Aktorzy, którzy wystąpili w kilku KLAPACH FINANSOWYCH z rzędu
Dobre filmy nie muszą być drogie, ale pieniądze wiele rzeczy w sztuce filmowej ułatwiają. Z drugiej strony dobre filmy wcale nie muszą się zwracać, czyli wypracować zysk w kinach, dystrybucji na płytach czy też w streamingu. Te relacje między budżetem a jakością i zyskiem nie są proste i często nawet racjonalne. Wśród dwudziestu przykładów produkcji filmowych tu wymienionych nie znajdziecie aż tak wielu złych filmów, jak moglibyście się tego spodziewać po tytule. Pojęcie „klapy finansowej” nie powinno więc nikogo zniechęcać, a tym bardziej klasyfikować dany tytuł jako zły, ale i jako z zasady ten dobry. Podobnie z aktorami, którzy wzięli udział w tych produkcjach. Większość z nich to artyści obecni już na stałe w historii kina, raczej dobrzy niż źli. A ich praca to zawód, od którego nieraz widzowie oczekują zbyt wiele nadludzkiej doskonałości.
Halle Berry („Dwie matki”, 1995, reż. Stephen Gyllenhaal; „Krytyczna decyzja”, 1996, reż. Stuart Baird)
Bardzo niesprawiedliwe jest to spoglądanie na jej karierę przez pryzmat Kobiety-Kota. Wyczuwam w tym krytykanckim podejściu trochę zazdrości z powodu bardzo wolnego, niezależnego, otwartego wizerunku aktorki, który prezentuje w mediach społecznościowych, ale i w filmach. Gra silne kobiety, które obywają się bez męskich bohaterów, chociaż nie było tak zawsze – np. w latach 90. Kobieta-Kot była oczywiście finansową porażką, bo kosztowała 100 milionów dolarów, a za robiła 80. Niemniej widziałem o wiele gorsze blockbusterowe produkcje, które zarobiły krocie i były lepiej oceniane. Nim jeszcze Halle Berry nakręciła swoją wersję kocich przygód Patience Phillips, musiała przetrwać druga połowę lat 90., bo po sukcesie Flinstonów przyszły gorsze lata. Zaczęły się od Salomona i królowej Saby, chociaż tu jeszcze aż tak źle nie było (5 mln kosztów, 12 zysku). Gorzej było z ciekawym obrazem Dwie matki, bo budżet filmu opiewał na 17 mln dolarów, a niestety tytuł zarobił 8. Halle Berry sięgnęła więc po kino akcji, żeby w nim zaznaczyć swoją obecność i osiągnęła umiarkowany finansowy sukces. Klapą Krytycznej decyzji nazwać jednak można. Pełnoprawną klapą był zaś kolejny tytuł – Dogonić słońce – który zarobił jedynie niecałe 2 miliony, a miał premierę kilka dni po Krytycznej decyzji. Sukces przyszedł dopiero w 2000 roku, gdy Berry wzięła udział w projekcie X-Men.
John Travolta („Sezon na zabijanie”, 2013, reż. Mark Steven Johnson; „Fałszerz”, 2014, reż. Philip Martin)
Tak się zastanawiam, czy właściwie John Travolta obecnie gra w jakichś filmach, które przynoszą realne zyski i wychodzi na to, że nie. Gotti to przecież była wtopa – 4 mln budżetu, 4 zysku. Fanatyk jeszcze gorzej, bo 18 mln budżetu przełożyło się na… uwaga… 3153 dolary w dniu otwarcia. Kolejna: Zatruta róża zarobiła 323 tysiące, a Na zakręcie niecałe 7000. Można więc powiedzieć, że Travolta jest w tym zestawieniu mistrzem wtop. Nie lepiej było jednak w przeszłości, gdy gwiazda Travolty nieodwracalnie zgasła po ostatnim znaczącym sukcesie finansowym w Bez twarzy, który i tak nie był oszałamiający. Nie licząc porażki finansowej i wizerunkowej w Bitwie o Ziemię, warto wspomnieć o innej czarnej serii wtop z XXI wieku. Sezon na zabijanie zarobił niewiele ponad milion, Fałszerz zaledwie 500 tysięcy, a kolejna: Burza zawrotne 39 000.
Aaron Eckhart („Krytyczna godzina”, 2019, reż. Steven C. Miller; „Midway”, 2019, reż. Roland Emmerich)
Gwiazdą tak naprawdę nigdy nie był, aczkolwiek regularnie bierze udział w produkcjach o charakterze blockbusterowym lub/i aspirującym do ambitniejszego kina. Niemniej zdarzają się nietrafione lata. Po całkiem zyskownym Londynie w ogniu przyszedł czas posuchy. I to nieszczęśliwie trafiła się ona w pierwszoplanowym projekcie, który Eckhartowi nie zdarza się często. Krytyczna godzina zarobiła zaledwie niecałe 650 tysięcy dolarów. Potem Midway wyszedł niewiele ponad koszty, przy niestety słabych ocenach krytyków, ale tam aktor zszedł na dalszy plan. W 2020 znów pojawiła się dla niego szansa na zabłyśnięcie, lecz 4000 dolarów na plusie Wandera z powodzeniem można nazwać totalną klapą. Filmy, w których bierze udział Eckhart, trzymają do dzisiaj mniej więcej ten sam poziom zyskowności.
Kevin Costner („Wyatt Earp”, 1994, reż. Lawrence Kasdan; „Wojna”, 1994, reż. Jon Avnet)
Najbardziej pamiętne role zagrał w pierwszej połowie lat 90. Bodyguard, Tańczący z wilkami, Robin Hood – z tych filmów zawsze będziemy go pamiętać. I były to filmy zyskowne. Można powiedzieć, że sukces odniósł również Doskonały świat w 1993. Potem jednak pojawił się Wyatt Earp i zaczęła się seria wtop – finansowych i wizerunkowych. Earp był jedną z największych, bo wydano na niego 56 mln dolarów, a zarobił 25. Kolejny tytuł Wojna kosztował 34 mln, a zarobił 17. Wodny świat poradził sobie nieco lepiej, lecz film zrównali z ziemią krytycy i część widzów. Tin Cup za to na otarcie łez podwoił budżet, żeby kolejny ważny projekt Costnera w jego reżyserii i z nim w roli głównej zaliczył kompletną wtopę – 27 mln zysku przy 80 milionach kosztów, chociaż według np. serwisu Box Office Moho jest to niecałe 22 mln dolarów.
Bruce Willis („Włamanie na śniadanie”, 2001, reż. Barry Levinson; „Wojna Harta”, 2002, reż. Gregory Hoblit)
W swojej karierze miał wręcz kultowe wtopy, które trudno oglądać nawet przez 15 minut – chociażby Kosmiczny grzech. Zagrał również legendarnych bohaterów m.in. u McTiernana i Gilliama. Na początku XXI wieku, gdy odniósł sukces filmem Niezniszczalny, nakręcił kilka komedii z rzędu. O ile jeszcze sukcesem była tylko jedna – Jak ugryźć 10 milionów dolarów. Dzieciak, owszem, zarobił, lecz nie tak dużo, ale co najważniejsze, na tle innych produkcji, Willis nie jest akurat z tego tytułu pamiętany. Porażka przyszła w kolejnym projekcie pt. Włamanie na śniadanie. Film kosztował aż 75 mln dolarów, a zarobił 67. W kolejnym roku (2002) Willis zmienił klimat. Zdecydował się na poważną rolę w Wojnie Harta. Produkcja okazała się jednak zupełną klapą. Zarobiła jedynie 32 mln przy 70 kosztów. Aniołkami Charliego Willis nieco się odbił, ale to nie on był w tym filmie gwiazdą. Niestety kolejne Łzy słońca również okazały się finansową klapą, lecz na szczęście nie wizerunkową.
Armie Hammer („Kryptonim U.N.C.L.E.”, 2015, reż. Guy Ritchie; „Zwierzęta nocy”, 2016, reż. Tom Ford)
Nie czas to i nie miejsce, żeby rozważać, co dalej stanie się z karierą Armiego Hammera, lecz nim jeszcze wyszło, jak dalece „nietypowe” są jego preferencje kulinarno-seksualne, zdarzało mu się brać udział w projektach ciekawych, aczkolwiek niezbyt zyskownych. Kryptonim U.N.C.L.E. wypracował jakiś tam zysk, ale był on niewielki, bo 107 milionów, jak na film z taką obsadą, to niewiele, a kosztował sporo, bo 75. Dalej Hammer poszedł w kino ambitne, które z zasady nie zarobi dużych pieniędzy, i tak się stało. Zwierzęta nocy odbiły się od budżetu (22,5 mln) zaledwie o kilka milionów. Podobnie było z kolejną produkcją: Narodziny narodu. Kosztowała niewiele i niewiele zarobiła. Dramat Mina był jednak już zupełną klapą, jeśli chodzi o zysk, podobnie jak Free Fire. Dopiero Tamte dni, tamte noce wypracowały jakąś bardziej znaczącą sumę, bo 43 miliony przy 3,5 kosztów.
Olivia Wilde („Ludzie jak my”, 2012, reż. Alex Kurtzman; „Deadfall. W potrzasku”, 2012, reż. Stefan Ruzowitzky)
W śródtytule są wymienione dwa filmy, ale można tę serię porażek finansowych jeszcze nieco rozszerzyć. Po Wyścigu z czasem, który całkiem nieźle zarobił, jak na swoją gatunkową taniość, Wilde zagrała jeszcze w nieco mniej zyskownej (ale na plusie) Zamianie ciał oraz Kowbojach i obcych. Tendencja była wyraźnie zniżkowa, bo przy budżecie 163 mln dolarów, film zarobił tylko 174. Potem nastąpił zupełny krach, a więc produkcja Jak po maśle z budżetem 10 mln i zarobkiem niecałych 200 tysięcy dolarów. Kolejny rok przyniósł niewielką poprawę w postaci Między wierszami (6 mln budżetu, 16 mln box office), by następnie znów zejść na minus w Ludziach jak my (16 mln do 12,5 mln) oraz zupełnej porażce w Deadfall, który kosztował 12 mln dolarów, a zarobił niecałe dwa.
Cara Delevingne („Kids in Love”, 2016, reż. Chris Foggin; „Tulipanowa gorączka”, 2017, reż. Justin Chadwick)
Chociaż się stara, wciąż nie można jej nazwać pełnokrwistą pierwszoplanową aktorką. Ma jednak talent, za którym nie idą zyski. Na szczęście w jej wieku się tym jeszcze aż tak nie przejmuje. Ważne, żeby nie odpuszczała, nawet tych drugich planów. A więc po Legionie samobójców, który wcale klapą finansową nie był mimo koszmarnych recenzji, Delevingne zagrała dużo ambitniej i więcej w Kids in Love. Budżet był niewielki, bo zaledwie 250 000 dolarów, lecz zysk na poziomie 2000 można uznać za porażkę. No i wtedy pojawiła się szansa na „wielkie” kino. Valerian i miasto tysiąca planet to był projekt, w którym aktora zagrała główną rolę. Film wypracował niewielki zysk, ale uznany został przez krytyków za artystyczną porażkę. Delevingne znów więc wróciła do dalszych planów i zagrała w ambitniejszej Tulipanowej gorączce, która jednak wypracowała zaledwie 8 milionów zysku przy 25-milionowym budżecie. Na szczęście w karierze aktorki pojawił się Carnival Row.
Matthew McConaughey („Podwójna gra”, 2005, reż. D.J. Caruso; „Sahara”, 2005, reż. Breck Eisner)
Można powiedzieć, że aktor z niego wręcz sinusoidalny. Potrafi zagrać w filmach, które stają się legendami i stworzyć w nich niemniej legendarne kreacje, ale potrafi także zaliczyć kompletne porażki wizerunkowe, np. Mroczna wieża. Co ciekawe, nie można o niej powiedzieć, że była zupełną finansową klapą. Przykłady seryjnych klap w jego portfolio znajdziemy jednak bez trudu. Wydawać by się mogło, że Podwójna gra z taką obsadą odniesie sukces, bo jest dobrym filmem, a jednak nie. Zarobiła tylko nieco ponad 30 mln dolarów, przy budżecie 35. Kolejnym dobrym filmem w karierze McConaugheya była Sahara. Co z tego jednak, skoro okazała się wtopą. Kosztowała 130 mln dolarów i niestety zarobiła niecałe 120. Kolejny: Męski sport podobnie był na minusie. Kosztował 65 mln, a zarobił 43,5. Dopiero Miłość na zamówienie zmieniła tę złą passę.
Nicolas Cage („Mandy”, 2018, reż. Panos Cosmatos; „Kod 211”, 2018, reż. York Shackleton)
Czasem się martwię o Nicolasa Cage’a, bo przychodzi mi do głowy portfolio Erica Robertsa. Im Cage jest starszy, tym zauważam pewne podobieństwo między tymi aktorami – grają w coraz większej liczbie filmów w jednym roku, niezbyt chyba przejmując się ich jakością. Oczywiście Roberts to niedościgniony mistrz. Nie chciałbym jednak, żeby Cage się na starość w niego zmienił. Byłaby to niewątpliwie strata dla kina. Patrząc na jego filmografię, zdarzają mu się seryjne finansowe wtopy, chociaż nie powiedziałbym, że idzie za tym jakiś drastyczny spadek jakości tych filmów. Cage gra dużo, nie zawsze na tym zarabiając tyle, ile by chciał. Przykładem serii takich filmów jest całkiem udana Mandy, która przy niewielkim budżecie 6 milionów dolarów zarobiła zaledwie 1.5 miliona. Następnie Cage zagrał w niezbyt dobrze ocenionym Kodzie 211, który zarobił jeszcze mniej, bo około 1 miliona, a potem wziął się za Zwierciadło z podobnie niewielkim zyskiem, by następnie w 2019 nakręcić Podróże z diabłem z box office na zawrotnym poziomie 111 tysięcy dolarów. Niestety ta seria wtop i małych zysków trwa do dzisiaj, bo i Renfield okazał się produkcją na minusie (65 milionów budżetu, zaledwie 26 zysku) oraz Nieznośny ciężar wielkiego talentu także nie wybił się ponad koszty produkcji. Czyżby Nicolas Cage stał się już na zawsze królem tanich, niezyskownych filmów – chociaż niekoniecznie złych?