ŹRÓDŁO – ars moriendi według Aronofsky’ego
ars moriendi [łac., ‘sztuka umierania’]:
1) lit., ikon. jeden z tematów ikonografii śmierci; zwykle cykl obrazów (rycin), przedstawiających walkę nieba i piekła o duszę umierającego; także druk ksylograficzny zawierający cykl ilustracji z tekstem;
2) lit. gatunek średniow. literatury rel.; obejmuje utwory poświęcone rozmyślaniom o śmierci, przysposabiające do niej człowieka.
Encyklopedia PWN (wydanie internetowe)
Źródło Darrena Aronofsky’ego jest jednym z filmowych podręczników ars bene moriendi, które ustawić możemy na półce razem z Dowcipem (2001 r.) Mike’a Nicholsa, Trzecią gwiazdą (2010 r.) Hattie Dalton, Śmiercią prowincjała (1965 r.), czy Spiralą (1978 r.) w reżyserii Krzysztofa Zanussiego. Filmów tego rodzaju jest bardzo wiele, a wszystkie łączy jeden temat – najbardziej uniwersalny z uniwersalnych, metafizyczny i materialistyczny zarazem i taki, którego nie da się wyczerpać – kwestie ostateczne. Śmierć. Czym jest? Czy da się ją pokonać? Czy można godnie ją powitać? Czy w ogóle jest coś takiego jak godne umieranie? Rzeczywiście jest czymś ostatecznym, czy tylko kolejnym etapem – nowym początkiem? Masa pytań i żadnych odpowiedzi, ale właśnie brak odpowiedzi jest nieodłączną cechą filmów tego typu. Wielka niewiadoma nęci artystów od zarania dziejów. Skusiła również Darrena Aronofsky’ego – w tamtym czasie autora Pi i głośnego Requiem dla snu.
Trzy historie
Aronofsky w swoim filmie snuje trzy równoległe wątki, które tworzą pewną nadrzędną całość. Z kolei kształt tej całości zależy od naszego postrzegania i interpretacji filmu, bowiem istnieją trzy najbardziej prawdopodobne wersje wydarzeń tego w dużej mierze onirycznego, a miejscami nawet surrealistycznego dzieła.
Pierwszy i nadrzędny wątek rozgrywa się „tu i teraz” – w naszych czasach. Poznajemy młode małżeństwo – Izzy (Rachel Weisz) i Toma (Hugh Jackman). Zastaniemy dra Toma Creo w jego laboratorium. Obsesyjnie nad czymś pracuje, przeprowadza eksperymenty, jest podenerwowany. Wkrótce dowiemy się, że próbuje odkryć lekarstwo na raka. Jednak pobódki którymi się kieruje są osobiste. Jego żona jest ciężko chora. To ostatnie stadium jej nowotworu. Wkrótce małżonkowie rozstaną się na zawsze. Izzy sprawia wrażenie, że pogodziła się ze swoją sytuacją. Korzysta z ostatnich dni jak tylko może, jednak jej mąż jest nieobecny – przekonany o tym, że jest w stanie uratować swoją żonę, dnie i noce spędza w pracy. Jest blisko, coraz bliżej przełomu. Izzy pracuje nad powieścią o źródle młodości, której akcja rozgrywa się w XVI-wiecznej Hiszpanii i Ameryce Południowej…
Drugi wątek opowiada o hiszpańskim konkwistadorze (w tej roli również Hugh Jackman), który na zlecenie królowej Hiszpanii (Rachel Weisz) próbuje odnaleźć w Ameryce Południowej legendarne drzewo życia, będące źródłem młodości i nieśmiertelności. Hiszpańskiej Koronie zagraża Wielki Inkwizytor (Stephen McHattie), który sprzeciwia się zleconym poszukiwaniom i wypowiada wojnę królowej (w jego mniemaniu heretyczce).
Trzeci wątek jest najbardziej enigmatyczny i oniryczny. Mnich-pustelnik (ponownie Hugh Jackman), pielęgnujący drzewo życia, unosi się ku gwieździe przez Majów zwanej Xibalba – gwieździe umierającej. Nieustannie nawiedzają go wizje poprzednich wcieleń.
Trzy klucze
Możemy bardzo różnie rozumieć splot powyższych wątków. Chciałbym przedstawić trzy najciekawsze i najbardziej przekonujące interpretacje.
