search
REKLAMA
Archiwum

PRZYCZAJONY TYGRYS, UKRYTY SMOK. Recenzja pozytywna

Michał Klimaszewski

25 stycznia 2018

REKLAMA

Przyczajony tygrys, ukryty smok to dla mnie najlepszy film tego roku! Teraz chodzenie do kina traci trochę sens, jeśli wie się, że przez najbliższe kilka miesięcy nie zobaczy się nic lepszego…

Przyczajony tygrys, ukryty smok to wspaniały, niesamowity film. Tego nie da się opisać, oglądając go przeżywamy prawdziwe katharsis! Trzeba wczuć się w tę piękną opowieść o miłości, zdradzie, wolności, marzeniach… jeszcze bardziej się podoba, kiedy oglądamy to dzieło po raz drugi, trzeci. To wprawdzie bardzo klasyczna opowieść, ale w niesamowitym wykonaniu. W żadnym wypadku nie jest typowa rąbanka martial arts. Sceny wire dancing są tu tylko dodatkiem, ale za to jakim! Niektóre fragmenty bardziej przypominają balet niż walki kung-fu. Zwróćcie uwagę, jak doskonale komponuje się to z muzyką. Mogę luźno zacytować polski plakat do filmu Stanleya Kubricka Oczy szeroko zamknięte, że widziałem wiele, ale czegoś takiego nigdy. Nie krytykujcie tej nierealności, tak właśnie ma być. To jeden z tych baśniowych elementów w filmie. Już podczas pierwszej gonitwy po dachach Pekinu można zachłysnąć się z wrażenia (przyjrzyjcie się ruchom ninja, jak niesamowicie są płynne, wręcz kocie).

Te powietrzne pojedynki są ogromną zaletą dzieła, choć dla niektórych sceptyków wręcz wadą. Zwłaszcza w Polsce, gdzie raczej nie przyjmie się ten film. Wprawdzie radzi sobie bardzo dobrze w krajowym box-office (mimo iż rozpowszechniany jest w zaledwie trzynastu kopiach), ale myślę, że duża w tym zasługa Oscarów. Po prostu na takie filmy się chodzi, a czy już spodoba się widzom, to już inna sprawa. Dla wielu Polaków to zbyt orientalne i bez znajomości innych azjatyckich filmów wuxia może wydać się niestrawne. Choć wystarczy przełamać bariery i uprzedzenia, wpaść we właściwy rytm filmu i wtedy nawet bez odpowiedniego przygotowania obraz może nas wciągnąć i zauroczyć. Inna sprawa, że czasami może w tym przeszkodzić coraz bardziej nieobyta publiczność swoimi komentarzami, śmiechem w niewłaściwych momentach, dzwoniącymi komórkami i szeleszczeniem chipsów.

Niektórych może też drażnić, że postaci nie mówią w języku angielskim, tylko po mandaryńsku (kolejna niespodzianka, bo jednak większość tamtejszych filmów kręcona jest w dialekcie kantońskim). Ale tak samo trudno się dziwić, by film polski został należycie zrozumiany np. w Japonii (Pana Tadeusza mają tam tylko jedną kopię i to raczej w ramach ciekawostki dla miłośników kina). Niestety przez wiele ostatnich lat filmy polskie są praktycznie zupełnie niedostrzegane na świecie. Tymczasem kino azjatyckie wprost odwrotnie. Nie tylko wpłynęło zauważalnie na styl widowiskowych produkcji kina akcji (Aniołki Charliego, Matrix, Lara Croft: Tomb Raider itp. – sceny wire dancing są może aż nadto wykorzystywane przez amerykańskich twórców). Ale także podbija międzynarodowe festiwale, zdobywając często główne nagrody, a przede wszystkim jest bardzo widoczne (na ostatnim festiwalu w Berlinie zwyciężył film europejski, a mimo to stwierdzono, że festiwal był wielkim sukcesem kina azjatyckiego i pokazano nawet poza konkursem wiele interesujących tytułów). Jackie Chana czy Jeta Li zna chyba każdy kinoman na świecie, albo przynajmniej kojarzy. Natomiast ciekaw jestem, ile osób poza granicami naszego kraju słyszało o takich gwiazdorach polskiego kina jak Bogusław Linda, Cezary Pazura i inni.

Lata 90. ubiegłego wieku to wielka ekspansja kina azjatyckiego na amerykański i europejski rynek. Wszystko wskazuje na to, że początek XXI wieku także będzie należał do Azjatów. Spora część osób pisze, że pojedynki są w stylu Matrixa. Nic bardziej mylnego! Przecież tajwański reżyser nie wzorowałby się na amerykańskiej produkcji. W Chinach takie motywy są na porządku dziennym. Wire dancing stosowano w tamtejszych produkcjach już nawet 20-30 lat temu. Wystarczy zacytować Chińczyków “Seeing people run across roofs and trees might be novel for Americans, but we’ve seen it all before”. To właśnie dzieło Wachowskich nawiązywało stylistyką do filmów akcji made in Hong Kong. A że film okazał się ogromnym sukcesem, widzom się spodobało, to w coraz większej liczbie amerykańskich produkcji wire-fu wyrasta jak grzyby po deszczu.

Inna sprawa, że w USA pracuje wielu reżyserów pochodzenia azjatyckiego i trudno się dziwić, by np. John Woo nie umieścił w Mission: Impossible 2 tego typu scen, skoro kręcił je już w latach 70. Niemniej nazywanie Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka azjatycką baśnią w stylu Matrixa to wielka pomyłka. Zresztą krzywdzące jest porównywanie tego filmu z baśnią (nie mówiąc już o nazywaniu go filmem karate). Oczywiście jest cała masa elementów baśniowych, jednak takie określenie do głębokiego, poważnego filmu jakoś mi nie pasuje. Trudno jednoznacznie określić, jaki to film, bo zawiera on elementy przyporządkowane różnym gatunkom. Można jednak pokusić się o takie zestawienie. Np. epic adventure-action-drama-martial arts-romance-based on novel fantasy-wuxia fiction.

W głównych rolach wystąpiły gwiazdy z Hongkongu. Najbardziej znany jest Chow Yun-Fat, który poszedł śladami Jackie Chana i Jeta Li i robi karierę w USA. Gwiazda pierwszej wielkości, przyjaciel Johna Woo, u którego zagrał w takich filmach jak Byle do jutra 1,2, Był sobie złodziej, Dzieci Triady, Płatny morderca. Wystąpił w głośnym Płonące miasto Ringo Lama i dziełach azjatyckiego “Stevena Spielberga”, czyli Tsui Harka. A także w prawie 80 innych tytułach. Gwiazdą jest również Michelle Yeoh. Wystąpiła m.in. w znanym w Polsce Atomowe amazonki i Policyjna opowieść 3: Superglina. Była partnerką Jamesa Bonda w Jutro nie umiera nigdy. Młodziutka Zhang Ziyi przed występem w Przyczajonym tygrysie… miała na swoim koncie zaledwie jedną filmową rolę (i lata nauki w szkole baletowej). Chyba nie przypuszczała nawet, że ogromny sukces Przyczajonego tygrysa… tak istotnie wpłynie na jej karierę. Obecnie pracuje na planie Wojownika Musa. Dołączyła do obsady Godziny szczytu 2, gdzie wystąpi u boku Jackie Chana i Chrisa Tuckera. Nawet sam Wong Kar-wai zaproponował jej rolę w swym najnowszym filmie.

Aktorzy grają z wielką pasją, poświęceniem. Dodatkowo musieli nauczyć się dialektu mandaryńskiego, gdyż w Hongkongu mówi się po kantońsku. Uwieszeni na gumowych linach bez słowa sprzeciwu wykonywali karkołomne ewolucje. Film jest ucztą dla oczu, dzięki przepięknym oscarowym zdjęciom Petera Pau. Swój talent pokazał już w najlepszym filmie Johna Woo Płatny morderca (którego niestety jak dotąd Polsat nie pokazał). Obecnie czeka go kariera w Hollywood, zresztą jeszcze przed odebraniem statuetki miał na swoim koncie kilka amerykańskich produkcji, jak Dracula 2000 czy czwarta część Laleczki Chucky.

Równie piękna (a więc uczta dla uszu) i równie oscarowa jest muzyka. Kompozytor Tan Dun ma na swoim koncie jeszcze mało tytułów, ale myślę, że Oscar to zmieni. Yuen Woo-ping zajmował się choreografią walk. Wcześniej współpracował przy takich filmach jak Matrix czy Czarna maska. Obecnie pracuje na planie Matrixa 2 i Czarna Maska 2 Tsui Harka. Jest także scenarzystą, aktorem, a nawet kaskaderem. Ale również znanym reżyserem, nakręcił prawie 30 filmów, m.in. Legendarna pięść, Żelazna małpa, Wicked City czy Twin Warriors.

Ang Lee to najbardziej znany tajwański reżyser. Nakręcił w Azji trzy filmy, za które otrzymał m.in. Złotego Niedźwiedzia w Berlinie i nominacje do Oscara. Później przeniósł się do USA, gdzie nakręcił swój pierwszy film anglojęzyczny Rozważna i romantyczna wg powieści Jane Austen, który otrzymał siedem nominacji do Oscara za rok 1995. Także jego następny film Burza lodowa, z naprawdę gwiazdorską obsadą, zbierał bardzo pochlebne opinie. Przejażdżka z diabłem miał trochę słabsze recenzje i reżyser wrócił do Azji, by nakręcić jak dotąd najważniejszy film w swoim życiu – Przyczajony tygrys, ukryty smok. To największy sukces kina azjatyckiego na świecie. W Wielkiej Brytanii, USA i kilku innych krajach ten film jest najbardziej dochodowym obrazem nieanglojęzycznym. W Ameryce dotychczas rekord ten należał do Życie jest piękne Roberto Benigniego, który osiągnął wynik 50 milionów dolarów. Aż pojawił się Przyczajony tygrys…, który do tej pory zarobił aż 120 milionów dolarów.

Ogromny sukces kasowy (Przyczajony… będzie w ścisłej czołówce najbardziej dochodowych filmów roku 2001 w USA) idzie w parze z sukcesem artystycznym. Złoty Glob za reżyserię dla Anga Lee i za najlepszy film nieanglojęzyczny, cztery nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej (BAFTA), Złoty Satelita dla najlepszego filmu zagranicznego, nagrody krytyków z Nowego Jorku, Bostonu, Kanady, Los Angeles (tu aż cztery), główna nagroda za “wyjątkowe osiągniecie reżyserskie w filmie fabularnym” przyznawana przez Directors Guild of America, siedem nominacji do tegorocznych Saturnów i wiele, wiele innych bardziej lub mniej znanych nagród. Oczywiście także 10 nominacji do Oscara i wygrana w czterech kategoriach (film nieanglojęzyczny, zdjęcia, muzyka, scenografia i dekoracja wnętrz).

Obecnie znaczna część ekipy realizującej Przyczajonego… pracuje na planie Wojownika Musa, kolejnego filmu należącego do kanonu wuxia fiction. Tym określeniem nazywa się filmy adventure-martial knight (z obowiązkowym “lataniem”, czyli wire dancing). Najbardziej znane przykłady (które szczerze polecam) to Chińskie duchy, Popioły czasu, Narzeczona o białych włosach i oczywiście Przyczajony tygrys... Wuxia obecna jest także w literaturze, nawiązującej to legend i historii Chin (np. klasyk Romance of Three Kingdoms czy Wędrówka na Zachód). Wspomina się też o nakręceniu prequela pod tytułem Precious Sword, Gold Hairpin, ale jeśli do tego dojdzie, to najprędzej za dwa, trzy lata.

Idźcie na to DZIEŁO do kina, nie dlatego, że dostało cztery Oscary czy że bije rekordy popularności. Jeśli jesteście otwarci na coś nowego, ale jakże pięknego, ten film was zauroczy. A miłośników kina azjatyckiego chyba nie muszę specjalnie zachęcać, bo zapewne już film widzieli.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA