search
REKLAMA
Festiwal

W OTCHŁANI MROKU. 10 najlepszych filmów 10. edycji SPLAT!FILMFEST

Subiektywna dziesiątka festiwalu – filmy, które zawładnęły wyobraźnią, poruszyły zmysły i zainspirowały do dalszych poszukiwań.

Mariusz Czernic

3 listopada 2024

Duchy Inisherin
REKLAMA

Jubileuszowa odsłona Splat!FilmFest – wielka uczta dla miłośników kina gatunkowego – dobiegła końca, osiągając kulminację w Halloweenowy wieczór. Tegoroczny przegląd najmroczniejszych i najdziwniejszych produkcji dostarczył niezapomnianych wrażeń, przesuwając granice filmowej wyobraźni i odwagi twórczej. W programie nie zabrakło intrygujących premier, niesztampowych wizji artystycznych i kontrowersyjnych wątków. Pokazano filmy, w których klasyczne schematy gatunkowe zostały odwrócone, a chwyty narracyjne zastosowane w nieoczywisty sposób, tworząc zaskakujące połączenie i nowe kierunki dla rozwoju kina gatunkowego.

Proponuję zanurzyć się w otchłań mroku, by poznać dziesięć najbardziej interesujących (w opinii autora niniejszego artykułu) filmów, które znalazły się w repertuarze edycji 2024 Splat!FilmFest. Od brutalnych thrillerów i horrorów przez zwariowane tragikomedie, a kończąc na wnikliwych dokumentach przybliżających fascynujące osobowości z branży filmowej. Oto 10 filmów, które oferują zróżnicowane emocje, dostarczają humoru i mocnych wrażeń, wprawiają w zdumienie, wciągają w unikalny klimat, zaskakują świeżym podejściem albo po prostu sprawnie podążają gatunkowym tropem.

REKLAMA

10. „Suzzanna: Królowa czarnej magii” (reż. David Gregory)

Kadr z filmu "Suzzanna: The Queen of Black Magic" (2024, reż. David Gregory)

David Gregory ma w swojej filmografii imponującą liczbę około 300 tytułów. Reżyserował wiele nagradzanych dokumentów, takich jak Zagubiona dusza (2014) o pracy Richarda Stanleya nad Wyspą doktora Moreau, wyprodukował również film Stanleya Kolor z przestworzy (2019). Na poprzednim Splacie można było obejrzeć jego znakomity dokument Wejście klonów Bruce’a Lee, a w tym roku powrócił z kolejną interesującą pracą. Suzzanna: Królowa czarnej magii przybliża sylwetkę popularnej jedynie na obszarach Archipelagu Malajskiego gwiazdy kina eksploatacji, która wcielała się w postacie z indonezyjskiego folkloru. Takie tytuły jak Sundel Bolong (1981), Nyi Blorong (1982) czy Sangkuriang (1982) zasługują na kultowy status dzięki charyzmatycznej odtwórczyni głównej roli.

Z fanowską pasją i stuprocentową rzetelnością reżyser przybliża nieznane szerszej publiczności kino i jego czołową gwiazdę, starając się przeanalizować wpływ, jaki miała na odbiorców i przemysł filmowy. Na podstawie wywiadów między innymi ze znawcami jej twórczości, np. reżyserem Joko Anwarem, oraz członkami rodziny – mężem Cliftem Sangrą i córką z poprzedniego małżeństwa Kiki Marią – zyskujemy dogłębne spojrzenie na życie Suzzanny, zarówno to zawodowe, jak i prywatne. Wypowiedzi rzucają światło na jej wyjątkową osobowość, pozwalając lepiej zrozumieć ten popkulturowy fenomen. Autorzy filmu nie unikają również drażliwych tematów, takich jak oskarżenie Clifta Sangry o próbę zabicia swojej żony i strzelanina, w wyniku której mąż Suzzanny postrzelił w brzuch małżonka swojej pasierbicy. Połączenie fragmentów z indonezyjskich produkcji z lat 70. i 80. ze współczesnymi wywiadami i archiwalnymi materiałami zostało starannie skomponowane, co jest zasługą montażysty Michaela Capone’a, który wraz z Davidem Gregorym odwiedził warszawską edycję Splat!FilmFest i wziął udział w sesji Q&A.

