Filmy, które najlepiej oglądać, NIE WIEDZĄC wcześniej nic o FABULE
Są takie historie, których konstrukcja bazuje na jednym, tajemniczym elemencie – wydarzeniu, postaci, jakiejś właściwości świata itp. Spaja on fabułę w ten sposób, że jego odkrycie niweczy często cały suspens, jak również tłumaczy wszystkie decyzje postaci, które rozumiemy bądź się im sprzeciwiamy, wreszcie, które w założeniu miały być inaczej odebrane, niż są po odkryciu owej zagadki. Filmy bazujące na takich twistach często są odbierane jako znakomite i trzymające w napięciu, dlatego iż właśnie nikt się nie domyśla, że historia może przybrać taką formę i np. mieć tak zaskakujące zakończenie. Trochę to niewdzięczne dla tego typu produkcji – jeśli widz zbyt wcześnie dowie się, jaką tajemnicę zawierają, nie doświadczy zaplanowanego przez reżyserów napięcia. Dziesięć poniższych przykładów to w większości znakomite filmy, chociaż nie da się ukryć, że za pierwszym razem, kiedy się jeszcze nie znało ich tajemnicy, wrażenia z seansu były jedyne w swoim rodzaju i już nigdy nie do powtórzenia.
„Gra pozorów” (1992), reż. Neil Jordan
Nazwałbym ten film dramatem wojennym, bo konflikt brytyjsko-irlandzki pokazuje przez pryzmat relacji międzyludzkich, trudnych relacji, może jednych z najtrudniejszych, z jakimi człowiek może się zmierzyć. Relacja z innością, wojna z innością, wojna z nią na poziomie jednostkowym, osobistym i państwowym. Tajemnica filmu jest tym boleśniejsza i bardziej kontrowersyjna, im mniej się o niej wie. Nie można się na nią przygotować, podobnie jak bohater grany przez Stephena Reę. Tę grę pozorów trzeba doświadczyć samemu. Trudno mi sobie wyobrazić, jak streścić ten film bez popadania w spłycenie tematu.
„Siedem” (1995), reż. David Fincher
To jest właśnie jeden z tych filmów, które robią piorunujące wrażenie przy pierwszym seansie, tak więc nie zdradzę fabuły, bo zawsze może się trafić czytelnik, który dopiero zaczyna poznawać filmografię Davida Finchera, a w tym zestawieniu znalazły się aż trzy jego produkcje. Coś więc to znaczy. Fincher ma talent do tworzenia obrazów-bomb fabularnych, tyle że jednorazowych. Kiedy pozna się już twist w Siedem, nadal się uważa ten film za genialny, jednak już drugi raz nie doświadczy się tego jedynego w swoim rodzaju wrażenia, kiedy zaczynamy rozumieć, co jest… I tu skończę.
„Życie za życie” (2003), reż. Alan Parker
Jeśli w coś się wierzy, co jest ważne dla ocalenia godności człowieka, można poświęcić temu wszystko, dosłownie wszystko. Tak zrobił profesor David Gale. Intryga, w której wziął udział, jest wręcz karkołomna. Osobiście twierdzę, że jest jedną z lepszych i bardziej zakamuflowanych, jakie widziałem w kinie w ogóle. Nie zdradzę jej tu, lecz wątpię, czy ktokolwiek zdobyłby się na odwagę wzięcia udziału w takiej mistyfikacji. Zastanówmy się jednak, jaka jest recepcja tego filmu dzisiaj, kiedy Kevin Spacey utracił swoją pozycję?
„Szósty zmysł” (1999), reż. M. Night Shyamalan
Żałuję, że się nie domyśliłem. Zachodzę w głowę, czemu tak się stało, ale to znaczy, że reżyser wykonał swoją robotę znakomicie. W takich momentach najlepsze są drugie i trzecie seanse. Wtedy ma się czas na spokojne przeanalizowanie tych scen, w których przecież tak prosto się było domyślić, że coś jest nie tak. A jednak nie było się w stanie tego zrobić. Dlaczego? Bo Bruce Willis dobrze zagrał, zwłaszcza mimiką. Nie zdradził oczami, że patrzy w nicość. Być może inaczej by było, gdyby partnerował mu np. jakiś umowny przedmiot o zielonej lub niebieskiej powierzchni, który trzeba uznać w swojej wyobraźni za realnego człowieka. Niemniej efekt jest oszałamiający. Problem jednak w tym, że gdy się już wie, czar pryska.
„Człowiek-scyzoryk” (2016), reż. Dan Kwan, Daniel Scheinert
Czy gdyby ktoś opowiedział wam fabułę w ten sposób, że oglądamy dzieje bohatera, którego jedynym towarzyszem jest rozkładający się trup, który na dodatek wydala z siebie nadmiar gazów, chcielibyście pooglądać ten film? Doczekać do kulminacji i zaskakującego wyjaśnienia intrygi? Wątpię. A tak, kiedy zaczyna się oglądać Człowieka-scyzoryka, klimat narracji na tyle wciąga, że naturalizm i turpizm nie wywołują u co wrażliwszych widzów mdłości. Lepiej więc nie wiedzieć, co się kryje w fabule tego osobliwego filmu.