Dziwaczne OBSESJE słynnych REŻYSERÓW
Chyba każdy z nas ma swoje większe lub mniejsze obsesje. Nic więc dziwnego w tym, że tak wrażliwi ludzie, jakimi nierzadko są twórcy kina, również im ulegają. Co interesujące, w przypadku niektórych reżyserów ich obsesje są tak silne, że dają temu wyraz w swoich filmach. W rezultacie poza autorskim stylem czy wyglądem obrazu kinematograficznego, za sprawą stale powtarzających się motywów w filmografii danego twórcy, jesteśmy w stanie w mig rozpoznać, jakie nazwisko odpowiedzialne jest za dany tytuł. I żeby było jasne, mam tu na myśli po prostu intensywne zainteresowanie jakimś tematem, rzeczą lub osobą, a nie zaburzenia psychiczne. Chociaż… w niektórych przypadkach miewam co do tego pewne wątpliwości.
Zegarmistrzowska precyzja Guillermo del Toro
Spośród wielu obsesji, którym od lat ulega Guillermo del Toro, najbardziej fascynująca wydaje mi się ta dotycząca mechanizmów zegarowych. W wielu wywiadach meksykański reżyser przyznawał, że właściwie odkąd pamięta, bawiło go otwieranie zegarków, aby podziwiać pracujący w ich trzewiach werk. Zamiłowanie to nierzadko w dość bezpośredni sposób odnaleźć można w filmowej twórczości del Toro, poczynając już od jego pełnometrażowego debiutu, Cronos (1993). Tytułowy Cronos to niezwykle intrygujące pod względem wizualnym połączenie jaja Fabergé oraz tzw. żywej broszki, czyli popularnej w latach 80. XX wieku w Meksyku biżuterii, której podstawą były niezdolne do latania chrząszcze. Wewnątrz filmowego urządzenia poza mechanizmem znajdował się insekt, który według jednego z bohaterów stanowi coś w rodzaju żywego filtra. Owad bowiem wysysał krew użytkownika Cronosa, ofiarując w zamian nieśmiertelność. Motyw mechanizmu zegarowego w twórczości del Toro pojawia się oczywiście również w filmie Hellboy (2004) za sprawą rozszerzonej względem komiksów postaci Karla Ruprechta Kroenena, lecz największy upust swej obsesji na tym punkcie meksykański reżyser dał w kontynuacji przygód półdemona i półczłowieka z 2008 roku, przedstawiając finałowy pojedynek Hellboya i Nuady na pracujących kołach zębatych.
Quentin „Stópkarz” Tarantino
Jedni nazywają to obsesją, inni fetyszem, ale sam Quentin Tarantino nie rozpatruje swojego ewidentnego zamiłowania do obserwowania bosych kobiecych stóp w wymienionych kategoriach. Według słynnego reżysera filmowanie tej części ciała to bowiem nic innego aniżeli nawiązywanie do takich mistrzów kina jak Luis Buñuel czy Alfred Hitchcock, u których motyw ten pojawiał się równie często. Chociaż trudno jest mi do końca uwierzyć w te słowa, to po chwilowym zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że właściwie prawie każde przedstawienie kobiecych stóp w filmach Tarantino jest w jakiś sposób uzasadnione fabularnie lub ma związek z cechami charakterystycznymi postaci. W Pulp Fiction (1994) stopy Mii Wallace ukazane są więc po słynnym dialogu Vincenta i Julesa na temat ich masażu, w Kill Bill (2003) Czarna Mamba musi wznieść się na wyżyny i poruszyć najpierw małym palcem, aby „rozruszać” stopy i móc znów samodzielnie się poruszać, w Bękartach wojny (2009) but pasujący do stopy Bridget von Hammersmark stanowi ostateczny dowód dla pułkownika Landy, że ta jest zdrajczynią, a w Pewnego razu… w Hollywood przybrudzone stopy Sharon Tate odzwierciedlają zamiłowanie tej postaci do chodzenia boso wszędzie tam, gdzie tylko mogła sobie na to pozwolić. To jak? Czy w świetle powyższego powinniśmy nazywać Quentina Tarantino „stópkarzem”?
Skocz z budynku z Richardem Donnerem
Należy przyznać, że zmarły w ubiegłym roku Richard Donner miał rękę do tworzenia kinowych hitów. W filmografii Donnera znajdziemy przecież tak popularne tytuły, jak Omen (1976), Superman (1978), Superman II (1980), Goonies (1985), Wigilijny show (1988) czy serię Zabójcza broń (1987–1998). Pomimo gatunkowych różnic pomiędzy wymienionymi wyżej produkcjami większość z nich łączy pewien tajemniczy motyw. Chodzi o sceny, w których postaci skaczą z dachu budynków. Co interesujące, obsesja Donnera na tym punkcie pozwoliła mu na stworzenie często kultowych sekwencji ujęć, za pomocą których każdy fan kina automatycznie kojarzy, z jakiego filmu pochodzą. Potwierdzeniem powyższego stwierdzenia niech będzie np. scena śmierci niani Damiena z obrazu Omen lub skok Martina Riggsa z przypiętym do niego kajdankami mężczyzny usiłującego popełnić samobójstwo z pierwszej Zabójczej broni. W jednej z niedocenionych produkcji Richarda Donnera, Teorii spisku (1997), bohater grany przez Mela Gibsona stwierdza nawet, że człowiek ogarnięty miłością jest w stanie skoczyć z Empire State. Zastanawiam się, czy za sprawą wspomnianego monologu Donner nie chciał raczej romantyzować swojej dziwnej obsesji.
