search
REKLAMA
Ranking

NAJLEPSZE lata w HISTORII kina

Jacek Lubiński

29 listopada 2019

REKLAMA

2007

To był śmieszny rok w kwestii technicznej. Za oceanem wrzało bowiem przez strajk amerykańskiej Gildii Scenarzystów, solidnie wstrzymujący hollywoodzką maszynkę do robienia pieniędzy. Być może dlatego był to ostatni rok w historii najnowszej, kiedy to nikomu nie udało się przekroczyć magicznej granicy miliarda wpływów w box offisie. Te dwa fakty udowadniają jednak wyjątkowość 2007 roku, być może de facto ostatniego okresu, w którym jakość dominowała nad ilością, a widownia stawiała się w kinach nie tylko dla efektownych fajerwerków i superbohaterów ratujących świat, ale, przede wszystkim, dla interesujących historii. Potwierdza to lista filmów, na której znajdziemy takie arcydzieła XXI wieku, jak: To nie jest kraj dla starych ludzi, American Gangster, Aż poleje się krew, Zodiak, Pokuta, Mgła, Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda, Motyl i skafander oraz animowany Ratatuj. Oczywiście nie brakowało też wizualnego przepychu za grubą kasę. Oczy cieszyły wtedy pierwsze przygody Transformers, sensacyjne zwieńczenie technicznego majstersztyku Ultimatum Bourne’a, postapokaliptyczne Jestem legendą i 28 tygodni później, komiksowe 300, udany remake 3:10 do Yumy, kinowa wersja popularnych Simpsonów, celowo tandetny dublet pod nazwą Grindhouse oraz w zamierzeniu rewolucyjny Beowulf. Uszy raczyły się z kolei musicalami Zaczarowana, Lakier do włosówAcross the Universe i Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street, a przeponę zdrowo rozruszały nam takie hity, jak Hot Fuzz: Ostre psy, Gwiezdny pył oraz uroczo staroświeckie Wakacje Jasia Fasoli.

<em>To nie jest kraj dla starych ludzi<em> reż Ethan i Joel Coen

Nie mniej ważne i/lub udane były też znacznie skromniejsze rzeczy, które często mieszały na rozdaniach najważniejszych nagród: Juno, 4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni, Once, Gdzie jesteś, Amando?, Michael Clayton, Niczego nie żałuję – Edith Piaf, Wojna Charliego Wilsona, a także Most do Terabithii, Zabić wspomnienia, W Dolinie Elah, Wszystko za życie, Pociąg do Darjeeling, Królowie nocy, Nim diabeł dowie się, że nie żyjesz, Choć goni nas czas, I’m Not There, Mr. Brooks, Zakochana Jane czy Paranoid Park. Istotnym reprezentantem bardziej niezależnego kina amerykańskiego jest jeszcze komediowa Wpadka, która wypchnęła Judda Apatowa na salony Hollywood. Zresztą debiuty były wtedy również nieprzeciętne – w 2007 roku na dużym ekranie po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć m.in. Gemmę Arterton, Michaela Fassbendera, Andrew Garfielda, Toma Hiddlestona, Saoirse Ronan oraz Emmę Stone.

No i polska kinematografia miała się wtedy czym pochwalić. Z jednej strony ambitne koprodukcje pokroju Nightwatching, Inland Empire i Wina truskawkowego oraz ostatni naprawdę ważny film Andrzeja Wajdy – Katyń. Z drugiej małe, wielkie kino typu Sztuczki lub Pora umierać. Generalnie więc wstydu nie ma.

2010

Na koniec małe oszukaństwo z mojej strony, gdyż technicznie rzecz biorąc, 2010 zamyka poprzednią dekadę. I choć obecnej bynajmniej nie uważam za bezwartościową (zresztą wciąż trwa…), to jednak właśnie wtedy mieliśmy ostatni tak duży wysyp współczesnych klasyków. Wszak do takich bezsprzecznie należy już zaliczyć na przykład Social Network, Autora widmo, Wyspę tajemnic, Incepcję, Miasto złodziei, Czarnego łabędzia, Fightera czy Do szpiku kości. Ale też przecież i remake Prawdziwego męstwa, komiksowo-młodzieżowego Scotta Pilgrima kontra świat, survivalowe 127 godzin oraz łabędzi śpiew dawnego kina akcji w postaci Niezniszczalnych. Nie mniej oldskulowy i równie udany okazał się jeszcze Wilkołak, a i dla kina animowanego był to dobry okres, żeby wspomnieć tylko doskonałe Toy Story 3 i Jak wytresować smoka, Zaplątanych Disneya, będącego hołdem dla mistrza komedii, Jacquesa Tati, Iluzjonistę, oraz rozpoczynającego prawdziwą, trwającą do dziś minion-manię Jak ukraść księżyc.

mark-zuckerberg
<em>Social Network<em> reż David Fincher

Biutiful, Nie opuszczaj mnie, Blue Valentine, Jak zostać królem, Amerykanin, Pogrzebany, Bazyl. Człowiek z kulą w głowie, Królestwo zwierząt, Wyśnione miłości, Green Zone czy w końcu nagrodzony w Cannes Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia – to kolejne pozycje, które z różnych względów można jedynie chwalić i dobrze wspominać. Tę nad wyraz solidną stawkę uzupełnia jeszcze kolejna wersja szekspirowskiej Burzy, popularny dokument Wyjście przez sklep z pamiątkami, kolorowy, obrazoburczy Kick-Ass i wizualnie porażający Tron: Dziedzictwo. Ba! Nawet Maczeta znajdzie tu gdzieś należne sobie miejsce, nawet jeśli niekoniecznie jest to wielkie kino. Tę litanię zakończymy tradycyjnie polskimi produkcjami, wśród których tym razem nie znalazłem zbyt wielu liczących się filmów. Wszystko, co kocham, Różyczka i Essential Killing być może nie robią już takiego wrażenia, ale są warte uwagi i sprawiają, że warto czasem wrócić (nie tylko) myślami do roku 2010. Ostatniego z wielkich? Miejmy nadzieję, że nie.

A na koniec ankieta – zapraszam do udziału!

[socialpoll id=”2584808″]

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA