GDY AKTOR SZALEJE. Najbardziej PRZESZARŻOWANE kreacje aktorskie
Przeaktorzyć, przeszarżować, przesadzić, przedobrzyć, przerysować, przeholować – istnieją różne określenia na role, w których nadużyto zbyt intensywnych środków aktorskich. Nieco gorzej jest ze zdefiniowaniem tego, co faktycznie owym przeaktorzeniem jest. Wydaje się, że na pytanie, czy aktor rzeczywiście zagrał „over the top”, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Podobnie subiektywny pozostaje odbiór tego typu ról, które – z natury ryzykowne i balansujące na granicy – jednym się podobają, a innym nie. W swoim zestawieniu prezentuję różne oblicza aktorskiej przesady.
Specjalnie dla was zebrałam wybrane przykłady takich właśnie przeszarżowanych kreacji aktorskich. To moje ulubione występy z gatunku „over the top”. Znajdziecie tu role, w których nadekspresja i przesada dały wspaniały efekt, na zawsze zapisując się w pamięci widzów; ale znajdziecie też takie, które są tak przerysowane i złe, że aż fantastyczne. Wszystkie są w mojej opinii ciekawe i warte uwagi. W zestawieniu nie uwzględniam kina niemego, ponieważ inaczej definiowało ono przesadę, a pozbawieni głosu aktorzy byli zmuszeni do nader ekspresyjnej gry. Z tego samego względu nie piszę również o filmach z kręgów kulturowych wysoko ceniących dramatyczną grę aktorską, takich jak Chiny, Turcja czy Indie. Pomijam też takie role, których wyrazistość i ekspresyjność wynika z konwencji, np. komediowej (role Rowana Atkinsona, Sachy Barona Cohena, Jima Carreya…) albo z portretowania postaci, która z założenia zachowuje się ekstremalnie: chorej psychicznie, uzależnionej od narkotyków, opętanej (Lśnienie, Trainspotting). Interesują mnie tylko takie role, w których naddatek gry aktorskiej nie wynika bezpośrednio ze specyfiki portretowanej postaci, lecz stanowi indywidualny rys nadany jej przez grającego.
Al Pacino jako John Milton – Adwokat diabła (reż. T. Hackford, 1997)
Gwiazdor do subtelnych aktorów nigdy nie należał (znakomity wyjątek: Michael Corleone) i w zasadzie byłby tematem na osobne zestawienie: „top 10 najintensywniejszych ról Pacino”. Długo zastanawiałam się, który występ niekoronowanego króla nadekspresji aktorskiej umieścić na tej liście. Wahając się między Człowiekiem z blizną (“Say hello to my little friend!”) a Gorączką (“Cos she got a GREAT ASS and you got your head all the way up it!”), wybrałam ostatecznie Adwokata diabła. Pacino gra szatana tak, jakby cały czas jechał na jakimś piekielnym koksie. W kontraście ze ślicznym i chłopięcym Keanu Reevesem wydaje się wcieleniem wszelkiej okropności. Dla wielu osób ta mocna kreacja pozostaje idealnym odzwierciedleniem ich wyobrażenia o diable. Ci, którzy wolą widzieć księcia ciemności jako istotę dystyngowaną i tajemniczą, preferują go zapewne w interpretacji arcykonkurenta Pacino – Roberta De Niro w filmie Harry Angel.
William Shatner jako Kirk i Ricardo Montalbán jako Khan – Star Trek II: Gniew Khana (reż. N. Meyer, 1982)
Serie Star Wars i Star Trek rywalizują ze sobą na wielu polach, także w kategorii “over the top acting”. Jednakże w starciu z Khanem sadze Lucasa nie pomoże ani histeryczny krzyk Luca po poznaniu taty, ani dramatyczne „Nooo” Anakina-Vadera po usłyszeniu o śmierci Padmé – Gniew Khana to uczta dla każdego fana przerysowanej gry aktorskiej, najpyszniejszy serniczek w swojej kategorii, sam cukier i rodzynki. Uczesany na Limahla Montalbán z subtelnością Gargamela portretuje szwarccharakter, w który się wcielił, a kapitan William Shatner jako Kirk łamie prawa fizyki, gdy jego krzyk – wbrew temu, co twierdził trailer Obcego – słyszą wszyscy w całym kosmosie, gdyż niesie się echem po próżni. Podobno reżyser wymusił ponad trzydzieści dubli tego wrzasku tylko po to, aby mocno wkurzony aktor wydarł się z autentyczną frustracją. Efekt jest epicki, co możecie podziwiać w podlinkowanej przeze mnie scenie.