Pierwsza opiera się na idei reinkarnacji – wszystkie trzy osoby (konkwistador, dr Creo i pustelnik) to po prostu trzy wcielenia jednej duszy. Istnieją również przesłanki, że drzewo, którym opiekuje się pustelnik, to wcielenie Izzy. Reżyser wyraźnie sugeruje takie rozwiązanie poprzez zręczny montaż skojarzeniowy. Włoski na korze drzewa przywołują na myśl włoski na karku Izzy, a w jednym z ujęć korzeń, po którym błądzi ręka mnicha zamienia się w jej ciało. W scenie odprawy konkwistadora królowa jest uporczywie kadrowana przez ażurowy, drewniany parawan z motywami roślinnymi, drzewo z trzeciego wątku umiera razem z Izzy, a na końcu filmu Tom sadzi nasiono na jej grobie, pamiętając historię, którą ukochana żona opowiedziała mu przed śmiercią o zmarłym ojcu Mosesa Moralesa – przewodnika Majów: „Powiedział, że jeśli wykopaliby ciało jego ojca, to by go tam nie było. Więc posiali nasionko na jego grobie. Nasionko stało się drzewem. Moses mówił, że jego ojciec stał się częścią tego drzewa. Wrósł w drewno, w kwiaty… A kiedy wróble zjadły z niego owoce, jego ojciec odleciał z ptakami. Powiedział, że śmierć to droga jego ojca do chwały. Tak powiedział. Droga do chwały”.
Co ciekawe, reinkarnacja ma w filmie Aronofsky’ego dwojaki charakter – mistyczny i zarazem czysto naukowy. Mamy do czynienia z jedną duszą, błąkającą się po wszechświecie w poszukiwaniu drugiej – tej, która kiedyś należała do ukochanej kobiety Thomasa. Dusza przebyła długą wędrówkę (wytatuowane słoje na ręce pustelnika oznaczają kolejne wcielenia), by ostatecznie doznać oświecenia i zjednoczyć się z kosmosem. Z drugiej strony, tak jak dobitnie pokazuje przytoczona przez Izzy historia, reinkarnacja przedstawiona jest w filmie jako proces czysto biologiczny – jako coś, co rozumiemy przez pojęcie obiegu materii w przyrodzie.
Druga interpretacja opiera się na logice narracji i wynika z faktu, że przenosimy się w przeszłość w momencie gdy Tom czyta manuskrypt swojej żony. Wydarzenia wątku hiszpańskiego to po prostu fikcja literacka zapisana przez Izzy na kartach powieści. Pojawia się tylko pytanie o przesłanie i symbolikę, bowiem znajdziemy bardzo prostą analogię między pierwszym a drugim wątkiem (według mojej numeracji). Królowa Izabela (w pierwszym wątku Izzy) zleca konkwistadorowi (w pierwszym wątku dr Creo) odszukanie drzewa życia (lekarstwa na raka), aby położyć kres tyranii Inkwizytora (czyli chorobie Izzy). Niezwykle sugestywna jest scena, w której Wielki Inkwizytor Silecio pochyla się nad mapą Hiszpanii (gdzie zaznaczone są ziemie królowej Izabeli) i niby po zdjęciu rentgenowskim mózgu Izzy, rozmazuje krwawy ślad – rozprzestrzeniający się nowotwór.
Jaki jest zatem ukryty sens powieści Izzy? Najprawdopodobniej autorka pisze ją dla męża, by pomóc mu zrozumieć swój stoicki punkt widzenia. Pełni zatem jej książka rolę podręcznika ars moriendi napisanego specjalnie dla Toma – człowieka, który ze śmiercią nieustannie walczy i nie potrafi przyjąć do wiadomości, że jest ona czymś naturalnym: „Śmierć to choroba jak każda inna. I jest na nią lekarstwo. Lekarstwo. I ja je znajdę” – mówi w jednej ze scen. Królowa Izabela zabrania jakichkolwiek zamachów na Wielkiego Inkwizytora (czyli chorobę). Wysyła konkwistadora do Ameryki Południowej, by odnalazł źródło nieśmiertelności. Jednak tylko sama królowa zdaje się od początku przeczuwać, na czym polega sekret życia wiecznego – że to śmierć jest jego źródłem: „Noś go, gdy odnajdziesz Eden – mówi, przekazując Thomasowi pierścień – a gdy wrócisz, będę Twoją Ewą. Razem będziemy żyć wiecznie”.