9. „Saỷara” (reż. Can Evrenol)

Kadr z filmu "Saỷara" (2024, reż. Can Evrenol)

Reżyser tureckiego horroru Baskin (2015) przybył osobiście na Splat!FilmFest ze swoim najnowszym dziełem. Saỷara zwiedziła już 18 festiwali i choć to kino niezależne, to jest duża szansa, że trafi do szerokiej dystrybucji. Jest to bowiem rasowe kino zemsty – bardzo krwawe, nieskomplikowane pod względem fabuły i psychologii postaci, przywołujące dawne dokonania kina eksploatacji. Łączy elementy kina sztuk walki z tematyką systemowego wykorzystywania kobiet i bezkarności uprzywilejowanych mężczyzn. To choroba trawiąca współczesną Turcję, związana także z korupcją policji i rządu. Brutalność Saỷary to wyraz wściekłości i bezradności wobec struktur, które zamiast chronić ofiary, chronią sprawców. Nieskuteczność wymiaru sprawiedliwości to nie tylko problem tureckiego systemu, dlatego ten film dobrze zadziała również na gruncie bliższym naszej kulturze.

To, czym Saỷara się wyróżnia, to ukazanie zemsty jako złej drogi, z której nie ma powrotu. Tytułowa bohaterka coraz bardziej zatraca się w otchłani mroku – jej żądza odwetu przeradza się w szaleństwo i absurd, prowadzi do spotęgowania chaosu i obniżenia poziomu bezpieczeństwa, zamiast doprowadzić do oczyszczenia i satysfakcji. Jej ofiarami padają nie tylko złoczyńcy, lecz także osoby postronne. Ze względu na dużą liczbę brutalnych i obrzydliwych scen rozdawano widzom przed seansem torebki na wymioty, co stanowiło dobrą zachętę do podjęcia tego ekstremalnego wyzwania. W związku z powyższym był to mocny kandydat do nagrody dla najbardziej szokującego filmu festiwalu, ale w tej kategorii zwyciężył ostatecznie Krazy House.

8. „Zwierzę” (reż. Emma Benestan)

Kadr z filmu "Zwierzę" ("Animale", 2024), reż. Emma Benestan

Francuski film zaprezentowany na otwarcie festiwalu to historia Nejmy Chokri (Oulaya Amamra) próbującej swoich sił w course camarguaise, tradycyjnie męskim sporcie z regionu Camargue. Sport polega na biegu za bykiem w celu wyrwania mu trofeum umieszczonego na rogu. Byk nie jest zabijany, co odróżnia te zawody od hiszpańskiej corridy. Ambicja i siła, jaką wyzwoliła w głównej bohaterce rywalizacja sportowa, uwalnia w niej naturę bestii i to nie tylko metaforycznie, lecz także fizycznie. Przywodzi to na myśl opowieść o wilkołaku z bykiem zamiast wilka, ale można to również odbierać jako kontynuację nurtu, do którego należą Titane (2021, reż. Julia Ducournau) i Substancja (2024, reż. Coralie Fargeat). Chodzi o filmy z kobiecą perspektywą i mocnym wizualnym przekazem w stylu body horrorów Davida Cronenberga.

Wyreżyserowane przez Emmę Benestan dzieło jest utrzymane w spokojnej tonacji, zawiera minimalną dawkę posoki i szaleństwa. Minusem może być przewidywalność, do zalet należy zaliczyć zdjęcia Rubena Impensa, a także refleksję nad naturą człowieka i zwierzęcia. Twórcy unikają jednoznacznego podziału na role płciowe, dzięki czemu wątek feministyczny, często podkreślany w recenzjach, nie jest nachalny, lecz subtelnie wpleciony w fabułę. Więcej o filmie w recenzji pod linkiem.

7. „Dead Talents Society” (reż. John Hsu)

Kadr z filmu "Dead Talents Society" (2024, reż. John Hsu)

Ten komediowy horror z Tajwanu był pokazywany podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego, gdzie otrzymał tytuł Stowarzyszenie umarłych gwiazdorów. Zarówno polski, jak i międzynarodowy tytuł nawiązują do kultowej produkcji Petera Weira Stowarzyszenie umarłych poetów (1989). Fabuła i styl narracji obu filmów są jednak kompletnie różne. Tajwańska czarna komedia to zupełnie oryginalna opowieść o duchach, która zaskakuje świeżym podejściem do znanych motywów. W wykreowanym tu świecie pozagrobowym istnieją programy typu talent show, gdzie zmarli rywalizują o uznanie. Główna bohaterka (Gingle Wang) za życia była nieśmiałą dziewczyną o naturze samotnika. Cóż więc za rozczarowanie musiało ją spotkać, gdy okazało się, że po śmierci cechy introwertyka również przeszkadzają w funkcjonowaniu. Nowicjuszka staje więc przed wyzwaniem, które wymaga od niej przełamania własnych barier.

