search
REKLAMA
Ranking

Ranking WSZYSTKICH filmów duetu Martin Scorsese & Leonardo DiCaprio

Scorsese i DiCaprio nakręcili wspólnie sześć filmów. Ostatni rezultat ich współpracy to „Czas krwawego księżyca”.

Jakub Piwoński

25 stycznia 2024

REKLAMA

Czas krwawego Księżyca, najnowsze dzieło Martina Scorsese, jest od pewnego czasu dostępny na platformie Apple. To szósty wspólny film duetu Scorsese–DiCaprio. W tym artykule przyglądam się wszystkim ich filmom, ustawiając je w kolejności od najgorszego do najlepszego. Czy zgadzacie się z takim wyborem?

„Aviator”

To nie jest tak, że jest to źle zrobiony film, ale jest w nim coś, co wpisuje się w kategorię artystycznej porażki. Na papierze wszystko się zgadza, jako że to garnitur idealnie skrojony pod Oscary, który zdołał zdobyć kilka istotnych statuetek (w tym dla aktorki drugoplanowej i dla montażu). Scorsese i DiCaprio opuścili jednak galę z kwitkiem. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie ta bijąca z obrazu ambicja, której uosobieniem jest właśnie postać Howarda Hughesa. DiCaprio zaczął po raz pierwszy zdradzać światu, że tak bardzo zależy mu na powszechnym uznaniu, że jest w stanie poświęcić wiele, niemalże wyjść z własnej skóry dla roli. I niestety, ale bez względu na wagę historii, filmy tworzone z tak wielkim parciem na sukces często potykają się o własne nogi. Nikt już dziś nie pamięta ani tej roli, ani też samego filmu, paradoksalnie, jednego z najbardziej bezbarwnych tworów w całej bogatej filmografii Martina Scorsese. Przyzwoity, acz mocno bezpieczny i sztampowy film. Ot co. Łatwo ulegający zapomnieniu, wbrew swej wielkości.

„Gangi Nowego Jorku”

To jeden z tych filmów Martina Scorsese, w stosunku do którego mieliśmy wygórowane oczekiwania. I to zaważyło na jego odbiorze. Bo jeśli Martin opowiada o gangach, właściwie to ich genezie, to musi wyjść z tego arcydzieło i basta. Coś tu jednak nie zagrało. Owszem, w istocie mamy tu do czynienia z naprawdę solidnym filmem, gustownie zrealizowanym, na który dobrze się patrzy i który dobrze się słucha. Film ma jednak swoje problemy. Narracja jest nieco męcząca, nadto nadęta, a z obsady umiejętnościami najwięcej błyszczy niezawodny Daniel Day-Lewis. Wydaje się zatem, że to najgorzej zagrany film Leonarda DiCaprio (spośród filmów Martina Scorsese), a już na pewno najbardziej bezpłciowy w tym wymiarze. Umieszczam go jednak rankingu wyżej od Aviatora, ponieważ w ogólnym rozrachunku Gangi Nowego Jorku są filmem lepszym, bardziej mięsistym, nie wiem, czy to ze względu na przemoc, jako sztandarowy element języka Scorsese, który tu wybrzmiał aż nadto. Film z pewnością stwarza jednak większą zachętę do powtórki. Trudno jednak nie patrzeć na niego po latach głównie przez pryzmat artystycznej porażki, zwłaszcza w przypadku rezultatu rozdania Oscarów, gdzie z kilkunastu nominacji nic złotego nie wyniknęło. Nie śmiem doradzać mistrzowi, ale czasem gdy wspominam sobie ten film Scorsese, to wydaje mi się, że jego koncept znacznie lepiej nadawał się na telewizyjny serial. Później trochę duch tej historii wybrzmiał w Zakazanym imperium (w którym Scorsese partycypował), ale to już inna para kaloszy.

„Czas krwawego księżyca”

Kto by przypuszczał, że ten ponad trzygodzinny obraz zdoła mnie tak trwale przykuć do ekranu. A jednak. Czas krwawego księżyca to film, który był przeze mnie długo wyczekiwany i prawdopodobnie moja cierpliwość podczas seansu była podyktowana tym, iż wcześniej miałem okazję zapoznać się z książką, na bazie której powstał scenariusz. Wiem jednak, że są tacy widzowie, których najnowszy film Scorsese boleśnie wynudził. Pojawiły się także inne zarzuty, jakoby był bardziej skierowany do białych, a nie, jak mogłoby się wydawać, do rdzennych Amerykanów, ponieważ miał tym pierwszym służyć, uzmysławiając im, jak wiele zła uczynili. Indianie jednak nie znajdą w filmie nic interesującego poza bolesną reminiscencją traum. Uczynienie z Ernesta Burkharta głównego bohatera i powierzenie tej roli Leonardo DiCaprio także było kontrowersyjną decyzją. Mówiąc krótko – on nie pasuje do tej roli, nie kupuję jego rzekomej nieroztropności, bo w oczach wciąż bije ten sam błysk inteligencji i urok aktora, nawet jeśli ma specjalnie ucharakteryzowane zęby. Generalnie jednak przygodę z Czasem krwawego księżyca uznaję za udaną, a to dlatego, że odpowiadało mi, jak Scorsese ukazał w nim zło. Zło czynione w sposób beznamiętny daje do zrozumienia, jak oczywistą dla białych ludzi była śmierć Indianina. Książkowy reportaż był prowadzony z różnych punktów widzenia, ale uproszczenie tej historii sprawiło, że jeszcze lepiej się w niej odnalazłem i moje zainteresowanie udało się podtrzymać aż do samego końca, ponieważ nie byłem zupełnie pewny, w jaki sposób Scorsese i DiCaprio rozliczą głównego bohatera lub lepiej – faktycznego głównego antagonistę. Ten aspekt wybronił film. Wartościowe kino, choć raczej bez szans na chęć seansu powtórkowego.

„Wyspa tajemnic”

Na wstępie małe wyznanie. To mój ulubiony film tego duetu. Ba, powiem więcej – to jedno z tych mniejszych, w moich oczach, arcydzieł reżysera, które choć nigdy w tej kategorii rozpatrywane nie było, to jednak w pełni na to zasługuje. Swego czasu oglądałem Wyspę tajemnic nagminnie, kilkukrotnie, zachwycając się jej poszczególnymi elementami, szkatułkową konstrukcją, utwierdzając się przy każdym kolejnym seansie w przekonaniu, że to twór doskonały, choć – co przyznać muszę  w pełni polegający na efekcie zaskoczenia. Fabuła realizująca tematykę mrocznego, psychologicznego dreszczowca jest dalece niejednoznaczna, ale co najważniejsze, jest perfekcyjnie rozpisana – wciąga widza w grę i finalnie, a jakże, szokuje rozwiązaniem. Aktorstwo? Pierwszorzędne. Muzyka? Wybitna. Zdjęcia? Stylowe. Klimat? Ten, który sprawia, że sami zaczynamy wariować. Także na punkcie filmu. Niczego więcej nie potrzebuję. A DiCaprio? Jak to DiCaprio – mocno zaangażowany w rolę. Wyspa tajemnic – to w moim skromnym mniemaniu najlepszy thriller w karierze Scorsese, lepszy od Przylądka strachu.

„Infiltracja”

Do dziś pamiętam te głosy zdziwienia, wręcz zażenowania faktem, że Scorsese Oscara dostaje za remake. Oscar na pocieszenie, Oscar za dawne błędy – mówiło się wtedy. Czy aby na pewno? Gdy przyjrzymy się temu, w jaki sposób Infiltracja została nakręcona, na jaw wychodzą istotne detale. Scenariusz jest porywający, nie wiem, z czego trzeba być ulepionym, by nie wciągnąć się w tę historię. Co najważniejsze, nie dość, że zaskakuje, to robi to kilkukrotnie, nie pozwalając widzowi na nabranie oddechu. Aktorsko to także najwyższa klasa. Nicholson w swej ostatniej wielkiej roli; DiCaprio, który z jednej strony jest cholernie powściągliwy, grając niemalże z zaciśniętymi zębami, z drugiej, wciąż bardzo ekspresyjny, czytelny. Poza tym Damon, Wahlberg, Baldwin, Sheen – niezwykle interesujące zestawienie wściekłych samców, których na planie zgrać w całość mógł tylko Scorsese. Ponoć reżyser był zaskoczony wygraną w Oscarach i uznaniem, jakie zdobył za ten film. Wierzę, że faktycznie był głównie skupiony na zrobieniu ciekawego, wciągającego widowiska, a nie na tym, by coś wygrać. Tego rodzaju myślenie zgubiło go w Aviatorze. Powiedziałem to już kiedyś i powiem jeszcze raz – takiego Scorsese, jak w Infiltracji, to ja lubię najbardziej. Takich bezkompromisowych filmów, okrzykiwanych najlepszymi w danym roku, naprawdę chciałbym więcej.

„Wilk z Wall Street”

Nie ma tematu, którego nie dałoby się przedstawić tak, by zainteresować masowego widza. Scorsese to potrafi. Historia autorstwa Terence’a Wintera, pracującego wcześniej przy takich serialach jak Rodzina Soprano czy Zakazane Imperium, skupia się na ukazaniu rozrzutnego stylu życia pewnego brokera. Wyciśnięto z tego tematu jednak to, co najlepsze, czyniąc z Wilka z Wall Street rytmiczny moralitet. Jak już kiedyś wspomniałem w artykule o Martinie Scorsese – „gdyby Siedem Davida Finchera było antologią, to Wilk z Wall Street najlepiej nadawałby się na segment poświęcony chciwości. To historia, która tylko pozornie ma uwodzić widza bogatym i głośnym życiem, bo tak po prawdzie ma pokazywać tego życia fasadowość. Pieniądze zdobyte małym kosztem to pieniądze obarczone wielkim ryzykiem. Zwłaszcza gdy apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Trudno o lepszy komentarz odnoszący się do przewrotnej struktury filmu, który uwodzi nas i zwodzi jednocześnie, dostarczając filmowej uciechy, wzbudza niesmak i gorzką refleksję w stosunku do tego, jak pazerni jesteśmy. W dodatku zostało to nakręcone w sposób, który wydaje się sumą wszystkich najlepszych metod Scorsese w karierze – zbierając furę gorących nazwisk, podszywając historię czarnym humorem, wspierając wydźwięk bezceremonialną brutalnością.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/