Pierścień jest w filmie bardzo ciekawym rekwizytem – we wszystkich wątkach symbolizuje więź. Już na samym początku filmu (w wątku współczesnym) dr Creo gubi obrączkę. Od tej pory jego obsesja walki z chorobą żony będzie się pogłębiać i tym samym (paradoksalnie) będzie się od niej oddalał. Po śmierci Izzy Tom użyje atramentu, by wytatuować sobie obrączkę na palcu. Tatuaż jako ślad po zgubie będzie Tomowi przypominał o zerwanej więzi, którą odbuduje w którymś z następnych żywotów. Tatuaż zatem symbolizuje tęsknotę za dopełnieniem – za utraconym elementem, ściganym przez kolejne wcielenia. Podobnie sytuacja z pierścieniem wygląda w wątku hiszpańskim. Pod koniec filmu, gdy Thomas chce włożyć pierścień na palec – umiera, by odrodzić się na nowo jako część życiodajnego drzewa. Zjednoczenie jest niemożliwe na tym etapie. Dopiero pustelnikowi z trzeciego (pozaczasowego) wątku uda się włożyć pierścień na palec – na miejsce tatuażu, dopełniając tym samym przeznaczenia i jednocząc się ze swoją żoną. Wytatuowane na ręce słoje stanowią przedłużenie tatuażu-obrączki. To kolejne bezowocne wcielenia, które bohater musiał przeżyć w poszukiwaniu ukochanej kobiety.
Trzecia interpretacja jest najmniej przekonująca, choć nie bezpodstawna. Mówi o tym, że nie Izzy umiera, ale Tom. Jest już starym człowiekiem i na łożu śmierci przypomina sobie umierającą żonę i jej powieść o indiańskim źródle nieśmiertelności – kontempluje zjawisko śmierci przez wspomnienia.
Wymownym jest, że w toku narracji Toma nawiedzają przeróżne widzenia, np. w przedsionku sali operacyjnej patrzy na sufit i widzi umierającą gwiazdę – cel jego wędrówki w wątku trzecim. Ta wędrówka pustelnika jest niczym innym jak symbolicznym przedstawieniem umierania – Tom zbliża się do końca: „Już prawie jesteśmy” – mówi kilkukrotnie do ukochanej duszy wcielonej w drzewo, z którą zjednoczy się już niedługo poprzez własną śmierć.
Sugestywnie sfilmowana jest scena, w której Tom wybiega ze szpitalnej sali, gdzie lekarze reanimują jego żonę. Z przerażeniem dostrzega ciężko chorego starca, przykutego do łóżka. Czyżby patrzył na samego siebie? Przestraszonego wizją śmierci, z którą walczył całe życie.
Wracamy tu do kwestii książki Izzy – Źródła – napisanego (w myśl tej i poprzedniej interpretacji) specjalnie dla Toma, ku pokrzepieniu i pocieszeniu. Creo ma książkę dokończyć, by w pełni móc pojąć naturę śmierci. Czy spełniła swoją rolę? Oczywiście. Przecież Tom ostatecznie osiągnie harmonię. Pogodzi się ze swoją karmą i odejdzie w spokoju, jednocząc się z ukochaną duszą. „Ja umrę… Ja umrę…” – powtarza Tom z uśmiechem na ustach, gdy rozmawia z duchem swojej żony, zupełnie tak, jakby śmierć była czymś pozytywnym.
I rzeczywiście, śmierć według Aronofsky’ego wydaje się być czymś pozytywnym w myśl tego, co mówi królowa Izabela w jednej ze scen: „Nie śmiej żałować Hiszpanii. Nastały ciemne czasy. Ale nad każdym cieniem, nieważne jak głębokim, wisi groźba porannego światła” (które to światło odgrywa znaczącą rolę jako środek filmowy w Źródle – jest wiele scen, w których nagły blask rozświetla ciemność, podkreślając przesłanie dzieła).
Wnioski
Wbrew temu, co napisałem na samym początku o tym, że brak odpowiedzi jest nieodłączną częścią filmów spod znaku ars moriendi, Darren Aronofsky wydaje się pewnie odpowiadać na odwieczne pytania o naturę śmierci. Odwołuje się przy tym (niezależnie od interpretacji) do filozofii wschodu, przy czym jego poglądy wydają się skłaniać w stronę „ponadreligijności”. Jego wizja kwestii ostatecznych jest syntezą buddyzmu (reinkarnacja i nirwana), mitologii Majów (Xibalba, źródło młodości) i chrześcijaństwa (Genesis).
Jednak poszczególne wyznania nie odgrywają znaczącej roli w filmie. Reżyser posługuje się religijnymi symbolami i nazwami tylko po to, by móc powiedzieć o czymś, co w gruncie rzeczy nazwy nie posiada – o bezimiennych bytach, które w zależności od obszaru kulturowego kryją się pod różnymi znakami.
Dzięki temu właśnie – dzięki uniwersalności i ponadczasowości, zyskuje dzieło Darrena Aronofsky’ego posmak filmu wyjątkowego. Takiego, które odciska trwały ślad w naszej świadomości, a nawet – dzięki sugestywności przekazu – na wiele kwestii otwiera nam oczy.