DARK GLASSES. Dario Argento powraca
Ostatni film Dario Argento nakręcił w 2012 roku. Drakula 3D zamykał okres w twórczości Włocha, który, delikatnie mówiąc, nie był porywający. Biorąc pod uwagę zarówno artystyczny spadek, jak i metrykę reżysera, na jego powrót liczyło chyba niewiele osób, a jeszcze mniej na niego czekało. Tymczasem równo dekadę po ostatniej premierze Argento wraca z Dark Glasses – thrillerem zbudowanym wokół seryjnych morderstw kobiet i motywu (zgadliście) ślepoty. Już przed seansem jest się czego bać.
Film otwierają de facto dwie sceny. W jednej z nich główna bohaterka, Diana, podziwia zaćmienie słońca. To otwarcie ironiczne – chwila podziwiania skutkuje nadwyrężeniem wzroku protagonistki, która proroczo musi tymczasowo nosić ciemne okulary, a astronomiczny fenomen staje się rodzajem fatum. Drugie otwarcie jest już dramatyczne – w przywodzącej na myśl słynną pierwszą sekwencję Suspirii scenie brutalnie zamordowana zostaje wychodząca od klienta call girl. Ponieważ, jak dowiadujemy się chwilę później, Diana zajmuje się tym samym co ofiara, łatwo domyślić się, że będzie ona zmuszona do konfrontacji z mizoginistycznym, działającym według zawodowego klucza oprawcą. Szybko zostaje rzeczywiście zaatakowana, udaje jej się jednak przetrwać w trakcie samochodowej ucieczki, gdzie powoduje śmiertelny wypadek. Tutaj zaczyna się właściwa historia, zbudowana wokół nieuchronnego ponownego spotkania próbującej pozbierać się fizycznie i psychicznie Diany z napastnikiem.
Dark Glasses utrzymany jest w rozpoznawalnej estetyce Argenta, operującego ochoczo kontrastami i kolorowym światłem, w scenach eskalacji kreatywnie sięgającego po gore, zaś pomiędzy nimi kreującego zmiękczonymi, klarownymi kadrami atmosferę rozpadającego się komfortu. Brak tu elementów nadprzyrodzonych (wyjmując inklinacje takie jak zaćmienie słońca, pełniące tu funkcję mrugnięcia okiem), zasadniczo dominuje zaś oprawiony w delikatnie campową otoczkę realizm. Mistrz giallo kręci więc film zasadniczo post-giallo, czytelnie odwołując się do estetyki, ale nie czyniąc z niej fetyszu. Fabularnie trzyma się zaś klasycznej dynamiki, pozwalającej w pełni wybrzmieć postmodernistycznemu przerysowaniu. Nie tyle jest ważne, jak rozwija się historia Diany – większość zwrotów akcji jest czytelna – ale jak zostaje to przedstawione.
Dario Argento nie jest najmłodszym reżyserem, ale w Dark Glasses tego prawie nie widać. Co więcej, w obecnym klimacie społeczno-politycznym Włoch wydaje się zaskakująco „na czasie” w warstwie przekazu. W jego najnowszym filmie osią fabuły jest dosłownie prześladowanie przez psychopatycznego mordercę kobiet stygmatyzowanych ni mniej, ni więcej za seksualną profesję. Zawód swojej protagonistki Argento pokazuje z wyczuciem, nie epatując moralnymi soczewkami, a charakter Diany jest jednoznacznie pozytywny. Owszem, przez cały film bohaterka paraduje w kusych spódniczkach i jest kadrowana w sposób wydobywający jej cielesność, ale ten aspekt – obecny zresztą nawet w filmach deklaratywnie feministycznych – z jednej strony trzymany jest w ryzach, z drugiej pracuje w ramach nieco przerysowanej konwencji, obracającej się wokół konfliktu żeńskiej protagonistki z męskim agresorem. Warto zauważyć, jak Argento pracuje z punktem widzenia – kilkukrotnie oglądamy bohaterkę z ujęć point-of-view, a dzieje się to z perspektywy jej klientów lub oprawcy. Takie zestawienie spojrzenia mężczyzn na Dianę jest bardzo sugestywne. W Dark Glasses prominentną postacią jest pies-przewodnik (a ściślej mówiąc: suka) przydzielony Dianie. Biorąc pod uwagę, jak często w swoim dorobku Argento sięgał po motyw żeńskiego żywiołu kobiecego, zwierzę staje się symbolem sprawczości i emancypującej siły. Co więcej, w rozplanowanej na kilka sekwencji końcówce Argento wykrzywia klasyczny trop ratowania kobiety w opałach, zmierzając do dość dosadnej puenty.
Skoro rozliczyłem już oldschoolowca Argento z kwestii genderowych, należy z kolei spojrzeć na aspekty stricte warsztatowe Dark Glasses, bo z tymi w przypadku Włocha też bywało różnie. Pod tym względem nowy film ląduje po jasnej stronie filmografii twórcy Suspirii. Napędzane mrocznym, dudniącym beatem sceny akcji robią porażające wrażenie, a sugestywne gore odpowiednio dopełnia klimatu. Jeśli jednak czegoś nauczyły mnie dziesiątki seansów campowych czy B-klasowych horrorów, to tego, że same brawurowe uderzenia często grzęzną w nędznej dramaturgii. Argento nie popełnia jednak tego błędu, wzorcowo rozkładając momenty przyspieszenia w narracji, a wypełniające przestrzeń między nimi segmenty popychające fabułę do przodu konstruuje oszczędnie i z wyczuciem, nie przesadzając z przyprawą kiczu. Gdy już wydaje się, że Dark Glasses grzęźnie w generycznych fabularnych trajektoriach, Argento wyciąga z rękawa campowo-groteskowe przełamania, dając filmowi zastrzyk dodatkowej energii i trochę mącąc przejrzystość fabuły.
Choć Dark Glasses to nie odkrycie Ameryki, Argento stworzył naprawdę rzetelny thriller – przesycony charakterystyczną estetyką Włocha film można oglądać także w kluczu czysto realistycznym, konwencjonalnie gatunkowym i będzie to seans satysfakcjonujący. To, że reżyser balansuje tu na krawędzi kina klasy B czy midnight movies, to tylko atut – wzięcie fabuły w dyskretny nawias daje alibi do przymknięcie oka, a wręcz docenienie groteskowego komizmu niewidomej call girl z czarnym psem czy obowiązkowej bieganiny po lesie nocą. Po przerwie twórca Trylogii Trzech Matek wraca więc w formie i pokazuje współczesnym epigonom – „tak to się robi, wciąż to potrafię”.