search
REKLAMA
Seriale TV

CARNIVAL ROW. Serialowy blockbuster o nietolerancyjnym świecie

Marcin Kempisty

12 września 2019

REKLAMA

Niezwykle ciekawa jest droga platformy Amazon. Projekt rozwija się bardzo powoli, włodarze nie zalewają widowni cotygodniową porcją kolejnych odcinków, w zasadzie z wyjątkiem jednego tytułu (Wspaniałej pani Maisel) seriale giganta nie przedostają się do powszechnej świadomości. A jednak już teraz, zanim jeszcze produkcja ze świata Władcy Pierścieni ujrzy światło dzienne, trzeba traktować Amazon jako jednego z poważniejszych graczy na rynku. Carnival Row jest bowiem przykładem na to, że można tworzyć ładne wizualnie, ambitne serialowe blockbustery, w których w dodatku mówi się ważne rzeczy na temat współczesności.

Pierwszy sezon ośmioodcinkowej produkcji to historia z pogranicza fantasy i wiktoriańskiego kryminału. Twórcy rozpościerają przed odbiorcami magiczny świat zamieszkały przez ludzi, nimfy, puki i innego rodzaju stworzenia, które nie potrafią jednak ze sobą koegzystować. Ciągle toczone wojny prowadzą do śmierci niewinnych istot, biedy oraz masowych przesiedleń. Rzeczywistość z Carnival Row, oczywiście w sposób świadomy, mocno koresponduje z wydarzeniami znanymi ze świata rzeczywistego: z tragicznym losem imigrantów, ksenofobią, rasizmem, brakiem elementarnego szacunku dla ludzi o odmiennym pochodzeniu, religii czy orientacji seksualnej. Ubranie opowieści w wiktoriańskie szaty także nie jest przypadkowe, bowiem fikcyjna Republika Burgue przypomina Wielką Brytanię z czasów kolonialnych, ze swoim pysznym stosunkiem wobec podbitych ziem oraz dominującą purytańską moralnością.

Carnival Row

To właśnie w tym świecie pełnym hipokryzji próbuje odnaleźć się inspektor policji Rycroft Philostrate (Orlando Bloom), ostatni sprawiedliwy stojący na straży prawa, mężczyzna po przejściach, weteran wojenny wychowany w ośrodku dla sierot. Prowadzi skromne życie z dala od kolegów po fachu, pogardzając ich negatywnym stosunkiem do przybyszów z innych krajów. Philo to bodaj jedyna osoba z policji, która z szacunkiem podchodzi do każdej istoty. Między innymi dlatego tylko jego obchodzi los okrutnie mordowanych nimf, przez co wikła się w śledztwo, które z biegiem czasu coraz bardziej będzie zagrażało jego życiu. Obok prowadzonego dochodzenia zostanie przedstawione jego życie osobiste, w tym najważniejszy epizod z przeszłości – wojenna tułaczka z romansem w tle.

Drugą główną bohaterką jest partnerka z przeszłości Philo – nimfa Vignette Stonemoss (Cara Delevingne) – porzucona przez żołdaka na pastwę losu po upadku zamieszkiwanego przez nią miasta. Po siedmiu latach rozłąki losy tych dwojga znowu się przetną, gdy w wyniku splotu tragicznych okoliczności kobieta trafi do Burgue w charakterze niewolnicy zmuszonej do spełniania roli służącej w domu z wolna upadającej arystokracji. 

Twórcy René Echevarria oraz Travis Beacham z niezwykłym rozmachem rozwijają kolejne nici fabularne. Obok śledztwa w sprawie morderstwa i walki Vignette o byt w niesprzyjających jej warunkach pojawiają się również wątki religijnej sekty, rodzeństwa tracącego majątek, łaszącego się do nich sąsiada pochodzącego z innej krainy, a także kanclerza (Jared Harris), jego niesfornego syna oraz żony (Indira Varma), która jest w stanie zrobić wszystko, byle tylko jej latorośl poszła w ślady utytułowanego ojca. 

