GDY AKTOR SZALEJE. Najbardziej PRZESZARŻOWANE kreacje aktorskie

Ellen McElduff jako Wanda June – Maksymalne przyspieszenie (reż. S. King, 1986)
Stephen King, zazwyczaj bardzo niezadowolony z filmowych adaptacji własnych książek, postanowił sam zabawić się w reżysera. Efektem było właśnie Maksymalne przyspieszenie, czyli dzieło z pogranicza SF, akcyjniaka i horroru, opowiadające o buntujących się przeciwko ludzkości maszynach, napędzanych przez kosmiczne promieniowanie. Jego film to, cóż, specyficzne dzieło, ale ma swoich oddanych fanów i nadal cieszy się popularnością w pewnych kręgach. Po latach pisarz przyznał, że na planie był niemal cały czas naćpany i nietrzeźwy, co w poszczególnych momentach mocno widać. Mnie najbardziej z całego filmu zapadła w pamięć scena, w której zakrwawiona kelnerka biega i drze się wniebogłosy. Wiem, że to bardzo nieładnie śmiać się z cierpienia innych, ale najpierw zobaczcie, co ta kobieta robi, a potem niech pierwszy z was rzuci we mnie kamieniem.
Gary Oldman jako Norman Stansfield – Leon zawodowiec (reż. L. Besson, 1994)
Chyba jedna z najpopularniejszych przeszarżowanych kreacji aktorskich i jedno z pierwszych skojarzeń, jakie przyszły ci do głowy po przeczytaniu tytułu. Charyzmatyczny antagonista nadaje Leonowi moc i tempo w równym stopniu, co kochana przez widzów para głównych bohaterów. Norman Stansfield to z pewnością jedna z najwspanialej drących się postaci filmowych. Jego wybuchy złości za każdym razem wyglądają tak, jakby ktoś wsadzał go do wrzątku. Oldman doskonale odnajduje się w rolach, które trzeba nieco przedobrzyć – czego koronnymi dowodami są choćby Dracula i Piąty element.
Dennis Hopper jako Frank Booth – Blue velvet (reż. D. Lynch, 1986)
Nie da się zapomnieć Hoppera wtulającego twarz w łono zobojętniałej Rosselini i skamlącego jak skrzywdzony pies. Z jednej strony wcielenie okrucieństwa – sceny, w których wydziera się na kochankę i biją ją, są bardziej naładowane agresją niż niejeden slasher – z drugiej: żałosna, znajdująca się w więzieniu własnych popędów kukła i kreatura. W wielce symbolicznym dziele Lyncha Frank Booth stanowi reprezentację nieokiełznanych, potężnych i pierwotnych instynktów, tłumionych przez społeczeństwo – żądzy krwi i seksu. Może spełniać się i rozkwitać jedynie w ukryciu, za zamkniętymi drzwiami. Podobną do Bootha postacią jest u Lyncha bohater Willema Dafoe z późniejszej Dzikości serca.
Srdjan Todorović jako Dadan Karambolo – Czarny kot, biały kot (reż. E. Kusturica, 1998)
https://www.youtube.com/watch?v=b7hGiyU2kmI
Dadan to postać barwna nawet jak na Kusturicę i jego barokowe, rozbuchane standardy; być może najbardziej charakterystyczna z całej galerii jakże osobliwych przecież person, jakie zaludniają wypełnione magią filmy słynnego bałkańskiego reżysera. Ekspresyjność tego bohatera jest mocarna: zmieszajcie techniki aktorskie z epoki kina niemego z domieszką postradzieckiej przesady, a wyjdzie z tego Dadan – cygański Joe Pesci z wielkim czarnym wąsem i sznurem żelastwa zawieszonym na szyi. Drobny gangster i wiecznie spocony cwaniaczek mimo swego karygodnego zachowania każdym swoim pojawieniem się na ekranie wywołuje uśmiech na ustach. Najbardziej ikoniczna scena? Wciąganie koksu w aucie i śpiewanie piosenki „Pitbull terier”.
Jennifer Lawrence jako Matka – Mother! (reż. D. Aronofsky, 2017)
Podobne wpisy
Nie rozumiem hejtu na Jennifer Lawrence. Mało jest aktorek młodego pokolenia, które w równie naturalny i instynktowny sposób wcielają się w rolę. J-Law to zodiakalna i ekranowa lwica, występy przed kamerą to jej żywioł. Ekspresyjna gra Amerykanki często naraża ją na krytykę i zarzuty o przeholowywanie. Chyba najmocniej dostało się jej właśnie za Mother!, jej rola wzbudziła równie duże kontrowersje, co sam film. Obojętnie jednak, czy matka wpadająca we wściekłość i swoim krzykiem burząca dom w posadach wywołuje u nas śmiech czy też podziw, to nominowanie Jennifer do Złotej Maliny zakrawa o pomstę do nieba. To sugestywna, mocna, wyrazista kreacja świadcząca o wszechstronnym warsztacie aktorskim. Inna rola tej aktorki, którą często określa się jako przedobrzoną i irytującą, to ta z American Hustle. Znowu stanę w obronie aktorki, bo moim zdaniem Lawrence w tym filmie po prostu lśni, przyćmiewając swym blaskiem Christiana Bale’a i Amy Adams. Jej Rosalyn uwodzi widza swym neurotycznym seksapilem, jest odważna, wyzywająca i szalenie zajmująca.
Meryl Streep jako Violet Weston – Sierpień w hrabstwie Osage (reż. J. Wells, 2013)
Meryl Streep jest wielką aktorką. W żadnym ze swoich filmów, zwłaszcza tych najnowszych, ani na moment o tym nie zapomina. I to właśnie robi na ekranie: jest wielką aktorką. Tak, jak w podręczniku od polskiego Adam Mickiewicz jest wielkim poetą. Z jednej strony Streep celebruje każdą scenę, staje się bardziej prawdziwa od prawdziwego człowieka, bardziej rzeczywista od rzeczywistości, ale kto inny tak potrafi? Można zarzucać aktorce, że na starość robi się manieryczna, ale kameralny dramat rodzinny Wellsa to jeden z najwspanialszych popisów aktorki w ostatnich latach.
Tommy Wiseau jako Johnny – The Room (reż. T. Wiseau, 2003)
Nie oddadzą tego żadne słowa, więc, po pierwsze:
I po drugie: