BROŃ SIĘ, KINO! Historia i rola oręża w filmie
Pozostałe
Lecz nie tylko cięciem i strzelaniem człowiek żyje… to znaczy zabija. Możliwości na tym polu są właściwie nieskończone, a przez tysiąclecia wymyślono jeszcze wiele ciekawych rodzajów broni, z których warto skupić się na kilku wyjątkowo istotnych dla X muzy.
Bat
Na początek może uściślijmy, że chodzi o autentyczne baty, a nie służące do seksualnych igraszek pejcze z koźlej skóry i inne zabawki. Wszelkie twarze Greya czy inne roki całe na dni podzielone nie będą zatem kierunkiem, w którym pójdziemy. Przy czym sam bat trudno też uznać za broń jako taką, biorąc pod uwagę jego podstawowe zastosowania, a więc popędzanie i/lub tresurę zwierząt oraz karanie niewiernych bądź nieposłusznych (dlatego też widać go w co drugim filmie o niewolnictwie i fresku historycznym, w których pełni rolę instrumentu tortur). W wielu swoich odmianach i wariantach (palcat, chicotte, kańczug, harap, bicz…) to w głównej mierze prymitywne narzędzie do zadawania bólu, mogące być w skrajnych przypadkach wykorzystane także do obrony (aczkolwiek znane są także przypadki zabicia batem na przykład wilka). Wyjątkami od tej reguły są: używany w sztukach walki chiński bat łańcuchowy oraz indyjskie urumi, czyli… miecz z giętkiej stali o wielu ostrzach, w akcji przypominający rodzaj bata. To już jednak level hard, podczas gdy bat sam w sobie pozostaje prostym niczym cep przedmiotem. Dzięki kinu zyskał on nową twarz. Twarz, która udowodniła, że taki bat to jednak nie w kij dmuchał…
Niestarzejący się w miarę upływu lat, a jedynie liczący przebyte mile Indiana Jones już w prologu swojego pierwszego filmu robi solidny użytek z bata i dopiero potem ujawnia nam swoje oblicze archeologa (prywatnie należące do Harrisona Forda). Szybszy od rewolweru Remington 1875, którym podstępny towarzysz chciał mu sprzedać kulkę w plecy, ten zwój ze skóry stanowił znakomite wprowadzenia dla postaci. Nie zabił, co prawda, ale ranił przeciwnika i zmusił go do ucieczki. We wszystkich kolejnych częściach, na potrzeby których wykonano około 40 różnej długości batów, Indy wydatnie korzystał ze swojej zatkniętej u pasa zabaweczki, używając jej dosłownie do wszystkiego – tradycyjnie na przekór prawdziwym właściwościom tego przedmiotu, który w normalnym świecie dawno by się rozpadł od tych wszystkich kaskaderskich sztuczek, gdyż zwyczajnie nie został do nich stworzony. Wbrew pozorom na bacie nie można latać niczym na lianie lub traktować go jako liny. Niemniej można solidnie deprymować nim przeciwników.
Podobne wpisy
O perfekcyjny filmowy wizerunek bata zadbali: szef kaskaderów, Glenn Randall, oraz wytwórca tych zwijanych, robionych najczęściej ze skóry kangura cacuszek, David Morgan. Na jego oficjalnej stronie można je sobie cały czas kupić (koszt blisko tysiąca dolarów), co spowodowane jest wzmożoną popularnością tego gadżetu na fali sagi o doktorze Jonesie. Nie można tu, co prawda, pisać o takim szale jak w przypadku broni palnej, gdyż bat jest zdecydowanie mniej poręczny. Filmowcy przysłużyli się jednak zainteresowaniu zjawiskiem strzelania z bicza. Obecnie pozostaje ono nie tylko osobliwym hobby dla kilku pasjonatów, ale też wymagającą wprawy dyscypliną, w której można konkurować na sportowo. Zawsze coś.
Poszukiwacze zaginionej Arki nie byli, ma się rozumieć, pierwszym filmem stawiającym w świetle reflektorów ten rekwizyt. Poza produkcjami dziejącymi się na przykład w cyrku (skąd wszak Indiana wytrzasnął swoją sztukę), doskonale odnalazł się on także na starym, dobrym Dzikim Zachodzie. Calamity Jane, Rzeka Czerwona, Django, Mściciel, Jeździec znikąd, Bez przebaczenia – to tylko kilka westernów, w których bat zaznacza swoją rolę. Kluczową odgrywa złaszcza w dwóch: Czterdzieści rewolwerów (roboczy tytuł brzmiał… Kobieta z batem, co akcentują też słowa piosenki przewodniej filmu) oraz The Black Whip, w który uzbrojony jest główny antagonista – taki to zły człowiek.
Z prawych bohaterów do mistrzów bata zaliczyć należy bez wątpienia Zorro, na którego sztuczkach twórcy Indiany z pewnością się wychowali. Paradoksalnie jest on jednak nieco mniej kojarzony z tym przedmiotem, a o jego głównym koniku pisałem już wcześniej. Poza nim używa go również Kobieta Kot (egzystująca wszak w świecie Batmana), zwłaszcza w Powrocie Batmana, który zmusił Michelle Pfeiffer do kilkumiesięcznych treningów pod okiem prawdziwego mistrza, Anthony’ego De Longisa (nadzorował on też pracę Forda na planie Królestwa Kryształowej Czaszki). No i nie można zapominać o postaciach z serialu Castlevania, gdzie oglądać możemy całą galerię wymyślnych batów – niektóre o renomie wręcz świętych relikwii (!) – które wychodzą daleko poza definicję tu przyjętą. Definicję tę najlepiej oddaje w sumie ta krótka scenka z kultowej komedii:
Nie ma bowiem co ukrywać, że w tym wypadku mamy do czynienia z pobudzającą wyobraźnię ciekawostką dla dużych dzieci. Ale czyż nie na tym polega między innymi rola kina, żeby je w nas obudzić? Bat sprawdza się w tym kontekście znakomicie, nawet jeśli trudno tu mówić o prawdziwej rewolucji czy nawet nadmiernej jego eksploatacji.
Kusza
Powstała prawdopodobnie dawno temu w Chinach broń miotająca neurobalistyczna. Początkowo budząca niewielkie zainteresowanie, swój rozkwit zanotowała w czasie wypraw krzyżowych, podczas których siała prawdziwą grozę pośród Saracenów. To przyczyniło się do jej zwiększonej popularności w Europie, gdzie położyła się cieniem na swym wielkim poprzedniku, czyli łuku. Ważąca co prawda więcej od niego, lecz o wiele prostsza w użyciu, bo niewymagająca celnego oka, takiego samego nakładu sił oraz praktyki. Bardziej też od niego niebezpieczna, gdyż, w porównaniu ze strzałami, wystrzeliwane z niej cięższe, lecz krótsze bełty mają bardziej płaski tor lotu, co przekłada się na większą moc oraz prędkość i zasięg rażenia. Pierwotnie kusze przeznaczone były zatem do zwalczania ciężko opancerzonych celów. Jednakże chwalone za cichą pracę i skuteczność stały się kolejnym krokiem w zabójczej ewolucji, pozbawiając łuczników ich dotychczasowej renomy i niezbędności na polu walki.
No właśnie… w sumie można by tu było podpiąć także i łuk, czyli przedłużenie ręki Legolasa i Robin Hooda (który, notabene, w Księciu złodziei gładko obezwładnia żołnierzy z kuszami, obnażając wady tych urządzeń). To wszak łuk był pierwszym takim narzędziem do zadawania bólu na odległość i ma też o wiele solidniejszą reprezentację w kinie. Pozostanę jednak tylko przy kuszy – z kilku powodów.
Po pierwsze, ma ona większy potencjał dramatyczny ze względu choćby na sam sposób jej ładowania – wymagający czasu i pozbawiony łuczniczej płynności. Po drugie, kuszy udało się sprostać technologicznemu postępowi i rozwinąć na tyle, że pomimo upływu lat od jej wynalezienia nadal pozostaje popularnym instrumentem zbrodni, nie ograniczając się jedynie do olimpijskich dyscyplin sportowych i działkowego hobby wujka Staszka (przyznać się, kto w młodości strzelał do czereśni za pomocą gumowych strzałek). I w końcu po trzecie: kusza jest rodzajem łuku. Już sama nazwa angielska – crossbow – oznacza ni mniej, ni więcej, tylko łuk poprzeczny, który jest z kolei bezpośrednim rozwinięciem greckiego gastrafetesa, czyli tak zwanego łuku brzusznego (od sposobu naciągu cięciwy). A cała konstrukcja to po prostu krótki łuk przymocowany do łoża, dawniej drewnianego, obecnie wykonanego z tworzyw sztucznych. Wciąż wykorzystywana przez różnorakie armie, kusza budzi również znacznie większe kontrowersje we współczesnym społeczeństwie, gdyż, w przeciwieństwie do łuku, uważana jest za broń niebezpieczną, a więc wymagająca najczęściej pozwolenia (także w Polsce). Wszystkie te fakty składają się na uzbrojenie idealnie filmowe, systematycznie rejestrowane na taśmie, gdzie kusza nierzadko krzyżuje swoje losy właśnie z łukiem.
Ale najpierw odhaczmy dziesiątkę w środku tarczy i wspomnijmy kuszowego odpowiednika Robina z Loxley, czyli bohatera z Bürglen aka Wilhelma Tella. Szwajcar zasłynął tym, że precyzyjnie zestrzelił jabłko z głowy własnego syna i choć po dziś dzień jest jedną z ikon tego na co dzień neutralnego kraju, to daleko mu do sławy zakapturzonego Anglika. Niemniej doczekał się własnych seriali – wpierw w latach 50., potem w 80., kiedy to powstała bardzo lubiana również nad Wisłą Kusza z muzyką Stanisława Syrewicza. Tella parodiował sam Charlie Chaplin w swoim niemym dziele Cyrk, a powstała na jego cześć owertura operowa autorstwa Gioacchino Rossiniego systematycznie pojawia się w różnych produkcjach małego i dużego ekranu (jest np. motywem przewodnim zamaskowanego Jeźdźca Znikąd).
Legendarny status Tella i mitologia, którą obrósł, a także kontekst historyczny sprawiły, że kusza naturalną koleją rzeczy odnalazła się we wszelkiego sortu freskach rycerskich (Gladiator, Rycerz króla Artura czy Trzy królestwa z opcją kuszy przeładowywanej na modłę shotguna) i osnutych na tych realiach opowieściach fantasy – zarówno tych klasycznych w formie oraz wymowie (Książę Persji: Piaski czasu, Jak wytresować smoka, Braterstwo wilków), jak i nieco bardziej współczesnych (baśniowe serie ABC Dawno, dawno temu i Grimm, Osobliwy dom Pani Peregrine, Gremliny rozrabiają, wszystkie wersje Rodziny Addamsów czy Mali żołnierze z małym egzemplarzem zamontowanym na ręku przywódcy Gorgonitów, Archera) albo wręcz futurystycznych (minikusza Barbarelli, Ptaki Nocy).
Kusza była ulubionym narzędziem tortur Joffreya w Grze o tron, która, mimo przewagi łuków, zawiera też motyw gigantycznej wersji przeznaczonej do strącania smoków (widziany także w Ostatnim smoku, Hobbit: Bitwie Pięciu Armii oraz Siódmej podróży Sindbada). Kosmiczną laserową kuszę (tzw. bowcaster) miał w końcu Chewbacca z Gwiezdnych wojen, a kuszopodobny twór nosił potem też niewidomy mistrz Chirrut Îmwe w filmie Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie (choć sama nazwa lightbow sugeruje raczej rodzaj łuku). Swoisty pojedynek łuków z kuszami obserwujemy w Dwóch wieżach z trylogii Władca Pierścieni, gdzie z jednej strony mamy wytrawnych elfich snajperów, a z drugiej pragmatyczne zastępy Orków. Z tymi ostatnimi nie miałby zapewne problemów nasz Wiedźmin, który spokojnie odbija bełt w locie, po czym zabija kusznika, zanim ten zdąży załadować swoją broń.
Abstrahując od kontekstu paramilitarnego, kusza perfekcyjnie odnalazła się w filmach grozy, gdzie została podstawowym arsenałem licznych pogromców wampirów – Van Helsing, Dracula 2000, Wampiry Johna Carpentera, Buffy: Postrach wampirów, Lesbian Vampire Killers, Postrach nocy, Od zmierzchu do świtu (z wersją à la shotgun), Daybreakers. Świt oraz seria Underworld udowodniły, że kusza lepsza jest od czosnku i krzyża, a polowanie z nią to znakomita zabawa.
Trend ten został zatem podchwycony również przez inne podgatunki, głównie różnorakie survivale (Zabawa w pochowanego, Następny jesteś ty, Nie przeżyje nikt, Dom woskowych ciał z 2005 roku), z których gładko przeszedł do wizji postapokaliptycznych, raniąc chociażby Snake’a w Ucieczce z Nowego Jorku (poza tym seria The Walking Dead, Doomsday, Battle Royale, Resident Evil: Zagłada, Władcy ognia oraz liczne B-klasowe i gorsze koszmarki). Kuszę znajdziemy w trzech z czterech odsłon Mad Maxa, z czego aż dwukrotnie w rękach pań (pod Kopułą Gromu ma ją Tina Turner, a w Na drodze gniewu Furiosa) oraz w Hanselu i Gretel: Łowcach czarownic, gdzie występuje w wersji automatycznej – podobnie jak w Igrzyskach śmierci: Kosogłos. Część 1, paradoksalnie opowiadających o łuczniczce, co stanowi również casus serialu Arrow.
Podobne wpisy
Co poza tym? Tradycyjnie kino akcji i thrillery, w których kusza eksponowana jest już na plakatach, chociażby Dzikie ulice z Lindą Blair oraz bondowskie Tylko dla twoich oczu, gdzie wydatnie korzysta z niej piękna Carole Bouquet. Nie mniej rozpalająca zmysły Rhona Mitra testuje kilka różnych rodzajów kusz w Nieuchwytnym celu 2 (w jedynce był to pneumatyczny karabin na strzały, sic!). Listę przedłużają niebezpieczne wyczyny Macaulaya Culkina w Synalku oraz jeszcze między innymi: Dzikie gęsi, Czarny orzeł, norweska Ucieczka (2012), bollywoodzkie Toofan i filipińskie Hindi lahat ng ahas ay nasa gubat (1996). No i Weekend Ostermana, na którego afiszach imponuje co prawda równie ważny fabularnie łuk.
W końcu kusza, tak jak wszystko inne, służy filmowcom za nietypowy gag – jakże bolesny dla postaci. John Malkovich paradujący z kuszą w Red, osnuta wokół niej intryga Jak wykończyć panią T.? czy też pojedyncze sceny w Jeszcze dłuższych zaręczynach i Legendzie telewizji 2, w której ekipa wiadomości MTV ostrzeliwuje z dachu telewizyjne pole bitwy. Komediowych zastosowań ponownie jest tu cała masa, choć na ich tle wyróżnia się zdecydowanie Dorwać Smarta i minikusza w scyzoryku. Nie próbujcie tego robić w domu!
Patrząc na wszystko powyższe, aż dziw bierze, iż tak prymitywny, jak by nie było, przedmiot o dość konkretnym zastosowaniu potrafił na dużym ekranie przemienić się w tak uniwersalne narzędzie. Pod wieloma względami kusza przebiła swoim zasięgiem niektóre z broni palnych, co tylko potwierdza jej wyjątkowość. Jak na ironię nie udało się tego przekuć na jej zwiększoną popularność – pomimo szerokiego pola do popisu filmowa kusza nie zdołała zabić swojej wcześniejszej legendy i wciąż postrzegana jest przez pryzmat pewnego owocu.