Asia Argento i kompleks Elektry
W jednym z wywiadów Asia Argento wyznała, że jej rodzinę we Włoszech postrzega się trochę jak familię Addamsów. Większość mieszkańców Półwyspu Apenińskiego jest bowiem wobec ich wzajemnych relacji nieco podejrzliwa. Trzeba przyznać, że przez lata członkowie rodu Argento sami zapracowali sobie na taką ocenę. Cofnijmy się do roku 1993, czyli premiery filmu Uraz Daria Argento. Do pracy przy tej produkcji słynny włoski reżyser zatrudnił swoją córkę po raz pierwszy. Po raz pierwszy poprosił również Asię, aby ta przed kamerą pokazała się topless. Podczas kręcenia Urazu Asia miała około 17 lat. Od tego momentu córka Daria stała się wręcz jego muzą. Wystąpiła jeszcze w 10 tytułach legendy giallo i w większości z nich grała sceny rozbierane, a także sceny seksu lub gwałtu. Chociaż, jak sama przyznaje, za każdym razem dość trudno jest jej rozebrać się przed ojcem, to ostatecznie zdaje sobie sprawę, że przecież chodzi tu wyłącznie o pracę, o estetykę. Jak zatem traktować jej słowa o tym, że podczas kręcenia Upiora w operze (1998) straciła dziewictwo na oczach swego ojca? Właściwie to już nie wiem, kto z tej dwójki ulega obsesjom.
Łazienki Stanleya Kubricka
Doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że w przypadku Stanleya Kubricka można by się w kontekście tematu tego zestawienia spodziewać np. zamiłowania reżysera do kontroli lub precyzji. Wybrałem jednak… łazienki. Trochę na przekór, a trochę też z tego powodu, że wydaje mi się to całkiem interesujące. Okazuje się bowiem, że właśnie łazienki odgrywały niebagatelną rolę w twórczości Kubricka. Niezależnie od tego, czy akcja jego filmu rozgrywała się w starożytnym Rzymie, czy w niedalekiej przyszłości, bohaterowie mistrza reżyserii zawsze chadzali przecież do toalet. Po co? Wygląda na to, że autor Mechanicznej pomarańczy postrzegał je jako miejsce, w których ludzie zdejmują swoje maski i tym samym ukazują swoją „zwierzęcą” naturę, odkrywając prawdę o sobie. Przypomnijcie sobie tylko spotkanie Jacka Torrance’a i Delberta Grady’ego w „czerwonej” łazience ze Lśnienia (1980) albo słynną łazienkową scenę z udziałem Gomera Pyle’a z Full Metal Jacket (1987), albo samobójczą śmierć generała Rippera w Dr Strangelove (1964). Tak! W każdym filmie Kubricka znajdziecie toaletową sekwencję ujęć i każda z nich jest bardzo istotna dla rozwoju fabuły.
Czas Christophera Nolana
Wielu wspaniałych reżyserów posiada w swej twórczości motywy, które stanowią coś w rodzaju ich podpisu, cechy charakterystycznej. W przypadku Christophera Nolana takim motywem wydaje się czas. Niezależnie bowiem od tego, czy Nolan tworzy kino superbohaterskie, czy koncepcyjne, to właśnie czas odgrywa w nich kluczową rolę. Wspomniana obsesja twórcy Incepcji widoczna jest od samych początków jego twórczości. Pojawiła się już w Śledząc (1998), ale najpełniej Nolan dał jej wyraz w słynnym Memento (2000). Pojęcie czasu do dziś służy temu reżyserowi nie tylko pod względem technicznym, ale również narracyjnym. Wraz z rozwojem swojego rzemiosła, a także z wiekiem, Nolan zdaje się coraz mniej obawiać upływu czasu. Stał się tego faktu po prostu świadomy. Co oczywiście zupełnie nie oznacza, że zrezygnuje z tej koncepcji w swoich kolejnych filmach.
Tata według Stevena Spielberga
Na koniec powróćmy do obsesji związanych ze sprawami rodzinnymi, ale w zdecydowanie mniej kontrowersyjnym wydaniu niż te u państwa Argento. Chodzi bowiem o nieobecnych ojców w twórczości Stevena Spielberga. Skąd się to wzięło? Oczywiście stąd, że w życiu małego Stevena brakowało taty. Jego nieobecność spowodowana była jednak nie zdradą czy odejściem od rodziny, ale pracoholizmem. Dopiero po latach Spielberg wyznał swojemu ojcu, że zawsze mu go brakowało i że jednocześnie zawsze na piedestale stawiał matkę. Nawet wówczas, gdy okazało się, że odpowiedzialną za rozwód rodziców 19-letniego wówczas Stevena była jego mama.