 1998 do 2000 roku.
„Bogowie Marsa”
John Carter jest filmem wybitnie niedocenionym, ale i niedoinwestowanym, jednak rokującym. Może nie od razu. Może po latach. Może właśnie przez mozolne budowanie uniwersum? Andrew Stanton zdawał sobie z tego sprawę, więc zaplanował nawet dwa sequele. Trzeba przyznać, że odważnie. Według Stantona druga część mogłaby nosić tytuł Bogowie Marsa i opowiadać o dziecku Johna Cartera i Dejah Thoris. Nic z tego chyba nie wyjdzie, bo na drodze sequela stanęły pieniądze. John Carter przy budżecie 250 milionów dolarów, czego niestety aż tak po nim nie widać, dlatego określam go mianem „niedoinwestowanego”, zarobił 284 miliony. Można więc z powodzeniem nazwać go drogą wtopą finansową.
„Obcy 5: Przebudzenie”
Obcy to uniwersum zyskowne, które kiedyś było gwarancją sukcesu. Dzisiaj już tak nie jest. Warto więc zdawać sobie sprawę z planów Ridleya Scotta, które wciąż kurzą się na półce. Świat ksenomorfów rozwinął się wokół filmów, wykraczając daleko poza oryginalną historię z pierwszych czterech części, co doprowadziło do powstania dwóch produkcji, będących skrzyżowaniem z Predatorem, zaskakująco udanej serii prequeli oraz kolejnego samodzielnego filmu, zatytułowanego Alien: Romulus. Podobno jednak w 2015 roku planowano jeszcze jeden film z oryginalnej serii. Akcja filmu pod roboczym tytułem Obcy 5 miała rozgrywać się chronologicznie po drugim filmie Obcy 2 – decydujące starcie (1986), z całkowitym pominięciem wydarzeń z Obcego 3 (1992) i późniejszego Zmartwychwstania (1997). Założenia filmu, służącego jako reboot w połowie historii, miały miejsce 30 lat po wydarzeniach z pierwszego Obcego i przedstawiały Ellen Ripley, dorosłą Newta i Dwayne’a Hicksa z bliznami po kwasowej krwi ksenomorfa. Film został po raz pierwszy zapowiedziany w 2015 roku przez Ridleya Scotta i Neilla Blomkampa, znanego wówczas z hitu Dystrykt 9 (2009) i podobnego estetycznie wysmakowanego Elizjum (2013). Jednak w maju 2017 roku Scott oficjalnie zaprzestał mówić realizacji filmu, powołując się na chęć jego i 20th Century Fox kontynuowania projektu prequeli, czyli Obcego: Przymierza. Podobno bardzo zaskoczyło to Blomkampa, ale w wywiadzie dla „The Guardian” podejrzewał inną przyczynę. Za decyzją Scotta stał film Chappie (2015), a dokładnie jego wynik finansowy, który był poniżej oczekiwań.
„Dzień Niepodległości 3”
Jak to się mogło zdarzyć, że tak naiwna kicha Emmericha odniosła taki sukces? Faktem jest jednak, że Dzień Niepodległości był jednym z najpopularniejszych filmów akcji science fiction końca lat 90. I do dziś pozostaje klasykiem dla fanów na całym świecie. Sukces był tak duży, że w 2016 nakręcono kontynuację Dzień Niepodległości: Odrodzenie. Reżyserował również Emmerich, jednak już z gorszym skutkiem. Temat się jakby wyczerpał. W tym przypadku zarówno krytycy, jak i widzowie uznali film za słabą kontynuację oryginału. Emmerich odważnie jednak ogłosił plany dotyczące trzeciego filmu, znanego po prostu jako Dzień Niepodległości 3. Działał jednak na fali emocji po premierze Odrodzenia. Otrzeźwienie na szczęście przyszło szybko. Projekt został anulowany, gdyż zapewne zupełnie już zrujnowałby legendę oryginału z 1996 roku.
„Ucieczka z Ziemi”
Ucieczka z Nowego Jorku okazała się produkcją kultową, której popularność niezmiennie trwa całe dziesięciolecia. Nakręcenie kontynuacji, czyli Ucieczki z Los Angeles zajęło aż 15 lat. Niestety, nie był to czas dla tego filmu dobry, dlatego nie odniósł aż takiego sukcesu. Widzów poniosła w tym samym czasie inna opowieść – znacznie prostsza, mniej brutalna, bardziej przyjazna dla młodszych grup wiekowych – Dzień Niepodległości. John Carpenter miał jednak plany nakręcenia Ucieczki z Ziemi. Tym razem Snake Plissken (Kurt Russell) radykalnie uciekałbym z naszej planety, ale również w podobnie nihilistycznym stylu. Nie udało się głównie dlatego, że Ucieczka z Los Angeles nie przyniosła oczekiwanego wyniku. Carpenter za to nakręcił Duchy Marsa, których styl jest dość podobny do serii ucieczek Plisskena. Carpenter jednak zwykł protestować przeciwko twierdzeniom, że Duchy Marsa są mocno zmodyfikowanym porzuconym projektem pt. Ucieczka z Ziemi. Nawet jednak gdyby tak było, to twórcy wolno modyfikować własne pomysły, żeby chociaż ich część ocalić od zapomnienia.
„Tron: Ascension”
Tron: Dziedzictwo Josepha Kosińskiego pokazał, że da się robić dobre sequele, i to w znakomitym stylu. Tron: Ascension okazał się całkiem realnym projektem, ze względu na dobre wyniki Dziedzictwa. W 2015 roku Kosiński miał już gotowy scenorys. Na drodze stanął mu Disney. Kosiński dostał rykoszetem za klapę Krainy jutra. Coś tu jednak nie do końca się zgadza, bo kolejna cześć Trona i tak powstała, jednak nie z Kosińskim na pokładzie. Disney być może nie chciał Kosińskiego, bo ten nie dałby się tak sterować jak Joachim Rønning.