KINOMISJA PULP ZINE #1. Lektura obowiązkowa dla miłośników giallo i podobnych klimatów
30 czerwca trafił do sprzedaży zapowiadany już od dawna pierwszy numer zina, będącego papierową wersją strony internetowej pulpzine.pl, której motto brzmi „Seks, przemoc, niski budżet”. Współtwórcy strony, podobnie jak ich ulubieni filmowcy, dysponują niskim budżetem, więc i nakład magazynu był skromny, przeznaczony dla wąskiego grona odbiorców. Wszystkie dostępne egzemplarze zostały wyprzedane już w ciągu 40 minut i szybko podjęto decyzję o wydrukowaniu większego nakładu. Egzemplarze będzie można zakupić dzięki zamówieniom przedsprzedażowym. To dobra decyzja – niniejszy tekst nie miałby za bardzo sensu, gdyby nie można było już kupić tego magazynu.
Szybko wyczerpany nakład, choć pewnie dziwi kinomisyjnych redaktorów, mnie nie zaskoczył w ogóle. Bo wśród dostępnych licznych magazynów hobbystycznych brakuje na polskim rynku tego typu publikacji napisanej przez prawdziwych pasjonatów. Publikacji, która złożyłaby hołd kultowym twórcom kina obskurnego, perwersyjnego, bezwstydnie kiczowatego, lecz wizualnie odjechanego na tyle, że zasługuje na kultowy status. Mimo iż tego typu filmy wyrzucone są na margines kina, przez co nie interesują się nimi szanowani krytycy, z każdym kolejnym rokiem zyskują coraz więcej odbiorców. Giallo, będące dawniej znane tylko wtajemniczonym, teraz nie jest już obce, a tacy twórcy jak Mario Bava i Dario Argento są zaliczani do mistrzów na równi z Brianem De Palmą i Johnem Carpenterem.
Wspomniane giallo jest właśnie motywem przewodnim pierwszego numeru Kinomisji. Temat jest mi bardzo bliski – sam niegdyś przedstawiłem swoje spojrzenie na ten włoski nurt (link). Ale też zdaję sobie sprawę, że jest to temat na tyle szeroki, że jeszcze może mnie czymś zaskoczyć. Omawiana książeczka wzmacnia to przekonanie, gdyż oprócz niekwestionowanych klasyków gatunku prezentuje też rzeczy nieoczywiste, bardzo trudno dostępne, chyba że ktoś kolekcjonuje zagraniczne wydania blu-ray.
Artykuł wprowadzający to oczywiście krótki przewodnik po historii giallo. Autorem tekstu jest założyciel Kinomisji, Marcin Mess, magister filmoznawstwa, który – w przeciwieństwie do typowych absolwentów tego kierunku – nie fascynuje się kinem Felliniego, lecz Fulciego. I tę fascynację podzielam, jak również doceniam fachowe podejście do tematu. Ta fachowość objawia się rzetelnym przestudiowaniem zagranicznych źródeł, które często cytuje, co składa się na pełniejszy obraz „żółtego nurtu”.
Taka wnikliwość i umiejętność obiektywnego spojrzenia na gatunek cechuje również kolejne artykuły zawarte w książce. Osobliwą szajkę miłośników giallo uzupełniają: Caligula (który najlepiej bawi się przy kontrowersyjnych obrazach z listy Video Nasties), Piotr Kuszyński (wyznawca kultu Hammera i jego najważniejszego boga, Petera Cushinga) oraz Justyna Wróblewska (jej kinomisyjna działalność jest jak na razie krótka, ale już dała się poznać jako fanka dziwności z najgłębszych otchłani filmowego undergroundu; tym razem zapuściła się w rejony hiszpańskiego giallo – zwanego amarillo – czego efektem jest kapitalny tekst; dodatkowy plus dla Justyny za zwrócenie uwagi na mało znanych kompozytorów, tj. Giancarlo Chiaramello i Adolfo Waitzman).
Niewątpliwą zaletą pulpowej książeczki jest poprowadzenie czytelnika nie tylko przez Włochy, ale też inne kraje, zarówno europejskie (Niemcy, Hiszpanię, Francję), jak i Stany Zjednoczone. Jednak nie oznacza to, że nagle postanowiono pójść w zupełnie inne rejony. Wciąż trzymamy się głównego tematu, ale spoglądamy na niego z różnych perspektyw, zauważając – niczym dobry detektyw – coraz więcej tropów prowadzących do ciekawych wniosków.
Kolejny punkt, jaki warto odnotować to sylwetki osób związanych z gatunkiem. Pierwsza to Edwige Fenech, co nie powinno być zaskoczeniem, gdyż na okładce jest stylowa przeróbka zdjęcia, na którym aktorka pozuje na planie inspirowanego Czarnym kotem E. A. Poego thrillera w reż. Sergia Martino (Your Vice Is a Locked Room and Only I Have the Key, 1972). Z należnym szacunkiem (którego nie okazywał jej nawet piszący dla niej role scenarzysta Ernesto Gastaldi, kwestionując jej talent) Justyna Wróblewska opisuje poszczególne osiągnięcia „królowej giallo”, zwracając uwagę – w przeciwieństwie do krytyków – nie tylko na urodę i seksapil, ale przede wszystkim pracowitość, skromność i zasługi dla włoskiego kina gatunkowego. W szczególności kina eksploatacji, które stawiała na równi z filmami Bergmana, dlatego w każdą rolę mocno się angażowała.
Nie brakuje tu także sylwetki reżysera zasłużonego dla gatunku. Wybór padł na Luigiego Bazzoniego, autora dwóch znakomitych gialli. Pierwszy – The Fifth Cord (1971) – jest bardziej konwencjonalny. Drugi – Ślady (1975) – to dzieło niesztampowe i zaliczane do najdoskonalszych przedstawicieli nurtu. Na przykładzie artykułu o Bazzonim (autorstwa Marcina Messa) widać, że nie trzeba być płodnym filmowcem, by zostać docenionym. Do grona mistrzów gatunku może trafić ten twórca, który schematy gatunkowe potrafi umiejętnie przetworzyć przez nieco odmienną wrażliwość artystyczną.
Każdy miłośnik giallo wie, jak ważna dla odbioru dzieła jest oprawa wizualna, i w związku z tym osoby odpowiedzialne za recenzowaną publikację zadbały o wyjątkową szatę graficzną. Plakatom i fotosom towarzyszy efekt xero – ten styl sprawdził się już na stronie internetowej i z powodzeniem przeniesiono go na papier. Prawie każda strona oprócz materiału do czytania zawiera też pasujący do obskurnej tematyki obrazek w czerni i bieli. Poza tym oferowane są bonusy w formie podobnych wizualnie wlepek i odmiennego w stylu, surrealistycznego plakatu autorstwa Karoliny Graczyk. Dla tych dodatkowych atrakcji warto zakupić papierową wersję (na drugą połowę lipca zapowiadana jest darmowa wersja cyfrowa).
Artykuły pod szyldem Kinomisji obserwuję już od 10 lat i widzę, że ta idea pięknie się rozwinęła – ze skromnego jednoosobowego bloga stała się zgranym zespołem pasjonatów. Autorzy omawianego numeru to tylko część kolektywu – w ekipie są też fani kina azjatyckiego, australijskiego Outbacku, spaghetti westernów, czarnych kryminałów, różnej maści filmów eksploatacji, horrorów w rozmaitych postaciach i wielu innych filmowych zjawisk (polecam przy okazji cykl Mon amour, który ma również swoją edycję w omawianej lekturze). Z pewnością ten format ma przyszłość – wiele tematów czeka na opracowanie, wiele jeszcze „pereł ze śmietnika” czeka na wygrzebanie.