Najście (2007)
Jeśli wydawało wam się, że do nakręcenia filmu Leatherface – czyli kolejnej części Teksańskiej masakry piłą mechaniczną – zaprzęgnięto reżyserów anonimowych, to wiedzcie, że byliście w błędzie. Francuzi Alexandre Bustillo i Julien Maury swego czasu wyjątkowo dosadnie zaznaczyli swoją obecność w świecie filmowego horroru. W 2007 wypuścili na światło dzienne Najście – film, który przez wielu, w tym także i przeze mnie, uznawany jest za jeden z najbrutalniejszych horrorów ostatnich lat. Czym sobie na to miano zasłużył?
Podobne wpisy
Powiedzieć, że Najście to typowy przedstawiciel kina gore, to jak nie powiedzieć nic. Torture porn – to określenie, które o wiele lepiej oddaje to, co mamy okazję podziwiać na ekranie. Eskalacja przemocy wskoczyła w tym przypadku na znacznie wyższy poziom – reżyserzy wyraźnie bowiem fetyszyzują krwistość. Kiedyś Quentin Tarantino na pytanie o to, dlaczego jego filmy wykorzystują brutalną dosadność, odpowiedział wprost, że przemoc go na swój sposób po prostu kręci. Gdyby podobne pytanie zostało zadane duetowi francuskich reżyserów, z pewnością odpowiedź byłaby analogiczna. Z tego względu, że wedle mnie nakręcenie Najścia nie byłoby możliwe, gdyby reżyserzy nie czuli estetyki krwi, a co za tym idzie, nie potrafili w sposób wrażliwy sprowadzić brutalności do poziomu stylistycznego narzędzia. Najście jest bowiem przykładem filmu, który w sposób niezwykle sugestywny, wręcz graficzny oraz dalece przejaskrawiony szokuje widza ogromem zadawanych ran. Nie tylko bohaterce, ale także widzowi.
Już sam tytuł w sposób dosłowny sugeruje tematykę filmu. Nie mylicie się – to kolejny horror spod znaku home invasion, gdzie zamknięty w domu bohater musi odeprzeć atak niezwykle agresywnego napastnika chcącego odebrać mu życie. Prawda jest taka, że to, co wywołało cały proces twórczy u Bustillo i Maury’ego, nie ma nic wspólnego z chęcią powielenia gatunkowych schematów. Wręcz przeciwnie. Ponoć ideą początkową była chęć uczynienia z napastnika kobiety. Klisza w tym wypadku od zawsze była dla płci pięknej bezwzględna – twórcy horroru zwykle to z mężczyzn czynili agresorów (co raczej nikogo dziwić nie powinno). W tym wypadku miało być inaczej – naprzeciw niewinnej kobiety miała stanąć pozornie równa jej przeciwniczka. Najważniejszym problemem twórców Najścia stało się zatem ustalenie wiarygodnej motywacji antagonistce – argument seksualny raczej się nie kalkulował.
By ofiarę odpowiednio osłabić względem swego napastnika, twórcy postanowili, że główna bohaterka będzie w zaawansowanej ciąży. Mało tego – dzień, w którym odbywa się akcja filmu, poprzedza moment rozwiązania. Fakt zbliżających się narodzin nie wywołuje jednak u bohaterki radości. Na skutek nieszczęśliwego wypadku, w którym zginął jej wybranek, będzie skazana na samotne wychowywanie dziecka. Przybita tęsknotą oraz ciężarem zbliżającej się odpowiedzialności, postanawia w odosobnieniu spędzić wieczór wigilijny. Ale długo sama nie pozostanie. Do drzwi zapuka tajemnicza kobieta. Niestety, wbrew świątecznemu czasowi, nie przyświecają jej altruistyczne zamiary.
Gdyby usiąść do filmu w całkowitym oderwaniu od informacji, pierwsze kilkanaście minut filmu zapowiada solidny wyciskacz łez. Prawda jest jednak – dosłownie – brutalna. Nie poleciłbym Najścia ani kobietom w ciąży, ani młodym matkom, ani nikomu wyczulonemu na przemoc. Twórcy bowiem nie stosują wobec widowni żadnej taryfy ulgowej. W ich rozumieniu bezwzględność zła polega na tym, że nie uznaje ono świętości i przywilejów. Okrucieństwo wybucha niczym balon napełniony krwią i rzucony o ścianę – rozprysk jest dotkliwy i wstrząsający. Całość uzupełnia pulsująca, ambientowa muzyka, oraz wyjątkowo gustowne, skąpane w mroku zdjęcia, które w parze dodają efekt hipnozy. Najście jest jak filmowa rzeźnia – niby konsekwencje zadawanych ran nie powinny nas dziwić, jednak skala zjawiska jest tak bezgraniczna, że już jeden rzut oka jest w stanie solidnie nadszarpnąć naszą wrażliwość.
Twórcy nie dają jakichkolwiek szans na obmycie się z tego brudu chociażby na chwilę. Ta nieustępliwość każe wziąć na poważnie sugestię ukrytą w numerze domu bohaterki. Liczba złożona z trzech szóstek ma jasno dać widzowi do zrozumienia, że według twórców dramat przeżywany przez ofiarę ma iście diabelskie podłoże. Jeśli piekło istnieje, z pewnością jest miejscem równie bezwzględnym i przepełnionym nienawiścią.
korekta: Kornelia Farynowska