Twórcy, bez których NIE BYŁOBY współczesnego kina science fiction
Podobne wpisy
Dla Kubricka zajęcie się tematyką science fiction było czymś w rodzaju artystycznego kaprysu, a nie początkiem drogi, którą będzie w miarę regularnie podążał. Reżyser eksperymentował z wieloma gatunkami, tak jakby chciał się w każdym z nich sprawdzić. Generalnie całkiem nieźle mu to wyszło. Nakręcił legendarny już dzisiaj dramat psychologiczny, film wojenny, film historyczny, a nawet horror. Fantastyka naukowa została przez niego potraktowana z podobnym zaangażowaniem. A były to czasy, w których jeszcze nikt z widzów i krytyków nie był przygotowany na pokazywanie na ekranie kosmosu z takim zaawansowaniem. Znakiem tamtego okresu było także dość semantycznie zaawansowane połączenie science fiction z filozofią. 2001: Odyseja kosmiczna zapisała się w historii kina ze względu na tę dzisiaj nieco już egzotyczną formę wizualną i sposób narracji. Nie jest to film zły, a pod wieloma względami nawet wybitny, lecz hermetyczny i mocno przeciągnięty formalnie. Pod tym względem nie jest wyważony dla dzisiejszej percepcji, nawet inteligentnego widza, który od razu domyśli się i zauważy sporą dawkę beztreściowości w Kubrickowskich zabiegach. Film jest jakby na drugim biegunie – tym o nazwie PRZEINTELEKTUALIZOWANIE, natomiast dzisiejsze kino sci-fi bywa, że osadzone jest ze względów czysto finansowych po przeciwnej stronie barykady – tam, gdzie lewituje GŁUPOTA. Kubrick i wcześni twórcy sci-fi o wiele mniej się przejmowali widzami niż dzisiejsi marketingowcy, którzy sądzą, że jeśli sami czegoś nie rozumieją, to widzowie również tego nie pojmą. To klasyczny błąd projekcji, spotykany w całej dzisiejszej kadrze reklamowej, na stanowiskach kierowniczych niestety również.
Jego życie można nazwać rodzajem szczęśliwego snu – jeśli pominąć kilka niepowodzeń osobistych i pojawiające się od czasu do czasu problemy zdrowotne, to większość z nas chciałaby tak przeżyć życie. Z austriackiej prowincji na sam szczyt Fabryki Snów, a także dość wysoko w polityce. Arnold Schwarzenegger jak mało który aktor jest przykładem wciąż żyjącej legendy, która zrealizowała do końca tzw. amerykański sen. W ramach kina fantastycznonaukowego stworzył kilka wiąż niepodrabialnych i kluczowych dla gatunku kreacji – przede wszystkim w Terminatorze. Predatora ani Pamięci absolutnej również nie można pominąć, ale jednak to Terminator może być rozpatrywany jako kamień milowy w kinie dla wizji androida, którą dzisiaj wciąż mamy. Nie da się myśleć o T-800, nie mając przed oczami Schwarzeneggera. A to oznacza, że Arnie dokonał przełomu. W kategorii roboty w fantastyce naukowej w pełni utożsamił siebie z filmową postacią.
Na podobne utożsamienie miał szansę Hauer, jednak prócz Łowcy androidów zagrał jeszcze w kilku produkcjach sci-fi oraz w ogromnej ilości odmiennych gatunkowo produkcji. Żadna jednak nie okazała się po latach tak kultowa i obrosła legendami. Podziałały wszelako nieco osłabiająco na takie zaszufladkowanie aktora, jak to w przypadku Schwarzeneggera, przynajmniej dla mnie. To dobre miejsce, żeby przypomnieć ten monolog: I’ve seen things you people wouldn’t believe. Attack ships on fire off the shoulder of Orion. I watched C-beams glitter in the dark near the Tannhäuser Gate. All those moments will be lost in time, like tears in rain. Time to die. Może zabrzmi to boleśnie dla niektórych fanów, gdyż nie chcę umniejszyć roli Hauera w stworzeniu legendy Roya Batty’ego, ale monolog nie jest jego własną improwizacją. Oparł go na tekście w scenariuszu, jednak dodał dwa ostatnie zdania. Faktycznie, gdy spojrzymy na oryginalny tekst bez poprawek Hauera, wydaje się on za długi, mało dramatyczny i wręcz sztuczny. Improwizacja całkowita to nie była, lecz bez wkładu Hauera tekst nie stałby się tak emocjonalny, więc i kultowy.