Dawid Ogrodnik jako Tomasz Beksiński – Ostatnia rodzina (reż. J.P. Matuszyński, 2016)
Podobne wpisy
Pamiętam, jak zaraz po wyjściu z kina musiałam sprawdzić, czy Tomek Beksiński aby na pewno nie miał żadnej fizycznej lub umysłowej niepełnosprawności, o której nie wiedziałam. Nie miał. Podejrzewam zatem, że podczas kręcenia Ostatniej rodziny Dawidowi Ogrodnikowi musiały zanadto uaktywnić się wspomnienia z planu Chce się żyć. Beksiński w wykonaniu Ogrodnika to niezwykle polaryzująca kreacja. Dla jednych jest w tej roli absolutnie magnetyzujący, dla innych – przerysowany, śmieszny i chaotyczny, zwłaszcza że chwilami naprawdę ciężko zrozumieć wypowiadane przez niego słowa. Trudno też dziwić się oburzeniu osób, które osobiście znały Tomka – takich jak Wiesław Weiss, który oskarżał reżysera o profanowanie pamięci o młodszym z Beksińskich. We mnie rola Ogrodnika musiała urosnąć i dojrzeć, bym po początkowym zdziwieniu potrafiła ją polubić. Doceniam brawurę i podjęte ryzyko, a także kilka wybitnych scen, takich jak poruszająca rozmowa z Aleksandrą Konieczną o (bez)sensie życia.
Leonardo DiCaprio jako Jordan Belfort – Wilk z Wall Street (reż. M. Scorsese, 2013)
Wiekopomnej sceny czołgania się do samochodu nie można wyrzucić z pamięci. Wilk z Wall Street to film, w którym aktor bodaj najrozpaczliwiej starał się o upragnionego Oscara – i pewnie by go wówczas zdobył, gdyby nie Matthew McConaughey i Witaj w klubie. Czego tutaj nie ma! DiCaprio prezentuje pełen wachlarz swojego warsztatu, wszystko wykonując w kategorii „naj”. Na spotkaniu biznesowym jest najbardziej charyzmatycznym liderem świata, żebrząc u żony o seks, staje się najżałośniejszym z wszystkich mężów, a kiedy ćpa, to tak, że zwykły śmiertelnik by tego nie przeżył. Leo był współproducentem Wilka... Długość filmu – trzy godziny! – to na pewno w dużej mierze jego zasługa (lub wina – jak to woli). No bo kto rozkaże DiCaprio wycinać sceny z DiCaprio? Przecież on w każdym ujęciu wspina się na wyżyny własnego geniuszu, prawda?
Elizabeth Berkley jako Nomi Malone – Showgirls (reż. P. Verhoeven, 1995)
Tak, wiem – dla wielu to najgorsza rola żeńska wszech czasów i koncert fatalnego aktorstwa. Moim zdaniem jednak Nomi jest tak ostentacyjnie przejaskrawioną postacią, że w pewnym momencie staje się wręcz fascynująca, a sama Berkley tworzy tutaj coś niepowtarzalnego i własnego. Nie tylko niesamowita uroda sprawia, że od bohaterki Showgirls tak trudno oderwać wzrok. To energia i wigor, które ją rozsadzają; nadmiar i przesada, cechujące wszystkie jej działania; dziecinność i żywiołowość, bijące z każdej sceny z jej udziałem. Zawsze reaguje impulsywnie, wszystko jest dla niej sprawą życia i śmierci, a krzyk i płacz to ulubione formy wyrażania emocji. Nomi jest jak zwierzątko: dzika, cielesna, nieokiełznana, instynktowna. Kiczowata i irytująca? Oczywiście i przede wszystkim – dlatego właśnie każdy fan nieokrzesanego aktorskiego szarżowania powinien ją poznać.