TRZYNASTU. Efektywnie, nie efektownie
Gdy na przełomie czerwca i lipca 2018 roku w jaskini Tham Luang w Tajlandii trwała akcja ratunkowa dwunastu nastoletnich piłkarzy i ich niewiele starszego trenera, w Hollywood scenarzyści już szykowali się do prac nad przeniesieniem tej historii na ekran. Historie tego typu, „większe niż życie”, są wprost idealnym materiałem filmowym i nic dziwnego, że wystarczyło kilka lat, by wielkie gwiazdy światowego kina wzięły ten temat na warsztat. I tak powstało Trzynastu Rona Howarda, oryginalny film Amazon Prime opowiadający o tamtych mrożących krew w żyłach wydarzeniach.
Gwoli ścisłości, gwiazdorsko obsadzona produkcja (Viggo Mortensen, Colin Farrell, Joel Edgerton) nie była pierwszym filmem fabularnym opowiadającym o akcji ratunkowej w Tham Luang. Już w 2019 roku, a więc niespełna rok po wydarzeniach w tajlandzkiej jaskini, miejscowy reżyser Tom Waller zrealizował Ocalonych, obsadzonych niemal wyłącznie lokalnymi aktorami. Tamta produkcja niedawno została przemontowana i wypuszczona do szerszej dystrybucji przez Lionsgate, ale nawet w takiej formie nie może mierzyć się pod względem zasięgu z Trzynastoma, których promują nie tylko twarze gwiazdorów kina, ale także nazwisko oscarowego reżysera. Co ciekawe, żadna z tych produkcji nie miała bezpośredniego dostępu do ocalonych – wyłączne prawa do ich historii natychmiast wykupił Netflix, który niedawno udostępnił sześcioodcinkowy serial fabularny Operacja ratunkowa w tajlandzkiej jaskini, raptem kilka tygodni po premierze Trzynastu.
Dla tych, którzy latem 2018 roku niespecjalnie śledzili światowe newsy – 23 czerwca grupa dwunastu członków miejscowej drużyny piłkarskiej w wieku od 11 do 16 lat wraz ze swym 25-letnim trenerem weszło do jaskini Tham Luang. W czasie, gdy tytułowych trzynastu przebywało w dalszych częściach groty, nadszedł ulewny deszcz, w wyniku którego część jaskini uległa natychmiastowemu zalaniu, co uniemożliwiło chłopcom i ich trenerowi wydostanie się z jaskini. Już po kilku dniach na miejscu obecne były ekipy nurków z niemal całego świata, na czele z Johnem Volanthenem (Colin Farrell) i Rickiem Stantonem (Viggo Mortensen), którzy stali się nieoficjalnymi liderami globalnej akcji ratunkowej, mającej na celu odnalezienie grupy trzynastu sportowców. Gdy już się to udało – a było to po ponad tygodniu od ich zaginięcia – kolejnym wyzwaniem stało się to, jak wydostać ich żywych z miejsca oddalonego o 4 kilometry od wejścia do jaskini.
Z dużym szacunkiem
Ron Howard zrealizował Trzynastu w niezwykle surowy sposób, osiągając bardzo obiecujące połączenie dokumentalnej, zerowej wręcz stylistyki z profesjonalizmem produkcji fabularnej. Mamy tu więc znakomitych aktorów – oprócz Mortensena, Farrella i Edgertona także Toma Batemana (Śmierć na Nilu) i Paula Gleesona (Cienka czerwona linia) – oraz uznanego reżysera, ale także piekielnie utalentowanego i doświadczonego tajlandzkiego operatora, Sayombhu Mukdeeproma, współpracującego m.in. z Lucą Guadagnino czy Apichatpongiem Weerasethakulem. To właśnie dzięki jego zdjęciom udało się tu osiągnąć nie tylko niesamowity realizm, który wzmaga w widzu wrażenie uczestniczenia w całym procesie, ale także coś, co można uznać za „ducha Tajlandii” – być może widzowie, którzy odwiedzili ten arcyciekawy kraj, nie do końca się ze mną zgodzą, ale jest w Trzynastu pewien mistycyzm, który towarzyszy samej jaskini i jej otoczeniu, co także jest zasługą wyjątkowego operatora.
Poza zaskakująco surową, iście niehollywoodzką, formą Trzynastu oferuje także duży szacunek do podejmowanego tematu. Film Howarda utrzymany jest w poważnym tonie i zadaje bardzo trudne, ale celne pytania o moralny wymiar decyzji podejmowanych przez ekipę ratunkową. Czy warto podejmować ogromne ryzyko, by uratować choćby jednego chłopca, czy może lepiej pozostać biernym, nie ryzykując jednocześnie odpowiedzialności za śmierć któregokolwiek z chłopców? Trzynastu to nie kolejna hollywoodzka, katastroficzna superprodukcja o wielkich bohaterach w lśniących zbrojach – to raczej dramat z krwi i kości, stawiający ważne, choć niełatwe pytania i raz jeszcze udowadniający, że „prawdziwi bohaterowie nie noszą peleryn”.