Przeoczone, choć DOSKONAŁE. Najlepsze NIEDOCENIONE filmy z ostatnich 15 lat
29 maja 2021 roku będziemy mogli ponownie wybrać się do kin. Do tego dnia wciąż „skazani” jesteśmy na obcowanie z X muzą w swoich domach. Zanim więc kinowe nowości zawrócą nam w głowach, warto przeznaczyć te – miejmy nadzieję – ostatnie tygodnie bez kin na oglądanie filmów, które z różnych powodów wcześniej przegapiliśmy. Niniejsze zestawienie skupia się zatem na niedocenionych produkcjach z ostatnich 15 lat. Produkcjach, które nie mały szczęścia w box offisie lub zostały niesłusznie zbyt nisko ocenione przez krytyków. Co interesujące, większość z poniższych tytułów to dzieła twórców uznanych i powszechnie szanowanych.
Źródło (2006)
Darren Aronofsky nigdy nie był i pewnie nigdy nie będzie twórcą unikającym kontrowersji związanych ze specyficznym sposobem opowiadania historii, posługiwaniem się surrealizmem czy stosowaniem tysięcy natchnionych nawiązań. Wizje reżysera spotykają się zazwyczaj ze skrajnie odmiennymi ocenami. Dotyczy to zarówno krytyków, jak i widzów. Najdobitniejszym przykładem takiego stanu rzeczy jest trzeci film Aronofsky’ego, czyli Źródło z 2006 roku. Produkcja nierzadko miażdżona przez krytyków w roku premiery i jednocześnie box office’owy niewypał.
Źródło to naszpikowane religijnymi, historycznymi i fantastycznymi tropami psychodeliczne połączenie kina science fiction i melodramatu układające się w rozłożony na tysiąc lat epicki tryptyk o strachu przed śmiercią. Rozumiem, że najprawdopodobniej najbardziej osobiste dzieło Aronofsky’ego może zniechęcać odbiorcę pretensjonalnością czy nadmiarem symboli, może również kompletnie rozmijać się z oczekiwaniami widza wobec twórcy, którego głównym atutem była dotychczas drapieżność i umiejętność efektywnego szokowania. Nie pojmuję jednak, jak można nie dostrzec w Źródle piękna zdjęć (mikrofotografie), efektów specjalnych, ścieżki dźwiękowej oraz gry aktorskiej Jackmana i Weisz. Wszystkie te elementy tworzą przecież hipnotyzującą enigmę, fascynujące doświadczenie emocjonalne, które pragnie się choć w minimalnym stopniu zrozumieć.
Podobne wpisy
Synekdocha, Nowy Jork (2008)
Pozostańmy jeszcze na moment w temacie śmierci. Tym razem jednak śmierci duchowej przeżywanej przez Cadena Cotarda (Philip Seymour Hoffman) w reżyserskim debiucie Charliego Kaufmana, Synekdocha, Nowy Jork. Jak przystało na Kaufmana, twórca ten zaserwował nam pełen surrealistycznych metafor i symboli, nieco mizantropijny film, który paradoksalnie niesie odbiorcom promyk nadziei. W Synekdosze bowiem śmierć przynosi ulgę. Oznacza przecież wreszcie koniec ciągłej walki z samotnością, kres niekończących się poszukiwań akceptacji, miłości czy zrozumienia, finał pogoni za aspiracjami i ambicjami, którym i tak nie będziemy w stanie nigdy sprostać. Debiut Kaufmana to zdecydowanie pominięta zarówno przez krytyków, jak i przez widownię produkcja. Zgodnie z tym, co napisał o nim Roger Ebert, Synekdocha, Nowy Jork ze swoim wspaniałym scenariuszem, rozwojem postaci, grą aktorską, ścieżką dźwiękową, filozoficznymi motywami, mieszanką realizmu i surrealizmu to najlepszy film pierwszej dekady XXI wieku.
Jestem miłością (2009)
Mam słabość do filmów pięknych i wystylizowanych, a Luca Guadagnino jest tego typu kina gwarantem. Najpełniej uwidoczniło się to już w 2009 roku za sprawą obrazu Jestem miłością, czyli aż osiem lat przed premierą światowego hitu włoskiego twórcy – Tamte dni, tamte noce. W roku swojej premiery Jestem miłością zyskała głównie pozytywne oceny recenzentów, a wynoszący 10 milionów dolarów budżet zwrócił się z delikatną nadwyżką. Nie zmienia to jednak faktu, że produkcja włoskiego reżysera na tle jego późniejszych filmów jest raczej mało znana. Io sono l’amore to dzieło zmysłowe i zapierające dech w piersiach, cudownie oddające hołd kinu Viscontiego. W główną rolę wciela się tu muza Luki Guadagnino, zjawiskowa Tilda Swinton, która przydaje Jestem miłością jeszcze więcej stylu i piękna. Jej Emma przemienia się na naszych oczach w kobietę zdolną zaakceptować własne potrzeby, odcinającą się ostatecznie od rodziny Recchich, która wybudowała wokół niej złotą klatkę. Jestem miłością to opowieść o walce starego z nowym, historia miłości silniejszej od tradycji i pieniędzy.
Musimy porozmawiać o Kevinie (2011)
Lynne Ramsay to najprawdopodobniej jedna z najbardziej niedocenionych reżyserek w całej historii kina. Wobec powyższego w niniejszym zestawieniu mogłyby się znaleźć obie powstałe w minionej dekadzie produkcje (Musimy porozmawiać o Kevinie i Nigdy cię tu nie było) tej szkockiej twórczyni. Wybrałem jednak film Musimy porozmawiać o Kevinie, ponieważ ten zdecydowanie mocniej wpłynął na moje emocje. Produkcja Ramsay z 2011 roku zgłębia naturę macierzyństwa, warto dodać, że macierzyństwa koszmarnego. Musimy porozmawiać o Kevinie to psychologiczny horror ukazujący te chwile opieki nad dzieckiem, o których nigdy głośno się nie mówi. Akcentuje bowiem momenty matczynego zwątpienia, rozczarowania i rezygnacji. Wynikają one najpierw z konieczności porzucenia prywatnych pragnień na rzecz macierzyństwa, następnie zaś z cynicznego, irytującego i niebezpiecznego zachowania dziecka. Chociaż tytuł dzieła Ramsay sugeruje, że reżyserka snuje w nim historię o chłopcu imieniem Kevin, to tak naprawdę główną bohaterką jest tu jego matka, Eva (wspaniała Tilda Swinton). Dlaczego? Bo to na matce według wszelkich norm społecznych i kulturowych spoczywa odpowiedzialność za czyny jej dziecka. To właśnie ją spotyka krytyka oraz hejt i to ją obrzuca się pomidorami za zbrodnie syna. Rozmawia się więc o Evie, a nie o Kevinie. Niepokojące i prowokacyjne kino.
Stoker (2013)
Stoker to anglojęzyczny debiut Park Chan-wooka, do którego scenariusz napisał Wentworth Miller, czyli słynny Michael Scofield z serialu Skazany na śmierć. Twórcom filmu zarzucano przede wszystkim przerost formy nad treścią, za co – w moim odczuciu – nie ponosi winy Koreańczyk, ale wspomniany wyżej autor nie do końca dopracowanego skryptu inspirowanego Cieniem wątpliwości Hitchcocka. Po krytycznym sukcesie późniejszego dzieła Chan-wooka, Służącej (2016), notowania Stokera znaczącą wzrosły. W wysmakowanych, pełnych subtelnych (i jednym tandetnym) symboli kadrach filmu z 2013 roku zauważono oryginalną, pełną napięcia, gotycką opowieść o dojrzewaniu i dość perwersyjnym przebudzeniu seksualnym nastolatki. Łagodnym, eleganckim zdjęciom i scenografii wtórują w Stokerze udane występy aktorskie Nicole Kidman, Matthew Goode’a i przede wszystkim Mii Wasikowskiej w roli wyalienowanej oraz demonicznej Indii. Wszystko to zdaje się potwierdzać, że zachodni świat w 2013 nie był jeszcze gotowy na wielopłaszczyznowe, odważne, brutalne i jednocześnie pięknie zmysłowe kino Park Chan-wooka.