NIEZNANE FILMY znanych reżyserów
Choć dzisiaj ich nazwiska są kojarzone przez każdego miłośnika kina, kiedyś rozpoznawali je nieliczni. Początkowo ci reżyserzy liczyli głównie na festiwale i właśnie tam rozpoczynali swoje kariery z nadzieją na wysyp nominacji czy nagród. Ciężka praca zaowocowała i obecnie nie narzekają na brak projektów, co nie zmienia faktu, że część ich twórczości pozostaje dla szerszej publiki nieznana. W tym zestawieniu przyjrzymy się właśnie tym produkcjom, często debiutom, które, mimo że bardzo dobre – w związku z czym z czystym sercem mogę je polecić – umknęły świadomości masowego odbiorcy. Miejmy nadzieję, że nie na długo, i poniższa lista skłoni was do obejrzenia tych bardzo udanych filmów.
Kto ją zabił? (reż. Rian Johnson)
W ostatnich latach Rian Johnson miał okazję spotkać się ze skrajnym odbiorem publiki: negatywnym przy okazji Ostatniego Jedi oraz pozytywnym po premierze Na noże. Właściwie tylko te dwa filmy sprawiły, że z względnie nieznanego reżysera przeistoczył się w sławne nazwisko i dziś może przebierać w projektach. Tymczasem sporym talentem wykazał się już podczas pełnometrażowego debiutu, w którym za zaledwie pół miliona dolarów wykonał pastisz gatunku noir. Nie jest to jednak propozycja komediowa, tak jak wspomniane Na noże. Mimo że czuć w Kto ją zabił? ogromne pokłady autoironii, to sama historia traktuje się śmiertelnie poważnie. Humor smakuje gorzko, ponury klimat można kroić nożem, wszystkie elementy konwencji (femme fatale, napięcie, detektyw-samotnik, wielki zły, informator) są na miejscu, Joseph Gordon-Levitt rozwiązuje zagadkę śmierci dziewczyny z determinacją wypisaną na twarzy, a członkowie intrygi – rocznikowo nastolatkowie – nie wahają się przed użyciem przemocy, by go powstrzymać. Dla fanów podobnych klimatów pozycja obowiązkowa.
Wersja skrócona
[web_stories_embed url=”https://film.org.pl/web-stories/nieznane-filmy-znanych-rezyserow/” title=”NIEZNANE FILMY znanych reżyserów” poster=”https://film.org.pl/wp-content/uploads/2021/02/nieznane-filmy-znanych-reżyserów-640×720.jpg” width=”360″ height=”600″ align=”none”]
Po godzinach (reż. Martin Scorsese)
Martina Scorsese znamy głównie z podniosłych dramatów i filmów gangsterskich, ale tak się składa, że udowodnił, iż ma smykałkę także do komedii. I to nie takiej rodem z Wilka z Wall Street, gdzie obsceniczny humor podszyty jest postępującą degeneracją głównego bohatera, lecz konkretnej komedii pomyłek opartej na wpadaniu protagonisty w coraz bardziej absurdalne sytuacje. Założenie Po godzinach jest banalne: znudzony życiem programista (Griffin Dunne) poznaje w barze piękną dziewczynę (Rosanna Arquette) i niedługo później udaje się na randkę do jej apartamentu. Ma nadzieję na jednorazową przygodę, jednak okazuje się, że czekają go zupełnie inne atrakcje. Film nie osiągnął sukcesu finansowego. W praktyce ledwo zwrócił poniesione przy produkcji koszty, a szkoda, bo nawet dzisiaj to niezwykle zabawna komedia, mogąca pochwalić się rewelacyjnym tempem (akcja dosłownie pędzi naprzód, a mimo to nigdy nie czujemy się nią zmęczeni) i toną świetnych gagów czy zapadających w pamięci tekstów. Wprost idealna na weekendowy wieczór.
Śledząc (reż. Christopher Nolan)
Grany przez Jeremy’ego Theobalda bohater jest pisarzem. A przynajmniej chciałby być, bo nie ma nawet maszyny do pisania. Zamiast tego tworzy więc historie w swojej głowie, na ulicy, poprzez przyglądanie się ludziom. Nie poprzestaje przy tym na obserwacji, bowiem po wybraniu osoby podąża za nią i sprawdza, co ta robi. Pewnego razu jednak spotyka profesjonalistę, który bierze go pod swoją opiekę. Ich niejednoznaczna relacja sprowadzi niedoszłego pisarza na drogę przestępstwa. Pełnometrażowy debiut Christophera Nolana to utkany z tajemnicy kryminał noir, w którym największą zagadkę stanowi postać tajemniczego Cobba (Alex Haw). Tutejszy Nolan różni się od swojego współczesnego odpowiednika – zatrzymuje oko na detalach, prowadzi akcję powoli, a szczegółów fabuły nie zdradza w ekspozycyjnych dialogach. Warto sprawdzić, od czego zaczynał jeden z najważniejszych obecnie reżyserów.
Szczekające psy nigdy nie gryzą (reż. Bong Joon-ho)
Jeszcze niedawno nie można tego było powiedzieć, ale po zeszłorocznym międzynarodowym sukcesie Parasite Bong Joon-ho wskoczył na listę reżyserów rozpoznawanych nawet przez ludzi, którzy z kinem koreańskim nie mają nic wspólnego. To cieszy, bowiem niezwykle barwna, choć zawsze skoncentrowana na społecznym manifeście filmografia tego pana ma szansę dotrzeć do większej publiki. W tym przypadku polecę jego pierwszy pełnometrażowy tytuł, który pozostaje blisko stylistyki preferowanej przez Koreańczyka – czarnej komedii. Skupia się na losach Hyeon-nam (Bae Doona) i Yoon-ju (Lee Sung-jae). Pierwsza marzy o karierze telewizyjnej. Drugi marzy o świętym spokoju. Pewnego razu szczekanie jednego z okolicznych psów zirytuje go do tego stopnia, że postanowi zrzucić go z dachu, czego świadkiem będzie kobieta. Brzmi kontrowersyjnie? I dokładnie tak jest. Poprzez relacje ze zwierzętami reżyser obrazuje nerwicę klasy średniej i konsumpcyjne podejście do życia wymagające od nas bezustannego parcia po trupach do celu.