W tej koncepcji zawarty jest komentarz na temat branży rozrywkowej i absurdalności dążenia do sukcesu. Film bawi szalonym humorem i nieprzewidywalnymi zwrotami akcji. Autorzy sprawnie łączą elementy nadprzyrodzonego horroru ze zwariowaną komedią, zaskakując pomysłowo wykreowanym światem, kapitalnymi efektami wizualnymi i krwawym makijażem. Mocno w pamięć zapadają też kreacje aktorskie, w szczególności Gingle Wang w roli nowicjuszki, która próbuje znaleźć swoje miejsce w tym zwariowanym show, oraz Sandrine Pinna jako „upadła królowa duchów”, emanująca aurą mądrości i doświadczenia. O tym, jak wielkie wrażenie wywarł ten film, świadczą Nagrody Publiczności przyznane w wyniku głosowania w trzech kategoriach: Najlepszy film, reżyseria i scenariusz.

6. „Kolacja po amerykańsku” (reż. Adam Rehmeier)

Kadr z filmu "Kolacja po amerykańsku" (2020, reż. Adam Rehmeier)

Jest to produkcja z 2020 roku, która miała polską premierę podczas 6. edycji Splat!FilmFest odbywającej się online z powodu pandemii. Jednak organizatorzy uznali, że warto ten film pokazać na dużym ekranie, więc powrócił on na festiwal jako seans niespodzianka. W związku z tym nie było w programie tego tytułu i nie brał on udziału w konkursie. Kolacja po amerykańsku to opowiedziana w formie komediodramatu historia dwojga outsiderów, którzy nie potrafią, lub po prostu nie chcą, dopasować się do tak zwanej normalności. Simon (Kyle Gallner) jest punkrockowym buntownikiem poszukiwanym przez policję za podpalenia i drobne przestępstwa. Patty (Emily Skeggs) to nieśmiała dziewczyna żyjąca pod okiem nadopiekuńczej rodziny, pragnąca wyrwać się z monotonii. Ich losy splatają się, gdy Simon szuka schronienia po kolejnej awanturze. Mimo różnic charakterów i odmiennych stylów życia rozpoczynają wspólną podróż na punkrockowy koncert, odnajdując w sobie nawzajem pokrewne dusze.

Film Adama Rehmeiera to poruszająca i zabawna opowieść o sile miłości i przyjaźni, o poszukiwaniu akceptacji i sensu życia. Reżyser, będący także twórcą scenariusza, opowiedział tę historię z dużą wrażliwości i sympatią do swoich bohaterów, którzy dzięki słabościom charakteru zyskują na wiarygodności. Na pozytywny odbiór tych postaci mają również wpływ kapitalne kreacje aktorskie Emily Skeggs i Kyle’a Gallnera, którego ostatnio można było oglądać w Strange Darling (2023, reż. JT Mollner). Ich chemia na ekranie jest wyczuwalna, co dodaje głębi i autentyczności ich relacji. Widzom dość łatwo przychodzi utożsamienie się z tą dwójką bohaterów. Kluczową rolę w emocjonalnej narracji filmu pełni ścieżka dźwiękowa odzwierciedlająca styl życia bohaterów, cechująca się punkrockowym brzmieniem i buntowniczym duchem.

5. „Pożeracz dusz” (reż. Alexandre Bustillo & Julien Maury)

Kadr z filmu "Pożeracz dusz" (2024), reż. Alexandre Bustillo & Julien Maury

Thriller proceduralny nakręcony nad Sekwaną przez filmowców mających w dorobku między innymi ekstremalnie brutalne Najście (2007). Scenariusz stawia dwójkę bohaterów, granych przez Virginie Ledoyen i Paula Hamy’ego, przed trudną zagadką kryminalną. Z jednej strony podwójne morderstwo, które wymyka się klasycznym procedurom, a więc wymaga wyjątkowych zdolności detektywistycznych i świeżego spojrzenia na sprawę. Z drugiej – przypadki zaginionych nieletnich, gdzie ślad prowadzi do ponurych tajemnic skrywanych w miasteczku Roquenoir. Wszystko wskazuje na to, że obie sprawy mają związek z tytułowym pożeraczem dusz – istotą rodem z legend opowiadanych dla przestrogi w małej francuskiej osadzie. Oboje protagonistów są przybyszami z zewnątrz, co wywołuje wokół nich atmosferę nieufności i wrogości.

Splatając wątek kryminalny z folk horrorem, twórcy filmu konfrontują racjonalizm miejskich detektywów z wierzeniami ludowymi typowymi dla środowisk wiejskich. Zamiast tradycyjnego pytania „kto zabił” ciekawsza jest kwestia tego, czy opowieść wkroczy w sferę nadprzyrodzoną, czy pozostanie w granicach proceduralnego kryminału. Reżyserski duet Bustillo & Maury skutecznie buduje poczucie niepewności i niepokoju, stosując wolne tempo narracji, co nadaje filmowi surowy, przytłaczający klimat. Więcej o filmie w recenzji pod linkiem.

4. „Umrzeć przed śmiercią” (reż. Dan Pringle)

Kadr z filmu "Die Before You Die" (2024, reż. Dan Pringle)

Dan Pringle po raz drugi odwiedził Splat!FilmFest. Poprzednio był tu z filmem K-Shop (2016) podczas drugiej odsłony festiwalu. Jego nowy film – Umrzeć przed śmiercią (Die Before You Die) to połączenie komentarza społecznego dotyczącego świata influencerów z filozofią suficką, będącą mistyczną formą islamu, której celem jest dążenie do duchowego oczyszczenia. Ziad Abaza (współscenarzysta i odtwórca głównej roli) wraz z reżyserem eksplorują aktualny temat, jakim bez wątpienia jest pogoń za popularnością wyznaczaną przez liczbę lajków i subskrybentów. Twórcy zadają pytanie o to, ile jesteśmy w stanie poświęcić, by zyskać uznanie. I jak walka o akceptację i renomę w świecie cyfrowym może prowadzić do zatracenia siebie. Suficka koncepcja „śmierci przed śmiercią” jest sposobem na to, by porzucić swoje ego wykreowane w iluzorycznym świecie i odkryć prawdziwe „ja” poprzez wejście w stan wewnętrznego spokoju.

Twórcy znakomicie wykorzystują filozoficzną tematykę do zabawy gatunkowymi schematami thrillera. Gdy protagonista zostaje zakopany żywcem na trzy dni w ramach internetowego wyzwania, nie może, co oczywiste, uzyskać wewnętrznego spokoju. Przeciwnie – ta sytuacja w pierwszej chwili sprawia, że bohater zastanawia się „W co ja się wpakowałem?”. I w oczach widza wygląda jak głupiec, który na własne życzenie wpadł w pułapkę, stając się ofiarą „selekcji naturalnej”. Jak w klasycznym thrillerze zaczynają się pojawiać pytania o to, że może nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Może padł ofiarą intrygi swojego konkurenta lub, co gorsza, przyjaciela? Może to skutek zemsty za antyislamskie treści, będące częścią jego contentu? Umrzeć przed śmiercią to z jednej strony trzymający w napięciu thriller, a z drugiej – gorzka refleksja nad współczesnym społeczeństwem, w którym wartość człowieka jest związana z popularnością w mediach społecznościowych.

3. „Życia i śmierci Christophera Lee” (reż. Jon Spira)

"The Life and Deaths of Christopher Lee" (2024, reż. Jon Spira)

Przy tak ogromnej filmografii i bogatym życiorysie trudno zmieścić wszystkie najistotniejsze wydarzenia, a jednak mam wrażenie, że w tym półtoragodzinnym dokumencie jest wszystko to, co istotne. Od arystokratycznych przodków Christophera Lee przez działalność szpiegowską w czasie wojny, fascynację operą, trudne początki w branży filmowej, zaszufladkowanie w roli bohatera horrorów i próby wydostania się z tej szufladki, przyjaźń z Peterem Cushingiem i Vincentem Price’em, zauroczenie twórczością Tolkiena, otrzymanie nagrody od stowarzyszenia kaskaderów czy np. wykorzystanie wokalnych zdolności do nagrywania heavymetalowych albumów. A także osobiste preferencje aktora, co do jego ulubionych ról – w tym miejscu należy wspomnieć o koprodukcji brytyjsko-pakistańsko-indyjskiej pt. Jinnah (1998, reż. Jamil Dehlavi), którą Christopher Lee szczególnie sobie cenił, choć pewnie wielu jego fanów nawet nie słyszało o tym tytule.

Oryginalnym chwytem dokumentalistów jest użycie animacji i kukiełek, ale bez rezygnowania z klasycznych elementów gatunku, takich jak archiwalne materiały, fragmenty filmów i gadające głowy. Peter Serafinowicz pełni rolę narratora, wcielając się w rolę Christophera Lee opowiadającego o swoim życiu i karierze. Gadającymi głowami są między innymi Joe Dante, John Landis i Peter Jackson, którzy przywołują wspomnienia z udziałem bohatera omawianego dokumentu. Są tu fakty znane i nieznane oraz wzruszające i zabawne, wspomina się zarówno o dużych i małych sukcesach, jak i wstydliwych porażkach. Jest tu wszystko to, co składa się na wnikliwy portret człowieka o wielu twarzach. Pod ekranową maską wampira kryje się artysta o niezwykłej wrażliwości i Jon Spira z wyczuciem odsłania tę maskę, nie popadając w nadmierny patos, sprawiając, że legenda kina staje się dla widza kimś bliskim, a jednocześnie jeszcze bardziej fascynującym.

2. „Surfer” (reż. Lorcan Finnegan)

Nicolas Cage w filmie "The Surfer" (2024, reż. Lorcan Finnegan)

Podczas piątej edycji Splat!FilmFest w 2019 roku zaprezentowano między innymi takie filmy jak Wiwarium i Kolor z przestworzy. Pięć lat później reżyser tego pierwszego – Lorcan Finnegan i gwiazdor tego drugiego – Nicolas Cage spotkali się na planie wspólnego dzieła. Surfer – bo taki tytuł nosi ten projekt – trafił do sekcji Strach i Terror, ale jak słusznie zauważyła dyrektorka festiwalu Monika Stolat, zaszła tu pomyłka, gdyż o wiele bardziej pasuje on do kategorii WTF. Gatunkowo jest to produkcja zbliżona do thrillera psychologicznego i tragikomedii, ale lepsza dla tego tytułu byłaby szufladka z napisem cagesploitation. Scenariusz Thomasa Martina wprowadza nas w klimat spalonej od słońca Australii, gdzie rzeczywistość zdaje się tak odrealniona, że granica między jawą a snem zaciera się w niepokojącym tempie.

Nicolas Cage w roli Surfera odgrywa swoją postać z wyraźnym podskórnym niepokojem, umiejętnie balansując na granicy tragizmu i groteski, kipiąc od gniewu, który narasta wraz z piętrzącymi się trudnościami. Jego gesty i mimika oddają wewnętrzną walkę bohatera starającego się odnaleźć równowagę w niezrozumiałej dla niego kulturze. Palące słońce Australii pogłębia jego poczucie zagubienia i osłabia determinację, co z kolei prowadzi do żałosnego upadku mężczyzny. Po wielu surrealistycznych scenach wywołujących u widza reakcję „What the fuck” nachodzi wreszcie chwila, kiedy widz stwierdza „A więc o to tu chodziło”. I wtedy trudno nie docenić twórcy, który z godnym podziwu sprytem igrał z oczekiwaniami widza, zręcznie unikając schematycznych rozwiązań i podsycając napięcie do samego końca. To właśnie ta kreatywna zabawa konwencją sprawia, że Surfer to jeden z tych festiwalowych filmów, które długo pozostaną w pamięci.

1. „Dom osobliwości” (reż. Damian Mc Carthy)

Kadr z filmu "Dom osobliwości" (2024, reż. Damian Mc Carthy)

Domem osobliwości jest tutaj Bantry House, zbudowany na początku XVIII wieku pałac w Irlandii. Doszło tu do morderstwa, o które został oskarżony pacjent zakładu psychiatrycznego. Niewidoma bliźniacza siostra ofiary Darcy (Carolyn Bracken), posiadająca moce psychometryczne, ma inną teorię na temat niedawnej zbrodni. Wprowadza się do domu wraz z… drewnianym manekinem, czym wzbudza irytację obecnych mieszkańców – Teda (Gwilym Lee) i Yany (Caroline Menton). Ta ostatnia doświadcza obecności zjawisk nadprzyrodzonych, w co nie wierzy Ted, lekarz psychiatra, człowiek wierzący w nauki ścisłe, a nie parapsychologię.

Oddity (taki jest oryginalny tytuł filmu) to mieszanka horroru o duchach, psychologicznego thrillera i dramatu kryminalnego roztrząsającego kwestie morderstwa na właścicielce okazałego pałacu. Nieukarana zbrodnia wytwarza silną energię wewnątrz domu, co wprowadza atmosferę gotyckiego kina grozy, która przywołuje osiągnięcia brytyjskiej wytwórni Hammer. Dobrze tu działa kontrast racjonalizmu reprezentowanego przez Teda z mroczną naturą Darcy, która, jak się wydaje, żyje w nieco innym świecie. Interesująca dychotomia zachodzi również między emanującym tajemniczą siłą manekinem a postaciami ludzkimi – spokój i bezczynność tego pierwszego zderza się z narastającym u ludzi poczuciem niepokoju i strachu.

Film Damiana Mc Carthy’ego wygrał Nagrodę Publiczności w kategorii Najstraszniejszy Film. Z pewnością zasługuje na to, by zaliczyć go do najciekawszych horrorów współczesnego kina. Ma błyskotliwie napisaną intrygę, solidnie wykreowaną atmosferę, przekonujące aktorstwo (przede wszystkim Carolyn Bracken w podwójnej roli) i precyzyjną reżyserię, dzięki której widać, że twórca doskonale wiedział, jaki efekt chce osiągnąć. Wysmakowana estetyka wizualna, niepokojący nastrój i sprawnie poprowadzony wątek kryminalny sprawiają, że film wciąga widza w swój mroczny świat, pozostawiając trwały ślad w pamięci, a jednocześnie skłaniając do refleksji. Warto też odnotować, że zarówno ten film, jak i Życia i śmierci Christophera Lee mogły oglądać osoby z dysfunkcją wzroku dzięki audiodeskrypcji lub lektorskiej wersji napisów. Było to możliwe za sprawą aplikacji Kino Dostępne.

Ostatni akt

Splat!FilmFest 2024

Harmonogram festiwalu był tak ułożony, że nie dało się obejrzeć wszystkich najnowszych produkcji. Filmy wyświetlane były w dwóch salach jednocześnie, więc tylko zdolność bilokacji umożliwiłaby skorzystanie ze wszystkich propozycji. W związku z tym rankingi najlepszych filmów muszą różnić się w zależności od indywidualnych preferencji i wyborów festiwalowych uczestników. Jedni wybierali najdziwniejsze produkcje, inni podążali drogą wyznaczoną przez sekcję Strach i Terror, a niektórzy chcieli zaliczyć te niszowe dzieła, które prawdopodobnie nie znajdą dystrybutora i mogą być później trudno dostępne. Nie licząc Terrifiera 3, który pokazano jako before party, obejrzałem w sumie 17 filmów tegorocznej edycji w ciągu siedmiu wieczorów (od 24 do 30 października, czyli bez ostatniego dnia), więc poza czołową dziesiątkę musiało wypaść siedem tytułów.

Quentin Dupieux zazwyczaj był pewniakiem na festiwalu, oferując specyficznego rodzaju rozrywkę, która działała na widzów i powodowała szczere salwy śmiechu. Najnowszy film tego twórcy, Drugi akt, bawił scenami, które odnosiły się do poprawności politycznej i sztucznej inteligencji, a oprócz tego zachwycał świetnym aktorstwem. Niestety jednak sprawiał wrażenie przegadanego i rozwlekłego, co osłabiało jego potencjał komediowy. Inny problem dotyczy holenderskiego Krazy House (reż. Steffen Haars & Flip van der Kuil) z Nickiem Frostem i Alicią Silverstone. Ten film, który zdobył miano najbardziej szokującego filmu festiwalu, zasługuje na uznanie ze względu na emocje i reakcje, jakie wywołał u widowni. Moment, gdy padają słowa „Fuck you, Jesus Christ”, spotkał się z entuzjastycznym odzewem publiczności, co dobrze mówi o charakterze tego dzieła, które nie uznaje katolickich świętości. Połączenie elementów typowych dla sitcomu o przeciętnej amerykańskiej rodzinie z brutalnością znaną z thrillerów home invasion ma w sobie więcej chaosu, destrukcji i pustej prowokacji niż błyskotliwej satyry i komediowej finezji. Zamiast prowadzić do konstruktywnej krytyki społecznej, film opiera się na wulgarnych gagach i szokujących scenach, w efekcie czego nie przynosi pełnej satysfakcji i pozostawia odbiorcę z uczuciem niedosytu.

Cisza nocna (reż. Bartosz M. Kowalski) z udziałem śp. Macieja Damięckiego również budzi mieszane odczucia. Na wyróżnienie (oprócz świetnego aktorstwa) zasługuje koncept połączenia psychologicznego dramatu o samotności i przemijaniu z nadprzyrodzonym horrorem, w którym pojawiają się potwory wykreowane w CGI. Niestety ta mieszanka nie działa, jak powinna. Psychologiczna strona filmu prowadzi do refleksji, ale elementy horroru nie spełniają swojego zadania, stanowią tylko efektowny dodatek. Poza tym powolne budowanie atmosfery, choć jest uzasadnione artystycznie, oddala widza od historii, zamiast zaangażować go emocjonalnie. W rezultacie seans staje się przytłaczająco monotonny, co skutkuje utratą zainteresowania fabułą.

Duży potencjał tkwił także w rozgrywającym się w Senegalu filmie akcji o tytule Zero (reż. Jean Luc Herbulot). Opowieść o wyścigu z czasem, jaki toczy dwóch Amerykanów z bombami przytwierdzonymi do ciała. Aby przeżyć, muszą wykonywać polecenia dochodzące do nich przez słuchawki (głos, który ich instruuje, należy do Willema Dafoe). Mimo obiecującej intrygi o podłożu politycznym fabuła grzęźnie w chaotycznej narracji. Kluczowi bohaterowie są powierzchownie zarysowani, co uniemożliwia nawiązanie z nimi więzi. Historia, która początkowo intryguje dzięki postawieniu protagonistów w niestandardowej sytuacji, z czasem prowadzi do większej obojętności wobec ich losów. Ostatecznie dramatyzm sytuacji nie angażuje tak, jak powinien.

Powyżej omówione cztery tytuły miały zarówno swoje mocne, jak i słabe strony. Obejrzenie ich na pewno nie było czasem straconym. Jednak kompletnym rozczarowaniem, który sprawił, że nie przychodzą mi do głowy żadne słowa uznania, ponieważ seans wywołał jedynie uczucie znużenia, są: pakistańska produkcja W płomieniach (reż. Zarrar Kahn), amerykański Beezel (reż. Aaron Fradkin) i irlandzka Fréwaka (reż. Aislinn Clarke). Nie wykorzystały one swojego potencjału artystycznego i nie potrafiły wciągnąć widza. Ale może to tylko ja mam takie odczucia.

Krwawy jubileusz najlepszego festiwalu kina gatunkowego w Polsce okazał się udanym wydarzeniem, które przyciągnęło kinomanów o różnych gustach. Uczestnicy mieli okazję doświadczyć szerokiej gamy emocji, oglądając wiele wartościowych filmów, które skłaniały do refleksji, prowokowały do dyskusji lub po prostu oferowały solidną porcję rozrywki. W ramach festiwalu zorganizowano także sesje Q&A z twórcami filmów – szczególne podziękowania należą się Monice Stolat za umiejętne prowadzenie dyskusji, Zuźce Błahuszewskiej za profesjonalne tłumaczenie na żywo, a także samym gościom za to, że pokonali długą drogę, aby opowiedzieć o swoich inspiracjach i podzielić się ciekawostkami zza kulis produkcji. Nie lada atrakcją okazało się show wrestlingowe  Chcemy krwi!, gdzie w ringu stanęli zawodnicy federacji PpW, dostarczając widzom spektakularnego widowiska i niezapomnianych emocji.

Do zobaczenia za rok!

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA