GDY AKTOR SZALEJE. Najbardziej PRZESZARŻOWANE kreacje aktorskie
Klaus Kinski jako Lope de Aguirre – Aguirre, gniew boży (reż. W. Herzog, 1972)
Kinski to z pewnością jeden z najbardziej „przesadnych” aktorów w historii; mężczyzna, w którego charakterystycznej twarzy czaił się wskrzeszony duch niemieckiego ekspresjonizmu. Najbardziej rozpoznawalną rolą urodzonego w Sopocie Niemca pozostaje Nosferatu, ale to w Aguirre przeszedł sam siebie i zaliczył chyba najbardziej żywiołowy występ w karierze – inspirując przy okazji równie mocną piosenkę Armii. Jako hiszpański konkwistador, buntownik i wizjoner stworzył rolę większą niż własne życie. Lope de Aguirre ma w sobie coś szatańskiego i szalonego na długo przed tym, nim w amazońskiej dżungli powolnie osunie się w obłęd. Nazywany przez Herzoga jedynym prawdziwym geniuszem, jakiego kiedykolwiek spotkał, Kinski był silną osobowością także w życiu prywatnym. Dziś, słysząc jego nazwisko, myślimy jednak przede wszystkim o pedofilii i kazirodztwie, o jakie oskarżyły go jego córki. Te odrażające występki kładą się cieniem na pamięci o aktorze i czynią zakończenie Aguirre – w którym to Lope bierze sobie za żonę własną córkę – jeszcze bardziej złowieszczym.
Helena Bonham Carter jako Bellatriks Lestrange i Ralph Fiennes jako Voldemort – seria filmów o Harrym Potterze
Nawet jeśli potteromania was ominęła, to musicie oddać filmowym adaptacjom sagi Rowling, że pod względem wykreowanych na ekranie postaci serwują widzom przepyszną herbatkę z dodatkiem pełnotłustej śmietanki angielskich aktorów. W beznosego Sami-Wiecie-Kogo wcielił się tutaj nie kto inny, jak Ralph Fiennes i jest to rola… no, budząca pewne wątpliwości. Nie tak wyobrażałam sobie Voldemorta, czytając książki; Wielki Zły świata czarodziejów w interpretacji Fiennesa to zdziwaczały, manieryczny histeryk. Zamiast budzić grozę, budzi śmiech. Mówi wysokim głosem i zanosi się głupkowatym rechotem. Taki żałosny i przerysowany Lord Voldemort to odważna decyzja. Fiennes z palcem w nosie (oj, przepraszam: w nozdrzach) mógłby zrobić z niego postać charyzmatyczną i fascynującą. Nie o to chyba jednak chodzi w sadze przeznaczonej dla dzieci i młodzieży, prawda? Dlatego cieszę się, że filmowy Voldemort jest uosobieniem prawdziwego zła – odrażającego, pokracznego, budzącego wstręt. Z kolei Burtonowska (była już, niestety) muza, Helena Bonham Carter, daje upust swojej barokowej manierze i romantycznej fantazji jako niebezpieczna, rozczochrana czarownica w gotyckiej sukni. Jej zataczająca się i chichocząca dziko Bellatriks Lestrange pozostaje dla mnie wzorcowym, archetypicznym wyobrażeniem wiedźmy.
Johnny Depp jako kapitan Jack Sparrow – Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły (reż. G. Verbinski, 2003)
Jak wygląda dobre over the top? Zobaczymy je w pierwszych dwóch częściach Piratów. Jak wygląda złe over the top? Zobaczymy je we wszystkich pozostałych częściach Piratów. Johnny Depp to nader interesujący przypadek aktora, który przedwcześnie zaczął zżerać własny ogon. Nim do tego jednak doszło, zapisał się w zbiorowej świadomości jako awanturniczy kapitan Jack Sparrow. Na poziomie scenariusza postać nie prezentowała się tak ciekawie, dopiero Depp uczynił z niej perełkę. Jego pirat o zamaszystym chodzie to istna gwiazda rocka, zainspirowana Keithem Richardsem. Zawadiacka charyzma, ekscentryzm i pstrokacizna kapitana Sparrowa zadecydowały o sukcesie całej serii.
Vivien Leigh jako Blanche DuBois – Tramwaj zwany pożądaniem (reż. E. Kazan, 1951)
Marlon Brando występuje u Kazana w jednej z najważniejszych kreacji w dziejach filmu (i nie chodzi mi tutaj wcale o seksowny podkoszulek, chociaż rzeczony robi robotę). Stanley Kowalski to postać, która zrewolucjonizowała kino i podejście do aktorstwa, ale jedynie poprzez kontrast z ekranową partnerką, Blanche DuBois, jego bezpośredniość i prostota wybrzmiewają w pełni. Kazan celowo zestawił na pierwszym planie dwójkę reprezentujących całkowicie odmienne style gry aktorów. Nowoczesny i naturalny Brando partneruje teatralnej i egzaltowanej Vivien Leigh. Gwiazda Przeminęło z wiatrem przekonująco kreuje kobietę zaburzoną, czerpiąc z własnego doświadczenia (aktorka cierpiała na chorobę afektywną dwubiegunową). Rozełkana Vivien Leigh balansuje na granicy zirytowania widza. Jej fochy, płacze i histerie męczą i denerwują, a przecież z drugiej strony chcielibyśmy otoczyć tę kruchą istotę opieką. Rola słusznie nagrodzona Oscarem.
Rutger Hauer jako Harley Stone i Alastair Duncan jako Dick Durkin – W mgnieniu oka (reż. T. Maylam, I. Sharp, 1992)
Podobne wpisy
Rutger Hauer to jeden z moich ulubionych aktorów w ogóle. Potrafi grać oszczędnie i trzymać emocje na wodzy, jak w Łowcy androidów, potrafi też być pełnym pasji, nadpobudliwym wariatem – jak w swoich wielkich występach u Paula Verhoevena – w Tureckich owocach oraz Ciele i krwi. Innym rodzajem „over the top”, jaki ma w dorobku Holender, są postacie kipiących testosteronem, oschłych twardzieli – jednym z takich bohaterów jest właśnie Harley ze Split Second; wielki, zwalisty, uzależniony od kawy chłop w czarnym płaszczu. Wszystko w tym VHS-owym postapo jest przesadne i solidnie dołożone do pieca. Tak-bardzo-macho-jak-można Hauer ściga w strugach deszczu seryjnego mordercę, który jest dwumetrowym, zmutowanym szczurem, kryjącym się po kanałach i przejawiającym dziwne zainteresowanie astronomią, zwłaszcza zodiakalnym znakiem skorpiona. Do pomocy Harley dostaje płaczliwego i przemądrzałego detektywa miągwę, który w zamierzeniu scenarzystów swoją niemęskością ma podkreślać męskość bohatera Hauera. Jeden ma imię twarde i rock’n’rollowe – Harley – drugi ma na imię, no cóż, Dick. Obaj aktorzy tworzą niesamowite, cudownie kiczowate kreacje.
Brad Pitt jako Chad Feldheimer – Tajne przez poufne (reż. J. i E. Coen, 2008)
Nie wiem, czemu oryginalny tytuł Burn After Reading przetłumaczono jako Tajne przez poufne, ale wiem, że najlepszą rolę w tym filmie zagrała nie Tilda Swinton czy Frances McDormand, ale właśnie Brad Pitt. Wesolutki jak szczygiełek pracownik klubu fitness to jedna z najciekawszych kreacji tego gwiazdora. Jego amerykański, perfekcyjnie biały uśmiech i pocieszna prostoduszność wygrywają każdą scenę, w której się pojawia. Jest to bohater znacznie mniej rozpoznawalny niż równie sugestywna postać Pitta z 12 małp (której nie wybrałam, ponieważ – jak pisałam we wstępie – role wariatów z natury rzeczy wymagają przejaskrawienia). Niesłusznie. To kreacja na granicy karykatury, o zabarwieniu mocno pastiszowym, ale nie osuwająca się w pastisz, bo przecież każdy z nas zna taką osobę – przesadnie pozytywną, niezbyt inteligentną, z wiecznym ADHD. Każda scena z Chadem sprawiała, że dosłownie płakałam ze śmiechu. Ogląda się go doskonale, kiedy próbuje udawać szychę i święcie wierzy, że to on jest mózgiem całej akcji. Wielka szkoda, że – spoiler – jego ekranowa obecność trwała tak krótko. Na szczęście mina, jaką strzelił tuż przed śmiercią, częściowo to wynagradza.