W głowie Charliego Kaufmana
Niewiele jest w świecie filmu postaci, które nie stojąc za kamerą, są w stanie tak mocno naznaczyć obraz swoją osobowością jak Charlie Kaufman. Gość, który pisze scenariusze, jest zazwyczaj zarówno przez krytyków, jak i przez widzów marginalizowany. Jego nazwisko prawie nigdy nie zapada ludziom w pamięć – na sławę i chwałę może liczyć reżyser, odtwórca głównej roli, ewentualnie twórca muzyki, ale na pewno nie autor scenariusza. Z Kaufmanem jest inaczej. Filmy, które napisał, są bardziej dziełami Kaufmana niż człowieka, który podczas kręcenia stał za kamerą.
W świecie sztywnych konwencji rządzących Hollywood i całą światową kinematografią, która czyni niemal wszystkie mainstreamowe produkcje kalkami, zaistnienie postaci takiej jak Kaufman mogłoby wydawać się niemożliwe. Ba! Niemożliwe wydaje się już to, że ktoś mógłby zdecydować się na realizację tak karkołomnych pomysłów jak Być jak John Malkovich, Adaptacja czy Synekdocha, Nowy Jork. A jednak Charlie zaistniał, a napisane przez niego historie robią furorę i choć rzadko kiedy kończą się wielkim, komercyjnym sukcesem (wyjątkiem jest tu komedia Zakochany bez pamięci), to strat na pewno nie przynoszą.
Tym, co od razu bije po oczach, jest nieprawdopodobny egocentryzm Kaufmana. Jego bohaterowie stanowią swoiste portrety swojego twórcy, podane w sposób będący połączeniem karykatury, surrealizmu i realizmu magicznego. W szczególności dotyczy to trzech najważniejszych moim zdaniem scenariuszy w jego karierze. Zajmę się nimi w kolejności, w jakiej były realizowane.
Głównym bohaterem Być jak John Malkovich jest brawurowo odegrany przez Johna Cusacka Craig Schwarz – niespełniony, niszowy artysta o niesamowitym warsztacie i ambicjach, które pożerają go od środka. Prezentacja umiejętności Schwarza jest niezwykle efektowna, choć bohater sam w sobie zarówno widzowi, jak i pozostałym występującym w filmie postaciom jawi się jako dość żałosny. Bezwzględność i pomysłowość pozwalają Schwarzowi osiągnąć wszystko, o czym marzy, choć koniec końców musi się z tym pożegnać w bardzo bolesny sposób – gdyby film był kręcony na poważnie, zastosowany w tym miejscu schemat byłby irytująco moralizatorski. Na szczęście w tym obrazie nic nie jest na poważnie.
Być jak John Malkovich to dzieło przełomowe nie tylko w karierze Kaufmana, ale również Spike’a Jonze. Trzy lata po premierze duet ten spotkał się ponownie, aby nakręcić Adaptację. Mimo że mamy tu do czynienia z zupełnie innymi bohaterami i zupełnie inną (przynajmniej pozornie) tematyką, film ten z powodzeniem można uznać za sequel Malkovicha. Sequel, który jednak z tym, co zazwyczaj rozumiemy pod tym pojęciem, ma niewiele wspólnego. Bohaterem Adaptacji jest… Charlie Kaufman – niezwykle utalentowany, natomiast zakompleksiony po uszy i totalnie przytłoczony przez rzeczywistość scenarzysta, który po gigantycznym sukcesie Być jak John Malkovich nie jest w stanie czerpać satysfakcji ze zdobytej sławy. Wraz z Charliem mieszka jego uciążliwy brat bliźniak – Donald. Donald jest znacznie mniej lotny od Charliego i obydwaj świetnie zdają sobie z tego sprawę, jednak dzięki pozytywnemu czy raczej mniej negatywnemu nastawieniu do życia Donald również zaczyna pisać scenariusze (choć z racji intelektualnej ociężałości skazany jest na kino klasy C i D) i odnosić w tej dziedzinie sukcesy.
Nawet ktoś, kto nie oglądał Adaptacji, powinien już w pewnym stopniu zrozumieć, w jaki sposób pracuje Kaufman, na jak totalny ekshibicjonizm sobie pozwala i jak piekielnie pomysłowym i inteligentnym jest artystą. Oczywiście nikt taki jak durny brat bliźniak Charliego nie istnieje w rzeczywistości, przynajmniej nie cieleśnie. Na temat tego, kim właściwie jest Donald, możemy snuć domysły w nieskończoność – śmietnikiem, do którego Kaufman wrzucił wszystkie te swoje cechy, jakich nie akceptuje, a może po prostu tą cząstką, która zamiast użerać się z własną, bezkompromisową naturą, prze do przodu, zdobywa kolejne laury, kobiety i potrafi cieszyć się życiem? Jak jest naprawdę, wie tylko i wyłącznie sam Kaufman.
Historia, z jaką mamy do czynienia w Adaptacji, jest historią o pojednaniu się z samym sobą. Prowadzi do niego praca nad piekielnie trudnym do napisania scenariuszem – adaptacją książki opisującej historię znajomości autorki i pewnego niezwykłego naukowca (miarą jego niezwykłości niech będzie to, że nie posiada zębów). Można się domyślać, że postaci Susan Orlean (autorka) i Johna Laroche (naukowiec) są w pewnym stopniu alegoryczne, że również symbolizują coś niezwykle ważnego dla Kaufmana, co jednak nie jest – tak jak Donald – częścią jego samego.
Synekdocha, Nowy Jork jest stosunkowo mało znanym jak na napisane przez Kaufmana filmem, osobiście uważam go jednak za największe jego dzieło. Być może jest tak dlatego, że tym razem Charlie podjął się nie tylko napisania scenariusza, ale również sam stanął za kamerą. Obraz ten, podobnie jak poprzednie, jest wynikiem spotkania dwóch wielkich osobowości. W Być jak John Malkovich i Adaptacji tym kimś był Spike Jonze, tutaj natomiast – Philip Seymour Hoffman. Aktor ten raczej nie pojawia się w słabych filmach, jednak nie przypominam sobie żadnego, w którym tak doskonale udałoby się wykorzystać jego umiejętności. Z całym szacunkiem dla Nicolasa Cage’a, który w roli Charliego/Donalda był w Adaptacji fantastyczny, i w ogóle całej plejady fantastycznych aktorów grających w napisanych przez Kaufmana filmach (John Malkovich, Catherine Keener, Emily Watson, Cameron Diaz, John Cusack, Meryl Streep, George Clooney, Rutger Hauer – mam wymieniać dalej?), nikt wcześniej w całej jego twórczości nie odegrał swojej roli tak fantastycznie.
Jak to się stało, że pomiędzy tymi dwoma panami wytworzyła się tak niesamowita chemia? Myślę, że Kaufman i Hoffman muszą być po prostu nieco podobni, świetnie rozumieć się nawzajem i dysponować podobnym bagażem doświadczeń. Obaj w chwili kręcenia filmu mieli już swoje lata (Kaufman to rocznik 1958, a Hoffman 1967), można się domyślać, że obaj świetnie wiedzą, jak to jest zmagać się z bólem istnienia towarzyszącym człowiekowi na każdym kroku, mimo że na zewnątrz nasze życie wydaje się być pasmem sukcesów.
Niesamowita jest biegłość, z jaką Kaufman w Synekdosze pokazał dążenie do nieosiągalnego ideału, które niewątpliwie jest jego udziałem. Podobieństwo Cadena do Charliego – zarówno tego prawdziwego, jak i tego z autoportretu odmalowanego w Adaptacji – jest uderzające. Mimo że jeden zajmuje się teatrem, a drugi filmem, obaj wbrew wszelkim biznesowym zasadom rządzącym światem otrzymują praktycznie nieograniczone środki na realizację swoich najbardziej szalonych pomysłów i realizują je konsekwentnie, z coraz większą wprawą i rozmachem. A mimo to nie są w stanie osiągnąć szczęścia – w pewien sposób poświęcają je swojemu dziełu, przez co nie są w stanie cieszyć się prostymi rzeczami.
Pozostałe filmy napisane przez Kaufmana są już znacznie mniej o nim. We wszystkich znajdziemy jednak jakieś uchylone drzwi prowadzące do jego głowy. Szczególnie w Niebezpiecznym umyśle. Zanim obejrzałem ten film, znałem już trochę twórczość Kaufmana i jego oryginalny tytuł (Confessions of a Dangerous Mind) wydawał mi się jak ulał pasować do tego, co robi. Idę o zakład, że w Chucka Barrisa, o którym opowiada ta nietypowa biografia, Charlie nie omieszkał włożyć bardzo dużo własnych cech, a ponadto z tego filmu na każdym kroku widać, że Barris musiał być jednym z jego idoli – możliwe, że w jakimś stopniu Kaufman uznaje go za swojego duchowego ojca, a może po prostu podoba mu się oryginalność jego biografii. W końcu jest nie mniej pokręcona niż filmy Kaufmana o Kaufmanie.
Charlie Kaufman ma na koncie Oscara za Zakochanego bez pamięci (tytuł oryginalny – Eternal Sunshine of the Spotless Mind – kolejny przykład geniuszu polskiej szkoły tłumaczenia anglojęzycznych tytułów, obiecuję, że kiedyś napiszę o niej osobny artykuł). Film jest niekonwencjonalny, interesujący, to naprawdę solidne kino, ale kurcze… Kaufmanowi Oscar należał się jak psu buda (zresztą za Być jak John Malkovich i Adaptację był nominowany), jednak na pewno nie za ten tytuł. Mamy tu trochę podobną sytuację jak z Leonardem DiCaprio i jego Oscarem za Zjawę – mimo niesamowitego dorobku statuetkę dostał w końcu za średniaka.
Średniakami (oczywiście jeśli chodzi o standardy, do których Kaufman nas przyzwyczaił) są również Wojna plemników (w oryginale Human Nature, znowu brawo, Polacy) oraz Anomalisa. Przypuszczam, że za umieszczenie w tym gronie tego drugiego dzieła dostanę od fanów Kaufmana po uszach, ale trudno – to bezapelacyjnie dobry i wart obejrzenia film, niekonwencjonalnie zrealizowany, inteligentnie napisany i silnie naznaczony udziałem Kaufmana (tak, to zdecydowanie komplement), ale – przepraszam – w porównaniu ze wszystkimi trzema tytułami, którymi zająłem się w pierwszej części artykułu, to po prostu nie ta liga. Anomalisa jest niestety filmem nieco nudnym i choć pojawiają się smaczki stanowiące w stu procentach rozpoznawalny podpis autora (główny bohater, kilka wymiarów, w których dzieje się fabuła, czy niepowtarzalne poczucie humoru), to jednak brakuje mu odrobiny wdzięku i polotu. Jeśli jednak podejmujemy wyzwanie zajrzenia Kaufmanowi do głowy – Anomalisy w żadnym wypadku odpuszczać nie wolno.
Czy podróż po Kaufmanie trwać będzie nadal? Czy ten pociąg jeszcze kiedyś ruszy? W 2015 roku zatrzymał się na stacji Anomalisa i nikt póki co nie wie, co dalej – kolejnym filmem Kaumana miał być Frank or Francis. Tu znów, tak jak w Synekdosze, Charlie miał nie tylko napisać scenariusz, ale również stanąć za kamerą. Niestety – jak donosi strona https://www.beingcharliekaufman.com – produkcja rozbiła się o brak finansowania. Znając Kaufmana, można się spodziewać, że stojący za tym tytułem pomysł jest dla hollywoodzkich bonzów trudny do przełknięcia. Tym niemniej mam ogromną nadzieję, że w końcu znajdzie się ktoś, kto będzie dysponował wystarczającymi pieniędzmi i podobnie jak ja marzy o tym, aby ten film zobaczyć.
korekta: Kornelia Farynowska