Filmy SCIENCE FICTION, które zyskały KULTOWY status
Mad Max 2 (1981), reż. George Miller
Podobne wpisy
Nie ujmując niczego doskonałości najnowszej odsłony przygód szalonego Maxa z Tomem Hardym, legendę wojownika z pustkowi zapoczątkował tak naprawdę Mel Gibson, i to nie pierwszą częścią filmu, a drugą. Jej konstrukcja do złudzenia przypomina akcję z Na drodze gniewu, tyle że nosi piętno swoich czasów i mniejszego budżetu. Poza tym jest to przykład doskonałego kina postapokaliptycznego, z wysokooktanową linią fabularną oraz wyrazistymi postaciami na zawsze pozostającymi w pamięci. Antagoniści są jak wyjęci z klubu nocnego dla gejów, a pozytywni bohaterowie przypominają anioły. I tak odwieczny konflikt dobra ze złem toczy się w świecie, gdzie najwyższą wartością jest benzyna. Mam tylko nadzieję, że przyporządkowanie facetów w skórzanych wdziankach do tzw. negatywnej strony konfliktu nie będzie odbierane jako jakaś homofobia. W dzisiejszym świecie poprawności politycznej już nic nie wiadomo. Tutaj krzyż, a tam tęcza. Ciężko się wpasować…
Diuna (1984), reż. David Lynch
Lynchowska wizja dzieła Franka Herberta daleka jest zarówno od mojego doświadczenia tej powieści, jak i rozwinięcia wielu wątków w dalszych tomach sagi. Tym więc bardziej czekam na interpretację tekstu przez Denisa Villeneuve’a. Wcale nie chodzi mi o wierne odtworzenie literackiego pierwowzoru, ale o, powiedzmy, mniej abstrakcyjnego artyzmu w artyzmie, a więcej faktów, których w Herbertowskiej Diunie nie brakuje. Jej wersja z 1984 roku zyskała wśród fanów status kultowej, gdyż po pierwsze jest filmem Davida Lyncha, który sam w sobie jest postacią otoczoną wręcz magiczną estymą w świecie filmu, a po drugie nie jest obrazem treściowo prostym czy też banalnym. Dlatego podnieca intelektualistów, którzy nie zawsze kochają science fiction w ogóle, ale z drugiej strony lubią znać kinowe smaczki. Diuna niewątpliwie smakowita metaforycznie oraz intertekstualnie jest. Co do walorów czysto rozrywkowych, jak już wspomniałem, czekam, co wymyśli Villeneuve.
Hibernatus (1969), reż. Édouard Molinaro
Już całkiem niedługo będą urodziny Louisa de Funèsa i chociaż akurat Hibernatus nie znalazł się w moim zestawieniu jego najlepszych ról, to dla każdego miłośnika europejskiej komedii z dawnych lat jest to tytuł obowiązkowy i kultowa pozycja z VHS, chociaż przecież z dawniejszych czasów. Dodatkowo, jak mało który film rozrywkowy ze Starego Kontynentu, zawiera elementy science fiction. Nie pomijałbym go więc, nie tylko w zestawieniach tzw. kultowych obrazów, ale i w ogóle dobrego kina fantastycznonaukowego. Tak na marginesie, w naszej rodzimej Seksmisji czuć dużo inspiracji Hibernatusem, z tym że w komedii Édouarda Molinaro nie ma tylu wtrętów politycznych i ogólnospołecznych. Reasumując, dla każdego miłośnika europejskiego kina retro produkcja z Louisem de Funèsem powinna być obowiązkowa, a ze względu na swoje walory rozrywkowe – kultowa. W ramach gatunku sci-fi również, gdyż zbyt często miłośnicy fantastyki zapominają, że ma ona różne twarze, nie tylko tę kosmiczną i poważną.
Kiedy pisze się dużo o jakimś gatunku, tak jak w moim przypadku o science fiction, trudno uniknąć powtórzeń. Tym razem jednak postanowiłem wystrzegać się ich za wszelką cenę, stąd brak w zestawieniu tytułów dla wielu widzów najbardziej kultowych w całym uniwersum sci-fi. Dla mnie również są takie, ale też z tego powodu bardzo wiele o nich już napisałem. Teraz więc tylko wymienię niektóre z nich, żeby nie było, że nie jestem świadomy ich roli dla fantastyki naukowej, niezależnie od mojej ich oceny. Są to m.in.: Łowca androidów, Avatar, Obcy: Ósmy pasażer Nostromo, Seksmisja, Matrix, Terminator, Ucieczka z Nowego Jorku, Coś, Pamięć absolutna, Stalker, Tron, 2001: Odyseja kosmiczna, Robocop, eXistenZ, Zakazana planeta, Podróż na Księżyc, Kosmiczne jaja, Piąty element, Człowiek Omega, Pogromcy duchów, Mucha, filmy superbohaterskie typu Avengers, Żołnierze kosmosu, Oni żyją, Ostatni człowiek na Ziemi, Wehikuł czasu, Faceci w czerni i wiele innych tytułów, które częściej niż wybrane do tego zestawienia wspominałem w tych kilkuset tekstach, które do tej pory miałem przyjemność napisać dla Film.org.pl.