UCZTA. Horror ludowy z Walii
Uczta to coś więcej niż lokalna ciekawostka z jednego z krajów Zjednoczonego Królestwa.
Bogata rodzina, w skład której wchodzą polityk Gwyn, jego żona Glenda oraz dwóch synów Guto i Gweirydd, organizuje przyjęcie w swej posiadłości położonej w walijskich górach. Gośćmi na kolacji są Mair, rolniczka z sąsiedztwa, i biznesmen Euros, który prowadzi w okolicy odwierty, aby odnaleźć złoża cennych minerałów. Glenda zatrudnia do pomocy Cadi, dziewczynę z pobliskiej wioski. Cicha i skromna Cadi przygląda się ludziom zamieszkującym zamożny dom: Guto jest uzależniony od narkotyków, Gweirydd ma obsesję na punkcie biegania i restrykcyjnej diety, a Gwyn jest zapalonym myśliwym. W trakcie przyjęcia obfitującego w niezręczne sytuacje na jaw wychodzi prawdziwy cel spotkania: gospodarze usiłują przekonać Mair do zgody na odwierty na jej ziemi, ale ona ostrzega ich, że według lokalnej legendy jest to miejsce spoczynku prastarej bogini. I choć rolniczka naraża się na zarzuty o naiwną wiarę w przesądy, nikt nie podejrzewa, jak wiele prawdy jest w ludowych wierzeniach. Nikt oprócz Cadi, której rosnący wewnętrzny niepokój zdaje się manifestować w formie niewytłumaczalnych wydarzeń.
Uczta jest pełnometrażowym debiutem fabularnym Lee Havena Jonesa – telewizyjnego twórcy, który reżyserskiego rzemiosła uczył się przy takich serialach jak The Long Call, Szkoła na Waterloo Road i Doktor Who. Swój pierwszy duży film Jones zrealizował w plenerach Walii, z walijskimi aktorami (Annes Elwy, Nia Roberts, Julian Lewis Jones, Rhodri Meilir, Lisa Palfrey) i w języku walijskim, który przypomina języki bretoński i kornwalijski bardziej niż współczesny angielski. Ale nie jest to sztuczka mająca wyróżnić Ucztę na tle innych horrorów – wykorzystanie krajobrazu Walii oraz tamtejszego języka ma swoje uzasadnienie w opowiadanej historii, która jest swego rodzaju przestrogą przed odrzuceniem własnych korzeni. Sportretowana przez Jonesa rodzina zamieszkuje nowy dom zbudowany na gruzach starej rodzinnej farmy Glendy, a pozostałe tereny wynajmuje za ogromne pieniądze firmom energetycznym, które drenują teren z zasobów naturalnych. Sami gospodarze również eksploatują te piękne rejony, niejako wdzierając się w nie gwałtem i przemocą, czego symboliczną reprezentacją jest scena polowania na króliki.
Cadi to milcząca obserwatorka degrengolady. Z początku jej intencje nie są jasne, ale wszystko wyjaśni się w ostatnim akcie, do którego twórcy zmierzają w sposób niespieszny, rozwijając po drodze narastające poczucie zagrożenia i niesamowitości. Uczta trwa tylko półtorej godziny, lecz wymaga cierpliwości, jednak ci widzowie, którzy dadzą filmowi szansę, zostaną nagrodzeni satysfakcjonującą kulminacją. Gęsta atmosfera obrazu Jonesa kojarzy się nieco ze świetnym horrorem ludowym Enys Men (2022) Marka Jenkina, z którym Ucztę łączy nie tylko klimat, ale również wiejskie otoczenie (u Jonesa jest to prowincjonalna Walia, u Jenkina – Kornwalia, kraina na południowo-zachodnim wybrzeżu Anglii). Wspólny mianownik stanowi też strata: w Enys Men ledwo zasygnalizowana i dotycząca kwestii osobistych i lokalnych (strata bliskich), w Uczcie zaś zahaczająca o wątki globalne i ekologiczne (strata ziemi, dziedzictwa, korzeni). O ile Jenkin wykładał te wątki w sposób dość subtelny, o tyle Jones jest bardziej dosłowny. Mimo to warto obejrzeć jego film, bo przemawia własnym językiem – i niekoniecznie chodzi tu o walijski.