Nadchodzące adaptacje STEPHENA KINGA, których warto WYCZEKIWAĆ
Być może to stwierdzenie, że te adaptacje „nadchodzą”, jest trochę na wyrost. Niektóre projekty są w fazie produkcji, niektóre mają bardzo niejasny status, a jeszcze inne były w planach, lecz dzisiaj trudno cokolwiek konkretnego o nich powiedzieć. Niewątpliwe jest jedno – Stephen King jest jednym z najpłodniejszych pisarzy, jacy kiedykolwiek żyli na Ziemi. Całkiem możliwe, że dotrwa w swoim życiu do jakże magicznego pułapu ponad 500 milionów sprzedanych egzemplarzy swoich powieści i opowiadań. Życzę mu tego, bo towarzyszy mi jako pisarz właściwie od dziecka. Jest twórcą wciąż się rozwijającym, chociaż nie zawsze równym jakościowo. Trudno jednak oczekiwać, że przy takim tempie pisania wszystkie jego powieści będą kultowe. Dobrze jednak, że eksperymentuje z gatunkami. Co zaś do filmów na podstawie jego książek: King jest jednym z tych pisarzy, którzy zawsze byli żywo zainteresowani adaptacjami swoich dzieł. Mało tego, chętnie angażowali się w produkcję, pisanie scenariuszy i nawet reżyserię. Skutek tego jest niestety o wiele gorszy niż produkcje, które z Kingiem jako ich „udziałowcem” nie mają nic wspólnego. Pisarzowi niestety brak dystansu twórczego.
„Billy Summers”
Mówi się, że ze wszystkich ekranizacji książek Stephena Kinga Billy Summers ma największy potencjał, aby stać się najbardziej znaną ekranizacją. Powody, dla których tak się mówi, są dość oczywiste, bo w obsadzie ma się pojawić Leonardo DiCaprio, a reżyserem ma być J.J. Abrams. Szykuje się więc poważna produkcja, której scenariusz piszą takie tuzy świata filmu jak Edward Zwick i Marshall Herskovitz. Książka jest bardzo młoda, bo miała premierę zaledwie w 2021 roku. Co ciekawe, jest to kolejny Kingowski eksperyment, w którym całą grozę pisarz oparł na pierwiastkach racjonalnych, fizycznych, a nie paranormalnych. Billy Summers jest więc bardziej historią sensacyjną niż horrorem. Rzecz jasna zawiera wątek obyczajowy, lecz skupia się na działaniach płatnego mordercy, który chce nareszcie odejść na emeryturę. W filmach już wiele razy spotykaliśmy ten motyw, co może być dla potencjalnej adaptacji niebezpieczne, podobnie jak opisowe dłużyzny i ślimacze zawiązywanie akcji. Czytelnikom może także nie spodobać się czas teraźniejszy w narracji i zabieg powieści w powieści – obydwu nie cierpię. Scenarzyści więc powinni się przyłożyć do przeniesienia tekstu na ekran, bo może z tego wyjść nudny film albo i właśnie nie: genialny, jeśli potraktują opowieść Kinga z należytym dystansem. Lepsza by więc była adaptacja, a nie ekranizacja, bo część z widzów uśnie, no i Kinga powinno się trzymać z daleka od produkcji. Czekamy więc na efekty współpracy Warner Bros., Appian Way i Bad Robot.
„Christine”
Nie będzie łatwo dorównać legendzie Johna Carpentera, chociaż reżyser mocno prześlizgnął się po najważniejszych dla Kinga wątkach z powieści, czyli historii o przyjaźni, o niemal bezwarunkowej i nie zawsze szczęśliwej miłości, o nie do zniesienia bólu powodowanym przez izolację i kluczowej dla normalnego funkcjonowania człowieka potrzebie akceptacji przez środowisko, w którym się codziennie jest. Nie widać w filmie Carpentera również żadnej refleksji o czasem chorobliwej chęci posiadania czegoś, dzięki czemu możemy się dowartościować, więc często właśnie samochodu. Wreszcie szczątkowo tylko dostrzega się u Carpentera tematykę rodziny, którą odrzucamy, co jeszcze bardziej pogłębia naszą izolację dlatego, że czasami nas ona ogranicza. Powieść Christine jest niezwykle wielowarstwowym dziełem. Na pewno nie można jej nazwać tak po prostu horrorem. To opowieść z pogranicza grozy i psychologicznego dramatu, zakropiona filozofią egzystencjalną. Mimo tego jednak, że Carpenter ujął te wszystkie wątki tak płytko, jak się tylko dało, jego film jest dzisiaj kultowy i będzie niemałym wyzwaniem dla reżysera remake’u. A ma nim zostać Bryan Fuller, znany z Hannibala i Star Trek: Discovery. Patrząc jednak na jego filmowe portfolio, można mieć wątpliwości, czy podoła legendzie, a i tekstowi Kinga. Na szczęście wspominani są również i inni filmowcy (producenci, reżyserzy), którzy mogliby pomóc nadać kształt remake’owi, a więc np. Jason Blum (Uciekaj!), Vincenzo Natali (Cube) i Steven Hoban (Istota). Jest to więc doświadczony w grozie team.
„Baśniowa opowieść”
Wydaje się, że King stworzył na tyle elastyczną opowieść, że utalentowany reżyser mógłby stworzyć z niej prawdziwy hit, tyle że taki musi się trafić. Powieść miała premierę bardzo niedawno i już mówi się o adaptacji. To oznacza, że King jest pisarzem obserwowanym przez twórców filmowych. Oby tylko nie pisał książek z założeniem ich zaadaptowania, bo to niekoniecznie wyjdzie na zdrowie jego wolności pisarskiej. Baśniowa opowieść jest powieścią elastyczną, gdyż bazuje na bardzo popularnych symbolach. Jest Charlie – nastolatek z trudnym dzieciństwem. Jest także tajemnicza szopa, która mieści portal do innej rzeczywistości. W tym równoległym świecie na niebie świecą dwa księżyce, a dwie wieże zniszczonego pałacu sięgają nieba. Żyją tam księżniczka i książę, są lochy, osobliwe gry, w których mężczyźni i kobiety muszą ze sobą walczyć na śmierć i życie ku uciesze pewnej demonicznej istoty. I tak się składa, że zagraża ona również temu realnemu światu. Ratunkiem jest magiczny zegar słoneczny, który cofa czas. Reżyserem tej szalonej historii ma być Paul Greengrass. King wypowiedział się o nim w ten sposób: Needless to say, I’m a Paul Greengrass fan and think he’s a wonderful choice for this film. Natomiast Greengrass stwierdził: Fairy Tale is a work of genius. A classic adventure story and also a disturbing contemporary allegory. A więc panowie artyści sobie nakadzili, a nam pozostaje czekać na efekt ich współpracy, który zostanie zweryfikowany przez czas, publiczność i oczywiście chimerycznego pisarza. My, jak na razie, możemy cieszyć się świetnym wydaniem Baśniowej opowieści z farbowanymi brzegami od wydawnictwa Albatros.
„Uciekinier”
Ciekawe, czy niektórych, zwłaszcza młodszych widzów, dziwi to, że Uciekinier jest powieścią Stephena Kinga, wydaną w 1982 roku, ale pod pseudonimem Richard Bachman. W 1987 Paul Michael Glaser nakręcił jej adaptację, która weszła do kanonu filmów science fiction. King jednak odmówił umieszczenia swojego nazwiska w produkcji, ponieważ film z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej w niewielkim stopniu przypominał tekst poza tytułem i podstawowym założeniem, a jak wiemy, King na tym punkcie jest wręcz uczulony. Po tak wielu latach tytuł jednak zasługuje na remake, tylko zrobiony z szacunkiem dla powieści. Może wtedy dałoby się zadowolić pisarza, a i widzowie dostaliby coś nowego. Od 2021 roku reżyserią tytułu ma zająć się Edgar Wright, zdolny twórca odpowiedzialny za tak ciekawe projekty jak Ostatniej nocy w Soho, Baby Driver czy też To już jest koniec. Nie znamy jednak zbyt wiele szczegółów, a tym bardziej daty premiery ani obsady.