Każda minuta tej ośmiogodzinnej opowieści jest wypchana od nadmiaru wątków. Scenarzyści poruszają mnóstwo tematów, z czego tylko kilka wybrzmiewa w odpowiedni sposób. Najmocniej kładą nacisk na stosunek mieszkańców Burgue do imigrantów, ukazując mechanizmy wykluczenia oraz rodzącej się nienawiści, która tylko nakręca spiralę przemocy. Dobitnie przy tym udowadniają, jak sztywna moralność prowadzi do budowania tajemnic, a co za tym idzie – do ludzkich tragedii. Ujmujące są te fragmenty, w których bohaterom udaje się zdobyć chociaż odrobinkę niezależności, nawet jeżeli przyjdzie im za to zapłacić najwyższą cenę. Bo Carnival Row to przede wszystkim historia o wykluczonych z całkowicie absurdalnych względów. Pochodzenie i preferencje seksualne definiują, czy dana osoba może czuć się „jak u siebie” w Burgue. Jeżeli nie wpisuje się w powszechnie przyjęty schemat, jest z góry skazana na szyderstwa, obelgi, więzienie, a nawet śmierć. Twórcy nie pozostawiają złudzeń – jedyna postać zdolna do wyswobodzenia się z kajdan konwenansu może to zrobić tylko dlatego, że wyrzekła się swojej przeszłości, a w dodatku dysponuje ogromnym majątkiem. Również w świecie przedstawionym pieniądz jest walutą pomagającą w uzyskaniu najwyższych zaszczytów.

Carnival Row

By okiełznać cały ten fabularny galimatias, twórcy sięgają po różnego rodzaju konwencje. Carnival Row to kryminał z elementami fantasy, dramat kostiumowy, a także melodramat. Mimo że wykorzystywane schematy są przewidywalne i typowe dla swoich gatunków, to jednak zostają ograne w zaskakująco ciekawy sposób. Na przestrzeni całego sezonu porozrzucanych jest kilka sugestii, jak gdyby cały świat był wiecznie powtarzającą się historią, jak gdyby każda istota musiała przejść tę samą drogę zapisaną w pradawnych księgach. To dlatego losy Vignette i Philo rymują się z losami mitycznych władców, kanclerza i innych bohaterów. W tym kontekście dobrze znane zagrywki fabularne wynikają z zasad funkcjonowania rzeczywistości. Inaczej mówiąc: historia kołem się toczy, a tylko od jednostki zależy, czy koniec zmagań będzie pozytywny.

Produkcja Amazona pełna jest białych plam, które mogą zostać zapełnione w kolejnym zaplanowanym sezonie, ale i tak już teraz można stwierdzić, że to jedna z ciekawszych nowości na rynku serialowym. Pozostawia uczucie obcowania z czymś dobrze znanym, a i tak poruszającym najczulsze struny serca. Carnival Row jest niczym bajka poznana w dzieciństwie, mit przekazywany z pokolenia na pokolenie, nigdy niekończąca się opowieść o miłości ponad podziałami, walce z przeciwnościami losu, rodzeniu się totalitaryzmów, a także poznawaniu przeszłości i godzeniu się z bezdusznymi wyrokami losu. Zaś Philo i Vignette, znakomicie odegrani przez Blooma i Delevingne, są na tyle „ludzcy” w swoich słabościach, że stosunkowo szybko można zrozumieć kierujące nimi motywacje. 

Włodarze Amazona nie szczędzili pieniędzy na produkcję Carnival Row, ale opłaciło im się to z nawiązką. Nie dość, że serial jest znakomitym studium rodzącej się autorytarnej władzy, to jeszcze olśniewa pod względem audiowizualnym. Kamera często spogląda z góry na dachy miasta, dając szansę na poznanie otoczenia, zaś ścieżka dźwiękowa wprowadza magiczny, eteryczny klimat. Warto zatem czekać na drugą odsłonę przygód Philo i Vignette. Skoro bowiem pionki na szachownicy zostały już rozstawione, to teraz dopiero powinna zacząć się prawdziwa walka o przetrwanie. 

Marcin Kempisty

Marcin Kempisty

Serialoholik poszukujący prawdy w kulturze. Ceni odwagę, bezkompromisowość, ale także otwartość na poglądy innych ludzi. Gdyby nie filmy Michelangelo Antonioniego, nie byłoby go tutaj.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA