THE TWILIGHT ZONE. „Po godzinach”, czyli jak by to było być człowiekiem
W poprzednim odcinku #24. THE TWILIGHT ZONE. „Po godzinach”, czyli jak by to było być człowiekiem
Arcydzieło telewizji, popkulturowy fenomen – The Twilight Zone, czyli Strefa mroku. Kulturowe znaczenie tego serialu jest nie do przecenienia. To właśnie tutaj po raz pierwszy pojawiły się genialne pomysły fabularne i rozwiązania narracyjne, które zainspirowały później znanych twórców filmów grozy i science fiction. Bez Strefy mroku nie powstałyby takie filmy jak chociażby Truman Show czy Ex Machina, ale także takie seriale jak Czarne lustro czy Archiwum X.
Strefa mroku to najprawdopodobniej jeden z najdoskonalszych wytworów amerykańskiej telewizji, dlatego tak trudno mi zrozumieć, jakim cudem tego serialu w całości nie pokazała jeszcze żadna polska telewizja czy platforma streamingowa (w latach 80. i 90. dwa różne kanały telewizyjne emitowały część odcinków z dwóch różnych sezonów). Szczególnie że zaledwie parę lat temu mistrz amerykańskiej grozy, Jordan Peele, stworzył dwa sezony swojej wersji The Twilight Zone.
Podobne:
Twórcą oryginału był Rod Serling, który ze swoim pomysłem na serial doskonale wstrzelił się w moment dziejowy, kiedy telewizja była jeszcze nowym wynalazkiem. To czas eksperymentów i sporej kreatywnej wolności. Serling miał więc okazję stworzyć ambitny serial telewizyjny, nad którym udało mu się utrzymać kreatywną kontrolę. Serial miał pięć sezonów i był emitowany od 1959 do 1964 roku (w 1985 roku serial wznowiono, a przy odcinkach pracowali wówczas tacy twórcy jak Wes Craven, William Friedkin czy George R. R. Martin). Serling sam zatrudniał scenarzystów, którym ufał, chociaż aż do 92 odcinków ze 156 scenariusz napisał on sam. Serial ma formę antologii, a każdy odcinek to niezależna, zamknięta historia. Serling nie tylko trzyma stery za kulisami Strefy mroku, ale także pojawia się w każdym odcinku jako narrator. To on w krótkich, kilkusekundowych zapowiedziach zapowiada temat odcinka – przedstawia bohaterów, nakreśla problem, z jakim się mierzą, i podsumowuje ich losy na końcu.
Stała czołówka serialu z charakterystyczną muzyką ma wzbudzić w widzach poczucie niepokoju i surrealizmu. Odcinki balansują na pograniczu thrillera, kina science fiction i grozy, za każdym razem wplatając w to ludzką tragedię i moralne rozterki. Bohaterowie Strefy mroku zawsze mierzą się z trudnym, niewytłumaczalnym zjawiskiem, często znajdują się w sytuacji bez wyjścia. Odcinki często poruszają ważne społecznie zagadnienia, takie jak problem rasy i płci, totalitaryzm czy zagrożenia płynące z nowych technologii. Serial nie popada przy tym w śmieszność czy absurdalność, a wymyślone przez twórców fabuły są całkowicie wiarygodne. To zasługa doskonale skonstruowanych, choć bardzo krótkich, bo maksymalnie 25-minutowych odcinków. Stałym elementem każdego odcinka jest stopniowo budowane napięcie, towarzyszące widzowi uczucie niepokoju i wrażenie niesamowitości, zwieńczone wbijającym w fotel plot twistem.
Każdy w zasadzie odcinek The Twilight Zone Serlinga zasługiwałby na osobne omówienie. Wiele z nich opisała moja redakcyjna koleżanka Kasia Kebernik w swoim genialnym, przekrojowym tekście o fenomenie serialu. W historii The Twilight Zone nie brakuje absolutnie genialnych odcinków, jak niezwykle popularne Eye of the Beholder, To Serve Man, Time Enough at Last, The Invaders czy It’s a Good Life. Moim faworytem jednak jest zdecydowanie mniej znany odcinek z pierwszego sezonu pod tytułem The After Hours, czyli Po godzinach.
To nie jest zwykły dom towarowy
Bohaterką jest Marsha White (Anne Francis), młoda kobieta, która odwiedza dom towarowy w poszukiwaniu prezentu dla matki. „Panna Marsha White jest na dziewiątym piętrze, w dziale różności, szukając złotego naparstka. Są szanse, że go znajdzie, ale są jeszcze większe szanse na to, że znajdzie coś innego, ponieważ to nie jest zwykły dom towarowy. To strefa mroku” – głosi Serling w zapowiedzi odcinka. Marsha dopytuje obsługę, na którym piętrze może znaleźć to, czego szuka, i windziarz wywozi ją na dziewiąte piętro. Dziewczyna jest zaskoczona, bo piętro jest puste. Nagle jednak podchodzi do niej sprzedawczyni i spod pustej lady wyciąga dokładnie taki złoty naparstek, jakiego Marsha szuka. Dziewczyna jest zbita z tropu, a cała sytuacja budzi w niej niepokój. Nerwowo płaci sprzedawczyni, która mówi do niej po imieniu, i ucieka do windy. Tam jednak zauważa, że naparstek ma rysy i wgniecenia, windziarz kieruje ją więc na trzecie piętro do działu reklamacji.
Marsha bezskutecznie próbuje wytłumaczyć kierownikom sklepu, gdzie kupiła naparstek, gdyż mężczyźni twierdzą, że dom towarowy nie ma dziewiątego piętra. Marsha nie posiada żadnego potwierdzenia transakcji – zapłaciła gotówką i nie dostała paragonu. Nagle dostrzega stojącego na wystawie manekina, który wygląda dokładnie tak jak kobieta, która sprzedała jej naparstek. Zszokowana Marsha chce odpocząć chwilę w biurze, lecz zupełnie traci poczucie czasu. W końcu orientuje się, że w sklepie nikogo już nie ma. Wydaje jej się, że słyszy głosy, a manekiny w sklepie się poruszają. Jeden z nich wygląda dokładnie tak samo jak windziarz. Marsha zaczyna panikować i wbiega do otwartej windy, która sama jedzie na dziewiąte piętro. Tam zaczyna do niej docierać, że zna to miejsce – to sklepowy magazyn, który wypełniają… żyjące manekiny. Zaczynają do niej podchodzić, uśmiechają się przyjaźnie, wyciągają do niej ręce. Marsha zaczyna rozumieć, że ona sama jest manekinem. Pogodzona ze swoim losem następnego dnia stoi już na sklepowej wystawie.
Kulturowo-filmowe tropy
W tym genialnym odcinku Strefy mroku w ciekawy sposób wybrzmiewają kulturowo-filmowe tropy, zajmujące twórców od stuleci. Bohaterka w Po godzinach nie chce być tym, kim jest. Przesłanie tego odcinka jeszcze wyraźniej wybrzmiewa w remake’u z lat 80. Terry Farrell wciela się w nim w Marshę, która zupełnie nie może zaakceptować tego, że jest manekinem, a nie człowiekiem. Pragnienie stania się osobą za wszelką cenę to kulturowy trop znany chociażby z powieści Pinokio Carlo Collodiego czy Frankensteina Mary Shelley i na różny sposób zgłębiany przez twórców filmowych. W Powrocie do krainy Oz (1985) pragnienie króla Nome’a, aby być człowiekiem, zmienia go w zgorzkniałego złoczyńcę. A.I. Sztuczna inteligencja (2001) Spielberga to historia Davida (Haley Joel Osment), małego robota, który marzy o tym, aby być chłopcem, który kocha i jest kochany. W filmach science fiction bardzo często zaciera się zresztą granica pomiędzy sztuczną inteligencją a człowiekiem, co samo w sobie stanowi ciekawy problem moralny (Ex Machina).
Zmiana postaci to domena klasycznych baśni i mitów. Bycie człowiekiem to stan pożądany, a zamiana w przedmiot lub zwierzę bywa formą dotkliwej kary lub magii, tak jak w klasycznej baśni o Kopciuszku, Żabim królu (i jednej z jej kilku filmowych wersji, czyli np. Disneyowskiej Księżniczce i żabie) czy w Pięknej i Bestii (zaadaptowanej na ekran wielokrotnie), gdzie służba na zamku zostaje zamieniona w przedmioty domowego użytku – filiżanki, dzbanki, miotły, szafy czy świeczniki. W Shreku zaklęta Fiona co noc zmienia się w ogrzycę, a gdy poznaje swoją prawdziwą miłość, decyduje się zostać nią na zawsze.
Ten genialny odcinek Strefy mroku odnosi się także do odwiecznego kulturowego tropu, jakim jest przekonanie, że otaczające nas przedmioty żyją. Ta myśl stała się podstawą dla serii Toy Story, ale to bardzo częsty wątek przede wszystkim w kinie grozy – od żyjących, morderczych samochodów (Christine), przez domy (Amityville, Obecność, serial Nawiedzony dom na wzgórzu i wiele innych), ubrania (In Fabric, Slaxx) czy lalki (Laleczka Chucky, Annabelle, Duch), aż po manekiny właśnie (Maniak, Turystyczna pułapka).
Manekiny jako obiekty nieruchome przerażają jednak szczególnie, ponieważ tak jak lalki czy roboty przypominają prawdziwych ludzi. To, co humanoidalne, najbardziej przypominające człowieka, jest dla nas najstraszniejsze. Naukowcy przeprowadzili nawet badania na ten temat, tworząc termin uncanny valley, czyli „dolina niesamowitości”. Zgodnie z tą teorią postać (czy to robot, czy bohater filmowy) przypominająca z wyglądu człowieka i zachowująca się jak on, jednak nie w stu procentach i nie w taki sposób, jakbyśmy oczekiwali, wywołuje zawsze u odbiorcy poczucie niepokoju i nieprzyjemne odczucia. Twórcy kina wykorzystują ten psychologiczny efekt bardzo często, tworząc humanoidalne monstra mające wywołać w nas przerażenie czy odrazę (Istota, Obcy, Golum we Władcy pierścieni, Samara w Kręgu i wiele innych).
Twórcy filmowi w jeszcze inny sposób wykorzystują nieruchome obiekty, takie jak manekiny, rzeźby czy różnego rodzaju lalki wielkości człowieka, do tego, aby wywołać w nas grozę. Gąszcz manekinów na wystawie sklepowej czy rzeźby w przestrzeni miasta to możliwość na doskonałą kryjówkę dla bohatera – wystarczy, że ustawi się w podobnej pozie, aby umknąć tym, którzy go ścigają (Strach na wróble Bustera Keatona, Blade Runner). Czasami jednak w ten sposób złoczyńca czai się na swoją ofiarę (Park Jurajski III, film giallo Siedem czarnych nut, horror Śmierć się śmieje).
Po godzinach to więc wielowymiarowy odcinek, który można analizować z perspektywy różnych kulturowych tropów. To przede wszystkim jednak doskonały kawałek amerykańskiej telewizji, jedno z jej najdoskonalszych osiągnięć – doskonale napisany i pełen suspensu.