„Miasteczko Salem”
Martwe zło: Przebudzenie wygrało z Miasteczkiem Salem, a jak do tego doszło, to zaraz opowiem. Najpierw trochę historii filmu. Pierwsza adaptacja powieści pochodzi z 1979 roku. Reżyserował ją Tobe Hooper. Kolejna pojawiła się w 2004. Była nieco lepsza, mniej pastiszowa, ale również nie stała się kultowym horrorem, w przeciwieństwie do książki. Najnowszą wersją zajął się znany z To Gary Dauberman. Podano nawet datę premiery remake’u. Miasteczko Salem miało trafić do kin 9 września 2022 roku. Potem jednak zdecydowano, że premiera zostanie przesunięta ze względu na postprodukcyjne trudności spowodowane pandemią COVID-19. 24 sierpnia jednak Warner ogłosił, że film nie zostanie opublikowany w kwietniu 2023, bo wtedy ma mieć premierę Martwe zło: Przebudzenie. Wciąż zatem nie jest znana data. Co więc dalej z Miasteczkiem Salem? Prace nad projektem wciąż trwają i zadowalają nawet samego Kinga. The Warner Bros remake of SALEM’S LOT, currently shelved, is muscular and involving. It has the feel of „Old Hollywood”, when a film was given a chance to draw a breath before getting to business. When attention spans were longer, in other words. It feels like a horror movie version of slow-burn movies like THE GREAT ESCAPE. It builds very well. There are diversions from the book I don’t agree with, but on the whole, faithful. Best scene: Danny Glick in the hospital, trying to claw down a blood bag. The Glick scene could have been directed by John Carpenter in his prime. Po tej niedawnej wypowiedzi możemy być całkiem pewni, że w ciągu najbliższych 2 lat zobaczymy remake Miasteczka Salem, w którego obsadzie znaleźli się m.in. Lewis Pullman, William Sadler oraz Makenzie Leigh. Szkoda, że nie ma pierwszoligowej gwiazdy, jak w przypadku Billy’ego Summersa.
„Życie Chucka”
Życie Chucka to nowela wydana w 2020 roku w zbiorze pt. Jest krew. Jest napisana dość niejasno, jeśli chodzi o konstrukcję. Na pewno należałoby poważnie przemyśleć scenariusz pod tym względem, żeby widzowie przypadkiem nie popadli w jakieś zapętlenie i znudzenie. Na razie niewiele wiemy o produkcji. Nie jest znana data premiery, obsada, nawet rodzaj dystrybucji – kino, streaming. Wiemy zaś, że projektem zajmuje się doświadczony w Kingu Mike Flanagan, a to zwiastuje potencjalnie wysoką jakość. Nie wiadomo jednak, kto napisze scenariusz, przynajmniej takich informacji nie znalazłem. Wracając do obsady, w sieci przewija się nazwisko Toma Hiddlestona, jako aktora, który mógłby zagrać główną rolę. Przyznam się, że nigdy w ten sposób o bohaterze Kinga nie myślałem. Nie wiem również, skąd pochodzą te przypuszczenia, że to właśnie Hiddleston mógłby wziąć udział w projekcie. Zobaczymy więc, co przyniesie ten rok. Może pojawią się jakieś konkretniejsze informacje, chociażby teaser czy fotosy z planu.
„Mroczna wieża”
W 2017 roku Nikolaj Arcel popełnił coś w rodzaju adaptacji Mrocznej wieży, fenomenalnego cyklu, składającego się z 8 powieści. Można cyniczne stwierdzić, że trzeba mieć talent, żeby w filmie trwającym nieco ponad półtorej godziny upchnąć 8 książek i to stanowiących opus magnum Kinga. Na szczęście pojawił się ktoś, kto zna się na adaptowaniu prozy pisarza – Mike Flanagan (Doktor Sen) – a i w ogóle na tworzeniu sugestywnego kina grozy. Flanagan ma prawa do nakręcenia serii, a nawet stworzył już scenariusz pilota oraz zarys kilku sezonów. Planowane jest ich 5, ale to nie wszystko. Podobno uniwersum ma zawierać również dwa pełnometrażowe filmy. I te zapowiedzi wyglądają dobrze, a nie jeden, krótki i słaby produkt, który sprawił, że fani Kinga złapali się za głowy, jak bardzo można być zdesperowanym, żeby próbować zarobić na legendzie pisarza. Projekt Mrocznej wieży jest dla Flanagana ważny nie tyle ze względów na potencjalny zarobek, ile bo go ta tematyka interesuje osobiście. Mam nadzieję, że w tym roku dowiemy się czegoś konkretniejszego o serialu firmowanego przez Amazon.
„Uniesienie”
Można powiedzieć, że to książka na jeden dłuższy wieczór – taka minipowieść nieco w amerykańskim stylu, co nie do końca przypadło mi do gustu. Ale właśnie to, że książka nie jest przykładem twórczości wysokich lotów Kinga, warto dać jej szansę w wersji filmowej. Nie jest to zła proza, ale stylistycznie niczym się nie wybija. Jest takim Kingowskim średniakiem z ciekawym konceptem fabularnym do sfilmowania. Być może nawet na potrzeby produkcji filmowej należałoby nieco poszerzyć historię. Z pewnością już King by się tym zajął, co mnie jednak niepokoi, zwłaszcza że reżyserem projektu, co wiemy od 2018 roku, ma być Jack Bender: reżyser z dużym doświadczeniem, jeśli chodzi o adaptacje Stephena Kinga, mający na koncie udział w takich projektach, jak Pod kopułą, Mr. Mercedes i The Outsider. King go w pewnym sensie namaścił, co wymagało ogromnego wysiłku. Czy jednak wyjątkowych artystycznych zdolności, to mam wątpliwości, bo King nie patrzy na adaptacje swoich książek obiektywnie. Co nieraz oznacza kompromis, większe skupienie się na sposobie opowiadania za pomocą obrazu historii, a nie odfajkowywania kolejnych elementów napisanego tekstu. Co do adaptacji Uniesienia wciąż jednak nic konkretnego nie wiemy. Na razie potencjalny reżyser Uniesienia tak się wypowiada o Kingu i powieści: He is very generous about that when it works. I’ve recently adapted a book of his called Elevation, which we’re going to make into a film. And I invented some stuff and added, and was nervous because he’d never read anything I’ve written, only directed and produced. And needless to say I was nervous about it, but he loved it. He’s very gracious, and he knows that when we make a TV show, there’s going to be stuff added stuff taken away; that’s just the way it goes.
„Overlook”
Cały czas się zastanawiam, czy to jest dobry pomysł i przede wszystkim: co King zrobi, gdy tę produkcję zobaczy. Od wielu lat słyszymy, że coś takiego ma powstać – serial, którego akcja będzie rozgrywała się w słynnym hotelu z Lśnienia. I tutaj dotarły do mnie już przynajmniej dwie wersje zarysu fabuły. Jedna głosi, że Overlook będzie prequelem Lśnienia. Druga natomiast, że serial będzie sequelem wydarzeń z powieści. Jest też i trzecia. Według niej tytuł ma przedstawiać zupełnie niezależną linię fabularną, która zapewne byłaby najgorszym rozwiązaniem dla samego Stephena Kinga, bo zbierałaby w sobie wiele różnych wątków zarówno z Lśnienia, Doktora Snu, jak i, co ciekawe, innych książek Kinga. Tego by pisarz z pewnością nie zaakceptował, chociaż może się grubo w tym względzie mylę. Niemniej w sprawie Overlook wiemy niewiele, prócz tego, że serial nie ukaże się na HBO Max. Bad Robot i Warner muszą więc znaleźć inną platformę i zewnętrzne pieniądze na serial. Chodzą plotki, że Netflix byłby zainteresowany, ale osobiście jednak wolałbym, żeby to Amazon współprodukował serię. Pytanie, czy J.J. Abrams mógłby wyreżyserować serię lub kilka odcinków, a potem opiekować się grupą współreżyserów? Trudno o konkrety na takich etapach plotkowania o filmach, które są tam gdzieś w produkcji lub produkcyjnych planach, a zwłaszcza o ludziach w takie projekty zaangażowanych. To zawsze może się zmienić. Może być to J.J. Abrams, lecz równie dobrze ktoś inny. Scenariusz Overlook podobno już napisali Dustin Thomason i Scott Brown, ale co to za problem, żeby nagle podjąć decyzję o jego przepisaniu przez kogoś innego. Wiele razy już tak było.
„Stukostrachy”
Jak już wcześnie zaznaczyłem, King to chimeryczny pisarz, który uwielbia brać udział w produkcjach adaptacji filmowych swoich książek, ale nie ma za grosz dystansu do tej „swojej” sztuki filmowej. Wychodzą z tego nieraz potworki, a z drugiej strony, jeśli King w czymś udziału nie brał, marudzi, że mu się nie podoba, nie zawsze dlatego, że produkcja była zła. King więc marudził również o Stukostrachy, co ciekawe, nie tylko jednak na temat filmu, ale i własnej książki: The Tommyknockers is an awful book. That was the last one I wrote before I cleaned up my act – skoro twierdzi tak sam mistrz, to trzeba to uszanować, lecz czy nie wolno już nakręcić adaptacji, która by mogła zmienić odczucia Kinga na temat swojego niechcianego dzieła? I tu znalazła się szansa dla Jamesa Wana, reżysera Aquamana i Obecności. Ma on dzisiaj niepowtarzalną okazję, aby naprawić w umyśle Kinga jeden z podobno największych jego pisarskich błędów. Plany są już od kilku lat, bo słyszeliśmy o nich w 2018 roku. Projekt wydaje się jeszcze bardziej interesujący, gdyby producentem został Roy Lee. A co do starszej wersji Stukostrachów, tej z 1993 roku w reżyserii Johna Powera, zapamiętałem niesamowity klimat tej produkcji, całkiem podobny do Kubrickowskiego Lśnienia, ale z niego King również był niezadowolony. Nakręcił nawet remake, z którego już był zadowolony, lecz produkcja nie miała w ogóle klimatu filmu grozy. Ciekawa zależność.